Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Zerwaną nić przyjaźni bardzo szybko można związać

Rozdział dziewiąty: Zerwaną nić przyjaźni bardzo szybko można związać (na kokardkę choćby)

Kirishima zapomniał o porannym zawodzie w momencie, w którym nauczyciel położył mu na ławce karty egzaminu. Od razu odpalił mu się tryb intelektualisty i wciągnął się w rozwiązywanie zadań, do których przecież tyle się uczył.

Cały dzień takiego skupienia nieźle go wymęczył, a czekały go jeszcze testy następnego dnia, ale czuł, że z dzisiejszych przedmiotów nie wszystkie zawalił. Było względnie dobrze.

Wracając do domu spotkał Risę. Wziął ją na bagażnik i podwiózł pod blok.

- Idziesz dziś na boisko? – zapytała.

- Chyba powinienem się uczyć... - Podrapał się po szyi z przepraszającą miną.

- Dziś wraca Yuuki – dodała z uśmiechem, co rzadko można było u niej zobaczyć. – Wyjechał zanim się wprowadziłeś. Wszyscy go uwielbiali.

- Ty też, co? – zgadnął, a Risa nadęła policzki.

- No niby tak – zgodziła się niechętnie. Oczywiście, że była jego wielką fanką, ale przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć. Nie wybaczy Kirishimie takiej bezpośredniości.

- A będzie Bakugou?

- Zakładam, że tak. – Wzruszyła ramionami.

- Przyjdę po ciebie za godzinę.

- Dobra.

Poświęciła kilka myśli przyjacielowi i jego relacji z Bakugou. Nie widziała ich ostatnio, bo wszyscy skupiali się na szkole, ale zdążyła zauważyć, że coś ich do siebie ciągnie. Wcześniej uważała to za głupi zbieg okoliczności, może ciekawość, ale oni naprawdę się ze sobą zaprzyjaźnili. Kojima do niej pisała w trakcie lekcji (miała pisać egzaminy, nie SMSy, doprawdy!), że widziała ich rano na moście. Podobno zaczęli się przepychać i już chciała interweniować wraz z Yuukim, ale potem niespodziewanie się przytulili, więc zażenowana wycofała się i zostawiła ich w spokoju.

Tak naprawdę średnio w to wszystko uwierzyła. Bo naprawdę... Bakugou i czułość? Przyjacielskie uściski były dalekie od jego stylu i nie sądziła, żeby takie zdarzenie mogło mieć miejsce, co dopiero w miejscu publicznym. Kojima nie wciskałaby jej kitu, więc być może pomyliła osoby. Któż by to wiedział.

„Pewnie się załamała. Od dawna wpatruje się w Bakugou jak w obrazek, a nie uścisnął jej choćby dłoni.", pomyślała, przechodząc przez mieszkanie do swojej sypialni. Kojima miała pojęcie o cichej wojnie Bakugou i Risy i w ramach solidarności starała się ukrywać swoje uczucia do chłopaka, ale to nie zawsze było takie proste. Młodsza wiedziała i prawdę powiedziawszy wcale nie miała jej za złe. Ba, nawet Bakugou nie miała za złe. Wybaczyła mu już dawno, ale niemożliwym było przejść z nim do przyjaźniejszych stosunków. Zdawało się, że on jej nienawidził.

Wyrzuciła z głowy te nieprzyjemne myśli i skupiła się na teraźniejszości. Zajrzała do lodówki, która ziała pustką. Zamknęła ją ze zmęczeniem i ubrała ponownie buty. W godzinę zdąży wybrać się do dziadka i zjeść z nim obiad. A potem nareszcie zobaczy Yuukiego. Nie mogła się doczekać.

--

Yuukiemu nie podobała się reakcja Kojimy. Zachowywała się co najmniej jakby Bakugou wykrzyczał jej w twarz, że jej nienawidzi, a nie przytulił na jej oczach inną osobę. A nawet jeśli chodziłoby o pocałunek, to nie mógł znieść myśli, że dziewczyna tak bardzo za tym chłopakiem szaleje. Sam go uwielbiał mimo jego wad. Byli braćmi choć z innych rodzin, ale zawsze trzymali sztamę i rozumieli się nad wyraz. On starał się nim opiekować, a Bakugou wspierał go w każdym przedsięwzięciu. Dlaczego jednak Kojima tak się na niego uwzięła? Był dwa lata młodszy, to po pierwsze, w dodatku strasznie niedojrzały emocjonalnie. Sam uważał się za sto razy lepszego kandydata dla niej, nie żeby oczywiście bardzo mu zależało. Po prostu uważał to za niesprawiedliwe.

Gdy trafił na nowe boisko, humor mu się znacznie poprawił. „Ha, widać, że ta wiocha w końcu zainwestowała w coś z sensem", pomyślał uśmiechając się na myśl o tym, o ile wygodniejsze było granie tu niż na ubłoconej trawie. Tutaj nawet w przypadku deszczu można było kontynuować grę bez nieustannych poślizgów i wywrotek a także wpadania po łokcie w kałuże. Żałował tylko, że za dzieciaka on nie miał takiego komfortu. Ale cóż, czasy się zmieniały i nie dało się nic na to poradzić.

Risa dopadła go pierwsza, zatrzymując się tuż przed nim, jak gdyby nie była pewna, czy to on i czy może go uścisnąć. Wykonał pierwszy krok i przytulił ją do siebie, a była w jego ramionach niezwykle maleńka. Pod dłońmi wyczuwał wyraźnie żebra – jak zwykle nie jadła zbyt wiele, wydawało się nawet, że schudła jeszcze bardziej. Uniesienie jej nie sprawiłoby żadnego problemu.

- Ale żeś wyrósł ty... - skomentowała Risa odlepiwszy się od niego.

- Albo ty zmalałaś – odgryzł się, chociaż w rzeczywistości jej wątłość go niepokoiła. Od dawna wiedział, że dziewczyna ma problemy z jedzeniem, spaniem i innymi codziennymi czynnościami, ale wcześniej była jeszcze na granicy normy. Teraz minął rok i sprawa miała się zgoła inaczej.

- Zamierzałaś mi kiedykolwiek powiedzieć, że potrafisz być milusia? – zapytał Kirishima wyrastając za Risą.

- Tylko dla Yuukiego. – Bezwstydnie pokazała mu środkowy palec, a chłopak zamiast się obrazić przybił jej żółwika. – To nielegalne.

- To sprytne – stwierdził Yuuki. – Jestem Yuuki Tsuyoshi. Wyjechałem przed twoim przyjazdem, więc się minęliśmy. – Wyciągnął dłoń na przywitanie, która została uściśnięta.

- Kirishima Eijirou. – Uśmiechnął się przyjaźnie. – Czyli przed wyjazdem ty tu rządziłeś?

- Powiedzmy. – Przez jego twarz przemknął nostalgiczny wyraz. – Teraz pewnie Bakugou przejął władzę. Mogłem się spodziewać po skubańcu.

- O wilku mowa... - wtrąciła Risa, zauważając zmierzającego do nich od niechcenia blondyna.

- Siema, frajerzy, kto ma piłkę?

- Hej, stary przyjaciel wrócił – upomniał się Yuuki żartobliwie zakładając, że Bakugou się zgrywa i celowo go ignoruje.

Ten spojrzał na niego spod byka, mruknął coś do siebie i z chłodem w oczach odwrócił się tyłem.

- Kojima poszła do sklepu po colę. Zaraz będzie – poinformował ich, zgarnął piłkę leżącą na ziemi i zaczął popis żonglerki.

Kirishima chciał z nim pogadać, ale po ich porannej rozmowie zrobiło się trochę niezręcznie, więc dał sobie na wstrzymanie. I tak musieli się dogadać co do następnych spotkań na naukę, ale lepiej było to zostawić na później.

Niedługo później przybyła Kojima z dwiema butelkami coli, jedną już po części opróżnioną, a także dwoma paczkami chrupek. Pogadali przez moment i zaczęli grać, a w trakcie dołączyło do nich kilka osób, co i tak sumując stanowiło trzecią część ich zwykłego składu.

- Skończył się diabelski napój – narzekała Kojima, która sama wypiła jedną butelkę, a drugą podzielił się Kirishima z Risą. Reszta odmówiła, zajmując się z chęcią paczkami chrupek. Jedynie Bakugou dystansował się od nich i obserwował uważnie wszelkie poczynania Yuukiego, który powoli zaczynał się z tym czuć niekomfortowo. Nie wiedział, czy Bakugou miał do niego jakiś żal, czy o co poszło. Jemu dobrze było wrócić do rodzinnych stron i znajomej okolicy, jednak nie sprawiło to, że wszystko było w porządku. Już od dawna czuł pewien dyskomfort, jakby było mu bardzo niewygodnie z tym, kim jest i co robi, lecz nie potrafił na to znaleźć sensownego wytłumaczenia. Przecież robił to, co kochał, a nadal czuł się związany. Miał nadzieję, że w Keshoh ponownie odnajdzie sens, lecz nie stało się to od razu i wątpił, by dokonanie tego było takie proste. Może potrzebował czasu.

W końcu, jak to w Keshoh, się rozpadało. Yuuki dzięki temu poczuł wielką tęsknotę i radość, że znów jest jak dawniej. Przynajmniej po części, bo stare dni już nie wrócą. Nie mógł być na nowo beztroski i nieświadomy. Trochę żałował.

Przenieśli się dwie ulice dalej pod zadaszenie osiedlowego sklepiku. Kojima ponownie wpadła do środka, żeby zakupić więcej przekąsek, a następnie je wszystkim rozdać. Kirishima żując kwaśnego żelka oparł się o podniszczoną ścianę, gdzie stał odcięty od towarzystwa Bakugou. Bał się zagadać, ale wiedział, że powinien. Poza tym trochę się o niego martwił. Podobno miał z Yuukim dobre relacje, nawet świetne, czego dowiedział się od Risy, a teraz nie zamienił z nim słowa.

- Dalej potrzebuję korepetytora – zaczął.

- Wiem.

- Więc będziesz mnie uczył?

Bakugou spojrzał na niego ostro.

- Oczywiście.

- Ach, co za ulga – ucieszył się. Zrobiło się między nimi dziwnie cicho, więc dodał od niechcenia: - przez ten deszcz oklapły mi włosy. – Odgarnął palcami swoją wilgotną grzywkę.

- Jak dobrze – stwierdził blondyn. – Już mówiłem, żebyś przestał stawiać to gówno na żelu.

Kirishima zachichotał, a wtedy nawet Bakugou parsknął cicho.

Nieco dalej od nich na ławce siedziała pozostała trójka.

- Ten to potrafi się z nim dogadać – zauważyła Kojima między łykami oranżady.

- Nie chce ze mną gadać, bo znalazł sobie nowego przyjaciela? To zbyt dziecinne nawet na niego. – Yuuki przypatrywał się im z namysłem.

- Racja... - potwierdziła Kojima. – Chyba chodzi o coś innego.

- Nie pomyśleliście, że właśnie stracił pozycję lidera? Spadł w rankingu? – podsunęła Risa, dziwiąc się, że dwójka przyjaciół wcześniej do tego nie doszła.

- Obraziłby się o coś takiego? – Kojimie się to zwyczajnie nie kalkulowało.

- To Bakugou. – Risa wzruszyła ramionami, jakby to wszystko tłumaczyło. I jak zdumiewające było to, że ona, która najmniej z nim miała kontaktu, najbardziej go znała.

- Cóż, skoro świetnie się bawią, to ich zostawmy – zadecydowała blondynka, zgniotła pustą puszkę i wrzuciła ją do kosza odrobinę za mocno, bo odbiła się od ściany i upadła obok. Odeszła żwawo, a za nią skonfundowany Yuuki i Risa, którą mało obchodziło gdzie będą przesiadywać.

Yuuki wtedy zrozumiał, że nawet jeśli dla ogółu jest większym autorytetem niż Bakugou, to w rankingu Kojimy nie może go pokonać. Ta informacja ponownie wprawiła go w podły nastrój.

- Poszli sobie. – Kirishima wskazał na oddalającą się trójkę. Już zamierzał za nimi pobiec, ale niepewna dłoń zacisnęła się na jego koszulce. – Hm?

- Możemy zostać sami – wypalił, ponieważ coś powiedzieć w tej sytuacji musiał, a nic innego nie przyszło mu na myśl.

- Bez sensu – uznał, najwyraźniej nie wyłapując desperacji w głosie przyjaciela.

To było dla Katsukiego jak kubeł zimnej wody. Ostatnim razem zdecydował się oddalić, a teraz usiłował naprawić ten błąd i zatrzymać przy sobie Kirishimę, jednak dostał koleżeńskiego kosza. Te słowa, choć wypowiedziane nieświadomie, trafiły prosto w jego serce, które pragnęło teraz tylko odrobiny bliskości i wsparcia. Już drugi raz zrobił z siebie idiotę, wybiegając za bardzo naprzód.

- Dobrze się czujesz? – Głos Kirishimy docierał do niego jak zza ściany. – Dziwnie wyglądasz... - poczuł uspokajającą dłoń na swoim ramieniu, co przywróciło go do rzeczywistości.

Chciał być teraz szczery i po prostu wrócić do tego, co mieli, znów czuć się przy sobie swobodnie, przepychać się, śmiać i może wiele więcej innych rzeczy. Tylko jego usta nie chciały współpracować, postanawiając się zacisnąć.

O co chodziło? O powrót Yuukiego? O relację z Kirishimą? O przekraczanie własnych granic? O nowe emocje, które ostatnio do siebie dopuścił, a które zalały go tak wartkim potokiem, że prawie się udusił? Nie rozumiał, jak miał teraz postąpić. Tyle czasu żył sobie w bezpiecznej bańce samotności i dryfował przekonany, że liczy się tylko on jeden na tym świecie. A tu przychodzi taki idiota z uśmiechem i sprawia, że coś się zmienia. Z Yuukim było tak samo. A on odszedł, zostawił go samego. Zranił. Nie chciał od nowa tak się czuć.

Nagle dostrzegł, że Kirishima podaje mu chusteczkę.

- Na cholerę.

- Płaczesz.

- Nie płaczę.

Wtedy chłopak westchnął i sam otarł oszołomionemu Bakugou łzy z policzków.

- Kurwa – zaklął, odtrącając jego rękę z niesamowitą mocą.

- Co ty robisz? Chciałem tylko pomóc, wyluzuj.

Kiedy spojrzał na niego, trzymał się za obolałe przedramię i rzucał zranione, nierozumiejące spojrzenie.

- Mam tego dość! – wykrztusił wreszcie i przywalił pięścią w ścianę. Oczy znów mu zawilgły, ale nie zamierzał się tym przejmować. – Wcale nie chcę taki być. Nie chcę cię ranić. A ty ciągle podchodzisz za blisko i sprawiasz, że mi zależy.

Dyszał ciężko po tym wyznaniu, co zrozumiałe, gdyż musiał włożyć w to nie lada wysiłek. Szczerość i odwaga nigdy go nie cechowały.

Wielkie, zdziwione oczy wpatrywały się w niego.

- Wow, to... naprawdę? To słodkie – stwierdził z małym uśmiechem, dopóki nie zorientował się, że wypada powiedzieć coś bardziej treściwego. – To że ci zależy to nic złego. To fajnie. Jesteśmy przyjaciółmi, co nie? Mi też na tobie zależy. – Posłał anielski uśmiech, który niemal zwalił towarzysza z nóg. – A jeśli mnie zranisz, to przeproś i tyle.

- Nic nie rozumiesz – burknął pod nosem i kompletnie zamknął się w sobie.

- Jak nie rozumiem, to wytłumacz.

- To nie takie proste.

- Właściwie to tak. To takie proste.

Bakugou zaczął się irytować.

- Mówię, że nie, to nie – warknął.

- Nie chcesz mi powiedzieć?

- Nie potrafię. – Wyglądał na coraz bardziej sfrustrowanego.

- W porządku. – Poklepał go po ramieniu i tym razem nie został odtrącony. – Będzie na to czas.

- Jeśli mnie nie zostawisz jak ten dupek – powiedział bardziej do siebie, ale Kirishima i tak go usłyszał.

- No przecież, że nie – zapewnił go niegłośno, szepcząc mu te słowa na ucho. – Taka opcja nie wchodzi w grę.

Bakugou nie zdradził, jak bardzo uspokoiła go ta obietnica. Odepchnął się od ściany i zarządził czas na naukę do powtórek. Zamierzał wcisnąć temu imbecylowi całą wiedzę, choćby i siłą. Musiał zdać rok. Przecież mu obiecał. 

--

- Oboje jesteście wkurzeni, co mnie niesamowicie wkurza – zauważyła nieuprzejmie Risa zwracając się do swoich obrażonych na świat towarzyszy.

- To wina pogody – skwitowała Kojima, co rzecz jasna nie było prawdą.

- Wcale się nie wkurzam – stwierdził Yuuki.

- Oczywiście, że nie. – Risa wywróciła oczami. – Całkiem już zmokłam. Idę do domu.

- A może spotkamy się jeszcze później... - Kojima nie chciała odpuścić. Wiedziała, że Risa zwykle nie ma co robić lub bardziej trafnie: na nic nie ma motywacji.

- Dziś się uczę. Zawaliłam biologię.

I w ten sposób zostawiła dwójkę przyjaciół samych pośród deszczu i opustoszałej osiedlowej okolicy, gdzie tylko przemoczone koty dawały susa, by skryć się pod samochodami.

- Miałeś zabrać mnie do kawiarni. – Kojima przypomniała sobie, co obiecał jej Yuuki tego ranka.

- Nie chcesz się najpierw przebrać? Jesteśmy zupełnie mokrzy.

- Trudno. Ja chcę moją tartę truskawkową i słodkie latte. Teraz – dodała szczerząc się do przyjaciela, jakby wcale nie była przed momentem w kiepskim nastroju.

Uśmiechnął się lekko i wiedział, że jakkolwiek go nie zraniła i tak jej zawsze wybaczy.

- Chodźmy.

--

Bakugou i Kirishima uczyli się aż zrobiło się ciemno. Bakugou znudziło się już w połowie i jako, że tym razem urzędowali w mieszkaniu Kirishimy, postanowił rozejrzeć się trochę po jego pokoju. Poza odrobiną kurzu i kilkoma śmieciami na podłodze było tu całkiem czysto, z czego czuł się w jakiś sposób dumny. Zajęty rozwiązywaniem zadań nastolatek nawet nie zauważył, jak ten drugi przegląda półkę z płytami CD, tablicę z własnoręcznie nabazgranymi potworami, sprzęt do ćwiczeń, dziurawą z jakichś przyczyn ścianę, poduszki, z których jedna miała kształt rekina... O, to mu się spodobało. Usadowił się między poduszkami przy zagłówku jak król, wziął do rąk rekina i wyszczerzył do niego zęby. W walce na pewno by z nim wygrał, pomijając nawet fakt, że przeciwnik był pluszowy.

Zbyt późno zdał sobie sprawę, że właściciel poduszki mu się przygląda. Natychmiast rzucił rekina na podłogę i usiadł prosto. W tej reakcji nie było nic podejrzanego.

Kirishima uśmiechnął się rozbawiony.

- Możesz go mieć. Tylko go nie wynieś – rzucił, odwracając się już z powrotem do biurka.

Bakugou jednak tylko odłożył rzucony przedmiot na miejsce i znalazł sobie inne zajęcie. Włączył konsolę gier wideo, włożył do odtwarzacza którąś z pięciu płyt leżących na półce i złapał za pada.

- Co ty robisz? – Kirishima się do niego odwrócił. – Beze mnie? – zajęczał cierpiąco.

- To chodź. Dokończysz później.

Z wielkim uśmiechem doskoczył do przyjaciela, niemal go przy tym przewracając. Oparli się o ramę łóżka i rozpoczęli wyścig.

Bakugou zaczął na luzie, nie spodziewając się, że jest cokolwiek, co mu nie wychodzi. A jednak powoli obejmowała go panika, kiedy został wyprzedzony, a potem odległość do nadrobienia tylko rosła i rosła, a on tracił punkty na dobijaniu do przeszkód. Rzucił padem na podłogę, na której na szczęście spoczywał jeszcze dywan, amortyzujący upadek.

- Nie podoba mi się ta gra. Jest do dupy. Grajmy w coś innego.

Kirishima spojrzał na niego pobłażliwie, ale włączył kolejną grę, a potem jeszcze jedną i tyle, aż nareszcie zabrakło im gier.

- Nie wierzę, że we wszystkim jestem zły. Masz zepsute gry! – Powód był głupi, ale złość prawdziwa. Na początku Eijirou to bawiło, lecz patrząc teraz na minę kolegi, zaczynał bać się o swoje zdrowie.

- Nie we wszystkim, tylko w grach – sprostował, co jednak nie bardzo uspokoiło Bakugou. – I pewnie grasz pierwszy raz, więc... Na początku każdy ssie.

- Gówno prawda.

Kirishima zdał sobie wtedy sprawę, że jest to ta jedna z niewielu chwil, w których Bakugou pokazuje swoje prawdziwe uczucia, słabości. Widział go takiego może z dwa razy i tym razem także przepełniła go euforia, ponieważ w końcu jakoś się do siebie zbliżali, a nie była to jednostronna pogoń za nieosiągalnym.

- Ja mam problemy z nauką i formułkami. Lepiej sobie radzę z rzeczami na refleks. Każdy ma inne predyspozycje, nie?

Mina jego rozmówcy mówiła: „Tak, z wyjątkiem mnie. Ja jestem idealny".

- Nie musisz się tak o to spinać. To niepotrzebne nerwy. – Szturchnął go w ramię, które wbrew radzie Eijirou było okropnie spięte.

- Jesteś okropnie dotykalski. – Objął się ramionami, żeby mierzyć towarzysza uważnym wzrokiem.

„Czyli w punkt", stwierdził Kirishima w głowie. Bakugou miał problemy i z perfekcjonizmem i z bliskością.

- Dasz się przytulić? – poprosił rozkładając ramiona.

- Czemu? – Nie wydawał się niechętny, był tylko sceptyczny.

- Bo... Jesteś smutny, a przytulanie jest dobre na wszystko! – oznajmił absolutnie pewien swojej racji.

- Nie jestem smutny.

- A dasz się przytulić? – Nadal nie tracił nadziei.

- Dobra – powiedział szorstko, co wcale nie zachęcało do pieszczot, ale Kirishima się nie bał. Najpierw ostrożnie ułożył głowę na jego ramieniu, sprawdzając, czy postawi wokół siebie niewidzialny mur. Stało się tak, ale po dwóch minutach mięśnie się rozluźniły, co oznaczało, że Bakugou prawdopodobnie poczuł się bardziej komfortowo.

- Miałeś mnie przytulić. Co robisz? – upomniał się głosem pełnym pretensji.

- Już, już. – Nie czekał dłużej i położył rękę na jego brzuchu, twarz przeniósł na zagłębienie w szyi i ciałem przykleił się do jego torsu, wtapiając się idealnie w kształty pod sobą. Tym razem czuł miękkość rozluźnionych mięśni brzucha, delikatną skórę szyi pod policzkiem, spokojny oddech na włosach, otulające go ciepło i nawet ramię, które objęło go niepewnie i trzymało przy sobie.

Jeśli czegokolwiek nauczył się dziś o stanach skupienia, to mógł powiedzieć, że teraz zmieniał się z formy stałej na ciekłą.

Rozpuszczał się. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro