Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. W życiu można iść tylko do przodu

Rozdział siedemnasty: W życiu można iść tylko do przodu.

Zdarzyła się noc - jedna z ostatnich, które spędzili wszyscy razem - kiedy Bakugou za nic nie potrafił zmrużyć oka. Tylko przewracał się z boku na bok, szeleścił pościelą i mruczał przekleństwa pod nosem. Wsłuchiwał się w miarowy oddech Risy i ciche pochrapywanie Kirishimy. Męczyły go myśli krążące wokół tego ostatniego. Nie byli już przyjaciółmi, nie takimi jak wcześniej. Próbowali powrócić do dawnych relacji, ale było to niemożliwe. Kirishima stracił do niego zaufanie i szczerze mu się nie dziwił. Sam uważał się za okrutnego głupca. Tak długo jednak z tym żył, że nawet nie potrafił sam siebie przekonać, że może się zmienić. Starał się do tej pory, ale jak długo minie zanim znów coś zepsuje? Wolał nie wiedzieć. Za dużo myśli, za wiele dróg, a wszystkie prowadzące do załamania. Tęsknił za swoim najlepszym przyjacielem i jednocześnie sympatią. Wystarczało mu chyba to co mieli. Gdyby tylko mogli wrócić do choć tego. Już nie potrzebował miłości, ani romantyzmu... Tylko tej przyjaźni i braterstwa. O tyle prosił. A nie mógł tego dostać - doskonale zdawał sobie sprawę, że nie zasługuje.

Przepełniony zmartwieniami wygrzebał się z pościeli i wyszedł na balkon. Zaraz wrócił się po buty i bluzę - całą dzielnicę zasypał śnieg, a na zewnątrz mroziło jak diabli. Oparłszy się o barierkę zza przymrużonych powiek obserwował puste, białe ulice. Nic tam nie było. Tylko śnieg i spokój.

- Zimno - odezwał się cichy głos za nim. Już po chwili Eijirou przystanął obok.

- W końcu jest zima - odmruknął niepocieszony obecnością chłopaka. Skomplikowane myśli ponownie uderzyły go, aż zaczęło mu się kręcić w głowie.

- Nie możesz spać?

- Nie bardzo. - Wzruszył ramionami. - Ty jeszcze moment temu spałeś.

Uśmiechnął się nieśmiało.

- Obudziłeś mnie.

- Acha. To sorry - wyburczał pod nosem.

- Nie ma sprawy. Właściwie chciałem cię o coś zapytać... Dalej nie pogodziłeś się z Yuukim?

- A powinienem? - wypalił oburzony - Słyszałeś, co on gadał?

- I przeprosił. Ty też zrobiłeś coś złego. Przeprosiłeś. Wybaczyliśmy ci. - W jego głosie pobrzmiewał zawód. Bakugou wiedział, że nawet jeśli mu wybaczono, to nie zapomniano. Jego dawne czyny będą go już na zawsze prześladować.

- Na pewno?

- Co? - Zmarszczył brwi, zwracając spojrzenie na towarzysza.

- Na pewno mi wybaczyliście? - Przygryzł wargę w niepewności. Zadumał się na moment, a gdy nie odpowiedziano mu, ciągnął - Nie czuję, że moje winy nagle wyparowały. Ani, że mogę normalnie z wami gadać i się śmiać. Czuję się jak śmieć, którego podnieśliście z ziemi, żeby tam nie gnił, ale wiesz co? - w oczach zabłyszczały mu łzy - Dalej jestem tym pierdolonym śmieciem!

W tym momencie Eijirou już mocno go obejmował.

- Już... Już. Jestem tu.

Bakugou wiercił się, kręcił i klął, a im bardziej się szamotał, tym mocniej zaciskały się wokół niego ramiona przyjaciela. A gdy dotarł do skraju frustracji, pękł. Z gardła jego wydobył się gwałtowny szloch, a oczy nawilgły. Wcisnął twarz w ramię Eijirou i płakał, zwyczajnie ryczał poddany, bo wszystkie siły go opuściły.

- Naprawdę ci wybaczyliśmy - zapewnił Kirishima.

- Wiem - wyjąkał ten drugi - ale ja sobie nie.

- To wymaga czasu - szeptał gładząc go po plecach. - Będzie dobrze.

Nie wiedział, że może wierzyć w te słowa, ale wypowiadał je przecież jego najdroższy przyjaciel.

- Możemy wrócić do tego, co mieliśmy dawniej? - odważył się spytać Katsuki. Bardzo na to liczył. I tak okropnie tęsknił.

- Nie - odparł mu ze smutkiem. Odsunęli się od siebie, a wtedy począł wyjaśniać - Nie będzie już jak dawniej. Taki urok życia. Wszystko bezustannie się zmienia, choćbyśmy nie chcieli. Ale wiesz - uśmiechnął się lekko, sięgnął do twarzy towarzysza i pogładził go czule po policzku – dalej chcę się z tobą przyjaźnić, jeśli o to ci chodzi.

Bakugou po raz pierwszy zasmucił się na tę myśl: przyjaźń z Kirishimą. Bo chciał więcej i bardziej. Chciał go zabrać na randkę, chodzić za rękę, jeść razem naleśniki... Część z tych rzeczy mógł mieć tak, czy inaczej, ale nigdy nie będzie mógł powiedzieć, że są parą, że się kochają i wezmą ślub w Norwegii. Czy gdzieś tam. Ależ czemu on zaraz musiał wyobrażać sobie ślub? Na ten moment była to kwestia powiedzenia: "chodź ze mną, bo cię lubię". Tego też nie potrafił. Trzymało go poczucie winy i złość na samego siebie. Nie zasługiwał na tego złotego chłopca. Poza tym jak miał go pokochać, jeśli nienawidził siebie?

- Hej? Zmarzłeś? - Kirishima potrząsał nim lekko dopatrując się jakiegoś grymasu na twarzy pytanego. Od dłuższej chwili nie miał z nim kontaktu.

- Ta - odmruknął ponuro – wracam.

Weszli ponownie do ciepłego wnętrza i od razu zrobiło im się przyjemniej. Musieli przekroczyć przez śpiących na podłodze przyjaciół. Blondyn położył się w swoim łóżku (nocowali akurat u niego), a gdy zobaczył, że Kirishima powoli kieruje się dalej, impulsywnie złapał go za koszulę. Nie dostrzegali swoich twarzy w ciemności. Bakugou pociągnął materiał, a ten drugi zrozumiał przekaz. Kiwnął głową i wpełznął pod kołdrę do ciepłego ciała obok. Nim zasnęli, uspokojeni swoją obecnością, zdążyli jeszcze spleść ze sobą dłonie i uświadomić sobie, że nieważne, co by się działo, będą się nawzajem wspierać.  

--

Święta każdy spędzał z rodziną. Risa z tatą byli u dziadka, który mieszkał niedaleko. Yuuki do tej pory wychodziło z domu i omijało rodziców (w szczególności zaś ojca) szerokim łukiem, ale na święta nie miało wyboru. Jeno rodzina ceniła sobie tradycję. Zjeżdżali się krewni, była wielka impreza i trzeba było witać się z ciotkami, których imion się nie pamiętało. Yuuki rozważało ucieczkę z domu, ale uznało to w końcu za zbyt dziecinne. Zajęło się sprzątaniem tego, co przydzieliła nu mama i starało się nie natykać na nikogo udając wielce zajęteno. W końcu jednak musiało się zmierzyć z nieprzyjemnościami.

- Co ciebie tak nie ma i nie ma, Tsuyoshi? - zagadał Daiki, który jak zwykle migał się od obowiązków. Spojrzało na brata znużone, po czym zwyczajnie go zignorowało. - Zrobiłeś się ostatnio taki... tajemniczy... Chodzi o tę całą dziewuchę? Co dzwoniła? - kontynuował wywód krążąc wokół towarzyszącej mu osoby jak sęp, doszukując się w jej zachowaniu jakiegoś spisku. Daiki uwielbiał sekrety.

- Dajże mi spokój - opędzało się od brata jak od natrętnej muchy. Chciało tylko w spokoju dokończyć ścieranie kurzy i zaszyć się w pokoju lub wyjść na siłownię, dopóki jeszcze była czynna.

- A nie dam - zaśmiał się - Nie dam, bo widzę, że coś kryjesz. W ogóle się kryjesz. Przed tatusiem pewnie - domyślił się, a jego teoria znalazła potwierdzenie w minie rodzeństwa. - Ej! Co gorszego możesz ukrywać niż ja? Znaczy ja się nie ukrywam, ale jak tatuś się dowiedział, to od tamtej pory do mnie słowem się nie odezwał.

Yuuki przewróciło oczami i przerwało wreszcie sprzątanie, żeby stanąć twarzą w twarz z beztroskim braciszkiem.

- Dla ciebie to takie proste, co? - Zaczęło się wściekać. Bo ono nigdy nie potrafiło sięgać po swoje. Miotało się w nie swojej roli i starało się robić to, czego oczekiwał ojciec. Daiki był bardziej synkiem mamusi. Dlatego pewno szybciej odnalazł swoją wolność.

- Nie było proste, ale już po wszystkim. Trzeba było grzecznie powiadomić tatusia, że jest jak jest i tyle. Teraz to on ma problem nie ja - zaśmiał się. Strata ojca trochę go bolała, ale nie miał czasu na przejmowanie się wszystkimi i wszystkim. Trudno.

- To jak według ciebie mam mu powiedzieć, że nie jestem jego synem?! - prawie wykrzyczało, zaciskając mocno pięści.

Daiki zbity z tropu szukał chwilę słów, po czym wypalił bezmyślnie:

- To ktoś inny cię zapłodnił? Cholera!

- Nie... Nie o tym mówię! Nie jestem... - dalsze słowa ugrzęzły nu w gardle. Wiedziało, że brat go nie wyśmieje, ale wciąż przepełniał no strach. - Nie jestem facetem. - Po tych słowach stchórzyło już całkowicie i opuściło salon, kierując się do swego pokoju zadręczając się myślą, po co to w ogóle Daikiemu mówiło.  

Święta i nowy rok nie były dla nieno szczególnie przyjemnie. Mówiło jeszcze mniej niż zwykle, pogrążone we własnych myślach. Zastanawiało się jak da radę żyć dalej z tym, jakie jest. Nie pasowało do tego świata i nic nie mogło na to poradzić.

- Ej, Tsuyoshi - zagadał pewnego razu Daiki, kiedy oboje wyszli do kuchni, żeby uciec na chwilę od nudnych krewnych w salonie.

- Hm? - odmruknęło zajęte przekładaniem naczyń do zlewu.

- To, co mi powiedziałeś niedawno... - zaczął trochę zakłopotany. Podszedł bliżej i poklepał rodzeństwo po barku. - Co dokładnie miałeś na myśli?

Yuuki zagryzło wargę myśląc intensywnie jak wymknąć się z tej sytuacji. Nie wiedziało, jak ma kontynuować temat i co powiedzieć bratu. Być może byłby wspierający, ale... to wciąż było trudne. Co jeśli ono samo zmieni zaraz zdanie? Może niepotrzebnie robiło zamieszanie.

Daiki westchnął zrozumiawszy, że to drugie nie zamierza podjąć tematu. Nie poddał się jednak. Pociągnął no za ramię i ściskając je spojrzał nu w oczy, choć cały czas próbowało od tego uciekać.

- Chcę tylko pomóc. Wiem, że nie wiesz, co powiedzieć, ale pozwól mi zapytać... Jak masz na imię?

- Co? - zdumiało się, nie bardzo rozumiejąc pytanie. - Przecież wiesz - popchnęło go zaczepnie.

- Oj nie wiem... - uśmiechnął się półgębkiem nie dając tenu drugienu się wydostać - Tsuyoshi już dłużej do ciebie nie pasuje, prawda?

- Nie wiem - próbowało zbyć Daikiego, ale ten nie dawał nu drogi ucieczki. - I tak nikt nie będzie go używał - dodało sfrustrowane.

- Ej – nagle zabrzmiał bardzo poważnie. - Ja będę. Twoi przyjaciele będą. Kiedyś wszyscy zapomną, że nazywałeś się jakoś inaczej. I masz pełne prawo do tego, by inni zwracali się do ciebie tak jak chcesz. Okej?

- Mayumi.

- Mayumi?

- Nowe imię - odwróciło wzrok starając się pozbyć rumieńca z twarzy.

- Ładne. Twoje. Więc jesteś "ona"?

- Jeszcze nie wiem. Na razie brzmiało to trochę dziwnie. Kojima mówi mi "ono" - odparło.

- I dobrze ci z tym?

- Tak sądzę. Ale kiedy jesteśmy sami, możesz używać czasem "ona", bo i tak chciałom spróbować. Nie wiem właściwie, co robić. - Zacisnęło usta, gdy uderzyła w nieno fala smutku. Nie potrafiło sobie z tym radzić. Miało wrażenie, że rozpadnie się zaraz na wiele kawałków, które uderzą chórem o kuchenne kafelki.

- To, co zawsze. Może zmieni się parę rzeczy, ale wciąż jesteś tą samą osobą. I jestem pewien, że mama będzie po twojej stronie. Zmusiłem ją poniekąd do otworzenia się na nowe spojrzenia na świat - zaśmiał się, przytulając do siebie Mayumi.  

Przytulali się jeszcze, kiedy ich mama weszła nieśmiało do pomieszczenia z winą wymalowaną na twarzy. Mayumi odepchnęło od siebie brata i spojrzało przerażone na mamę. Daiki także się odwrócił. Oboje wpatrywali się w kobietę jak w obrazek.

- Słyszałam - przyznała robiąc niepewny krok w przód.

- Cholera - zaklęła Mayumi i przyłożyła dłoń do czoła.

- W porządku - zaczęła bez przekonania ich rodzicielka, po czym wzięła głęboki wdech próbując wyglądać na mniej zagubioną niż była. - Wszystko będzie w porządku. Pójdziemy do psychologa...

- Mamo - wtrącił natychmiast Daiki – z moją siostrą jest wszystko jak najbardziej okej. Nie trzeba jej naprawiać, ani leczyć.

- Nie o to mi chodziło! - prawie wykrzyczała. Podeszła do swoich dzieci i chwyciła Mayumi za oba ramiona spoglądając w jej spłoszoną twarz. - Na pewno jest ktoś, z kim mógłbyś o tym porozmawiać. Ja nie bardzo wiem, co powiedzieć. Będę cię wspierać, nieważne... kim się czujesz.

- A więc życie jest piękne! - podsumował rozweselony Daiki. - Potem o tym pogadajmy. Ale teraz chcę pić.

- Zrobić ci herbaty? - zainteresowała się mama.

Daiki wywrócił oczami i podniósł butelkę wina.

- PIĆ - powtórzył z krzywym uśmieszkiem.

--- 

Świat dalej był spowity śnieżną pierzyną, a wyjście na dwór ziębiło do samego szpiku. Mimo tej niesprzyjającej pogody, Bakugou wymyślił sobie, że pojedzie nad jezioro. Rowerem. A to nie miała być taka znowu zwyczajna wycieczka nad zimowe jezioro, a to dlatego, że zamierzał ze sobą zabrać Kirishimę. I być może coś mu powiedzieć, coś takiego na kształt wyznania... Nie wiedział nawet do końca czy jego miłość jest normalna i prawdziwa, czy się nadaje do podarowania Eijirou. Ale musiał coś powiedzieć - życie w niepewności doprowadzało go do szału. Najwyżej zostanie odrzucony i... i co?

Tutaj na moment się zatrzymał. Czy będą w stanie po tym pozostać przyjaciółmi? On by raczej nie mógł. Serwowanie sobie na co dzień tego samego bólu byłoby okropne. Lecz co jeśli Eijirou też coś do niego czuje? To możliwe, że polubiłby chłopaka, ale akurat Bakugou...? Kto by polubił Bakugou?

"Kto by mnie polubił?'", powtarzał sobie brnąc przez śnieg jeszcze nie odgarnięty z parkingu przed blokiem przyjaciela. Przyjaźnili się. Eijirou go lubił. Jednak związek to co innego. To inne lubienie. To mogło nie wypalić, a właściwie musiało nie wypalić. Mimo to już postanowił: nie będzie dłużej tchórzył. Sięgnie po swoje pragnienia i przyjmie, cokolwiek będzie.

Otworzyła mu siostra Eijirou. Wydęła usta i patrzyła na niego oczekująco.

- Ja po Eijirou - powiedział unosząc wyżej głowę, by ukryć, że zaczynał czuć się niezręcznie pod uważnym spojrzeniem dziewczyny. Zmrużyła oczy podejrzliwie.

- Chodzicie ze sobą?

Bakugou zmarszczył brwi i minimalnie się odsunął.

- Co o tym wiesz? - zapytał taktycznie.

Wzruszyła ramionami obojętnie.

- Nie za dużo. Tylko tyle, że powiedział nam o swojej orientacji, a potem zaczęliście spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. - Odsunęła się od drzwi i zaprosiła go ruchem głowy do środka. Katsuki powolnie minął ją w progu, a kiedy znajdowali się tuż obok, szepnęła mu do ucha – I wyglądasz jakbyś chciał go zabrać na randkę.

Zatrzymał się, zwracając spojrzenie ku Eniko.

- Masz coś przeciwko?

Pokręciła głową, aż grzywka jej podskoczyła.

- Nie pytaj mnie o rękę mojego brata. Zapytaj jego samego.

Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale w głowie miał zupełną pustkę i zaraz je zamknął. Rozejrzał się skonfundowany, zacisnął wargi i się wyprostował.

- A żebyś wiedziała, że zapytam - wysyczał w końcu i ruszył do pokoju Eijirou – Kiri, wyłaź! Zabieram cię na wycieczkę! 

///
Wybaczcie moje zniknięcie. Pisałem na profilu, że mogą być problemy, ale wyszło, że jestem teraz jeden rozdział do tyłu, bo nie nadrobiłem. Właściwie nie mam jak - nie mam napisanego całego kolejnego rozdziału. Brak mi motywacji, dopiero się budzę ze snu zimowego, zrozumcie.
Nie zostało już wiele do opowiedzenia w tej historii (mam na myśli książkę). Jeszcze kilka rozdziałów i koniec. Długo nad tym pracowałem. Dziękuję tym, którzy są tu od początku i mi kibicują. Trzymajcie się, towarzysze!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro