Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 6

Liran

        Siedziałem w tej wannie długo, bez świadomości upływu czasu, czy tym bardziej sensu i jakiegokolwiek celu. Ale prawdą było, że z jakiegoś powodu dalej tutaj tkwiłem. Tutaj na tym zimnym, gładkim dnie, ociekając równie zimną wodą i był to niestety niezaprzeczalny fakt. Dlatego nie wiedząc co innego mógłbym zrobić, zacząłem drążyć temat, aż w końcu ku swojemu wielkiemu zdumieniu odkryłem, że powodem mojego zachowania był strach.

        To dzięki niemu nie miałem odwagi wstać i zrobić tych paru kroków w stronę lustra, by zobaczyć tam swoje własne lustrzane odbicie. Żyłem w strachu przed tym co zobaczę i przed tym co poczuję. Bo co jeśli będzie to obrzydzenie do siebie samego? Albo co gorsza nienawiść? Właśnie tego się w tym momencie obawiałem. Po prostu siebie i swojej reakcji.

        "Jestem taki żałosny.", Pomyślałem, śmiejąc się z bezsilności oraz chowając twarz w trzęsących się od zimna i emocji dłoniach. "Jestem taki, taki żałosny, więc dlaczego teraz to wszystko wraca? Dlaczego teraz nagle okazuję się, że być może udaje kogoś kim nie jestem i nigdy nie powinienem być? Dlaczego teraz, kiedy ledwo sobie radzę z sytuacją jaką mam aktualnie. Co więcej dlaczego sam sobie to robię?" 

        Próbowałem zrozumieć sens tego wszystkiego co ostatnio miało miejsce, z każdą chwilą coraz mniej czując się sobą. Na moje nieszczęście ta późniejsza fala złości, bezradności i wstydu, która zalała moje wnętrzności tylko pogorszyła mój już i tak nienajlepszy stan psychiczny. Tym bardziej, kiedy przypomniałem sobie moje ostatnie spięcie z Kilianem i to wszystko co zadziało się podczas egzaminu i przed nim.

        Pałace łzy stanęły mi pod powiekami, z którymi natychmiast zacząłem walczyć w obawie przed tym, że gdy popłyną załamie się całkowicie i nie pomyliłem się. Ponieważ gdy te tylko popłynęły, znajdując tą jedną chwilę mojej słabości, rozpadłem się jak domek z kart cicho łkając.

        Bardziej bezużyteczny w tym momencie już być nie mogłem i ta myśl wracała do mnie ilekroć próbowałem ją odtrącić. Była niczym przekleństwo.

        Zaśmiałem się cicho. Choć w zasadzie brzmiało to bardziej, jak żałosne parsknięcie. Co nawet lepiej pasowało do opisu mojego obecnego położenia, niż ten nieszczęsny chichot.

        Byłem żałosny. Ot cała prawda.

-Nic ostatnio nie układa się po mojej myśli. Nic.- myślałem na głos. A raczej dobijałem się na głos- Jestem żałosny.

        Wiedziałem, że nie powinienem tak do siebie mówić. Wiedziałem, że nie zasłużyłem na tak okropne słowa wypowiadane w moim kierunku przez mój własny umysł. Ale w tym momencie nie umiałem inaczej.

        Czułem potrzebę wyładowania się na kimś, a pod ręką miałem tylko siebie. To też oczywiście było żałosne i ta świadomość paliła mnie od środka niczym rozżarzony węgiel.

        Mój histeryczny śmiech po chwili zmienił się w nieco głośniejszy płacz, który dalej z całych sił starałem się tłumić. Ale to było takie trudne i znowuż żałosne. Jak mogłem nie mieć kontroli nad własnym ciałem i emocjami? Wciąż dokładałem sobie cegiełek na barki, tylko czekając aż to wszystko w końcu runie.

        No właśnie. Otworzyłem oczy, zapominając na chwilę o tych wszystkich trawiących mnie od środka, negatywnych emocjach.

        Co się stanie, kiedy w końcu ciężar stanie się nie do wytrzymania i mnie przygniecie? Co się stanie, gdy wszystko co w sobie gromadzę runie mi na głowę? Co się stanie, gdy stracę sens swojej własnej, marnej egzystencji i przegram walkę samego siebie, z samym sobą. Co jeśli się poddam i po prostu rozpadne?

        Coś nowego i lodowato zimnego pojawiło się w moim sercu na samą myśl.

~Nie możesz do tego dopuścić…- wyszeptał cichy głosik w mojej głowie- Nie ważne co. Nie ważne, gdzie i przez kogo. Nie wolno ci do tego dopuścić.

        Zadrżałem, w końcu otrząsając się z amoku i szybko wstając na wyprostowane nogi.

        To co właśnie poczułem. Ten lodowaty niezidentyfikowany głos był gorszy od wszystkiego co czułem wcześniej.

        Oszołomiony i lekko wstrząśnięty wyszedłem z wanny, stając w końcu przed tym cholernym lustrem, spoglądając na swoje odbicie.

        Znów zadrżałem widząc przekrwione, wypełnione strachem oczy, oraz bladość swojej już i tak nienaturalnie bladej skóry. Nawet blizna zdawała się być bledsza o kilka odcieni co było wręcz nie do pojęcia przez mój racjonalny umysł.

        Odetchnąłem głęboko, chwytając się mocniej umywalki.

        Właściwie to prawie nic się nie zmieniło. No może poza tym, że miałem w głowie jeszcze większy bałagan niż do tej pory.

        Zamknąłem oczy, biorąc kolejny relaksujący oddech. Musiałem się uspokoić zanim stąd wyjdę. Nie chciałem jeszcze bardziej niepokoić driady, która dziś już wystarczająco miała zszargane nerwy.

        Zaczerpnąłem ostatni głęboki oddech, po czym spojrzałem sobie głęboko w oczy, które odbijały się wraz z resztą mojej postaci w lustrze.

        "Nie ważne co zrobiłem w przeszłości, oraz kim byłem. Nawet tego nie pamiętam. Dlatego od teraz powinno i będzie się dla mnie liczyć tylko to co znam.", Powiedziałem sobie, niczym niemą obietnice. "Natomiast tym co znam jest świat w którym obecnie przebywam i żyje. Ciocia Damalia, Wujek Aidan, Kilian, Julian i cała reszta tej szalonej ferajny. Nie ważne jak, ale zrobię wszystko byle byli bezpieczni. Włożę w to tyle wysiłku ile będzie trzeba. Zrobię to. Ochronie ich nie zważając na wrogów. ZROBIĘ TO."

       Zniknął cały mój wcześniejszy strach. Odrzuciłem w bok cały swój wewnętrzny bałagan. Po prostu zepchnąłem go w najczarniejszy kąt mojej podświadomości, następnie zamykając go na klucz. Nie miałem teraz na to czasu.

        Wciąż przyglądając się swojemu odbiciu, uśmiechnąłem się. Nie był to naturalny uśmiech. Był wymuszony i sztuczny. Ale tyle mi wystarczyło by rozebrać się do naga z tych ociekających wodą ubrań, okryć się ręcznikiem i wyjść z łazienki.

        Oczywiście mokre ubrania rozwiesiłem na brzegu wanny by trochę podeschły. Nie chciałem w końcu zniszczyć cioci tych jej pięknych paneli, co zostały wyłożone w moim pokoju.

        Pokręciłem głową, wchodząc wolno do swojego pomieszczenia obok, jak się okazało w samą porę na ciasteczka i na moje nieszczęście w samą porę by zobaczyć, jak gdyby nigdy nic siedzącego na moim łóżku Kiliana, z jedną z moich ulubionych książek na kolanach.

        Moje oczy otworzyły się szeroko, gdy ten dobrze znany mi chłopak uniósł głowę znad powieści i wbił swoje zaciekawione spojrzenie we mnie. Przez co w panice puściłem krawędzie ręcznika, którym byłem okryty. Ten w efekcie poluzował się i spadł.

        Teraz to brunet otworzył szeroko oczy, kiedy to ja w tym samym czasie wydarłem się na całe gardło tak, jakby mnie ktoś bynajmniej wrzątkiem potraktował, cofając się jak opatrzony do tyłu, zatrzaskując z impetem za sobą drzwi.

        "JESTEM SKOŃCZONY!", tak właśnie brzmiała moja pierwsza myśl, gdy tylko uświadomiłem sobie, że to co właśnie stało się przed chwilą naprawdę miało miejsce i nie był to tylko jeden z moich złych snów.

        Złapałem się za głowę, czując jak łzy ponownie napływają do moich oczu. Lecz tym razem ich nie hamowałem, po prostu pozwalając im płynąć

-Liranie, wszystko w porządku?- odezwał się brunet po drugiej stronie ewidentnie zmieszany i nawet trochę spanikowany.

        Przełknąłem ciężko ślinę.

-Co ty tutaj robisz?!- krzyknąłem w odpowiedzi, zdławionym, drżącym głosem.

        Tak bardzo było mi teraz wstyd. Chociaż to słowo to za mało by opisać tą wewnętrzną burzę, którą czułem w środku.

        "Jestem skończony. Po prostu SKOŃCZONY!". Powtarzałem raz za razem, osuwając się po drzwiach na ziemię. Jak ja miałem mu spojrzeć teraz w oczy. Jak ja SOBIE spojrzę teraz w oczy. "Umrę! Nie zdzierże tego. Co za WSTYD!" , Lamentowałem, dławiąc się łzami.

-Liranie czy ty płaczesz?- zapytał, jakby nie słysząc, albo nie chcąc słyszeć mojego poprzedniego pytania- Dlaczego płaczesz?- panikował, tym bardziej chcąc dostać się do środka- Daj spokój i tak nic nie widziałem…

       Próbował mnie pocieszyć, na co parsknąłem zły.

-ŁŻESZ!- odpowiedziałem natychmiast- Widziałeś wszystko! Kłamca! Zboczeniec!

       Krzyczałem z frustracji, płacząc jeszcze głośniej.

-No dobra widziałem, ale co z tego? Przecież widziałem cię w gorszym położeniu.- przekonywał mnie jakoś dziwnie poruszony- Daj spokój, przecież wiesz, że nie zrobiłem tego specjalnie, więc proszę nie płacz.

        Zacisnąłem zęby

-To co innego. Nie rozumiesz!- uparłem się, na co westchnął.

-Zamknę oczy, albo stanę za drzwiami i poczekam aż się ubierzesz, w porządku? Wtedy porozmawiamy, co ty na to?

        Zaproponował. Na co oczywiście się zgodziłem, bo mój jedyny wolny ręcznik został w pokoju obok, w dalszej kolejności leżąc na panelach. 

-Dobra, ale stań za drzwiami i nie wchodzi póki ci nie pozwolę, rozumiesz?

        Kolejne długie westchnienie doleciało do moich uszu.

-I nie wzdychaj tak!- skarciłem go jeszcze zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Przez co oczami podświadomości widziałem jak wywraca oczami.

       Usłyszałem ciężkie kroki, oraz jego cichy głos mruczący pod nosem słowa

-Boże z kim ja żyję…

       Uniosłem wysoko brwi, nie mogąc się powstrzymać przed dodaniem czegoś od siebie.

-Żyjesz z najlepszym, najpiękniejszym i najcudowniejszym chłopakiem pod słońcem, a teraz won za drzwi!

        Krzyknąłem w jego stronę obruszony. Co wywołało u niego cichy śmiech.

-Ależ oczywiście Mój ty najlepszy, najcudowniejszy, najpiękniejszy i NAJSKROMNIEJSZY chłopaku pod słońcem.

        Prychnąłem.

-Idź już i mnie nie denerwuj.- odpyskowałem mu na odchodne.

        Ponownie usłyszałem jego śmiech, na który wywróciłem oczami. "Kretyn".

-Dobra, dobra. Czekam po drugiej stronie- oznajmił, po czym usłyszałem jak zamykają się za nim drzwi.

        W końcu mogłem odetchnąć z ulgą.

        "Ten dzień z godziny na godziny staje się coraz gorszy" Pomyślałem uchylając ostrożnie drzwi. Następnie rozjerzałem się ostrożnie, jakby chcąc się ten ostatni razu upewnić czy nikogo nieproszonego tutaj więcej nią ma, nim wyjdę.

        Na szczęście pokój był pusty, ale ja nie chciałem ryzykować dlatego z prędkością światła zabrałem z szafy na oślep rzeczy i z powrotem schowałem się bezpiecznie w łazience, gdzie znowu odetchnąłem z ulgą, mocniej przyciskając do siebie suchy i zimny materiał odzienia.

        Co prawda wiedziałem od razu, że będę wyglądać co najmniej tragicznie i śmiesznie, ale ten jeden raz miałem to w nosie. Bo nie ukrywajmy. Bardziej się już tego dnia nie ośmieszę. Dlatego darowałem sobie później przeglądanie się w lustrze i po prostu wyszedłem, siadając na łóżku w miejscu gdzie wcześniej siedział Kilian.

-Teraz możesz wejść.- mruknąłem na tyle głośno, na ile pozwalało mi moje zażenowanie, a drzwi natychmiast stanęły otworem ukazując bruneta z tym swoim krzywym uśmiechem na ustach opierającego się o framugę.

        Odwróciłem wzrok, nie chcąc zdradzić się ze swoim wstydem i zaczerwienionymi policzkami. Ale było to całkowicie niepotrzebne, bo chłopak i tak wszystko widział. Jednak nie przeszkodziło mi to w dalszym przeciąganiu tej czynności.

        Jak się okazało nie było to coś co by powstrzymało go przed tym, żeby do mnie podejść.

-Nie lubię kiedy płaczesz, ani tym bardziej kiedy się tak bardzo na mnie złościsz- wyszeptał, klękając przede mną.

        Przełknąłem ciężko ślinę w dalszej części nie mając odwagi na niego spojrzeć. To również go nie zraziło, ponieważ już po chwili poczułem jego ciepły dotyk na swoim czerwonym niczym dojrzała piwonia policzku.

-Nie gniewaj się na mnie dłużej Liranie.- poprosił cicho, zmuszając mnie jednym acz spokojnym ruchem ręki bym na niego spojrzał.

        Miał takie ciepłe spojrzenie. Czułem jak się pod nim rozpływam. Cholerny Kilian!

        Wiedział, jak na mnie działał i nie bał się tego teraz wykorzystywać, przesuwając wolno ręką po moim policzku, ocierając resztki po łzach.

        Zagryzłem wargę, a on jednym ruchem palca ją uwolnił spod moich zębów.

-Nie gryź. Zrobisz sobie krzywdę- rozkazał, jednak sposób w jaki to zrobił bardziej brzmiał jak prośba. Przez co nie umiałem już dłużej od niego stronić.

        Ba. Nie umiałem nawet dłużej od niego uciekać. Dlatego trochę niepewnie objąłem go ramionami, jakby w obawie że mnie odepchnie. Ale on tylko mocniej mnie do siebie przyciągnął, więc nie miałem już więcej zahamowań. Przywarłem do niego, jak niczym małpa, spragniony czułości i bliskości.

-Przepraszam- wyszeptał delikatnie w moje włosy, podczas gdy ja jeszcze mocniej do niego przywarłem, choć nie wiedziałem czy to w ogóle możliwe - Przepraszam za wszystko. To była moja wina.

        Wyznał, na co w odpowiedzi znowu się rozpłakałem, czując jak coś wewnątrz mnie pękło. Moje emocje z egzaminu, strach który czułem po przebudzeniu. Puściło po prostu wszystko, a on tutaj był i zabierał ode mnie te ciężkie emocje.

        Prawda była taka, że aż do tego momentu nawet nie wiedziałem jak bardzo go potrzebowałem.

^^^
Data publikacji:
13.05.2023

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro