Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5


Godzina 6.30.
Promienie słońca wpadały do naszej sypialni. Odwróciłam się do mojego narzeczonego i uśmiechnęłam pod nosem. Jak wcześniej wspominałam, uwielbiam nasze wspólne poranki. Kocham budzić się i oglądać jak leży do mnie plecami. Przyciągnęłam się i przytuliłam do niego, jednocześnie go tym budząc.
- Już wstaje- powiedział z zamkniętymi oczami.

Założyłam spodnie i koszulkę, po czym udałam się do kuchni. Ten dzień zapowiadał się idealnie. Nie chcąc zapeszyć skupiłam się na przygotowaniu śniadania. Tak, jak zawsze wyjęłam z lodówki potrzebne składniki i zaczęłam przygotowywać jedzenie. Kroiłam warzywa w kostkę, po czym wrzuciłam na patelnię sprawiając, że w całym mieszkaniu czuć było piękny zapach. Po chwili poczułam, jak Chen mnie przytula.
- Dzień dobry- powiedział, cmoknął mnie w policzek i usiadł przy blacie- Wygląda świetnie.
- Nie dotykaj! - krzyknęłam, kiedy chciał ukraść całego pomidora. 
Chłopak uśmiechnął się i zabrał rękę z talerza. Po kilku minutach oboje jedliśmy śniadanie.

Godzina 7.30
Wyszliśmy z mieszkania i pożegnaliśmy się, po czym każdy poszedł w swoją stronę. Droga do pracy nie była długa, więc na miejscu byłam kilka minut później. Przywitałam się z moimi znajomymi ze studiów i sprawdziłam godzinę. Do wejścia na antenę miałam jeszcze kilka minut. Oparłam się o ścianę i czekałam, aż maszyna zrobi mi porządną kawę.
- Witaj Yora!- usłyszałam głos szefowej.
- Dzień dobry!- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Świetnie się składa, że cię spotkałam! Przekaż te dokumenty Jennie.
- Dobrze- odpowiedziałam, a kobieta wyszła.
Wzięłam swoją kawę i udałam się w stronę windy. Gwałtownie się zatrzymałam, kiedy moje oczy znów zaczęły szaleć. 

- O nie, tylko nie tutaj- powiedziałam, wchodząc do windy.

Poczułam, jak unoszę się na kolejne piętra. Myślałam, że zaraz oszaleje. Po chwili na moim karku pojawiły się krople potu, a dłonie trzęsły się tak, że nie mogłam tego powstrzymać. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk, co oznaczało, że mogę wyjść, Zrobiłam to naprawdę powoli i ostrożnie. 

- Dzień dobry- usłyszałam głos Jennie.

- Jennie, stój!- udało mi się złapać ją za rękę- Dokumenty...

- Dziękuję...- dziewczyna wzięła rękę- Wszystko w porządku?

- Tak, zawołaj proszę Kyunga. Szybko.

- Ym... Żartujesz sobie, tak?- zapytała, a ja nie wiedziałam jak się zachować.

- Hej- usłyszałam jego głęboki głos.

- Kyung, musimy pogadać, teraz- powiedziałam i wzięłam go ''na stronę''- Jesteśmy sami?

- Jak na razie, to stoimy na środku pokoju- zaśmiał się.

- Prowadź gdzieś w miejsce, gdzie mnie ma ludzi- powiedziałam prawię płaczącym tonem.

- Yora, nie mam...

- JUŻ!

Chłopak złapał mnie za rękę i zaprowadził do jakiegoś pokoju.

- Co jest?

- Weź za mnie audycje.

- Co? Coś nie tak?

- Nic nie widzę... Później ci wyjaśnię. Teraz idź i poprowadź audycje- powiedziałam i wymacałam krzesło, po czym na nim usiadłam.

Usłyszałam, jak Kyung wychodzi i poczułam ulgę. Kilka minut później mój wzrok wrócił do normy. Umówiłam się z moim przyjacielem, że ja wezmę jego nocną zmianę, abym mogła teraz udać się do domu. Nie wiem co by się stało, gdyby nie Kyung.

Wyszłam z budynku i zamówiłam taksówkę. Zrozumiałam, że to nie są żarty i jeśli dalej będę to ignorować, to w końcu coś mi się stanie! Udałam się do przychodni i po błaganiu, i dodatkowej opłacie, udało mi się dostać do lekarza. Mam nadzieję, że Chen nie zauważy tego małego ubytku z naszych oszczędności. Badania trochę trwały. W ogóle nie czułam się komfortowo, tym bardziej, że jedyne co dostałam, to skierowanie do specjalisty, ponieważ miejscowy okulista jest na urlopie z żonką na pieprzonych Karaibach. Jedyne, co nie sprawiło, że się tam rozpłakałam to to, że wizyta odbędzie się pojutrze. Wróciłam do domu i poszłam spać, nawet nie słysząc powrotu Chena.

Kolejny dzień zleciał mi tak szybko, że aż sama się zdziwiłam. Poszłam do pracy, wróciłam, zrobiłam obiad, przyjechał Chen, powiedział mi o kolejnej konferencji i że zostawia mnie na cztery dni, popłakałam się, bo znowu mnie zostawi oraz dochodzi stres badaniami. No nic, trzeba będzie się martwic samemu... jak zwykle. 



Nadeszła moja kolej na badania. Szczerze, to miałam mieszane uczucia, ponieważ od tamtego incydentu w pracy, nie miałam już tak wielkich komplikacji, ale troszeczkę niewyraźnie widziałam. Weszłam do gabinetu. Nie wyobrażacie sobie, jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam bardzo młodą kobietę. Czy czasem nie jest ona młodsza nawet ode mnie?

- Dobrze, więc problemy ze wzrokiem. Czy choruje pani na cukrzycę?

- Nie.

- Rozumiem, ile ma pani lat?

- Dwadzieścia sześć. 

- Dobrze, niech pani mi powie, czy podczas gdy traci pani wzrok, towarzyszy temu zimny pot, zimne dłonie i stopy?

- Tak.

- Dobrze, niech pani podejdzie do tonometra- powiedziała, pokazując na jakieś narzędzie tortur.

Zrobiłam to, co mi kazała i chwile odczekałam.

- Ciśnienie w oku podwyższone... stresuje się pani ostatnio?

- Tak, właściwie to bez przerwy.

Kobieta zmieniła swoje miejsce i tym razem kazała mi usiąść przy jeszcze większym urządzeniu. Przyłożyłam oczy do jakby lornetki. Lekarka nie pozwoliła mi mrugać, przez co moje oczy były bardzo zmęczone. W końcu badania się skończyły.

- Pani Yoro, niestety nie mam dla pani dobrych wiadomości.

- To znaczy?- zapytałam zdenerwowana.

- Zdiagnozowałam u pani zaćmę.

W tamtym momencie mój świat się rozsypał.

- Zaćmę?- zapytałam, nie dowierzając.

- Bardzo mi przykro.

- Zaraz, przecież jest to choroba dotykająca starsze osoby... może pani się pomyliła?

- Wiem, że to jest choroba starszych, ale objawy mówią, że to zaćma. Nie mam żadnych wątpliwości.

- Czy mogę to jakoś wyleczyć?

- Możemy usunąć zaćmę operacyjnie, ale kwota operacji jest bardzo wysoka, a dla nas czas jest cenny.

- Rozumiem...- powiedziałam, a po moim policzku popłynęła łza- A jeśli nie uda mi się zebrać pieniędzy...

- To stopniowo wzrok się pogorszy, aż w końcu straci go pani na zawsze.

Nic nie odpowiedziałam. Udałam się do wyjścia, gdy pani doktor złapała mnie za rękę i powiedziała kwotę operacji, oraz gdzie się udać aby dostać pieniądze lub chociaż cześć  potrzebnej sumy. 

Wróciłam do domu. Płakałam, krzyczałam uderzałam pięścią o ściany. Co ja mam teraz zrobić? Jak to powiedzieć Chenowi? Przecież muszę mu to powiedzieć. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i z trudem kliknęłam na jego numer. Pociągnęłam nosem i w końcu się odezwałam.

- Hej kotek. Coś się stało?- zapytał szczęśliwy, jak zwykle.

- Muszę ci coś powiedzieć.

- Słucham.

- Tylko ja nie wiem jak. To bardzo trudne.

- Yora, wszystko w porządku?

- Nie, to znaczy tak.

- Wiem, że kłamiesz. Powiedz proszę, bo się zaczynam denerwować, a za pięć minut mam spotkanie.

- Spotkanie?

- Tak.

- Chen, przepraszam. Nic się nie stało.

- Mów.

- Nic... tak dzwonię, bo się stęskniłam.

- Jesteś pewna?

- Tak.

- Na pewno?

- Tak, kończę już. Kocham cię.

- Ja ciebie też.

No co? Powiem mu następnym razem. Teraz nie będę go stresować...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro