Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Instynkt jest najlepszym przewodnikiem

Rozdział trzeci: Instynkt jest najlepszym przewodnikiem

Burze trwały przez trzy dni i w tym czasie Kirishima zrezygnował z chodzenia na boisko, gdyż pewien był, że bardziej niż boisko przypominało to teraz bagno lub może nawet jezioro. Nie wiedział natomiast, czy inni fatygowali się na osiedlową polanę do grania w nogę, zaobserwował w końcu przez okno Szyszkę wychodzącą z bloku, a należy wspomnieć, że miała na sobie całkiem sportowy ubiór, a w dłoni spoczywała butelka z wodą.

Akurat w tamtym momencie deszcz zelżał, a pioruny nie waliły w podłoże, tylko przeniosły się do sąsiednich miast, więc może faktycznie dało się grać. Mieszkańcy Keshoh musieli być przyzwyczajeni.

Kirishima za to postanowił skupić się choć przez chwilę na nauce, oczywiście z marnym skutkiem tegoż postanowienia. Dla nastroju puścił sobie swój ulubiony rockowy zespół, ale wtedy po przepisaniu jednego przykładu z matematyki, odruchowo zaczął nucić znajome słowa pod nosem, następne doszło delikatne tupanie nogą, potem całe jego ciało kołysało się, a kiedy dłoń odepchnęła go od biurka i zakręcił się wraz ze swoim krzesłem na kółkach, nie było już odwrotu. Nie miał najmniejszej ochoty na matematykę, za to zrobienie koncertu zdało mu się genialnym planem, jakże idealnym na tę smętną, deszczową pogodę.

- Eijirou, brak ci talentu – rzuciła z przedpokoju jego młodsza siostra, która już po chwili zajrzała do jego sypialni, zastając brata stojącego na krześle obrotowym i trzymającego w dłoni antyperspirant, prawdopodobnie mający udawać mikrofon.

- Talent nie istnieje – odkrzyknął przez grające z głośników ostre rytmy – jest tylko...

- Wytrwałość i ciężka praca – dokończyła wraz z nim Eniko.

Eijirou pokiwał energicznie głową uradowany, że dziewczyna pamięta jego słowa, lecz wtedy krzesło obrotowe zachwiało się pod nim, a on tracąc równowagę poleciał przed siebie.

Tylko szczęście chyba sprawiło, że nie wylądował na żadnym kanciastym, twardym przedmiocie, a na miękkim łóżku.

Eniko zaśmiała się cicho, zanim opuściła pokój. Po chwili znów stała przed bratem, tylko z małą gitarą w dłoni.

- Wyłącz głośniki, zagram ci prawdziwego rocka – oznajmiła z zaciętym błyskiem w oku, a Eijirou nie potrafiąc jej odmówić, po prostu uśmiechnął się i przystał na propozycję.

--

Wstawał zdecydowanie za późno, jak na lekcje zaczynające się kwadrans przed ósmą. Prawdopodobnie z tego właśnie powodu ani razu przez pierwszy tydzień nie spotkał już Szyszki w drodze do szkoły, zaś ich ostatnie lekcje też się nie synchronizowały i Kirishima nie miał z nią kontaktu, co aż tak bardzo go znowu nie gryzło. Myślał trochę o ekscentrycznej dziewczynie z osobliwym spojrzeniem na świat i zastanawiał się, jaka jest, gdy pozna się ją bliżej. W szkole zakolegował się z kilkoma osobami i spędzał przerwy na rozmowach o grach lub składaniu statków z papieru. W momentach odosobnienia, kiedy siedział sam w ławce i zapatrywał się w okno, albo odpoczywał na balkonie odcinając się od świata, przypominał sobie pierwszy i ostatni jak do tej pory raz, kiedy grał w piłkę nożną z osiedlowymi dzieciakami. Mecz sam w sobie był ekscytujący, ale nie to tak bardzo zapadło mu w pamięć, nie to wywoływało tak silne emocje za każdym razem, gdy odtwarzał to w głowie.

Spojrzenie Bakugou. Jego ostry charakter i chwilowe uznanie, ostentacyjna ignorancja, oszczędne ruchy i arogancja, próbująca coś ukryć. Jak maska.

Nie mógł go zrozumieć i wytypował ten fakt jako powód własnego zainteresowania. I miał też przeczucie, że Bakugou czegoś od niego chce. Gdyby nie przejmował się zupełnie Kirishimą, nie zachowywałby się w ten sposób. Nie patrzyłby na niego w ten sposób. Z ciekawością, sceptyzmem, a na końcu nawet z jakąś łagodnością.

Lecz czemu Eijirou tak intensywnie o tym myślał? Sprawa ani nie rozwijała się w żadnym kierunku, ani nie miał żadnych niezbytych dowodów na to, że coś jest na rzeczy. Bądź, co bądź, chodziło tylko o spojrzenie. Jedno spojrzenie, być może przypadkowe.

Mimo to, nie przestał tej prostej sprawy roztrząsać aż do poniedziałku, kiedy niebo się nieco rozpogodziło, a burze zostawiły po sobie jedynie pamiątkę w postaci wielkich kałuż i tęczy wiszącej nad szarymi kamieniczkami, zwieńczonymi czerwonymi i pomarańczowymi dachówkami, na których dalej widniały wilgotne plamy. Gołębie i kruki zachęcone promieniami słońca rozsiadły się na szczytach owych dachów, barierkach balkonów, liniach wysokiego napięcia i ławkach postawionych tu i tam.

Tym razem Kirishima nastawił sobie budzik dwadzieścia minut wcześniej, a ten i tak ledwo wybudził go z twardego snu. Nie potrzebował zbyt wiele czasu na ubranie się i zjedzenie przygotowanego uprzednio przez jego mamę śniadania. Wpadł przy okazji do pokoju siostry, by ją obudzić, jednak Eniko już dawno siedziała przy biurku i bazgrała coś w zeszycie, więc tylko życzył jej miłego dnia i prowadząc rower przez przedpokój, tym samym zostawiając na panelach mokre ślady, które na pewno nie zadowolą rodziców. Wyszedł na klatkę i niósł rower na ramieniu aż dotarł do drzwi Risy.

„Ciekawe, dlaczego nie chciała podać mi nazwiska" – zastanowił się, przypominając sobie ich rozmowę pierwszego dnia szkoły. Zapukał donośnie do drzwi.

Otworzyła mu sama Risa, najwyraźniej gotowa do wyjścia, ponieważ miała na sobie kompletny (choć nieco pognieciony) mundurek, w dłoni trzymała skórzaną torbę i jedyne czego jej brakowało to czarny bucik.

- A ty co – wypaliła niezbyt uprzejmym tonem, naciągając przy tym drugiego bucika na stopę oraz na koniec poprawiając zakolanówki. Łypnęła na zbitego z pantałyku kolegę – Czego chcesz? – powtórzyła.

- Chciałem zapytać, czy pójdziemy razem do szkoły – powiedział, odrobinę mniej pewnie, niż by chciał.

- Możesz mi kupić rogalika – odparła chłodno, po czym opuściła mieszkanie i zamknęła drzwi na klucz – wtedy bardzo chętnie.

I nawet jeśli wcale nie wyglądała na bardzo chętną, Kirishima wziął to za zwyczajną zgodę.

- I jak tam szyszki, Szyszkowa Panno? – zagadnął, kiedy opuścili już budynek, wychodząc na świeże powietrze. Promienie słońca odbijały się od utworzonych w ostatnich dniach kałuż, a tęcza dalej zdobiła czysty błękit nieboskłonu. Oboje zatrzymali się na moment, żeby popatrzeć.

- Nijak – zbyła go. – Ostatnio nie próbowałam ich wyrzucać. Całkiem je lubię, jeśli mam być szczera.

- Rozumiem. – Pokiwał głową i wsiadł na rower. – Możesz jechać na bagażniku – rzucił do koleżanki, która już patrzyła na niego niepewnie.

- Jeśli nas przewrócisz...

- Będzie dobrze – wtrącił z uśmiechem, który niespodziewanie przekonał Risę.

Usiadła bokiem na metalowych rurkach, złapała Kirshimę w talii i podniosła szczupłe nogi, a wtedy chłopak odepchnął się od ziemi i ruszył przez zalane wodą ulice, zabłocone trawniki i dziurawe deptaki.

--

Gdy względnie rozpogodziło się na kolejny tydzień (zdarzyła się mżawka, lecz patrząc na poprzedni tydzień, było całkiem ładnie), deszczowa drużyna ponownie zaczęła się zbierać na boisku. Kirishima tym razem do nich dołączył, dowiadując się, że było kilka osób grających też w poprzednie burzowe dni. Tego dnia Bakugou nie odezwał się do niego ani słowem i pozwolił Kojimie zadecydować, do której drużyny chłopak dołączy i na jakiej pozycji zagra, tak jakby zupełnie stracił nowym członkiem drużyny zainteresowanie. Zawiodło to nieco samego Kirishimę, gdyż on sam całe wieczory potrafił rozmyślać, o co chodziło blondynowi, teraz zaś przysiąc by mógł, że tamto spojrzenie, którym został obdarzony, było tylko przywidzeniem.

Zapomniał jednak o tych rozterkach, jak szybko wciągnął się w grę. Wylądował w drużynie Bakugou i od razu wyczuł od kapitana aurę lidera. Kapitan panował nad całą sytuacją, rzucając swojej drużynie polecenia, jak mają grać i jakiej taktyki użyć. Kirishimie powiedział tylko raz „Kop mocniej i podawaj do mnie", a potem nie obdarzył go nawet marnym spojrzeniem, co zdało się jeszcze bardziej podejrzane. Ani razu, nawet przypadkowo ich oczy się nie spotkały, zupełnie jakby kapitan unikał go specjalnie.

Po dwóch godzinach zaczęło go to irytować, a im bardziej próbował zwrócić na siebie jego uwagę, tym mniej jej otrzymywał, o ile było to jeszcze możliwe.

- Słyszałam, że obok parku mają zrobić boisko – odezwała się jedna z młodszych dziewczyn, gdy skończyli grę i siedzieli zmęczeni na trawie, popijając swoje napoje.

- Skąd wiesz? – zainteresowała się Kojima, nachylając się nad koleżanką.

- Od rodziców – wzruszyła ramionami.

- U mnie w domu też o tym gadali – wtrącił chłopak, nazywający się Murakami, jak zdołał zapamiętać Eijirou. – Ale babcia się wkurzyła, że miasto wydaje pieniądze na głupie zabawki dla smarkaczy, zamiast na przebudowę chodników i naprawienie kanalizacji.

Kilka osób się zaśmiało.

- Kanalizację mamy gównianą – skomentował gruby chłopak w czapce z logo jakiegoś zespołu baseballowego.

- Ale obczajcie, jak zajebiście będzie grać na prawdziwym boisku! – Podekscytował się Murakami.

- Nie będzie prawdziwe, przecież nie zrobią nam wymiarowego, na jakich grają profesjonaliści – podłapała nieco marudnie Kojima.

- Ale może nie będzie się zmieniać co tydzień w jezioro – odezwał się Kirishima.

- Co racja, to racja – skwitowała Kojima. – Będę już szła.

Kilka osób podniosło się i otrzepało się z trawy.

- Ja też.

- I ja.

Po chwili niemal wszyscy opuścili polanę za blokiem i tylko kilka osób spacerowało na samym końcu. Znalazł się wśród nich Bakugou, który z jakiejś przyczyny nie unosił podbródka wysoko i dumnie, nie trzymał rąk w kieszeni i nie przybrał swej typowej złowieszczej miny. Gdy Kirishima rzucił mu przelotne spojrzenie dostrzegł, że chłopak garbi się z rezygnacją, a oczy wbija w swoje czarne buty.

I mimo całej frustracji, zbierającej się w nim przez ostatnie godziny i niechęci do kontaktu z gwiazdą osiedlowego boiska, coś go tknęło, żeby podejść bliżej i rzucić:

- Dobra gra.

Owe stwierdzenie odnosić się mogło do czegokolwiek; popisów Bakugou, współpracy (co wątpliwe), lub nawet gry samej w sobie, kładąc nacisk na zabawę czerpaną z piłki nożnej.

Otrzymał krótkie, nijakie spojrzenie, co nie odebrało mu jednak rezonu.

- Potrafisz prowadzić drużynę do zwycięstwa. A dopiero fajnie będzie na prawdziwym boisku. Albo prawie prawdziwym – dodał, śmiejąc się pod nosem. Spochmurniał, kiedy nie usłyszał żadnej odpowiedzi. – Jesteś jedną z tych osób, które nie są tu po to, by zdobywać przyjaciół?

Tym razem udało mu się zdobyć odrobinę uwagi rozmówcy.

- Nie lubię – odrzekł lakonicznie, a Kirishima ze zdumieniem odkrył, że ton Bakugou nie brzmiał ani trochę wrogo. W słowach dało się wyczuć zmęczenie i niechęć, nie jednak ukryty przekaz „odczep się". Kirishima znów się rozpogodził.

- Nie lubisz, czy nie potrafisz zdobywać przyjaciół? – Postarał się nie zabrzmieć złośliwie.

- Gdybym chciał, wszystko bym potrafił – odgryzł się, po czym wyprostował plecy, przekręcił kark, aż strzeliły mu kości i odgarnął dłonią gęstą grzywkę, która ponownie opadła mu na czoło. – Jestem w końcu niesamowity. – Wypowiedział to z takim przekonaniem, że nawet gdyby ktoś się z nim nie zgodził, i tak niezwłocznie potwierdziłby te słowa.

- Zauważyłem już dawno – odparł ze śmiechem Kirishima, a kiedy uświadomił sobie jak głupio to zabrzmiało, zaśmiał się ponownie, tylko bardziej niezręcznie.

- No jasne. Obserwowałeś nas całe lato, trudno było nie dostrzec, że się wyróżniam. – Zdawało się, że wyprostował się jeszcze bardziej, byle tylko wyglądać na wyższego.

- Widziałeś mnie...? – zmieszał się Kirishima. Nie spodziewał się, że zapatrzony w siebie chłopak zwrócił uwagę na stojącego na uboczu nastolatka, zastanawiającego się, czy mógłby dołączyć do zabawy.

- Mam oczy, to widzę – uciął i ten drugi nie mógł już z tym dyskutować.

Wtedy dotarli do końca parku, gdzie rozstali się bez słowa pożegnania.

Po tej rozmowie, Kirishima tylko nabrał nowych podejrzeń, zamiast zostawić sprawę w spokoju. Bakugou był dziś inny niż zwykle, choć nie znał go zbyt długo i zbyt dobrze. Jego zachowanie na pewno z kolei różniło się, kiedy byli sam na sam, a kiedy grali wśród wielu osób. Kapitan popisywał się na boisku i zdawał się oderwany od rzeczywistości, niedostępny. Przy Eijirou zaś robił się spokojniejszy. Ciężko było mówić o opuszczaniu gardy, lecz było inaczej.

To zaś spowodowało u nowego mieszkańca Keshoh kolejną falę pytań, ponownie bez cienia odpowiedzi.

--

W następnych tygodniach podwożenie Szyszki rowerem do szkoły i chodzenie na boisko stało się dla Kirishimy rutyną. Risa chodziła razem z nim, ale często robiła za sędzię lub stała na bramce i przepuszczała piłki. Nie sprawiała jednak wrażenia słabej, czy pozbawionej umiejętności. Po prostu nie chciało jej się grać.

Tak samo przyzwyczaił się do tajemniczych spojrzeń Bakugou, z którym nie zamienił już ani słowa. Właściwie chłopak nie rozmawiał z nikim poza Kojimą, a i tak było to tylko niechętne odburkiwanie i konieczne półsłówki, bo ona z kolei bardzo często się do niego zwracała. Trudno było wyłapać następującą rzecz, gdyż dziewczyny wszędzie było pełno i dodatkowo rozpraszała obserwatora swoją niezdarnością, ale gdyby uważnie się przyjrzeć, można zauważyć, że Kojima darzyła Bakugou szczególną sympatią. Kirishima odkrył to zupełnym przypadkiem, gdy ta w przerwie od gry podała blondynowi jego butelkę z wodą, a jej policzki zarumieniły się nieco, kiedy chłopak odbierający swoją własność musnął jej dłoń.

„Można widzieć w nim autorytet, ale żeby od razu się zakochiwać..." – przeszło mu przez myśl po zobaczeniu tej sceny. Bakugou wydawał mu się najmniej odpowiednią osobą do kochania. W ich wieku pewnie i tak ciężko było mówić o prawdziwej miłości, ale wiedział, że nadchodzi czas na pierwsze zauroczenia. I że też biedna Kojima musiała sobie wybrać najgorszą z opcji... Był pewien, że sam nadawałby się sto razy lepiej na chłopaka niż zapatrzony w siebie kapitan drużyny. Tylko, że on nie miał ochoty na znajdowanie sobie kogoś do pary. W szkole było kilka osób, które uważał za słodkie, ale po tym, co przydarzyło mu się kilka miesięcy temu, wolał dać sobie czas na ułożenie w głowie kilku spraw.

Zdarzyło się jednego razu tak, że napotkał Kojimę w drodze ze szkoły. Siedziała na ławce w parku popijając oranżadę, a jedną nogę oparła zgiętą na siedzisku mało przejmując się tym, że ma na sobie spódniczkę. Kiedy Kirishima do nie podszedł z głośnym „Hejka", podniosła na niego wzrok i odruchowo się uśmiechnęła.

- Chcesz oranżady? – Nie czekając na odpowiedź podała mu butelkę z bąbelkującym, kolorowym płynem.

- Truskawkowa. – Skrzywił się oddając napój właścicielce.

- Nie lubisz?

- Nie. – Mówiąc to, usiadł obok niej. – Idziesz dziś grać?

- A ty? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- Em... raczej posiedzę dziś przy nauce. Pierwszy semestr byłem jeszcze w mojej starej szkole, a okazuje się, że tutaj szybciej przerobili materiał i trochę się pogubiłem, tak szczerze. – Zaśmiał się i oparł wygodniej o deski.

- Rozumiem. – Wzięła dwa łyki oranżady. – Wiesz, jak potrzebujesz pomocy w nauce... - Zerknęła na jego pełne nadziei oczy. – Nie, ja ci nie pomogę. Jestem starsza, ale ledwo przekraczam progi – sprostowała prędko – ale Bakugou zdaje wszystkie egzaminy na setki. Jest chyba w twoim wieku, więc jest na bieżąco z materiałem. Mógłbyś go podpytać, czy ci pomoże.

Kirishima wyraźnie się zakłopotał.

- Nie mam nic przeciwko niemu... - zaczął z wahaniem, zastanawiając się, czy faktycznie tak jest. – Tylko on nie wygląda na kogoś, kto udzielałby korepetycji. Tym bardziej za darmo lub za małe kwoty, a standardowa cena...

- Niezbyt, co? – dokończyła za niego, a on pokiwał głową. – W tym mieście nie mieszkają żadne szychy, więc się nie dziwię. Mało kto ma tu nadwyżkę pieniędzy.

- A ty co myślisz o Bakugou? – zapytał Kirishima, żeby rozweselić nieco atmosferę. Oboje byli zdecydowanie za młodzi, żeby przejmować się problemami finansowymi.

Zauważył, że Kojima odwróciła głowę w drugą stronę i zaczęła bawić się włosami, które dziś spływały miękko po jej dekolcie.

- Staram się nie być oczywista, ale wychodzi jak zwykle – odparła i dopiła resztkę oranżady.

- Nie jesteś oczywista – zaprzeczył. – Gdybym was nie obserwował, to bym nie zauważył. – Wzruszył ramionami.

- Czemu nas obserwowałeś? – Nagle zrobiła się podejrzliwa.

- Mam pewną sprawę do Bakugou, coś w tym stylu. A ty ciągle za nim chodzisz, więc jakoś się napatoczyłaś.

- Jaką sprawę? – zainteresowała się.

- Nic konkretnego... Wydawało mi się, że dziwnie się na mnie patrzył.

Ku całkowitemu zmieszaniu Kirishimy, dziewczyna zaśmiała się w odpowiedzi.

- O co chodzi? – dopytał, bardziej z ciekawością niż urazą.

- Bo on gromi wzrokiem każdego – wykrztusiła i znów parsknęła. Przez gwałtowne ruchy blond włosy poplątały się ze sobą, a część zakryła twarz w kompletnym bezładzie. Uśmiech miała piękny, mimo że pokazywał tylko górny rząd zębów, a w policzkach pokazywały się zabawne zmarszczki. Od tego widoku Kirishima także się uśmiechnął.

- To ja wiem – potwierdził. – Chodzi mi właśnie o to, że mi się przygląda bez wrogości. Po prostu patrzy, jakby próbował we mnie znaleźć jakąś informację. Chociaż teraz to już chyba nie aż tak, ale na początku bardziej i było tak dziwnie. I rozmawialiśmy dwa razy i to było jeszcze dziwniejsze, ale to może dlatego, że on jest dość dziwny...

- Żyje po swojemu – podsumowała i zamyśliła się na moment. – Sama nie wiem, czy naprawdę mi się podoba, czy po prostu mu zazdroszczę.

- Nie dziwię ci się.

- Czego konkretnie? Tego, że mi się podoba, czy mu zazdroszczę? – zamrugała kilkukrotnie, przyglądając się rozmówcy.

- Obydwu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro