18. Nie pytaj o jutro, póki dzisiaj trwa
Rozdział osiemnasty: Nie pytaj o jutro, póki dzisiaj trwa.
Właściwie to na rower było trochę za zimno. Mimo gryzącego nosy chłodu i zlodowaciałych dróg, Kirishima zgodził się na wycieczkę bez namysłu (podobno zakochani ludzie głupieją). Ubrał się natomiast wystarczająco ciepło, żeby nie przemarznąć, choć i tak pozostawać mieli w ruchu, pedałując i gnając przed siebie ku łąkom, które niegdyś wspólnie odkryli. Już nie były sprószone czerwonymi makami, a śniegiem. Nie lały się na nie gorące promienie lata, a opadały drobne płatki śniegu niesione z wiatrem na wszystkie strony świata. Kirishima bał się trochę pretensji mamy, kiedy wróci do domu ochrypnięty i kaszlący po nawdychaniu się zimnego powietrza. To jednak mała cena do zapłaty za wypad z przyjacielem. Przyjacielem i tym, który w przyszłości miał być zawsze przy nim. Nie odważył się jeszcze tylko wypowiedzieć tego przy nim na głos, ale w końcu to ustalą. Myślał o tym niepewnie, lecz starał się zachować optymizm.
Bakugou zdawał się zamknięty w sobie i zamyślony. Jechał tuż przed kolegą tak jakby nakierowany na dokładny cel. Kirishima bał się przerywać zaległą między nimi ciszę. Wyglądało na to, że Bakuś chce mu coś przekazać, a zrobi to w momencie, który sam sobie wybierze. Taki już był.
I tak dotarli nad zamarznięte jezioro. Być może bardziej stawik. Od biedy dało się tu popływać kajakiem lub łódką z motorem, ale teraz i tak powierzchnię wody pokrywała matowa warstwa lodu. Kaczki nie mogąc skorzystać z kąpieli wyniosły się gdzie indziej i zostały tu tylko najwytrwalsze ptaki, usiłujące przebić lód. Gdzieś po drugiej stronie ktoś wyrąbał odrobinę przestrzeni i tam ujrzeli dwa łabędzie. Niedługo później dołączyły do nich inne ptaki. Chłopcy w końcu dostrzegli, że kilkoro dzieci rzuca im chleb i ziarna.
- O, o! Chodźmy do nich! - zakrzyknął Eijirou rozweselony.
- Czeeekaj - Katsuki marudnie złapał go za rękę i przyciągnął z powrotem do siebie. Stanęli naprzeciw siebie i zapatrzył się w rozczarowane oczka przyjaciela. - Zaraz - dodał - chciałem ci... no, coś powiedzieć. - odwrócił głowę w bok i ściągnął usta. Ledwo było widać jak się rumieni.
- Tak przypuszczałem... - przyznał - więc?
- Więc... - przeciągał i kręcił się na boki i brał kolejne wdechy, myśląc i myśląc, jak by to, co siedziało mu w głowie, ułożyć w całość. A Eijirou łypał na niego tymi ciekawskim oczkami i już całkiem się zawstydził. - Nie patrz na mnie, ty...! Siadaj tam - wskazał na pomost ze starych desek.
- Jasne - uniósł dłonie w obronnym geście i trochę rozbawiony nerwowością przyjaciela usiadł z nogami zwisającymi nad oblodzoną wodą. Czubkami butów szurał po śliskiej powierzchni.
Deski zaskrzypiały, kiedy Bakugou także podszedł i naśladując towarzysza usiadł przy krawędzi. Objął go ramieniem, a wtedy ich spojrzenia zwróciły się ku sobie - jedno zdumione, drugie zdeterminowane - i Katsuki oznajmił z zupełnym spokojem zewnętrznym i absolutną wewnętrzną paniką:
- To randka.
Z początku na twarz Eijirou wystąpiło zdumienie pomierzane z przerażeniem, a później zastąpił je nerwowy śmiech.
- Jasne haha, tylko gdzie moje czekoladki? - zażartował, choć wciąż nie mógł się uspokoić po tych słowach, które uderzyły go jak grom i z pewnością by odebrały mu mowę, gdyby tylko były prawdziwe.
Bakugou się zmieszał.
- To trzeba kupić czekoladki?
- Emm... Wiesz na walentynki robi się czekoladki dla swojej sympatii i dlatego... - Miał wrażenie, że jego serce stanęło w miejscu i więcej się nie poruszy. Bakugou brzmiał zbyt poważnie. Na samą myśl o tym, że wcale nie żartował, Kirishima oblał się rumieńcem.
- Następnym razem - odmruknął wpatrzony pod swoje stopy.
"Następnym razem?", powtarzał sobie w głowie Kirishima i szukał jakiejkolwiek innej drogi, innego powodu dlaczego Bakuś miałby powiedzieć coś takiego. Jednak powód wydawał się oczywisty.
- Nie żartowałeś? - wyjąkał.
- Skąd - odburknął zatopiony w myślach. - Naprawdę zrobię ci czekoladki. Jestem dobry w kuchni, bo co?
- Ja nie o tym... - westchnął spanikowany i z frustracji potargał sobie włosy pod czapką, a wtedy ta wymknęła mu się z dłoni i upadła na lód pod ich stopami. - Oj!
Zanim zdołał cokolwiek przemyśleć skoczył na lód i schylił się po stracone nakrycie głowy.
- Co robisz?! - Katsuki przestraszył się nie na żarty. Nie minęła chwila, a zdążył złapać przyjaciela pod pachami i wciągnąć go z powrotem na pomost, nim wpadł do lodowatej wody pod warstwą zbyt cienkiego lodu.
Obaj ciężko dyszeli przez nagły przypływ adrenaliny leżąc obok siebie na deskach. Bakugou wciąż obejmował Kirishimę jakby bał się, że go straci z oczu i ten zanurzy się bezpowrotnie w mętną toń jeziora.
- Odwaliło ci?! - wykrzyczał potrząsając zdezorientowanym towarzyszem - chcesz zginąć?
- Nie pomyślałem - wykrztusił, czując się jak kompletny palant. Chciał tylko podnieść czapkę, której już, nawiasem mówiąc, nie odzyska.
Blondyn zawisł nad nim z wciąż zlęknionymi oczami i lekkim rumieńcem na policzkach. Odgarnął ostrożnie kosmyki rozrzucone na jego czole i wypuścił powolnie powietrze przymykając powieki.
- Dałbyś mi chociaż odpowiedź, zanim rzucisz się na pewną śmierć do wody w zimie.
- Odpowiedź? A jakie było pytanie? - zmieszał się, mimo wszystko przytłoczony tak bliską obecnością Katsukiego. Co prawda nie patrzyli na siebie, nie mieli nawet otwartych oczu, lecz czuli na policzkach swoje oddechy.
- Nie było pytania. Kochasz mnie?
- Ha? - Wytrzeszczył oczy i rozwarł usta, szukając ostatnich komórek mózgowych nadających się do użycia po tak bezpośrednio postawionej sprawie.
Z kolei Bakugou dalej nie patrzył. Czekał tylko na odpowiedź. "Nie", "Co ci odbiło?", "Zabawne" lub "Oczywiście, jesteś moim najlepszym ziomkiem". Nie spodziewał się tylko, że zamiast tego usłyszy:
- Bo ja wiem?
- Nie wiesz?! - wykrzyczał oburzony i przez tę aferę przypadkiem otworzył oczy. Eijirou zagryzał popękaną wargę i szybko mrugał. Powiercił się chwilę unikając uważnego wzroku, zepchnął w końcu z siebie chłopaka i usadowił się skrzyżnie pół metra dalej.
- To nie tak, że o tym nie myślałem - podjął - ale myślałem bardziej po kolei. Nawet nie byliśmy nigdy ze sobą, więc nie wiem, czy mogę mówić, że cię kocham. Oczywiście, że cię kocham, ale tak no... Byliśmy przyjaciółmi i to skomplikowane...
- Ja cię kocham. - Wzruszył ramionami.
- Tak nie można! - Zaoponował wyrzucając w górę ręce.
- A co? Zabronisz mi? - wypalił nagle urażony. - Robię, co chcę, wiesz? Nie będziesz mi mówił, co mam robić!
- A będę! - Odzyskał rezon. Podniósłszy się na kolana zdominował Katsukiego i spojrzał na niego z góry. - Najpierw zaproś mnie na randkę, a później wyznawaj miłość. Dlaczego zrobiłeś to nie po kolei!?
W tym momencie Bakugou nie bardzo mógł myśleć o swoich chaotycznych podbojach sercowych, ponieważ jego sympatia była naprawdę blisko, a jakby tego było mało, pokazała zaborczą stronę osobowości. I to domagając się randki!
Chłopak odsunął na razie wyjaśnienia i zdecydował się na wczepienie palców w ciemne rozwichrzone włosy i przyciągnięcie tej pięknej twarzy jeszcze bliżej. Kirishima wcześniej marszczył brwi i zaciskał zęby. Teraz rozluźnił mięśnie i za to brwi powędrowały mu w górę, a oczy lekko się rozszerzyły. Prawdziwy szok jednak dopadł go dopiero kiedy Katsuki zmniejszył odległość między nimi do minimum i cmoknął go w usta. Po tym odsunął się z wyrazem triumfu.
- Zrobię to tak bardzo nie po kolei, jak mi się będzie podobało - odpowiedział mu. Po chwili dodał, jakby obojętnie - A poza tym, to już mówiłem, że to randka, więc nie wiem, jaki ty masz do mnie dalej problem...
Kirishima słuchał tych słów i dalej próbował pojąć, co właściwie przed momentem się stało, a gdy dotarło do niego coś niecoś, roześmiał się w głos i nie mógł pohamować łez, które wzięły się nie wiadomo skąd, ni to ze szczęścia, ni ze smutku - może z ulgi.
- Nie ma się z czego śmiać. - Blondyn warknął, żeby zamaskować zdenerwowanie.
- Ale to przezabawne!
- Nie.
- O tak.
- Nie ma takiej możliwości.
- Oj, a jednak...
---
- Jesteś co najmniej podejrzany. - Eijirou powitała siostra łypiąc na niego jak detektyw szukający poszlak.
- Z jakiej paki? - odgryzł się, trochę zbyt gwałtownie. Przeczesał nerwowo włosy, lecz z buzi nie mógł zetrzeć uśmiechu.
- Chodzisz już z Bakugou? - spytała, tracąc trochę na śmiałości. To wciąż był dla niej niezręczny temat.
- Coś za dużo wiesz - wskazał na nią oskarżycielsko palcem i zmrużył oczy. - Śledzisz mnie?
- Nie. Tylko wcześniej Bakugou mi powiedział, że poprosi cię o rękę...
- CO?!
- ...czy coś w tym stylu.
Twarz Eijirou zrobiła się rumiana, więc zasłonił ją dłońmi.
- Nie wierzę ci!
Eniko zaśmiała się serdecznie i poklepała brata po ramieniu.
- No już... Pokażę ci, jakiej piosenki się nauczyłam na gitarze.
---
Od: Bakuś
Do: głupia fryzura frajerze
"Potrzebujesz korków??????"
Kirishima czytając wiadomość przewrócił oczami wzdychając głęboko. Potem ułożył się wygodniej między poduszkami w łóżku i zabrał się za odpisywanie.
"Musis tak klikac te pytajnikii? ??????? Jesyes wściekly czy jak?"
Szybko otrzymał odpowiedź:
"A ty nie umiesz pisać. Niedługo egzaminy. To jak??????????"
Chłopak zaśmiał się rozbawiony przekornością tego drugiego.
"No dobra!!!!!!!!"
---
"To dziwne...", myślał Kirishima wpatrując się w blondyna tłumaczącego mu zawzięcie matematykę, "doprawdy niezwykłe...". Nie mógł wyjść z szoku po tym, jak zdał sobie sprawę, że Bakugou Katsuki jest zwyczajny. O tym samym myślał rok temu, kiedy pierwszy raz to zrozumiał, ale tego popołudnia od nowa go to uderzyło. Przecież początki ich relacji były co najmniej nieszablonowe, a Katsuki uchodził za niedostępnego księcia z tragiczną przeszłością. A teraz się umawiali w dodatku!
- Czy ja cię nudzę, drogi Kirishimo? - Katsuki uśmiechał się bardzo, bardzo sztucznie, a wyraz twarzy wskazywał na to, że chciał wywiercić w swoim uczniu dziurę.
- Skądże. Twoja kurtuazja to najciekawsza rzecz, jaką dziś odkryłem. - Wyszczerzył się złośliwie przygotowany na cios w tył głowy, który prędko nastąpił. Było warto i tak.
Po skończeniu, nawiasem mówiąc - mało owocnej, nauki rozłożyli się na podłodze i zajęli szukaniem przeróżnych krótkich filmików w internecie. Co jakiś czas się śmiali lub pokazywali sobie, co znaleźli. Wieczór mijał im nudno i przyjemnie. Mama Eijirou zastała ich opartych o siebie i czytających pasty o rybakach. Wcinali paluszki z sezamem zapijając colą.
- Co jest, mamo? - zainteresował się jej syn.
- Bakugou zostaje na noc? - zapytała unosząc nieznacznie brwi.
Chłopcy spojrzeli na siebie, a potem znów na kobietę.
- Jeśli mogę, proszę pani, to chętnie - odpowiedział Katsuki i najpierw się wyprostował, a później delikatnie ukłonił. Eijirou z otwartą buzią i wielkimi oczami gapił się na niego, a kiedy mama wyszła, wykrzyknął:
- Od kiedy jesteś taki milusi? Dla mnie nie jesteś taki milusi! - Targał za jego koszulkę i wieszał się na nim udając skrajną rozpacz i dewastację. Ten drugi wywrócił oczyma i poczochrał chłopakowi włosy.
- Muszę być uprzemy dla mamy mojego chłopaka. Gdyby nie ona, to by cię nie było... - oznajmił flirciarsko. Kirishima najpierw się przez to zarumienił, a następnie pociągnął bezczelnego podrywacza za ucho.
- Nie bądź taki hop do przodu. Niby kiedy zapytałeś mnie o chodzenie?
Katsuki zastygł, a jego mina zrobiła się poważna. Myślał i myślał, lecz nie mógł sobie przypomnieć momentu, w który którykolwiek z nich potwierdził, że są parą. Ale wtopa.
- Ej, wyluzuj - z transu wyrwało go potrząśnięcie ramieniem. Spojrzał na Eijirou i zobaczył, że delikatnie się do niego uśmiecha będąc znacznie bliżej niż wcześniej. - Żartowałem. To znaczy... naprawdę nie zapytałeś mnie o chodzenie, więc w sumie sam nie wiedziałem, czy mogę cię nazywać moim chłopakiem i trochę mnie to frustrowało, ale wstydziłem się zapytać... - Przerwał, gdy dłoń zacisnęła się na jego karku i sprawiła, że zetknęli się czołami. Przełknął ślinę.
- Nie zamierzam pytać. Jesteśmy razem. Już za późno, zaklepałem cię. Przyjmuję jedynie prośbę o przerwanie umowy na papierze.
Myśli Eijirou biegły jak szalone, tak samo jego serce wybijało dziki rytm. Mimo zdenerwowania uśmiechnął się i mrugnął na znak zgody. Później wyciągnął szyję jeszcze dalej, żeby musnąć lekko rozchylone, malinowe usta.
- Jesteś słodki, gdy próbujesz udawać gangstera.
---
Różowe kwiaty wiśni i śliw opadały z lekkim wietrzykiem zataczając koła nad głowami uczniów wychodzących za bramę szkoły. Jeszcze nie było zupełnie ciepło na dworze - wiosna dopiero rozkwitała, jednak był to czas w Keshoh, kiedy ciężkie deszcze ustały i można było nad sobą dojrzeć więcej niż dwa kawałki błękitu nieba. Nowa nadzieja, myślała Kojima z podbródkiem wysoko i oczami wlepionymi w deszcz kwiatów, które okalały promienie chłodnawego, popołudniowego słońca. Nowa nadzieja była tytułem książki psychologiczno-romansowej, którą niedawno udało jej się przeczytać. Utknął jej w głowie ten dobór słów, gdyż i sama książka wywarła na niej wielkie wrażenie. Żałowała tylko, że nie miała tej słodkomaślanej końcówki, jaką miewają często romanse, które nie są przy okazji dramatami. Nowa nadzieja skończyła się... skomplikowanie. Były dobre części, przykre części, trochę żalu i właśnie trochę nadziei. Tej nadziei, którą zobaczyła tamtego dnia w różowym deszczu.
- To koniec.
- Koniec? - wyrwała się z zamyślenia i spojrzała na Mayumi stojące w mundurku z teczką i patrzące się na Kojimę z lekkim uśmiechem. Osobliwym jej się wydało połączenie słowa "koniec" i uśmiechu. I to tak dobrego, z głębi tej małej cząstki w duszy, która czuje, że będzie dobrze. Mayumi kiwnęło lekko głową.
- Kończymy liceum. Ale to nie tylko to... - Stały naprzeciwko siebie, uczniowie i ich rodzice przechodzili obok zajęci sprawami. Ktoś się śmiał, ktoś szlochał. Słońce rozjaśniało twarze przyjaciół. - Trochę kończymy dzieciństwo.
Kojima zacisnęła wargi. Z jakiegoś powodu przed oczami przeleciały jej obrazy z boiska, ze wspólnych spacerów, z lekcji spędzonych na bazgraniu w zeszycie, ze wspólnych karaoke i śniadań na dachu. Co roku znajdowała się w tym samym miejscu, kończąc klasę za klasą, zmieniając miejsce w ławce, lub szafkę na buty, lecz nigdy nie przyszłoby jej na myśl, że zamiast zmienić ławkę, zmieni miejsce do którego chodziła dzień za dniem tymi samymi uliczkami o tej samej godzinie. Z tymi samymi przyjaznymi twarzami. Nagle zdało jej się, że tyle przepadło, a póki to miała, nie wiedziała, że to ważne.
- Wybacz - wyjąkała, ocierając łzy w kącikach oczu. Rozkleiła się.
- Ciężko mi na sercu, wiesz? - rzuciło Mayumi, spoglądając w stronę szarego budynku, który nadal opuszczały masy uczniów. - Spędziłom tu mnóstwo czasu, cierpiałom tu mnóstwo czasu, ale wciąż byłom przywiązane... No i nie wiem, jak sobie radzić.
Kojima zapłakała, rzucając się nagle na szyję Yuuki. To przytuliło ją mocno, a po jeno policzku spłynęło kilka łez.
- Ja też nie wiem, jak sobie radzić - przyznała dziewczyna - ja wciąż jestem dzieckiem, ja... ja nie wiem.
To drugie głaskało ją po plecach samo się trzęsąc.
- Nikt w naszym wieku nie wie. Każdy się boi. Tak myślę.
Nagle Kojima odsunęła się i wzięła głęboki oddech, gdy w jej oczach zagościła determinacja.
- Damy radę. - Uderzyła przyjacioło pięścią w pierś. Ono parsknęło z ulgą i w jeno oczach jak świetliki zabłyszczała radość. Otoczyło dłonią pięść dziewczyny, łącząc z nią spojrzenia.
- Obiecujesz?
Kiwnęła głową dziarsko i to wystarczyło, żeby oboje poczuli się jak w domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro