Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Deszcz sprzyja szczerym wyznaniom

Rozdział siódmy: deszcz sprzyja szczerym wyznaniom.

"7 nieodebranych wiadomości".
To pierwsze, co rzuciło się w oczy Kirishimie, gdy sprawdził rano telefon.
Druga była godzina.
 
- DZIESIĄTA?!

Wyskoczył z łóżka jak oparzony, migiem zebrał książki do plecaka, naciągnął na siebie mundurek, ówcześnie traktując go antyperspirantem, i już po chwili przewijał się przez kuchnię, łapiąc po drodze jakiegoś owoca wyglądającego na jabłko. Dopiero później miał się zorientować, że to papryka.
Gdy zobaczył na korytarzu mamę od razu wypalił:
 
- Czemu mnie nie obudziłaś?!

Ta spojrzała na niego trochę zdezorientowana, otworzyła nagle szeroko oczy.
 
- Już po dziesiątej!?

I także pogrążyła się w porannej gonitwie. Widocznie oboje dziś zaspali.

W szkole Kirishima pojawił się pod koniec porannych lekcji. Kilka osób pytało go, dlaczego się tak spóźnił, więc odpowiadał grzecznie, ale naprawdę miał ochotę ich wszystkich zbyć i pogrążyć się w myślach. Dopiero teraz zaczęło do niego docierać, co się stało w ostatnich dniach i jak bardzo ma przechlapane.
Eniko się do niego nie odzywała, nic nie umiał na egzaminy, a krucha więź, którą nawiązał z Bakugou nieodwracalnie się rozpadła. To nie był koniec świata, ale na ten moment właśnie to liczyło się najbardziej. Miał teraz ochotę po prostu pójść na boisko i pograć, zapominając o wszelkich problemach. Ale na boisku pewnie nikogo nie było, bo wszyscy zajęli się kuciem do egzaminów.

Na przerwie na lunch odnalazła go Risa.
 
- Wyczułam te depresyjne fale na kilometr - rzuciła, opierając się łokciami o jego ławkę. Kilka grupek w sali zwróciło na nich spojrzenia, szeptając między sobą. Jeszcze tylko brakowało, żeby rozniosła się plotka o rzekomym związku jego i Risy. Lubił ją, oczywiście, ale widać było, że dziewczynie daleko do osoby zainteresowanej romansem.
 
- Aa, to nic takiego - machnął niedbale ręką, po czym Risa poznała, że jest zupełnie odwrotnie.
 
- Nie potrafisz kłamać, wiesz? Mogę cię nauczyć. - Na jej twarzy orzez moment zawidniał przebiegły uśmieszek i Kirishima widząc go aż się zakrztusił śliną. Nie sądził, że Szyszka ma inną stronę niż tę zmęczoną i melancholiną. Ludzie tak łatwo go zaskakiwali.
 
- Często oszukujesz? - zainteresował się zniżając głos. Ona konspiracyjnie się nad nim nachyliła.
 
- Cały czas.

Spojrzeli sobie w oczy i mimo, że rozmowa była prowadzona pół żartem, to Kirishima dostrzegł w oczach koleżanki ból. Chciał coś powiedzieć, jakoś ją pocieszyć, ale nie miał pojęcia jak, gdy do tego wszystkiego sam miał swoje problemy.
 
- W każdym razie - podjęła, a jej twarz znów zmieniła się w obojętną - nie przyszłam tu się żalić. Sprawdzam tylko, czemu mój szofer zrezygnował dziś z pracy.
 
- A... Ach tak. - Przypomniał sobie nagle, że obiecał Risie codzienną podwózkę. - Zaspałem. I w ogóle mam trochę na głowie, nie ogarniam świata. - Zaśmiał się dla rozluźnienia atmosfery.

Risa przyglądała mu się bez słowa, aż w końcu wyciągnęła coś z kieszeni i położyła na stoliku. Po tym wyszła dziarskim krokiem zostawiając kolegę sam na sam z figurką puchatego pieska, najprawdopodobniej wylosowanego w automacie. Obejrzał zwierzaka w dłoniach i uśmiechnął się do siebie. Od razu zrobiło mu się lżej na duszy.

Po południu wychodził ze szkoły nadal trochę oszołomiony, ale już spokojniejszy niż wcześniej. Już zaczął planować w głowie na jakich przedmiotach się skupi, żeby nie musieć poprawiać wszystkiego, ale do głowy znów napłynęły mu myśli o siostrze i o tym, że skoro nawet ona nie chce go zaakceptować, to jak będzie z tymi wszystkimi ludźmi wokół. Bał się, że nigdy nie będzie w stanie normalnie funkcjonować.

Wtem zobaczył przed sobą znajomą postać. Bakugou Katsuki stał oparty o mur i mierzył go złowieszczym wzrokiem. "Jest wkurzony", to jedyne, co Kirishima zdołał wywnioskować, zanim chłopak rzucił się na niego i przygwoździł go do ściany. Kirishima jednak wyswobodził się i odepchnął blondyna na znaczącą odległość. Przepychali się jeszcze moment, aż Eijirou przerwał ciszę.

- Przyszedłeś mnie pobić, czy co?

- Niezupełnie.

- Więc?

Wpatrywali się w siebie w ciszy. Bakugou wyraźnie miał coś do powiedzenia, ale nie potrafił ułożyć tego w zdanie.

- Nie odpisałeś na wiadomości - burknął w końcu, usiłując zabić towarzysza wzrokiem.

Kirshima nagle przypomniał sobie o siedmiu nieodczytanych wiadomościach. W pośpiechu zupełnie o nich zapomniał.

- To od ciebie?

- A od kogo - prychnął emanując agresywnością. - Przeczytaj - rozkazał.

- Po prosto powiedz, co tam było...

- Przeczytaj - powiedział jeszcze dobitniej.

- Dlaczego nie możesz po prostu...

- Nie powiem tego na głos. Przeczytaj, kurwa mać, jaki to problem. - Przywalił zaciśniętą pięścią w ścianę tuż obok głowy Kirishimy i odszedł szurając butami po ziemi.

- Normalnie komunikacja. - Wywrócił oczami, ale wyciągnął z torby telefon i otworzył wiadomości. Co takiego w nich było, że nawet wielki zuchwały Bakugou, król boiska, nie był w stanie tego wypowiedzieć?

"Jeśli to przez pieniądze, możesz oddać mi później"
"Albo obniżę ci cenę"
"Odpisz"
"Kurwa typie"
"Spotkajmy się i pogadajmy"
"Jeśli masz jakiś problem"
"Bo chyba coś się stało"

Kirishima patrzył na te wiadomości i nie wierzył. Bakugou wykazał pewną inicjatywę w ich znajomości. I nie tylko chciał kontynuować lekcje, ale chciał być dla kolegi wsparciem emocjonalnym! Choć mogło to brzmieć także jak groźba, ale raczej chodziło o to pierwsze... Skoro Bakugou tak się tego bał, musiało chodzić o uczucia. Groźby przychodziły mu tak łatwo jak oddychanie.

I niespodziewanie Eijirou poczuł się lepiej. Postanowił mimo wszystko uczepić się Bakugou i wydobyć z niego więcej wyznań. Nie po to by sobie schlebiać, po prostu... Chciał go zobaczyć szczęśliwego.

--

"Przyjdź dziś na boisko. Pogramy jeden na jeden"

Taką wiadomość otrzymał Bakugou jeszcze zanim zdążył wejść do mieszkania. Co mu strzeliło do głowy, żeby po zostaniu zignorowanym domagać się jeszcze atencji siłą? Oczywiście nie będzie o nią prosił, ale powinien był zostawić sprawę w spokoju i nie rozmawiać więcej z Kirishimą. Tak byłoby bardziej racjonalnie, a obecnie wyszedł na kogoś bardzo dającego się ponieść, w dodatku tak dziecinnie. Jak dzieciak zanoszący się płaczem, bo rodzic odmówił mu zakupu drogiej zabawki.
Zdziwił się zresztą, że swoim idiotycznym zrywem cokolwiek osiągnął. Uznawał to za zwykły łut szczęścia. Nie powinien tak więcej ryzykować.

I dlaczego zależało mu do tego stopnia, że zapomniał o zdrowym rozsądku? Nigdy nie obchodziły go relacje z ludźmi, a nagle zachciało mu się zatrzymać kogoś przy sobie. Niewykluczone, że był samotny, lecz przecież nie było nic łatwiejszego od zepchnięcia tego gryzącego uczucia gdzieś na dno, żeby zastąpić je gniewem. Zamiast tego pozwolił Kirishimie się do niego dokopać i teraz było już za późno, kiedy zdawał sobie sprawę, jak źle mu jest samemu.

Nie odpisał na SMSa, ale planował pójść. Miał cichą nadzieję, że nawet jeśli zbliży się z Kirshimą to zostanie to między nimi i będzie mógł czerpać korzyści z relacji bez niszczenia swojej budowanej już kilka dobrych lat reputacji.

On też miał swoje problemy. W nowym roku szkolnym pojawi się Yuuki, którego powrotu szczerze się obawiał. Lubił go, co jednocześnie go przerażało. Gdy wyjechał, Bakugou obiecał sobie pozostać zimnym draniem, który rozstawia innych po kątach i kontroluje sytuację. Kiedy starszy chłopak wróci, może nie być już tak łatwo. Obudzi się w nim jeszcze więcej samotności, a co gorsza, odebrana mu zostanie rola lidera. Yuuki od zawsze rządził na osiedlu. Uważano go za rezolutną, sprawiedliwą osobę, która miała o wszystkim pojęcie i znajdowała najlepsze rozwiązania. Bakugou jedyne co posiadał to mocny głos, zepsutą moralność i postrach wśród młodszych.
Nie chciał stracić sztucznej władzy i poczucia wyższości, nawet jeśli były fałszywsze od wegańskich kiełbasek.

Kirshima już na niego czekał. Sposób w jaki uniósł wzrok i wciągnął powietrze przekonał Bakugou, że chłopak nie spodziewał się jego przybycia. Czekający uśmiechnął się blado i zaprosił drugiego ruchem głowy.

- Nikogo nie ma - zauważył Bakugou nie wiedzieć po co. Jakoś dziwnie mu bylo w ciszy.

- Wszyscy się uczą.

- A ty? - wytknął mu nieprzyjemnym tonem. Obaj wiedzieli, że kto jak kto, ale Kirshima powinien zakuwać. Zapytany jednak odwrócił zmęczony wzrok.

- Ee... Potrzebuję chwili, żeby się ogarnąć. - Podreptal trochę w miejscu i znów podjął, jakby się tłumaczył: - to trochę niemęsko, wiem... I w ogóle za bardzo przeżywam jakieś głupoty, ale...

- Zapomnij - zbył go podirytiwanym głosem. Miał wrażenie, że jeśli Kirishima zacznie się żalić na serio i na przykład się popłacze, to on nie będzie miał pojęcia, co zrobić. - Zagrajmy - zaproponował zamiast tego i spotkało się to z aprobatą ze strony kolegi.

Mieli całe boisko dla siebie, powietrze było ciepłe i odrobinę wilgotne, słońce zaś przebijało się przez gęste chmury, które tej nocy przynieść miały deszcz. Kiwali się, biegali, usiłowali odebrać sobie wzajemnie piłkę. Nie było pomiędzy nimi nic poza pędząca piłką, zwinnymi stopami i przyspieszonymi oddechami. Nie było drużyny, przeszkadzających gwizdów, krzyków, nie było bramkarza. Tylko oni. Szybkość przeciwko szybkości. Refleks przeciwko refleksowi.

I dwa zadowolone uśmiechy.

Dwie godziny później siedzieli pod zadaszeniem, które chroniło ich od lejącej się wściekle z nieba wody. Bakugou podał Kirishimie oranżadę kupioną moment temu w automacie.

- Uhh, nie lubię truskawkowej. - Odstawił puszkę na ławkę, a Bakugou prędko wymienił ją na swoją, pomarańczową.

Otworzyli z sykiem napoje i zgodnie wypili kilka łyków.

- To najdroższa - zauważył Kirishima z ciekawością przyglądając się etykietce.

- Nie jestem przecież biedakiem - odparł Bakugou, niemal urażony. Po chwili zmienił ton na łagodniejszy. - To... Co się stało?

Pytanie to tak zdumiało Kirishimę, że po prostu dwie minuty siedział i gapił się we własne, przemoczone trampki.

- Odpowiadaj - warknął zniecierpliwiony, co wywołało wzdrygnięcie u tego drugiego.

- Wyluzuj. - Szturchnął go żartobliwie nogą, ale Bakugou chyba odebrał ten gest jako agresję, bo cały się nastroszył i łypał na niego spod jasnej grzywki. - Nie spodziewałem się, że zapytasz. - Gdy milczenie się przeciągało, dodał: - to nie w twoim stylu.

- To nie mów, proste - wzruszył ramionami i odwrócił się od niego.

- Nie no, doceniam, że się starasz - stwierdził nareszcie Eijirou, co trochę (ale tylko trochę) udobruchało jego towarzysza. - I nawet bym powiedział, tylko to trochę dziwna sprawa i wiesz... Lepiej, żebyś nie wiedział. To i tak nic ważnego.

- Wiem, że jesteś gejem.

To zdanie zawisło w powietrzu.
Wielkie krople dalej waliły o dach i niedaleko ich stóp, cały świat niemiłosiernie szumiał i zdawało się, że ulewa powoli zmywa te słowa, jakby nigdy ich nie było.

- Co? - Tylko tyle zdołal wykrztusić oszołomiony chłopak, zanim zupełnie by ogłupiał.

Bakugou niemniej nie wydawał się ani odrobinę tak spięty jak jego kolega. Popijał truskawkową oranżadę i luźno machał nogami pokazując, że całkowicie wie, co robi.

- Widziałem cię kiedyś jak się całujesz z facetem - wyjaśnił bez ogródek.

- Kiedy?

- Rok temu. Potem przychodziłeś i się nam przyglądałeś. A jeszcze później Kojima cię przyprowadziła.

- Właściwie to Szyszka... Risa. - Po tych słowach zauważył, że Bakugou wyraźnie się spina i te dwadzieścia centymetrów między nimi urosło nagle, jakby to były kilometry.

- Jeden pies. - Nie chciał rozmawiać o Risie. A Risa nigdy nie chciała rozmawiać o nim. Co ich łączyło? Lub może bardziej trafne pytanie brzmi: co ich dzieliło?

- Taa... Ale jeden pocałunek to nie podstawa, żeby sądzić, że ktoś jest gejem. Nie musiałeś od razu zakładać...

- Strzelałem. W sumie myślałem o tym odkąd cię tam zobaczyłem. Ale ostatecznie to prawda, nie? To to jest tym twoim tajemniczym problemem.

Kirishima skulił się w sobie. Był zły, bo Bakugou trafił w sedno. Nie chciał być tak łatwy do rozszyfrowania. W dodatku z jego ust brzmiało to jak rzecz całkowicie normalna i nieistotna, a przecież przyprawiła mu ostatnio tylu nieprzyjemności.

- Powiesz coś? - zaczął znów Katsuki, a Kirishima nie chciał go słuchać. Nie chciał mu dawać tej satysfakcji, że miał rację i od początku wiedział... Z drugiej jednak strony nie zachowywał się jakby to było coś złego. Najwyraźniej był bardziej tolerancyjny niż mogło by się zdawać. Z tego powodu i właściwie czystej desperacji, pragnienia jakiegoś oparcia, zdecydował się zostać na ławce i porozmawiać, a nie odejść tupiąc nogami.

- Nie jestem gejem, tylko bi... O ile to ma jakiekolwiek znaczenie - powiedział głosem przesiąkniętym beznadzieją. Nawet rodzinie się taki nie pokazywał. On też udawał; jak Risa. Był bardziej przestraszony, niż ktokolwiek mógł zauważyć. - I cholernie się boję.

Te słowa przyszły mu z wielką łatwością, jak na opowiadanie z pozoru bezdusznemu facetowi o swoich emocjach - takich, których z całego serca nie chciał odczuwać. Strach to tak wkurzające uczucie... Takie niemęskie. To go zawstydzało.

Nie zdołał przez to zajęcie sobą dojrzeć, że Bakugou także jest przestraszony. Może nawet bardziej od niego. Został nagle wrzucony w zupełnie nową dla siebie sytuację, której za nic nie chciał kończyć odchodząc obojętnie w swoim stylu. Dla Kirishimy chciał się przełamać, ale ten mur wydawał mu się niezniszczalny. Przecież pocieszenie kogoś było takie proste, a jednak nie potrafił się zdobyć na żadne sensowne słowo, czy gest. Po prostu siedział, coraz bardziej wkurzony na samego siebie za brak podstawowych umiejętności. I powoli zdawał sobie sprawę, jak bardzo nienawidzi tego, jaki jest teraz, a jednocześnie jak daleko mu było do przyzwoitej osoby, jaką chciał się stać.

- Może nie wiesz, co mam na myśli - kontynuował - i pewnie nie rozumiesz... Nieustannie wydaje mi się, że ludzie wokół nienawidziliby mnie, gdyby wiedzieli. W szkole, w sklepie, na boisku... W domu. - Jego głos zapiszczał, więc natychmiast zamknął usta.

- Mów dalej - rzekł Bakugou, ponieważ tylko tyle udało mu się powiedzieć. Z jakiegoś powodu jednak zadziałało.

- Mojej mamie by to nie przeszkadzało, tata chyba czułby się z tym dziwnie, ale siostra to... Ona już powiedziała coś o takich ludziach i poryczałem się jak debil. Kurde - zaklął, gdy jego głos zaczął się łamać, a oczy zrobiły się wilgotne. Zaczął gwałtownie wycierać łzy z policzków, usiłując się w tym czasie uspokoić. - Jestem jakimś bałaganem. I tak się nie mogę skupić na nauce, kiedy wiem, że mam niemożliwe do nadrobienia zaległości. Nie mogłem powiedzieć rodzicom, bo ciężko pracują i odkładają na wakacje... Po prostu... O co tu chodzi?

W tym momencie kompletnie się złamał, bo otwarcie zaczął szlochać, pochylił się do przodu i zakrył twarz dłońmi. Uważał, że to idiotyczny powód do płaczu. Gdyby tylko był twardszy, na pewno wziąłby się w garść.

- Nie rozwiążę wszystkich twoich problemów - odezwał się Bakugou i Kirishima spodziewał się już chłodnego potraktowania. No tak. Niepotrzebnie wylewał żale. Przecież Bakugou to inny rodzaj człowieka. - Ale jeden mogę.

- Hm? - Przestał na chwilę płakać, żeby wsłuchać się dokładniej w słowa towarzysza.

- Ze mną zdasz. Już mówiłem - zapewnił, jakby była to rzecz zgoła oczywista.

- Ale...

- Ale przestań mnie wkurwiać, bo ci przywalę. Nie naprawdę - dodał na wszelki wypadek, przypominając sobie ich dawną rozmowę. - Zdasz połowę egzaminów teraz. Drugą połowę poprawisz. I nie chcę twoich pieprzonych pieniędzy. - wciągnął z kieszeni pogięte banknoty i wcisnął je w dłoń Kirishimy.

- To dlaczego mi pomagasz? - zmieszał się chłopak, nie bardzo rozumiejąc na czym stoi. Przecież Bakugou nie robił tego z litości. Nie on.

- A nie mogę? - odparował.

- No dlaczego?

- Bez powodu.

- To tak nie działa...

- Nie będziesz mi rozkazywał, głupku - trącił go łokciem, odrobinę jednak za mocno, ponieważ siła ciosu omal nie zrzuciła chłopaka z ławki.

- A to czemu? - droczył się Eijirou, nagle w lepszym humorze.

- Ja tu rządzę.

- Na jakiej podstawie?

- Jestem królem osiedla.

- To kim ja jestem? Sługą, czy jak? - Śmiał się, w dodatku bardzo pięknie.

Na głos powiedział jakąś banalną bzdurę. W głowie jednak zabrzęczy mu słowa: "moim przyjacielem".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro