12. Każdy potrzebuje odrobiny buntu
Rozdział dwunasty: Każdy potrzebuje odrobiny buntu.
Dla Yuukiego cały ostatni rok był jedną wielką porażką. Myślał, że może podbić świat, a presja grania w krajowej drużynie go przerosła. Nie wszedł nawet do głównego składu, a już musiał zrezygnować, przynajmniej na jakiś czas. Chciał zrzucić na coś konkretnego winę i po prostu się zezłościć, ale nie miał pojęcia, co było przyczyną jego niedyspozycji. Czyżby miał wcześniej zawyżone oczekiwania co do swojej odporności psychicznej? A może inaczej sobie to wszystko wyobrażał? Dalej chciał grać, coś po prostu mu nie pasowało i nie mógł zrozumieć, co. Im dłużej brnął w karierę sportową, tym bardziej nasilał się jego niepokój. Ciągle miewał myśli, że znajduje się w złym miejscu ze złymi osobami, że powinno być jakoś inaczej. Że nie pasował.
A co to dokładnie znaczyło, ponownie nie miał pojęcia.
Robił sobie wakacje od ambicji, trzeba było po prostu wyłączyć natrętne rozmyślanie i zająć się odpoczynkiem. Ostatniego dnia tego roku szkolnego odwiedził szkołę, w której się uczył, żeby nigdy się już w niej nie pokazać. Potrzebował tylko świadectwa. Dalej zamierzał ukończyć liceum, do którego uczęszczała Kojima. I tak nie miał zbyt wielkiego wyboru w tym miasteczku.
Na boisku on i Kojima byli najstarsi. Właściwie to oni od początku tworzyli tę drużynę razem z Bakugou. Risa dołączyła za namową Kojimy, a potem inne dzieciaki pytały, czy mogą pograć. I tak minęło już kilka lat. W końcu dostali prawdziwe boisko, szkoda tylko, że tak późno. Yuuki wiedział, że długo tu nie pogra. Na razie dało się jeszcze podawać za młokosa, ale lada chwila wyjedzie na studia albo będzie zmuszony podjąć pracę. Będzie dorosły. Całkowicie odpowiedzialny za siebie. Wcale nie chciał, nie miał jednak nic do gadania. Kiedy przeszła mu akurat chęć na dorośnięcie, musiał zmierzyć się z szorstką rzeczywistością.
- Eej, żyjesz? – przedarł się do niego głos Kojimy i nagle oprzytomniał.
- Wyłączyłem się – wyjaśnił prostując się i czekając aż koleżanka powtórzy, co wcześniej mówiła. Ona jednak tylko siedziała i patrzyła na niego głęboko nad czymś rozmyślając.
Znowu siedzieli w kawiarni. Kojima polubiła to miejsce odkąd do menu wszedł nowy rodzaj ciasta ze śliwkami i nieustannie proponowała koledze wyjście. A on nie miał serca jej odmówić. Na ogół traktował wszechświat surowo, jedynie ta dziewczyna potrafiła trafić w czuły punkt. Chociaż może to on miał do niej słabość...
- Mam coś na twarzy? – rzucił niecierpliwie, przeczesując krótkie włosy. Zapomniał, że ostatnio je obcinał.
- Tylko moje spojrzenie – zażartowała. Poddała się z obserwacją i wróciła do jedzenia ciasta. – Wyglądasz na zmartwionego.
Nastąpiła długa niezręczna cisza.
- Nie wiem – odpowiedział w końcu, unikając jej spojrzenia.
- To było stwierdzenie – podjęła. – Naprawdę tak wyglądasz. A co czujesz?
To pytanie wzięło go z zaskoczenia. Nie miał pojęcia, co czuł. Próbował tylko uciec od niewygodnego poczucia, że coś jest z nim nie tak.
- Źle się ostatnio czuję – oznajmił w końcu.
- To zrozumiałe. Musiało być ciężko...
- Nie – przerwał jej i nagle urosło w nim pewne palące uczucie. Gdyby miał je nazwać, zdecydowałby się na „złość", ale z opisywania uczuć był raczej kiepski. Ściskało go od środka. Kojima uniosła na niego zdziwiony wzrok. Czekała na wyjaśnienia. – Nie było łatwo, ale to nie to. Nie jestem zmęczony treningiem, czy napiętym grafikiem. Byłem na to gotowy.
- Więc w czym problem?
Między jego gęstymi brwiami pojawiła się zmarszczka. Oczy wbiły winne spojrzenie w stół.
- Przecież nie wiem. Gdybym wiedział, tobym się tak nie martwił.
- Więc się martwisz – podsumowała lekko, co tylko bardziej zdenerwowało Yuukiego. Zbyt łatwo jej przychodziła ta rozmowa, a on się męczył.
- Nie było tematu – uciął i wstał siląc się na spokojne ruchy. Ta rozmowa coś w nim poruszyła, a było to coś, czego nie mógł dokładnie zidentyfikować. Wiedział tylko, że coś ściska mu gardło i chce być sam.
- Wybacz za wścibstwo! – zawołała za nim żałując, że tak naciskała. – Czekaj! – Też się podniosła, ale przyjaciel już opuścił lokal nie obdarowując jej nawet pożegnalnym spojrzeniem. – Tylko zapytałam – westchnęła naburmuszona. Dokończyła ciasto. Bez towarzystwa Yuukiego jakoś mniej jej smakowało.
--
Nie planował płakać, nawet teraz, kiedy wreszcie zrozumiał, że na to ma ochotę. Nie zamierzał jednak pozwolić sobie na wypuszczenie słonych łez zza powiek. Nie miał powodu żeby ryczeć, do diaska. Gdyby chociaż coś konkretnego się stało, pozwoliłby sobie być może na dwie, czy trzy łzy, ale tu nie chodziło o nic. Po prostu było mu źle, to wszystko.
Wrócił do domu.
- Tsuyoshi, kiedy się rozpakujesz? Pudła stoją w przejściu. – Od razu napadła go mama.
- Zrobię to dzisiaj – odpowiedział bez życia odwracając się od niej tak, by nie zobaczyła jak bardzo stara się, by nie płakać.
- Wszystko dobrze? – Położyła mu rękę na ramieniu. Od razu ją strącił.
- Tak. Zostaw mnie.
Wpadł do swojego pokoju i siadł na krześle przy stoliku. Było tu trochę pusto. Wiele mebli znalazło inne zastosowanie pod jego nieobecność i zostało tu tylko wąskie łóżko, szafa i krzesło ze stolikiem, które przetrzymywano tu tylko ze względu na brak lepszego miejsca.
Odchylił się na oparciu i zapatrzył w sufit. Nic nie rozumiał.
- Synku, przyjeżdża dziś twój brat – rzuciła zza drzwi jego mama.
- Jasne – odparł sucho.
Jeszcze gorzej. Nie chciał patrzeć na tego cudownego chłopca, któremu wszystko szło jak po maśle. Zawsze robił, co chciał i potrafił się ze wszystkiego cieszyć. Poza tym był tak okropnie irytujący z tym swoim beztroskim podejściem do życia. Był starszy o parę lat, więc wyjechał pozwiedzać parę miejsc, a kiedy wrócił oznajmił, że ma chłopaka i dziewczynę i z obojgiem zamierza zamieszkać. Ojciec niezwykle się na niego zdenerwował, bo przecież kto to widział żyć w podwójnym związku, ale sam chłopak się nie przejął i kontynuował swoje plany. Mieszkali teraz w trójkę w Europie i tak niesamowicie irytowało to Tsuyoshiego. Uważał, że to wbrew zasadom moralności. Tak nie można i już. A życie z dwoma osobami jako partnerami jest chore. Mieli z ojcem te same poglądy na tę sprawę. Wszystko inne musiało być złe.
Skoro on nie mógł mieć tego, co chciał, dlaczego dla innych miało być to takie proste?
W końcu przyjechał Daiki. Tsuyoshi wiedział, bo ten facet był naprawdę głośny. Ojciec na czas jego wizyty zaszywał się w pokoju, gdyż jak twierdził – nie będzie przebywał z chorymi osobami. Obraził się i tyle. Ich matka nie rozumiała swojego syna, ale nie zamierzała się wtrącać. Cieszyła się, że może go zobaczyć – to się dla niej liczyło. A Tsuyoshi nie chciał widzieć Daikiego, w tym samym czasie wyczekując rozmowy z nim. Miał sprzeczne uczucia.
Stało się tak, jak oczekiwał. Uśmiechnięty wysoki chłopak z zafarbowanymi włosami i mnóstwem kolczyków wszedł mu do pokoju bez pukania.
- Źle ci było w tej krajowej drużynie? Mówiłem, żebyś sprzedawał ze mną kardigany z wełny!
- Daruj sobie – westchnął, ale wstał, żeby się przywitać.
- Serio mówię. Jedź ze mną do Hiszpani. – Chciał przytulić brata, jednak ten odepchnął go od siebie. Daiki się nie przejmował takimi drobiazgami. – Albo nie jedź. Tylko rób coś fajnego zamiast ciągle się miotać jak ryba w sieci. Znudziła ci się piłka, to zajmij się rolnictwem.
- Twoje propozycje są beznadziejne.
- Ciekawe – poprawił go. – Napijemy się? – Wyciągnął zza pleców butelkę sake.
- Jestem nieletni – przypomniał, co właściwie musiał robić przy każdym ich spotkaniu. Tym razem jednak nie był aż taki przekonany do tej decyzji. Pierwszy raz zachciało mu się zrobić coś, czego robić nie powinien.
- Widzę, że chcesz – ucieszył się Daiki. – Przyniosę kieliszki.
Tsuyoshi wiedział, że to zła decyzja. Nie mógł się zmusić, by jej żałować.
Kojima za to żałowała swojej nachalności. Ta cecha zwykle traktowana była jako zwykła towarzyskość, ale nieraz sama sobie tym utrudniała sprawy, tak i zresztą jak dzisiaj. Uznała, że powinna przeprosić. Albo chociaż dowiedzieć się, czy Yuuki był na nią zły. Na jej nieszczęście chłopaka trudno było rozszyfrować. Urazę też potrafił długo chować i nie chciała mieć z nim na pieńku, kiedy do tej pory tak świetnie się dogadywali. Czasem miała nawet wrażenie, że przy niej Yuuki jest nieco inny, bardziej swój.
Bez namysłu wybrała jego numer i przyłożyła słuchawkę do ucha.
- Hej, co tam?
Głos Yuukiego wydawał się znacznie bardziej wyluzowany niż zwykle. Czyżby przestał się stresować tym, co do tej pory go niepokoiło? Albo to coś innego.
- A wiesz, chciałam tylko zapytać, jak się czujesz. – Teraz to ona się zaczęła denerwować, że źle coś zrozumiała. A ona rzadko źle rozumiała.
- Nie no... Fajnie jest. Jak się nie myśli, to zajebiście. – Po tym słowach się zaśmiał.
Coś było wyraźnie nie tak. To na pewno Yuuki? On nie mówił w ten sposób. Nie używał takich słów.
- Co teraz robisz? – zapytała powoli.
- Ja...? Ach, nie wiem. Piję.
- Ty nie pijesz – zaprzeczyła.
- A jednak piję.
- Wszystko w porządku?
W słuchawce coś zaszumiało i zabrzmiał nieco inny głos:
- Tsuyoshi potrzebował wyluzować. Nie przejmuj się. Jesteś jego dziewczyną?
- Uuh... Nie. – Była tak zaskoczona, że przez moment zapomniała odpowiedzi na to pytanie. – Czy z nim wszystko dobrze? Kim jesteś?
- To ja, Daiki.
- Och! Ostatnio, jak się widzieliśmy, brzmiałeś jak dzieciak. – Odetchnęła z ulgą, kiedy zrozumiała, że to brat Yuukiego. Może nie był zbyt odpowiedzialną osobą, ale gdy przychodziło co do czego, można było mu ufać. Przynajmniej w takich kwestiach.
- Już staruch ze mnie. No, ale nie martw się już. Tsuyoshi ma jakieś problemy. Chyba źle mu ze samym sobą. Wiesz, od zawsze wymaga od siebie zbyt wiele i nie daje sobie możliwości na rozwój. Musi być tym, kim chce nasz ojciec, żeby był. Ciężka sprawa z tym facetem.
Kojima była oszołomiona tym, co właśnie usłyszała. Z ust Daikiego brzmiało to jak nic nadzwyczajnego, a przecież te informacje mogły bardzo pomóc w rozmowie z Yuukim i wyciągnięciem go z dołka. Rodzeństwo to naprawdę było coś wyjątkowego.
- Aa, jasne. To opiekuj się nim – rzuciła na odchodne i rozłączyła się.
Żałowała, że to nie ona jest teraz przy nim.
--
Wiosna powoli przemieniała się w lato, a oni grali. Bakugou dalej nie rozmawiał z Yuukim, posyłali sobie jedynie dziwne spojrzenia. Ustąpił jednak z pozycji lidera, tylko chyba po to, żeby nie wyszło na to, że ktoś mu ją odebrał. Bo Yuuki faktycznie budził większy szacunek niż on. Strasznie go to irytowało i porzuciłby przychodzenie na boisko, gdyby nie to, że granie samemu z ścianą było znacznie nudniejsze i w ogóle niesatysfakcjonujące. Już wolał mieć urażoną dumę, niż w zrezygnować z ulubionego zajęcia. Poza tym na boisku był też Kirishima, co okazało się dość dużą motywacją. Dopiero teraz dochodziło do jego świadomości, że się przyjaźnią – tak naprawdę. I było mu z tą myślą bardzo dobrze. Nieraz nawet uśmiechał się, kiedy go nachodziła. Nigdy wcześniej nie czuł takiej ekscytacji przed spotkaniem z kimś lub na samą myśl o jakiejś osobie, więc zdumiał się jakim cudownym doświadczeniem mogło być przyjaźnienie się z kimś. I jakie było to dla niego nowe. Nie mógł uwierzyć, że ludzie na porządku dziennych przeżywali takie rzeczy. Dużo go ominęło. Z drugiej strony myślał sobie, że jeśli byłby to ktokolwiek inny niż Kirishima, wcale by tego nie chciał.
Nie zamierzał tego dłużej roztrząsać. Miał przyjaciela i to był świetne.
Spotykali się na naukę, rowery albo gry wideo. Bakugou był w tym ostatnim coraz lepszy i z wielką frajdą zaczął pokonywać doświadczonego Kirishimę. A kiedy znudziło im się konkurowanie włączali rpg i leżeli obok siebie na podłodze, podjadali chrupki, wykonując kolejne zadania.
- Teraz ty, już mi się nie chce – stwierdził Bakugou oddając Kirishimie pada.
- Możemy wyłączyć jak chcesz – zaproponował.
- Graj, ja popatrzę.
Kirishima wzruszył ramionami i zajął się grą. Katsukiego już bolały plecy od dziwnej pozycji, w której się przed chwilą znajdował, więc wyprostował się i rozciągnął. Chłopak obok siedział skrzyżnie i garbiąc się wgapiał się tępo w ekran. Wyglądał jakby w jego mózgu pozostały dwie ostatnie kontaktujące komórki nerwowe. Blondyn westchnął zmęczony przecierając oczy. Niewiele nad tym myśląc wcisnął głowę między ramię kolegi oparte o kolano i nogę, układając w tej sposób głowę na jego udzie. Kirishima zareagował automatycznie wplątują palce w jego włosy i głaszcząc go po głowie, nie spuszczając wzroku z ekranu.
Dopiero wtedy Bakugou zorientował się, co zrobił, ale nie mógł przypomnieć sobie, dlaczego. Już dochodziło między nimi do pewnych pieszczot, ale zasypianie sobie na kolanach było nieco inne i znacznie bardziej zawstydzające, kiedy zdało się już sobie z tego sprawę. Nic jednak teraz nie mógł już zrobić; obaj działali odruchowo i kiedy on teraz się cofnie, Eijirou też się we wszystkim połapie i będzie im bardzo niezręcznie.
Wkrótce chłopakowi znudziła się gra, dlatego odłożył pada i wyłączył konsolę, zostawiając przyjaciela na twardej ziemi. Nieumyślnie odebrał mu poduszkę, którą sam był.
- Kiri, gdzie polazłeś... - zaczął narzekać Bakugou, gromiąc go wzrokiem z podłogi.
- Już późno i chce mi się spać – wytłumaczył.
- Nie o to mi chodzi – prychnął, ale nie zamierzał dalej wyjaśniać. Przecież to by była ujma na honorze.
- Wiesz, nie chcę cię wyganiać, ale ja już będę się szykował do spania – oznajmił zakłopotany gospodarz.
- Nie chce mi się iść – marudził jeszcze, ale wiedział, że musi iść. Przecież nie będzie siedział tu na siłę. Jednocześnie bardzo nie chciał się z przyjacielem rozstawać. No i nie dostał dziś wystarczająco pieszczot, jak mógł wrócić teraz do swojego zimnego, wielkiego łóżka?
- Chcesz zostać na noc? – wypalił olśniony Kirishima.
- Nie będę udawał, że się waham – odpowiedział, podnosząc się z podłogi.
Uśmiechnęli się do siebie, a potem Kirishima poszedł wziąć prysznic. Kiedy wrócił, jakiś kłębek przykryty kocem zajmował jego łóżko. Zostawił tylko małe światło i usiadł przy Bakugou, który uniósł się lekko spoglądał na niego uważnie zza fałd koca.
- Co? – Zaśmiał się bezwiednie sięgając do twarzy chłopaka. Kiedy ujął jego policzek twarz Katsukiego nabrała lekko różowej barwy, ale on sam się nie poruszył. Wręcz przeciwnie, przysunął się bliżej, wtulając twarz w miękką dłoń.
„Jest jak stęskniony piesek", pomyślał i przytulił do siebie towarzysza. Położyli się na materacu i zwinęli w kłębek, przykrywając kocem.
- Jesteś wygłodzony w kwestii pieszczot... Mama cię nie przytulała? – skomentował cicho.
- Zamknij się. Po prostu tu bądź i nic nie mów.
I to był moment, w którym serce Bekugou zabiło mocniej, na twarzy poczuł gorąc i miał ochotę zapytać Kiriego, czy już zawsze przy nim będzie. Choć sam nigdy by nie pomyślał, że będzie miał wobec kogokolwiek takie intencje, teraz rozmyślał nad tym, jak to jest umawiać się z Eijirou i posiadać jego szczególne względy. I miał wrażenie, że już wariował, bo dopiero co chwalił sobie ich przyjaźń, a teraz myślał o czymś innym. Nie wiedział, czy to tylko spontaniczne, uczucie, które zaraz go opuści, czy coś poważniejszego, a jeśli to drugie, to chyba wolał je zignorować. Pchnięcie ich relacji w tę stronę wymagałoby zbyt dużo wysiłku, poza tym istniało jeszcze co najmniej milion rzeczy stojących im na drodze. A tak, czy siak byli najlepszymi przyjaciółmi i byli dla siebie wyjątkowi. Po co to komplikować?
--
Zbliżały się urodziny Eniko, a Eijirou chciał tego roku podarować siostrze coś szczególnego, dlatego wybrał się do centrum Keshoh, gdzie w sklepach można było cokolwiek znaleźć. Najpierw wszedł do sklepu muzycznego przeglądać winyle, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Eniko nie będzie miała gdzie ich odtworzyć. Przeszedł tedy do działu z akcesoriami do instrumentów i przyglądał się kostkom do gitary, a potem także futerałom i strunom.
- Hej, Kirishima! – przywitała go Kojima, która wyłoniła się zza regału.
- O siema. Co tu robisz?
- Łażę po sklepach, bo mi się nudzi. I tak nie znam się na instrumentach, ale jest tu tyle ciekawych rzeczy. Właściwie myślałam, czy nie kupić sobie jakiejś płyty, do tej pory słuchałam muzyki z internetu... - mówiła, przyglądając się rzeczom z przeceny.
- Ja szukam prezentu.
- Dla kogo? – Od razu się ożywiła. – Mogę ci pomóc.
Gdy Kojima wyłudziła od Kirishimy informacje na temat jego siostry, udali się do księgarni, ponieważ podobno wyszła niedawno jakaś książka o muzycznej tematyce i według dziewczyny była genialna.
- Bierzesz? – dopytała kolegę. – Ja kupię jakieś notesy... O patrz, te brokatowe są świetne! – wskazała na zeszyty z błyszczącymi ozdobami i całkiem pochłonęła się porównywaniem cen.
Chłopak czekał na nią i jednocześnie przypadkiem podsłuchał kilka rozmów, którą prowadzili klienci.
- Jadłam dziś na śniadanie tylko kawę...
- Kawa to przecież nie jedzenie! Chcesz iść ze mną na jakieś jedzenie?
Pomyślał, że każdy powinien o siebie bardziej dbać. Poza tym śniadanie to najważniejszy posiłek dnia!
- Mamo, chcę tę książkę!
- To horror, kupisz sobie, jak będziesz starszy.
Nic ciekawego. Po prostu ludzie żyjący swoim życiem.
- Słyszałeś? Sawamura znowu coś odjebała! – ekscytował się jakiś nastolatek. – Ta stara psychopatka już dawno powinna wylądować w areszcie!
- A długo było o niej cicho...
- Wylała na swojego męża gorący olej!
- Poważnie? Skąd to wiesz?
- Siostra mojej sąsiadki...
- Już mam – Kojima przerwała jego bezwiedne podsłuchiwanie. Spojrzał na notesy, które wybrała.
- Uroczy. – Wskazał na okładkę z jeżem.
- O, tak. – Uśmiechnęła się. – Przypomina mi trochę Bakugou.
- Mi też! – zgodził się z nią lekko szturchając ją w ramię.
Kupili, co mieli i wyszli na zewnątrz. Wstąpili jeszcze do kawiarni, a Kojima cały czas mówiła o Yuukim i o tym, jak się o niego martwi. Kirishimie dziwnie było słyszeć tę samą historię od drugiej strony. O tym samym rozmawiał nieraz z Bakugou, o przyjaźni jego z Yuukim i jak teraz nie potrafią się dogadać. Ta historia nie miała antagonisty. Obaj robili, co w danym momencie uważali za najlepsze, ale jakoś się od siebie oddalili.
„Nie ważne, co by się stało, nie chciałbym się od niego oddalić. Z nami tak nie będzie, prawda?", rozważał i coraz bardziej go to niepokoiło. W końcu Bakugou był osobą, z którą nieraz ciężko się było dogadać, a która w razie dylematu stawiała na własne ego. Pokłócił się z Risą, teraz z Yuukim... Wyglądało na to, że trudno jest się przyjaźnić z nim na dłuższą metę. Zawsze były jakieś ofiary. Kirishima miał nadzieję, że tym razem uda im się pokonać „klątwę".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro