2.
2.12 - Przytulanie się [gdzieś...]
***
Zapach świeżo zaparzonej kawy sprawił, że Castiel leniwie otworzył zaspane oczy, a głośne, okropnie fałszujące pogwizdywanie i brzęk talerzy dobiegający z kuchni sprawiły, że ostatecznie zdecydował się na wyjście z ciepłego, miękkiego łóżka.
Szedł, czując się jak lunatyk - jego węch i słuch prowadziły go instynktownie i tak, po kilkunastu krokach Cas poczuł pod bosymi stopami zimno kuchennych kafelek podłogowych.
— W końcu królewna wstała? - Cas usłyszał niski, rozbawiony głos Dean'a.
— Mhm... - mruknął w odpowiedzi i wyciągnął przed siebie ręce, które niemal od razu natrafiły na silne plecy Winchestera i owinęły się wokół jego tułowia, zaplatając na płaskim brzuchu.
Dean... Castiel uwielbiał te poranki, gdy mógł wstać rano, wejść do kuchni i tak po prostu przytulić się do niego, wtulić twarz w zagięcie jego szyi, wciągnąć jego zapach. Nie gardził też tymi początkami dnia, gdy budził się, przewracał na prawy bok i kładł głowę na wyciągniętym ramieniu łowcy, a ten - wciąż jeszcze tkwiąc jedną nogą w krainie snu - przyciągał go do siebie, bliżej, i zaczynał zaplatać na palce pasma jego czarnych włosów. Takie drobne pieszczoty sprawiały, że Castiel coraz będziesz upadał dla ludzkości, a w szczególności jednego jej przedstawiciela.
Po chwili Castiel odsunął twarz od pleców Dean'a i delikatnie pocałował go w kark. Wyższy z mężczyzn uśmiechnął się półgębkiem i odwrócił twarzą do niższego, tak, że dłonie Castiela oparły się na jego piersi, a jego zaspana twarz znalazła się na poziomie jego twarzy. W zielonych oczach migały figlarne błyski.
— Dzień dobry, Cas.
— Dzień dobry, Deano.
********
Dobła, dobła. Żałty się skończyły. Destiel rusza pełną parą!
Love you, JazzBane
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro