10. Zamiast burzyć mury, rozłóż je na części cegiełka po cegiełce
Rozdział dziesiąty: Zamiast burzyć mury, rozłóż je na części cegiełka po cegiełce.
Mimo wielu przerywników nauka szła Kirishimie dość sprawnie i nawet będąc rozpraszanym przez obecność Bakugou, zdołał poprawić niedługo później wszystkie egzaminy. Chciał powiedzieć swojemu korepetytorowi osobiście, więc napisał mu, żeby spotkali się przy boisku, wziął rower i pojechał.
Co dziwnie, nie musiał wcale długo czekać. Na boisku grała grupka dzieciaków – nie ta z którą zwykle przybywali. Blondyn podchodząc do Kirishimy rzucał im dziwne spojrzenia, ale zrezygnował z pomysłu rzucenia się na nich i wygnania ze swojego terenu. Ten jeden raz im daruje.
- Słucham – rzekł chłodno Bakugou obserwując podekscytowanego chłopaka, któremu mało brakowało, żeby rzucić się i wyściskać swojego wybawcę.
- Zdałem! Niektóre mam nawet dwadzieścia punktów ponad progiem! – Szczerzył się tak mocno, że widać mu było dziąsła.
- Jesteś mi winien przysługę – stwierdził od niechcenia.
- Już wcześniej chciałem ci postawić obiad, ale źle mnie zrozumiałeś. Zgodzisz się teraz?
- Aa... - Nagle cała sytuacja nabrała sensu. Oczywiście, że nie mogło chodzić wtedy o randkę. Dlaczego pomyślał o randce? – Masz pieniądze? – Zrobił się podejrzliwy. Wiedział, że Kirishima miał wcześniej problem z opłaceniem korepetycji, a przysługa nie zawsze przecież musi być materialna.
- Daj spokój, oszczędzałem na tę chwilę. Jeśli nie dasz sobie kupić chociaż burgera i frytek, to się obrażę. – Zrobił nadąsaną minę, co tylko wywołało lekki grymas rozbawienia na twarzy Bakugou.
- Chodźmy – zarządził i już ruszył z miejsca, ale nagle usłyszał za sobą znajomy głos.
- Hej, Bakugou, Kirishima! Gdzie idziecie?
To była Kojima, zdyszana przez bieg z rozwianymi włosami. Gdzieś w oddali za nią widać było drepczącą w swoim tempie Risę i Yuukiego dotrzymującego jej towarzystwa.
- Wiesz, idziemy...
- Tylko we dwójkę. Jeśli chcesz spędzać z nami czas, wypełnij formularz – Bakugou przerwał Kirishimie.
- Formularz? – Zaśmiała się. – Twoje pomysły są coraz lepsze. – Yuuki, wiedziałeś, że potrzebujemy formularzy? – krzyknęła przez ramię.
- Jakich formularzy?
- Żeby spędzać czas z królem osiedla, oczywiście. Och właśnie, kłaniać też ci się trzeba? – Dalej rzucała figlarne uśmiechy, nie traktując tej rozmowy poważnie.
- Niekoniecznie – odparł sucho. – Idziemy, Kirishima – zarządził odciągając chłopaka od Kojimy. – Gdzie twój rower?
I odjechali rowerem, zanim Kojima zdążyła po raz kolejny zażartować.
- Uciekli? – odezwał się Yuuki, który już dotarł na miejsce.
- Razem – dodała oszołomiona.
- Może coś między nimi faktycznie jest – oznajmiła niegłośno Risa, jakby mówiła do siebie.
- Między nimi? – podjął Yuuki wyraźnie zniechęcony. – Masz na myśli, że są pedałami? – Przez jego twarz przemknął wyraz obrzydzenia.
- Nie mów tak, to obraźliwe słowo – upomniała go Kojima. – Ale nie sądzę. Są tylko przyjaciółmi. – W jej głosie mimo wszystko zabrzmiała niepewność. Nie przejmowała się za bardzo ich relacją, bolało tylko to, że ona została odsunięta na dalszy plan i miała mniej szans u Bakugou niż kiedykolwiek. Znała już tę prawdę od jakiegoś czasu, tylko pogodzenie się z nią nie było szczególnie łatwe. To był jednak ten moment, w którym pomyślała sobie jasno i wyraźnie: „To nie jest szczere uczucie, a i tak nie zostanie odwzajemnione".
Teraz musiała to tylko przetrawić.
--
- Nie waż mi się kupować burgera. To cholernie niezdrowe.
- Jesteś na diecie, czy coś? – zdziwił się Kirishima. Właśnie zmierzali do centrum ich miasteczka, gdzie znajdowało się kilka lokali.
- Dbam o zdrowie i figurę – odpowiedział oschle.
- Więc co będzie w porządku? Nie znam się chyba na takich rzeczach... - Podrapał się po głowie zerkając na towarzysza.
- Na ogół nie ufam jedzeniu z restauracji. W sumie zjadłbym naleśniki.
- Naleśniki? – Oczy otworzyły mu się szerzej. Zaśmiał się krótko. – Nie wyglądasz na naleśnikowego gościa.
Bakugou posłał mu mordercze spojrzenie.
- Chcę naleśniki z owocami – powtórzył głośno i wyraźnie.
- Wiem, gdzie można takie dostać. A ja zamówię sobie mięsne pierożki, ach! – zachwycił się Kirishima bezwiednie kładąc przyjacielowi rękę na ramieniu.
Bakugou wzdrygnął się na ten gest i potem jeszcze długą chwilę obserwował dłoń Kirishimy, aż w końcu wyrzucił z głowy natłok myśli i przestał zwracać na to uwagę.
Naleśniki były bardzo smaczne sądząc po zachwyconej minie Bakugou. Co prawda starał się kryć to zadowolenie marszcząc brwi, ale nie dało to wiele. Dla jego towarzysza wyglądał po prostu zabawnie.
Kiedy wracali, przechodzili przez most, przy którym spotkali się już dwa razy. Kirishima nagle posmutniał, gdy sobie o czymś przypomniał.
- To... Już nie będziesz mnie uczył, nie? To zrozumiałe, wiadomo. Udowodniłeś, że faktycznie potrafisz i muszę przyznać, że ci wierzę. – Uśmiechnął się, choć oczy pozostawały zrezygnowane.
- Dobrze, że zdałeś – skwitował.
Nie wiedząc nawet kiedy, zatrzymali się przy barierce i zagapili się w odbijające się w rzece szare chmury. Po chwili na tafli wody zaczęły się tworzyć małe okręgi i było ich coraz więcej, i więcej, co znaczyło, że zaczynało padać. Chłopcy poczuli to również na własnej skórze, chociaż żaden z nich się na ten temat nie odezwał, ani nie wyraził chęci do powrotu. Rozstanie się teraz oznaczało koniec pewnego etapu, którego wcale nie chcieli kończyć. Co jeśli nie będzie już więcej wymówek by się ze sobą spotykać?
- Mam pytanie – wypalił nagle Kirishima. Pomruk Bakugou zawiadomił go, że może kontynuować. – Powiedziałeś kiedyś, że Yuuki cię zostawił i zastanawiam się, co to znaczy?
Deszcz szumiał uderzając o taflę wody pod nimi. Było całkiem zimno, więc obejmowali się ramionami, trzymając dłonie pod pachami.
Kirishima właściwie nie wiedział, na co liczył. Nie wyczuł w tym kontekstu romantycznego, ale jakaś jego część podpowiadała mu, że warto o to zapytać. A nawet jeśli byli razem, to co? Czy liczył na to, że Bakugou interesują chłopcy? Nie powinien na to liczyć. Przecież byli przyjaciółmi, co on sobie, do cholery, myślał? Nie, to nie tak. Chciał tylko wybadać teren. Ciekawiło go to i tyle. Nic więcej.
Atmosfera zrobiła się napięta po tym pytaniu i widać było, że Bakugou wcale nie kwapi się do odpowiedzi. Nareszcie podjął temat:
- Myślałem, że jesteśmy braćmi. A on wyjechał spełniać marzenia beze mnie. Pieprzony dupek. – Splunął do wody.
Określenie „bracia" jednocześnie uspokoiło i zaniepokoiło Kirishimę. Nie chodziło o nic romantycznego, ale znaczyło to też, że z Yuukim Bakugou był bliżej niż z nim. Nie spodobała mu się ta myśl.
- Ale wrócił – zauważył Eijirou. Jego włosy oklapły od lejącej się z nieba wody. I nie tylko one były mokre. Całe ich ramiona i plecy zdobiły już ciemne plamy. Powinni wracać do domów, ale zamiast tego stali w ulewie i rozmawiali.
- Jeszcze gorzej – podsumował. – Kiedy już zaczynałem czuć się dobrze, wpierdolił mi się w paradę. – Uderzył zaciśniętą pięścią w barierkę, a ta zabrzęczała.
Kirishima zapomniał wtedy o wszystkich swoich powodach, motywach i zmartwieniach. Liczył się tylko cierpiący przyjaciel niepotrafiący sobie poradzić z tym, co mu się przytrafiało i z tym, co czuł.
- Wyżywasz się na sobie. – Nakrył jego pięść swoją dłonią. Spojrzeli na siebie. Oczy Bakugou wyrażały zmieszanie i lęk. Rzadki widok.
- Nie... nie. Wiem, co robię – zaoponował.
- Każdy ma prawo decydować za siebie. Pewnie nie chciał cię zranić. W sumie to nie wiem, bo nie znam go dłużej, ale też było mu przykro, że nie chcesz z nim gadać.
- I bardzo dobrze. – Wyglądał na tak utwierdzonego w swojej sztucznej zawiści, że nic nie przemówiłoby mu teraz do rozumu. Kirishima postanowił zostawić temat. Nie chciał też zabierać głosu w nie swoich sprawach.
- Może już wrócimy? Strasznie pada – powiedział, jak gdyby nie padało już tak od pięciu minut, a oni mieli jeszcze jakieś suche ubrania do uratowania. Bo nie mieli.
- Nie chcę.
- Czemu? Zimno mi i mokro – narzekał dalej. Też nie chciał się z nim rozstawać, ale stanie tutaj zaczynało się robić niewygodne. Spojrzał na towarzysza i dojrzał, że ten opuścił głowę i zacisnął palce na barierce. – O co chodzi?
- Obiecałeś, że mnie nie zostawisz – wychrypiał, odwracając głowę w drugą stronę.
Kirishimę opanowało zdumienie pomieszane z radością. Coś w tym, że Bakugou mówił mu szczerze, co myśli, wypełniało go niewyobrażalnym ciepłem.
- Nie zostawię! – powtórzył swoją obietnicę. – Po prostu chcę się wysuszyć. – Zaśmiał się cicho.
- Wysuszysz się u mnie – postanowił.
- Hm?
- Idziesz do mnie. – Złapał Kirishimę za nadgarstek i pociągnął za sobą. – Powinniśmy częściej wychodzić na deszcz. Ta fryzura lepiej ci pasuje.
--
Siedzieli na podłodze, już susi i bardziej ukontentowani. Jedli makaron, który został mamie Katsukiego z obiadu.
- W końcu jest cieplutko – westchnął pocieszony Kirishima, układając głowę na ramieniu Bakugou.
- O co ci z tym chodzi? – rzucił zaczepnie, ale kontynuował wciąganie klusek.
- Mi? To ty jesteś tym zdystansowanym gryzącym jeżem.
- Że co? Haa?! Jakim, kurwa, jeżem? – Nastroszył się jak jeż, co doprowadziło tego drugiego do śmiechu i zakrztuszenia się jedzeniem. – Udław się tym. – Wbrew swoim słowom poklepał go po plecach.
- No przecież ludzie normalnie się dotykają, tylko ty chcesz mnie zamordować za każdym razem, gdy coś zrobię. – Rozłożył ręce i po chwili obserwacji przyjaciela dodał: - o, tak jak teraz.
- Zamorduję cię! – wrzasnął, choć na usta cisnął mu się uśmiech. Nawet nie zdał sobie z tego sprawy, ponieważ zajął się próbą uduszenia Kirishimy. Udało im się odstawić jedzenie prawie bez strat, a później turlali się po podłodze i przepychali usiłując... ciężko właściwie powiedzieć, co dokładnie. Nie chcieli sobie zrobić krzywdy – śmiali się przecież. Poczuli się trochę jak wygłupiające się dzieciaki i jakoś im to na tamten moment nie przeszkadzało. Byli tylko we dwójkę, nikt na nich nie patrzył, a w swoim towarzystwie czuli się komfortowo. W pewnym momencie Bakugou po prostu odpuścił i pozwolił przygwoździć się do ziemi i wtedy Kirishima zawisł na nim z lekkimi rumieńcami, i byli tak blisko, że jego opadająca grzywka łaskotała leżącego w czoło. Uśmiechnęli się do siebie.
- Już? Nie masz zamiaru mnie udusić? – zapytał zakładając kosmyki za ucho tylko po to, by ponownie opadły.
- Wiesz, znając ciebie, to udusisz się sam tak szybko, jak będziesz coś jadł. Mój wysiłek tu niepotrzebny – stwierdził podnosząc się do siadu. Musiał odepchnąć przyjaciela w tył, żeby do niego nie dobić. Albo go przypadkiem nie pocałować.
Sięgnął do jego twarzy i założył mu przydługawe włosy za ucho. Tym razem porządnie.
- Dobrze wyglądasz - uznał Bakugou i od razu cały świat się dla niego zatrzymał, bo zdał sobie sprawę, jakie głupstwo powiedział. - No wiesz, przynajmniej nie masz tej okropnej fryzury co zwykle - poprawił się.
- Jasne. - Wywrócił oczyma. - Serio dalej się mnie wstydzisz? Weź, jesteśmy przyjaciółmi. Chyba nawet najlepszymi. - Uśmiechnął się znacząco. W końcu z niego zszedł i zaoferował mu pomoc we wstaniu, która to nie została przyjęta. Zresztą nie dziwo.
- Co z tego? Ty byś powiedział przyjacielowi wszystko i zachowywał się zupełnie swobodnie, tak jakbyś był sam? - zapytał sceptycznie, mierząc go wzrokiem.
- Tak - odparł bez namysłu. - Ty nie? Nie uważasz, że możesz być przy mnie sobą?
Bakugou był zbity z tropu po uświadomieniu sobie tej prostej sprawy. Dla ludzi było to takie łatwe, a on nie mógł się zdobyć na najprostsze kroki w relacji. Czy to z nim było coś nie tak?
- To wy wszyscy jesteście jacyś pojebani - skwitował odwracają głowę w inną stronę. Nie miał tego na myśli, ale nie mógł znieść tego palącego od środka uczucia. Wrażenia, że był zepsuty.
- Myślałem, że mnie lubisz... - Kirishima zdawał się zrezygnowany. - Po tym jak poprosiłeś mnie, żebym z tobą został.
- Nigdy o nic nie prosiłem - syknął z jadem.
Kirishimie nagle zrobiło się głupio, że w ogóle tu przyszedł. Świetnie się bawil z Bakugou i przedtem też czerpał mnóstwo radości z przebywania z nim tylko po to, by usłyszeć, że wcale nie był tu mile widziany. I ewidentnie była to znowu zmienność Bakugou, której już wcześniej doświadczył, ale co miał teraz zrobić, kiedy zaczął żałować całej tej rozmowy i w ogóle swojej egzystencji. Nie miał ochoty tu być w tym momencie i czuć się winnym, z niewiadomo jakiego powodu.
- Mam sobie iść? - zapytał z goryczą, pierwszy raz tak poważny od wieków. To tyle. Może Bakugou miał problemy ze sobą, ale to nie znaczyło, że Kirishima będzie po prostu tu stał i czekał, aż zostanie ponownie zraniony. I tak bolało. Myślał, że się przyjaźnią.
- Jeśli nie możesz mnie już znieść, to idź - uciął, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co narobił. To się zawsze tak kończyło.
- Po prostu powiedz, co masz na myśli. Nie będę zgadywać. Ostatnio też się tak rozstaliśmy i wcale nie było fajnie. A to tylko nieporozumienie.
Dalej nie chciał wychodzić w ten sposób. Jeszcze moment temu wszystko było w porządku. I wiedział, że szybko zatęskni za towarzystwem Bakusia.
Bakugo westchnął ciężko, usiadł na podłodze i wrócił do jedzenia, które zdążyło już wystygnąć. Nie zdawał się tym przejmować.
- Został ci jeszcze makaron, więc nie idź - powiedział z pełnymi ustami.
"Czyli jednak mu zależy. Tylko nie wie jak to powiedzieć".
Usiadł i dokończył jeść nieustannie zerkając na przyjaciela. Mimo wszystko nimi byli, prawda?
- Więc powiesz mi, o co chodzi?
Blondyn zmarszczył brwi, jakby próbował zebrać myśli.
- Jedyna osoba, z którą kiedykolwiek byłem blisko to Yuuki. I nadal nie mogę mu wybaczyć. I sobie też... - przerwał niepewien, czy powinien kontynuować. Zwierzanie się z takich głupot było zbyteczne. Kto by, poza tym, chciał tego słuchać? Zerknął na Kirishimę i dostrzegł na jego twarzy współczujący wyraz. Nie wiedział jak się czuć. Sam udawał, że mało go to obchodzi, a nagle ktoś martwi się o to bardziej niż on. A kiedy zobaczył ten smutny wyraz na twarzy przyjaciela, jemu też nagle zrobiło się smutno. Zacisnął mocniej szczękę, żeby nie dać po sobie niczego poznać.
Patrzyli na siebie bez słowa, aż nagle Eijirou rozłożył ramiona w zapraszającym geście. Bakugou wahał się dłuższą chwilę, ale coś w nim wtedy pękło i jednocześnie wiedział, że jest z tym chłopakiem bezpieczny. Wystarczyło, że pochylił się odrobinę do przodu, a Kirishima przygarnął go do siebie, nie szczędząc siły w uścisku.
- Nie musisz się...
- Zamknij się – uprzedził go Bakugou. – To nie takie skomplikowane. – Schował twarz w zagłębieniu nad obojczykiem. Skóra Kirishimy była ciepła i przyjemna w dotyku. Całe jego ciało tak właściwie było bardzo wygodne, jakby odlano je specjalnie dla niego.
- Jednak lubisz się przytulać – szepnął nad nim wyraźnie z tego faktu zadowolony. Głaskał blondyna po plecach. Dla niego było to takie zwyczajne.
- Miałeś tylko jedno zadanie – zawarczał w odpowiedzi.
- Ależ ja nic nie mówię. Przesłyszałeś się. – Ton głosu wskazywał na to, że zmyśla i świetnie się przy tym bawi. Poklepał chłopaka i zmierzał się odsunąć, ale ten zamruczał ostrzegawczo, wczepiając się w jego koszulkę.
- Nie powiedziałem, że możesz przestać.
Dla Kirishimy to niespodziewane zachowanie było tak samo zabawne jak i urocze. Niesamowite, jak bardzo Bakugou zmienił się od pierwszego razu, gdy się spotkali. I pomyśleć, że to cały czas był ta sama osoba – on po prostu odkrył jej inną stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro