Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• Rozdział XX

Harry mimo swojej przemiany w krwiożerczą bestie, nadal potrzebował snu, co prawda o wiele mniej niż wcześniej, ale musiał po ogromnym wysiłku nabrać nowej energii. Królowi nigdy to nie przeszkadzało, kochał patrzeć na uroczego drobnego loczka, który był taki bezbronny podczas snu, a w jego ramionach taki bezpieczny.

— Kocham cie gawizdeczko — wyszeptał w jego włosy i uśmiechnął się pod nosem, by pocałować go w skroń.

Lokowany nawet nie drgnął, był pogrążony w swoim śnie, mogło się nawet palić, a on by się nie podniósł, zwłaszcza że jego wewnętrzny wilk jak i wampir czuli się bardzo bezpiecznie, właśnie ze względu na Louisa.

Pogłaskał go po jego włosach i zaczął nimi się bawić przez co słyszał pomruk oraz poczuł mocniejszy uścisk jeżeli chodzi o Harry'ego. Uwielbiał z nim leżeć i wylegiwać się. Loczek delikatnie uchylił swoje powieki, czuł się tak dobrze, tak bezpiecznie, chciał by to się nie zmieniło, Louis był jego jedynym.

— Cześć — szepnął, podnosząc głowe i patrząc się na niego.

— Jak się spało, kochanie? — spytał, po tym jak skinął mu głową na przywitanie.

— Przyjemnie — zamruczał, uśmiechając się szeroko.

— To dobrze, bo dzisiaj mam kilka atrakcji dla ciebie — uśmiechnął się tajemniczo.

— Ah tak? — odparł, siadając na szatynie i cmokajac go w usta.

— Tak — mruknął między gorącymi pocałunkami.

— Kocham Cie mój mężu — zachichotał cicho, podnosząc się powoli.

— Ja kocham cię bardziej — roześmiał się, dziobiąc go w bok i wstając razem z nim z łóżka.

— Muszę się umyć, jestem cały brudny — westchnął cicho.

— Nie musisz — zamruczał Loueh. — Dla mnie nawet jak śmierdzi to jesteś piękny — zachichotał.

— Muszę, kleje się cały — mruknął, idąc do łazienki kulejąc się.

— Ojoj — zrobił smutne oczka Louis. — Mojego wampirka boli, daj pomasuje.

— Tak już ci daje – parsknął.

— Mówię na serio — oburzył się. — Ale jak tak to sam sobie radź, idę po śniadanie dla nas — westchnął cicho.

— Tylko nic z krwią — burknął, zamykając drzwi za sobą i wzdychając cicho.

— Kochanie — pokręcił głową, wpadł już na pomysł jak zakręcić chłopaka, wiedział, że musi go to tego przyzwyczaić. Miał w planach dać do jego dania trochę swojej krwi by mu bardziej smakowało i zmiksować, znaczy poprosić o to kucharki, by nei widział, co dokładnie jadłby.

Po upływie godziny loczek siedział na łóżku wycierając swoje włosy. Był ubrany w bokserki oraz koszule swojego męża, by nie chodzić po komnacie w samych majtkach.

Louis też mniej więcej w tym czasie wpadł z dwiema szklankami, jedna z nich miała kolor krwisto czerwony, a druga miała kolor zielony, przez barwnik.

— To dla ciebie, kochanie — dał mu szklankę z zielonym płynem, cmokając go w nos. Sam zaczynajac pić swój posiłek. — W tym jest troszkę mojej krwi, byś nie musiał rano ze mnie pić, bo nie chcemy byś znów się lepił — zachichotał, siadając na ogromnym i miękkim fotelu.

— Lou nie chciałem krwi — westchnął, kręcąc głową i patrząc na niego z rozczarowaniem, ale wziął szklankę pijąc łyka. Poczuł awokado za którym nie przepadał, jednak smak krwi Louisa mu trochę pomogło w jedzeniu tego.

Bardzo szybko zjadł swoją porcje, a nawet podpił trochę porcji Louisa, które było lepsze od jego, bo miało smak malin i krwi, nie spodziewał się, że aż tak bardzo przypadnie mu to do gustu, liczył, że takie koktajle będzie dostawał częściej.

— Najadłem się — jęknął, kładąc się na plecach i patrząc w sufit.

— Smakowało? — spytał cicho, liczył, że tak, bo w końcu by miał jakiś możliwy sposób na chłopaka i jego jedzenie, dzięki czemu i w Hiszpanii sobie poradzą. Harry zmarszczył nosek dziwnie.

— Nie było najlepsze jak zwykle jedzenie. Ale omega z wampirków się najadła — wzruszyła ramionami.

— Mi smakowało — powiedział z uśmiechem. — Więc teraz będziesz dostawał takie częściej — zaśmiał się.

— Dobrze — pokiwał głową, kładąc rękę na brzuchu i zaczął jeździć nią po nim.

— Aż cię rozbolał z przejedzenia? — roześmiał się Louis, podchodząc do Harry'ego i zaczynajac masować jego brzuch, co jakiś czas dając mu pocałunki. — Lepiej troszkę? — spytał cicho.

— Możesz kontynuować — Mruknął zadowolony, przymykając oczy.

Louis delikatnie pociągnął siebie i swojego małżonka w stronę łóżka, cały czas masował jego brzuszek, który mocno bolał, Harry głośno oddychał, gdyby nie ból, było by mu bardzo przyjemnie.

— Nigdy więcej tyle nie zjem — westchnął, opierając się o ścianę.

— Czyli taka forma posiłków ci odpowiada? — spytał ciekawsko Louis, który chciał jak najbardziej dogodzić swojemu współmałżonkowi.

— Tak, ale nie tak dużo, i mniej krwi i avocado — odparł, patrząc na męża.

— To jest moja krew, którą pijesz z mojej szyi czy nadgarstka — zmarszczył brwi, dziwnie mu się kłamało.

— Nie chce jej poć Lou.... — wymamrotał cicho pod nosem.

— Dzięki niej kochanie źyjesz — jego wzrok zelżał, nie sądził, że Harry ma aż taką w sobie blokadę przed tym. — Ona jest taka sama jak we mnie, tylko że zimna.

— Wiem, ale to i tak dziwne — westchnął cicho.

— Przyzwyczaisz się — mruknął, przytulając go.

— Mam nadzieje — odparł, obejmując swojego męża z uśmiechem na twarzy.

— A kto jak nie ty? — zaśmiał się szatyn.

—  Ty? — zachichotał, uśmiechając się co niego.

—  Musiałeś koniecznie? — roześmiał się.

— Tak — cmoknął go w usta i podszedł do drzwi, patrząc na swojego męża. — Przejdziemy się?

Louis kiwnął głową. Szatyn uwielbiał chodzić po ogrodach zamkowych, które o każdej porze roku były bardzo piękne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro