ROZDZIAŁ 48
Liran
Spojrzałem na Kiliana, nie mogąc uwierzyć w to jak spokojna i opanowana w tym momencie była jego twarz, a tym bardziej ton głosu, którym przemawiał do swojego brata, trochę tak jakby tłumaczył coś dziecku w pierwszych latach jego życia.
-Niby co masz na myśli?!- oburzył się niemal drwiąco Gleenton- "Ostatnia deska ratunku"?!- powtórzył z rozbawieniem, zakrywając twarz dłonią- nie ośmieszaj się drogi bracie.
Odparł pobłażliwie, przez co omal nie eksplodowałem z gniewu.
"Jak on śmie!", Wypaliłem, zaciskając pięści. "Żeby chociaż raz miał coś mądrego do powiedzenia, to nie! Wciąż i wciąż jedyne co wychodzi z jego ust, to bzdury!", Piekliłem się "Argh! Dalej nie mogę uwierzyć w to, że ta dwójka jest ze sobą spokrewniona! No po prostu, no nie!" Przeżywałem w myślach, tak naprawdę już tylko cudem utrzymując swoją pięść opuszczoną sztywno wzdłuż tułowia, bo chyba nie muszę nikomu tłumaczyć co dokładnie miałem teraz ochotę z nią zrobić?… cóż przywalić to za mało.
-Uważaj na słowa Gleen…- nieoczekiwanie upomniał go Kilian, w sposób by tylko nasza trójka była w stanie go usłyszeć- Bardziej od ciebie się już tutaj skompromitować nie da- przypomniał mu ostro, natychmiast dodając- więc postaraj się chociaż zachować te resztki godności, których jeszcze nie straciłeś na oczach wszystkich zebranych tu ludzi.
-Ty…
-Jeszcze nie skończyłem.- uciął mu w pół słowa, podchodząc o krok bliżej tak że prawie stykali się ciałami- Możesz być sobie ulubieńcem naszego ojca. Lecz pamiętaj, że mimo jego wielkiej nienawiści do mojej osoby, to JA jestem pierworodnym i nie wyprze się tego.- oznajmił hardo- Być może gdyby Liran nie był wychowankiem Aidana i Damali, uszło by ci to wszystko dzisiaj na sucho, ale nim jest, więc nawet nasz parszywy ojciec nie ma wystarczającej mocy by ochronić cię przed gniewem jego wuja, a tym bardziej rady rozumiesz?!- wycedził przez zęby
Widziałem w oczach Gleentona zrozumienie i pierwsze przejawy strachu "Chyba w końcu coś do niego dotarło…", pomysłem zdumiony.
-Czy masz w ogóle pojęcie jak wielką hańbą okryłeś naszą rodzinę i radę?- ciągnął dalej, nieubłaganie- Oczywiście wiem co chciałeś tym osiągnąć, niestety wybrałeś na to najgorszy czas z możliwych. Dlatego teraz dobrze ci radzę, zamilcz. Zamilcz nim Primus w gniewie każe cię wychłostać. A obaj dobrze wiemy, że byłby do tego zdolny.
Przestrzegł go i jednocześnie chwytając za kołnierz koszuli na karku zmusił do ugięcia karku, a co za tym idzie? Pokłonu.
-Nawet nie waż się odezwać, póki ci na to nie pozwolę, zrozumiano?- niemal zagroził, w następnej kolejności kierując swoje słowa ku radzie- Proszę wybaczcie mojemu bratu ten brak pohamowania, to już się więcej nie powtórzy.
Zapewnił z przekonaniem, po czym nie czekając na reakcje z ich strony, zwrócił się bezpośrednio do Aidana
- Mój brat postąpił bardzo niemądrze nie wiążąc ciebie za pośrednictwem twojego syna, dlatego proszę cię osobiście o wybaczenie w jego imieniu.- oświadczył dobitnie, wciąż nie puszczając chociażby o cal koszuli młodszego- Jestem pewny, że więcej nie popełni tego karygodnego błędu, prawda Gleen?
-Tak!- odparł natychmiast wyżej wymieniony, wprowadzając mnie w niemałe zaskoczenie
No bo bądźmy szczerzy, kto by nie był teraz zszokowany? No tylko pomyślcie sami… przepraszający i uległy Gleenton? Tego to jeszcze nie grali!
A tak na poważnie… to dziwi mnie głównie to, że ten smarkacz posiada w ogóle tego typu uczucia… może jednak jest jeszcze dla niego jakaś nadzieja? Tak zwane światełko w tunelu?...
Westchnąłem ciężko, uznawszy że mimo wszystko wypadałoby nad tym jakoś zapanować…
-Wujku…- wymamrotałem niepewnie, chcąc jakoś załagodzić całą tą sytuację, ale jedyne co dostałem w odpowiedzi, to bezczelne uciszenie ruchem dłoni.
Zacisnąłem zęby, coraz bardziej poirytowany całym tym zamieszaniem, a pozycja w której właśnie trwał mój brunet wcale mi w tym nie pomagała, a wręcz jeszcze mocniej dekoncentrowała…
Chyba najzwyczajniej w świecie nie lubiłem obrazu kajajacego się przedkimkolwiek Kiliana… "To takie nie w jego stylu…" pomyślałem zrezygnowany
-W porządku, nie czuję się urażony. Ponadto przecież ja też nie jestem święty…- zaargumentowałem w kierunku swojego opiekuna, rzucając co jakiś czas szybkie spojrzenia na bruneta, który wciąż nieubłaganie zmuszał Gleentona do tej niekomfortowej dla niego pozycji, samemu wciąż nie powracając do pionu.
Z jednej strony było to naprawdę godne podziwu, ponieważ nie każdy byłby skory do pomocy komuś takiemu jak Gleenton. Tym bardziej po takim traktowaniu.
Ale z drugiej… no nie podobało mi się to, no! Dlaczego Kilian też musi się kłaniać tym nadętym bucom z pawilonu?! To niedorzeczne.
Usłyszałem przeciągłe westchnienie z kierunku w którym stał wuj. Westchnienie to natychmiast przykuło moją uwagę, dlatego niezwłocznie spojrzałem się w tamtą stronę
-Przyjmuje wasze przeprosiny- oświadczył beznamiętnie, z tym charakterystycznym dla siebie chłodem w głosie.
Starszy z braci wciąż nie puszczając z uścisku koszuli młodszego, zawołał z szacunkiem
-Jesteśmy wdzięczni za twą łaskę.- i dopiero po wypowiedzeniu tych słów, gdy Aiden skinął na nich głową, wyprostował się. Pozwalając po chwili łaskawie również na to samo drugiemu z braci.
Widząc to, odetchnąłem z ulgą. "Całe szczęście…", Mruknąłem w następnej kolejności zwracając się do rady, spokojnie zajmującej swe miejsca w pawilonie
-Jaki jest wasz werdykt?!
Przyznam, że wypowiedziałem to zdanie nieco za szybko. Przez co omal nie poplątałem się w słowach. Ale nic nie mogłem na to poradzić. Starałem się po prostu odciągnąć uwagę wszystkich od tej małej sprzeczki pomiędzy czarnowłosymi.
Tym Bardziej, że już wystarczająco na mieszaliśmy w przebiegu dzisiejszego egzaminu. Chciałbym już najzwyczajniej w świecie mieć to za sobą, dlatego zastygłem w oczekiwaniu na to co ogłosi rada, przygotowując się mentalnie na każdą z możliwych odpowiedzi.
Bądź, co bądź nie wiedziałem na ile mogę ufać ich ocenie. Z mojego punktu widzenia oczywistym było, że Gleenton nie spełnił "kryteriów", natomiast Kilianowi powinni niezwłocznie zaliczyć egzamin, ale czy tak to właśnie będzie wyglądało? Nie miałem ku temu stu procent pewności…
Serce zabiło mi o kilka tonów szybciej w momencie gdy dostrzegłem jak wyżej wymienieni porozumieją się między sobą w ciszy.
Ich milcząca narada trwała krócej niż minutę, a jednak dla mnie była to cała wieczność.
Jak już mówiłem obawiałem się ich oceny. Co zatem zrobię w przypadku, gdy jednak uznają za poprawną odpowiedź młodszego z książąt Blackmonth? Jak w takiej sytuacji miałbym dalej bronić Kiliana? Nie mógłbym przecież od tak tego zostawić…
Obserwowałem z roztargnieniem, jak Primus pierwszy raz od naszego spotkania podnosi się z miejsca i podchodzi do piedestału, na którym stała mównica.
Przełknąłem ciężko ślinę czekając na jakiekolwiek jego słowa.
-Przyznam ci szczerze pisklaku Aidena, że pozytywnie mnie dzisiejszego dnia zaskoczyłeś- wyznał z wyraźnie wyczuwalnym uśmiechem na twarzy.
Cóż… to by chyba było na tyle z mojego roztargnienia. Same słowo "pisklak" już wystarczyło bym się skrzywił i poczuł irytację.
- Naprawdę w chwili gdy mówiłeś o specyficznie ułożonym pytaniu uważałam osobiście iż będzie to coś raczej banalnego i błahego, a tu proszę… niepotrzebnie cię zlekceważyłem
"No dzięki…", sarknąłem w duchu, cudem powstrzymując się od wywrócenia oczami. "Z każdą chwilą coraz lepiej"
-Nie jestem na tyle głupi by na oczach tylu ludzi robić z siebie debila. Skoro zdecydowałem się na takie posunięcie, to chyba logiczne, że musiałem już mieć w głowie dobrze ułożony scenariusz.- prychnałem, dopiero po chwili orientując się, że słowa te rozbrzmiały nie tylko w bezkresie mojego umysłu… nieświadomie wypowiedziałem je również nagłos…
Zesztywniałem, oblewając się zimnym potem "Cofam to co powiedziałem. Jednak jestem idiotą!"
Miałem ochotę sam sobie uderzyć z otwartej dłoni w czoło. "No jak można być aż tak bezmyślnym?!", Zawołałem, zmuszając się do uśmiechu, lecz zważając na okoliczności wyszedł mi on raczej nerwowo. "Przeproś go kretynie!" Zbeształem sam siebie i właśnie tutaj nieoczekiwanie usłyszałem jak Pierwszy roześmiał się wesoło.
-Wybacz młodzieńcze, nie chciałem w żaden sposób cię urazić, tak samo wiem że ty nie chciałeś urazić mnie- odparł łagodnie, z nutką rozbawienia w głosie- Ponadto jestem niezmiernie zaskoczony tym jak bardzo charakterem wydałeś się w swą ciotkę, młodą Panią Delcalion- odparł wesoło, kiwając znacząco głową w stronę driady, która z wymuszonym uśmiechem podziękowała skinieniem- Aczkolwiek jedno ci chłopcze przyznam…- niby zwrócił się do mnie, a jednak, mówiąc to patrzył bezpośrednio na wuja… a przynajmniej takie odebrałem wrażenie...- Jesteś naprawdę interesujący. Przykułeś dziś w całości moją uwagę, co rzadko się zdarza i domyślam się, że nie tylko ja byłem tobą tak oczarowany…
Nie wiem czemu, ale coś w jego słowach mnie zaniepokoiło… a uczucie to tylko się nasiliło gdy kątem oka ujrzałem jak wuj Aiden cały się spina.
To pierwszy raz gdy widziałem go w takim stanie poza domem. Nawet podczas kłótni z ciocią był raczej mniej nerwowy.
Dlaczego zatem teraz zareagował w tak nieprzewidywalny dla siebie sposób? Nie wiedziałem tego, właśnie dlatego nie chciało mi to dać spokoju.
Coś tutaj wyraźnie było nie tak. Coś za tym wszystkim musiało się kryć… i wujek doskonale wiedział co.
Pytanie zatem brzmi, "Czym jest to owe COŚ?" Ale czy ja aby na pewno chce znać odpowiedź? Owszem wiedza jest dobra i pożyteczna… lecz to często właśnie niewiedza jest błogosławieństwem…
"Może nie powinienem był się dziś wychylać?", Przeszło mi nagle przez myśl, ale szybko się za to zganiłem. Bądź, co bądź nie zrobiłem tego z egoistycznych pobudek. Zrobiłem to w obronie kogoś na kim mi zależy. Czemu zatem miałbym tego żałować? Tym bardziej, że aż do tej pory, nawet przez ułamek sekundy nie miałem wyrzutów sumienia. To niedorzeczne.
-Przejdź do rzeczy.- odparł Aidan z pozoru normalnie i zapewne gdybym nie spędził z nim tylu lat nawet nie zauważyłbym tej delikatnej, ostrej nuty, kryjącej się wewnątrz tego charakterystycznego dla niego chłodu w głosie
"Nie przepadam za tobą.", pomyślałem, nie odrywając spojrzenia od człowieka w czerwieni, stojącego spokojnie przy mównicy. "Coś mnie w tobie odpycha."
-Ach właśnie, egzamin! Już podaje nasz werdykt…
Jego monolog był długi i dobrze przemyślany, lecz ja mało co z niego wyciągnąłem, ponieważ ze względu na to co powiedział wcześniej nie potrafiłem się w ogóle skupić na tym co mówił teraz.
Niby przyswoiłem fakt w którym Gleenton został ostro skrytykowany, a Kilian dobitnie pochwalony…
Sęk w tym, że jego słowa z niewiadomych przyczyn wchodziły u mnie z jednej strony i wylatywały z drugiej. W pewnym momencie problem ten urósł wręcz do takich rozmiarów, że po prostu całkowicie się wyłączyłem. Myśląc jedynie o tym, że chcę stąd jak najszybciej odejść…
-... Jednak jeśli miałbym określić, która odpowiedź usatysfakcjonowała nas najbardziej, to z czystym sercem stwierdzam iż byłaby to ostatnia z odpowiedzi
Zmarszczyłem brwi, czując szybkie szturchnięcie w bok i pewnie bym je zignorował, gdyby nie fakt że powtórzyło się jeszcze kilkakrotnie.
Dlatego czując, że nie mam innego wyjścia, jak tylko odnaleźć spojrzeniem sprawcę tego owego dyskomfortu, co też niezwłocznie uczyniłem, widząc w efekcie spiętego i zestresowanego chłopaka moich marzeń
Zmarszczyłem brwi, obdarowując go spojrzeniem typu "No co?"
-Mówi do ciebie.- wyszeptał, wskazując głową na Primusa
-Och…- mruknąłem jedynie w odpowiedzi, również spoglądając w tamtym kierunku.
Brunet widząc moją dezorientację, wyjaśnił cicho
-Powiedział, że twoja odpowiedź była najbardziej satysfakcjonująca… teraz czeka na jakąkolwiek reakcję z twojej strony.
To nieco przejaśniło mi umysł.
-Dziękuje.- uśmiechnąłem się do niego wdzięcznie, po czym biorąc głęboki wdech zwróciłem się bezpośrednio do Primusa- Umm… Nie było w tym nic wielkiego… w końcu ostatecznie moja odpowiedź nie różniła się wiele od odpowiedzi Kiliana- wyjaśniłem, zapominając się nieco. Bo w gruncie rzeczy powinienem był powiedzieć "starszego księcia Blackmonth", bądź "Panicza Kiliana", ale tak jakoś nie myślałem już o tym…
-Jesteś zbyt skromny- skomentował mężczyzna w czerwieni
-Być może…- odparłem ogólnikowo, czym wywołałem śmiech u swojego odbiorcy, który w następnej kolejności powiedział coś co nie tylko mnie zszokowało, a wręcz wszystkich dookoła
-Tobie również zaliczam egzamin.- oświadczył dobitnie, a widząc szok wymalowany na mojej twarzy wyjaśnił- zdałeś pierwszą część egzaminu, zwolniliśmy cię z drugiej ze względu na twój stan zdrowia, lecz jak widać całkowicie niepotrzebnie.- przełknąłem ciężko ślinę- Twój dzisiejszy pokaz wiedzy, zadziwił nie jednego. Dlatego prawie jednogłośnie uznaliśmy za konieczne uznanie ci egzaminu i zwolnienie z dalszego jego przebiegu. Jeśli masz ochotę to już teraz wraz z książętami możesz opuścić arenę.
[...]
Tak jak powiedział, tak też od razu zrobiliśmy. Tego akurat nie musiał nam dwa razy powtarzać.
-Ten egzamin to był jakiś skończony żart- skomentował kwaśno brunet, prowadzący mnie za rękę wewnątrz krętych korytarzy, zapewne kierując się w stronę wyjścia.
-Mm…- mruknąłem na zgodę, pozwalając się zaciągnąć gdziekolwiek czarnowłosy miał w planach mnie zabrać.- Ten mężczyzna, który przemawiał jako pierwszy… był twoim ojcem?
Zapytałem po chwili, w głębi duszy tak naprawdę domyślając się już jaka będzie odpowiedź.
-Niestety…- uciął krótko, wyraźnie zirytowany już samym istnieniem tego człowieka.
-Dlaczego jest w stosunku do ciebie taki niechętny i oschły?- podjąłem ostrożnie temat- Tak samo ta szuja Gleen… rozumiem, że można kogoś nie lubić… ale żeby starać się od razu ośmieszyć go publicznie? Do tego w tak nieumiejętny sposób? Można być idiotą, ale żeby aż do tego stopnia? To się aż o pomstę do nieba prosi.- narzekałem- To samo tyczy się rady. Na pewno wiedzieli, że postępowanie twojego brata jest sprzeczne z zasadami egzaminu, a mimo tego nic z tym nie zrobili.- zacisnąłem pięści- To niesprawiedliwe!
Westchnął
-Masz rację.- przyznał z miną jakby był zmęczony już tym wszystkim- Moja sytuacja rodzinna jest nieco skomplikowana… Pamiętasz jak mówiłem, że większość dzieciństwa spędziłem sam z matką?- skinąłem głową- Działo się tak, ponieważ mój Ojciec uważał mnie za bękarta. Co prawda urodziłem się jako jego pierworodny, lecz stało się to w dość nie sprzyjających mojemu ojcu warunkach. Co poskutkowało tym, że w pierwszych latach mojego życia, starał się zrobić wszystko by udowodni, że nie jestem jego potomkiem, a jedynie owocem jednej z "wielu" upojnych nocy mojej matki…- wyznał cicho, wyraźnie zawstydzony tym wszystkim- chciał się nas za wszelką cenę pozbyć, jednak szczęście w nieszczęściu, niestety nie może się mnie wyprzeć. Nawet jeśli w przeciwieństwie do reszty mojego rodzeństwa nie mam żadnych zdolności "magicznych", to wciąż jestem do niego najbardziej podobny. Jestem wręcz jak skóra zdjęta z jego kości…- wytłumaczył spokojnie, drapiąc się po karku z zażenowaniem.
-Umiejetności?- zagaiłem z zainteresowaniem- Czyli wszyscy członkowie rodzin królewskich takowe posiadają?- brunet przytaknął ruchem głowy- Ale to musi być niesamowite!- zawołałem entuzjastycznie- Tylko sam pomy…- urwałem w końcu orientując się jak niestosownie mogły zostać odebrane moje słowa…
-Znaczy… to wcale nie jest… em… dobra może jednak trochę jest… ale ehem…- plątałem się w słowach jak ostatni dureń- Mimo wszystko uważam, że ty również jesteś uzdolniony w wielu dziedzinach! Po prostu…- przerwał mi śmiech
-Oh mój…- dusił się że śmiechu, ocierając łzy- Czasami naprawdę zapominam jaki bywasz uroczy i bezmyślny- parsknął, zatrzymując się w pół kroku.
Wbił we mnie swoje rozbawione spojrzenie, w którego bezkresie nie zabrakło również ciepła w pełni przeznaczonego tylko dla mojej osoby…
Przełknąłem ciężko ślinę, czerwieniąc się niczym dorodna piwonia
-Ja…
- Wiem co miałeś na myśli- wtrącił się, dając mi pstrycznka w nos- a odnosząc się do twoich poprzednich słów, to masz rację. Posiadanie mocy musi być niesamowite. Gdyby ojciec nie sprzedał mi lewych genów pewnie też bym je posiadał- zażartował, przeczesując palcami moje poplątane już pewnie włosy, ostatecznie wzdychając- Nawet nie masz pojęcia jak wiele problemów w przeszłości przysporzył mi ten fakt…- wyznał ciężko- Byłem jedynym członkiem rodziny królewskiej bez jakiegokolwiek zdolności magicznych… tak zwaną "hańbą" na honorze rodu Blackmonth.- Parsknął rozbawiony- Odkąd tylko pamiętam wszyscy mną gardzili z tego powodu. Mogli wylewać na mnie swoje frustrację i gniewy, bo czemu by nie? Przecież mój ojciec i tak nie zwróciłby im o to uwagi. Bo dlaczego by miał? Przecież dla niego tym bardziej w końcu byłem śmieciem. Hańbą i niczym więcej…
Jego głos był spokojny i z pozoru niewzruszony, ale… nawet pomimo jego szczerych chęci nie potrafił ukryć tego przebijającego się smutku w oczach
-Hej…- wymamrotałem niezbyt pewnie, chwytając go za policzki- Każdy kto kiedyś cię tak traktował powinien się teraz sam wychłostać- mruknąłem z uśmiechem, nie do końca wiedząc jak go pocieszyć- Tylko spójrz na siebie. Czy tak wygląda chodząca porażka?- zauważyłem z delikatnym uśmiechem- Otóż zapewniam cię, że nie. I choć nie mam bladego pojęcia co mógłbyś sobie teraz myśleć w tej ślicznej główce, to nie jesteś porażką. Nie mam pojęcia jak to osiągnąłeś, lecz zdobyłeś uznanie większości. Nawet jeśli nie ma wśród tego grona twojej rodziny to co z tego? Komu oni potrzebni? Tylko by atmosferę zaburzali.
Zażartowałem, stając na palcach i nie zważając na jego zaskoczoną minę otarłem nasze twarze o siebie
-Kocham Cię.- mruknąłem tak by tylko on mógł mnie usłyszeć- I jestem z ciebie dumny.
Słysząc moje słowa w końcu się rozluźnił, wracając do swojego poprzedniego wigoru
-Ja też Cię kocham.- uścisnął mnie mocno- I to ja powinienem być dumny. Bo to ty zniszczyła dziś Gleena i mojego ojca na oczach całego królestwa. Zmusiłeś do refleksji nawet radę.
Zaśmiał się, całując mnie w skroń
-A właśnie… jak już wróciliśmy do tego tematu to coś od dłuższego czasu nie daje mi spokoju- przypomniałem sobie nagle- Dlaczego ty musiałeś brać udział w egzaminie, a Gleenton nie? Czy kryteria egzaminu nie obowiązywały całej młodzieży?
Brunet odgarnął mi włosy z czoła, nim wytłumaczył spokojnym i całkowicie opanowanym głosem
-Ponieważ jest ulubieńcem mojego ojca. Nie pozwoliłby mu, ani reszcie wziąć w tym udziału.
Słysząc to skrzywiłem się
-To bez sensu. Ja też jestem ulubieńcem Aidana i Damali, a mimo to musiałem wziąć w tym udział.- zauważyłam lekko sfrustrowany. "Gdzie w tym wszystkim sprawiedliwość ja się pytam?!"
-Owszem, ale jesteś też jedynym Delcalionem młodej generacji. Nie było nikogo na twoje miejsce a jakoś musieli to pogodzić prawda?
Westchnąłem
-Masz na myśli, że zrobili z nas kozły ofiarne?
Kilian zaśmiał się cicho, całując mnie ostatni raz w policzek nim chwytając za dłoń poprowadził w dalszą drogę wewnątrz korytarzy
-Mniej więcej…- przyznał wzruszać ramionami- Zapewne odegraliśmy rolę przedstawicieli danych rodzin.
-Czyli kozłów ofiarnych- powtórzyłem z niesmakiem- Normalnie czuję się wykorzystany- burknąłem teatralnie, pozwalając się bez oporu prowadzić- A tak w ogóle to dokąd idziemy?
Szybko zmieniłem temat, bo tamten jedynie pozostawiał we mnie niesmak.
-Gdzie tylko zechcesz- odparł radośnie czarnowłosy, gładząc kciukiem wnętrze mojej dłoni- Masz jakieś specjalne życzenia?
Zapytał, na co zamyśliłem się. Czy było jakieś miejsce gdzie chciałbym teraz iść? Hmm… chyba nie.
-Zdaje się w całości na ciebie.- rzuciłem więc po namyśle- Wszystko będzie dobre bylebyśmy znaleźli się jak najdalej od tego miejsca…
Po moim oświadczeniu zapadła krótka cisza, która brunet szybko przerwał
-To może pójdziemy do mnie? Tam na pewno będzie cisza i spokój. Raczej nikt nam tam w niczym nie przeszkodzi… i będziemy mogli na spokojnie "odpocząć"
"Odpoczywać to my tam na pewno nie będziemy znając ciebie…", zaśmiałem się w duchu
-W porządku- zgodziłem się, kręcąc głową z uśmiechem
[...]
Pół godziny później stałem przed drzwiami do domu Kiliana, czekając aż ten w końcu upora się z zamkiem w drzwiach.
-Zapraszam, ty pierwszy- zawołał dumnie, przepuszczając mnie w progu, gdy tylko mu się to udało- Chcesz może coś do picia?- zaproponował zaraz na wejściu, ściągając buty i kładąc je gdzieś pod ścianą.
Pokiwałem głową
-Tak, jeśli można to poproszę wodę- odpowiedziałem grzecznie, również ściągając swoje.
-Tylko wodę?- upewnił się, na co skinęłam głową- Na pewno nie chcesz czegoś więcej?
Usta drgnęły mi w uśmiechu
-Nie, woda mi wystarczy- zapewniłem, rozglądając się ciekawie na boki.
Wystrój od mojej poprzedniej wizyty tutaj nieco się zmienił. Co prawda wciąż był minimalistyczny, lecz jakby bardziej… hmmm, było w nim widać ślady zamieszkania?
-Jak sobie życzysz- odparł wesoło, prowadząc mnie za rękę w stronę kuchni- Skoro chcesz wodę, to będzie woda.
Uścisk jego dłoni był taki ciepły i przyjemny, dlatego nieco dziwnie się poczułem w momencie kiedy posadził mnie na krześle przy stole, samemu podchodząc do rogu pomieszczenia, przy którym stała niewielka lada. Zrobiło mi się wtedy tak, jakby zimno?
-Proszę oto woda dla szanownego gościa!- zawołał entuzjastycznie, stawiając napój tuż przede mną.
Uśmiechnąłem się na ten gest.
-Dziękuje- odparłem biorąc łyk ze szklanki i niby była to tylko zwykła woda, a jednak smakowa lepiej niż kiedykolwiek w życiu… czy to dlatego, że właśnie on mi ją podał?
Zerknąłem na niego, nie mogąc się powstrzymać. Siedział naprzeciwko, bokiem do oparcia, uważnie mi się przyglądając, z tym charakterystycznym dla siebie uśmiechem na ustach
-No co…- wymamrotałem, czując wyraźne pieczenie na policzkach
-Nic…- odpowiedział rozbawiony i jakby zadowolony?- To już nie wolno mi ponapawać się widokiem tego jak pięknego mam chłopaka?
Przełknąłem ślinę, czując nagły uścisk w podbrzuszu… to w jaki sposób wypowiedział to ostatnie słowo… jakby smakował coś naprawdę niesamowitego.
Spuściłem głowę, mrucząc pod nosem
-Robisz to specjalnie…
-Co takiego?- zaśmiał się cicho
Wydołem policzki
-Prowokujesz mnie…
Znów usłyszałem jego śmiech
-Masz rację- przyznał bez ani odrobiny pokory w głosie- Lubię to robić. Stajesz się wtedy taki uroczy, nie potrafię sobie tego odmówić- wyznał, wstając z krzesła.
A przynajmniej tak wywnioskowałem po dźwięku przesuwającego się po ziemi przedmiotu.
-Tak samo jak nie potrafię odmówić sobie wielu innych rzeczy… - kontynuował, zatrzymując się przy mnie. Chwycił za ramę krzesła i jednym płynnym ruchem odwrócił mnie ku sobie- Takich jak na przykład smakowanie tych twoich codziennych i ponętnych ust- oznajmił, chwytając mnie za podbródek- wręcz uwielbiam to robić. Z nikim innym nie sprawiało mi to takiej przyjemności jak właśnie z tobą.
Wyznał głosem od którego miękły mi kolana, spoglądając przy tym prosto w oczy i mimo pozorów nie widziałem w nich głodu, czy niepohamowanej żądzy… spoglądał na mnie inaczej. Tak… nad wyraz ciepło i czule.
-Nie wygaduj głupot… ja jestem w tych sprawach całkowicie zielony. Nawet całować się porządnie nie potrafię- wymamrotałem z mocno bijącym sercem, na co znów się roześmiał
-Taki niewinny…- odparł łagodnie, nachylając się nade mną- … a zarazem pełen gracji i wigoru- mruknął, całując mnie w policzek- Nawet sobie sprawy nie zdajesz z tego jak wspaniały jesteś- tym razem ucałował mnie w skroń- Zawróciłeś mi w głowie już od naszego pierwszego spotkania, mimo iż dość późno przyznałem się do tego sam przed sobą.- mówiąc to objął mnie czule ramionami, składając następne pocałunki na moim czole i żuchwie- Zaczarowałeś mnie swoim charakterem i sposobem bycia.- ucałował mnie w lewy kącik ust- Jesteś niczym niewiadoma, która nieustannie się zmienia. - ciągnął dalej, od razu całując w prawy- Nie ma na ciebie rozwiązania.- komentował radośnie, przyciągając mnie bliżej siebie- Za każdym razem gdy już myślę, że cię rozgryzłem i niczym mnie już nie zaskoczysz, to ty udowadniasz mi, że jest inaczej.
Urwał w końcu łącząc ze sobą nasze usta i… to było coś niesamowitego. W ten sposób… w ten sposób całował mnie po raz pierwszy.
Nie był to żaden niewinny pocałunek, a od razu ostry i namiętny, w którym nie zabrakło również tak dobrze okazywanej mi przez niego czułości.
To była dla mnie nowość, a całowaliśmy się już wiele razy. Ponadto tak bardzo zawrócił mi tym w głowie, że nawet nie zauważyłem kiedy z kuchni przenieśliśmy się na sofę w pokoju gościnnym.
-Rozluźnij się- podpowiedział brunet, zwisając nade mną- Jak będziesz się tak dalej spinał, to w końcu zrobisz sobie krzywdę, a tego nie chcemy- wyjaśnił, gładząc dłonią moją nagą skórę skrytą pod jasnym materiałem koszuli, której guziki już dawno do połowy zdążył rozpiąć, w reszcie przeszkadzał mu niestety mój czarny gorset wyglądem przypominający nieco połączenie paska i kamizelki.
Przez chwilę się z nim siłował aż w końcu rzucił sfrustrowany
-Co to za mistyczny pas cnoty? Za cholerę go rozsznurować nie mogę.
Słysząc to zastygłem na moment, po czym roześmiałem się głośno. Jego słowa były na tyle komiczne, że w jednej chwili rozluźniły całe panujące w moim ciele napięcie.
-Ten "mistyczny pas cnoty", jak go nazwałeś. Jest zwykłym, prostym w obsłudze kawałkiem odzienia.- wyjaśniłem odsuwając od siebie jego dłonie, samemu radząc sobie ze sznurkami- Widzisz? Nic w tym trudnego, samo idzie- droczyłem się z nim, zdejmując i rzucając ten owy skrawek materiału na ziemię tuż obok sofy.
Chłopak słysząc mój zaczepny ton głosu uśmiechnął się półgębkiem.
-Ach tak?- mruknął rozbawiony, z wysoko uniesioną brwią- Jak dobrze, że od wszystkiego mam ludzi- rzucił żartobliwie, wytykając mi język, co ponownie wywołało u mnie śmiech i w momencie gdy ten ucichł, przyciągnąłem go ponownie do pocałunku, który natychmiast został przez niego odwzajemniony.
Najwyraźniej większej zachęty nie potrzebował, ponieważ w mgnieniu oka reszta guzików mojej koszuli została rozpięta, a ta sama wylądowała na ziemi tuż obok gorsetu.
-Masz taką delikatną i jasną skórę- mruczał z zachwytem- Której nawet nie mogę oznaczyć…- dodał od razu smutniejąc, dla przykładu robiąc mi malinkę na ramieniu, która w przeciągu kilkunastu sekund całkowicie zniknęła.- Widzisz?
Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło, lecz pierwszy raz od dłuższego czasu nie czułem względem bruneta żadnego skrępowania, czy zawstydzenia… a czystą niezachwianą swobodę. Normalnie nie poznawałem sam siebie.
-To nic takiego. Nie potrzebne mi "oznaczenie" by ludzie wiedzieli, że jestem twój, nieprawdaż?- zasugerowałem z uśmiechem- W końcu ja i moje nastawienie do ciebie jesteśmy ku temu największym dowodem.
Czarnowłosy roześmiał się wesoło
-Masz rację- przyznał z uczuciem- Stuprocentową rację.
Doprecyzował, bawiąc się rąbkiem moich spodni, zahaczając palcami co rusz o moje podbrzusze, wywołując tym niekontrolowane, a zarazem przyjemne skurcze w tym oto właśnie miejscu oraz dreszcze na całym ciele.
-Mogę?- zapytał nagle, mając oczywiście na myśli ściągnięcie tej oto części garderoby, ale miałem też wrażenie, że kryło się za tymi słowami coś więcej
Serce na samą myśl zadrżało mi z niepokoju, a jednak przełknąłem w sobie tchórzostwo kiwając głową na zgodę
"To Kilian. Nie zrobi mi krzywdy", zapewniłem sam siebie.
-Unieś delikatnie biodra ku górze- poinstruował mnie zaraz po tym, jak tylko uporał się ze wszystkimi zapięciami. Co też niezwłocznie uczyniłem
Tak więc po chwili również i moje spodnie wraz z bielizną wylądowały na stercie ubrań leżącej na ziemi, niedaleko sofy.
Leżałem zatem teraz przed nim całkowicie nagi, z mocno bijącym sercem i wypiekami na twarzy, bojąc się chociażby zruszyć.
To… czułem się dziwnie. Znaczy to, że ponownie i niemalże całkowicie zniknęła mi pewność siebie to nie była żadna nowość, w sumie to mogłem to nawet przewidzieć, ale to co czułem, to była zupełnie inna bajka… Z jednej strony zawstydzenie paliło mnie od środka, a z drugiej czując na sobie to jego pełne zachwytu i pożądania spojrzenie, czułem się po prostu… usatysfakcjonowany?
Przełknąłem ślinę
-Trochę mi zimno…- wydusiłem z siebie w końcu po długiej walce z samym sobą w momencie, gdy podziwianie chłopaka zaczęło trwać dłużej niż kilka minut.
Brunet jakby dopiero teraz otrząsnął się z amoku i wolno przystąpił do działania.
-Wybacz.- wychrypiał, kładąc dłonie na moim ciele, po którym bez pośpiechu zaczął wodzić począwszy od brzucha, przechodząc na podbrzusze w końcu zahaczając o uda, za które ostatecznie złapał, by móc mnie przyciągnąć bliżej siebie.
Nachylił się, po czym wyszeptał mi niskim głosem wprost do ucha
-Po prostu nie sądziłem, że ktoś bez ubrań może wyglądać tak pięknie.
Zaniemówiłem, wstrzymując oddech. Po czym jęknąłem cicho, gdy usta chłopaka w mało subtelny sposób zaczęły wyznaczać nowe ścieżki wzdłuż mojego ciała, wędrując to w coraz nowsze, niezbadane dotąd przez siebie miejsca
-Ach!- krzyknąłem, gdy chłopak niespodziewanie przegryzł wewnętrzną stronę mojego uda- Nie gryź!
Zawołałem zażenowany piskiem, który dopiero co z siebie wydałem.
-Dlaczego?- zapytał zdziwiony, natychmiast zmieniając swoje położenie tak, by móc swobodnie nade mną zwisać i spoglądać prosto w twarz.
Wstrzymałem oddech, nie wiedząc co powiedzieć
-Nie podoba ci się?- kontynuował bezpretensjonalnie, uważnie przyglądając się mimice mojej twarzy
-To nie… ja…- odwróciłem wzrok, czując pieczenie już nie tylko na policzkach.
-Podobało ci się?- podtrzymywał temat, nawet przez chwilę nie próbując wywierać na mnie nacisku.
Czując ogromne zażenowanie pokiwałem twierdząco głową
-Jesteś niemożliwy.- zaśmiał się ciepło brunet, dając mi pstrycznka w czoło- Czemu mam zaprzestawać czemuś co ci się podoba?
Zauważył z rozbawieniem, co w sumie było słuszną uwagą.
-Ja…
-W porządku- uspokoił mnie czarnowłosy, całując w kącik ust- Pamiętaj, że oboje dopiero poznajemy swoje zachowania w tej kwestii- Jeśli coś ci nie będzie odpowiadało to po prostu tego zaprzestaniemy.- zapewnił mnie- Chcę byś czuł z tego przyjemność, rozumiesz?
Tłumaczył łagodnie, na co w odpowiedzi pokiwałem głową
-Jesli coś ci się podoba i sprawia ci przyjemność, ale jest dla ciebie z jakichś przyczyn krępujące, to nie widzę powodu by tego zaprzestawać. Co innego w sytuacji, gdy tego typu działania były dla ciebie chociażby bolesne i nie miał byś z nich żadnego porzytku. Wtedy działanie to jest całkowicie bezsensowne. W końcu nie będę robił ci czegoś co ci się nie podoba. Pamiętaj, że w każdej chwili też możemy przerwać, do niczego cię nigdy nie zmuszę.
-Rozumiem…- mruknąłem już nieco spokojniej, całkowicie się z nim w duchu zgadzając. W końcu nie był on bestią chcącą ode mnie tylko jednego… powonieniem mu bardziej zaufać. Tym bardziej, że z naszej dwójki to on był tym bardziej doświadczonym… bądź, co bądź kobiety lgnęły do niego, jak do…
Zesztywniałem, wtem coś sobie uświadamiając.
Właśnie… Kilian robił TO wcześniej tylko z kobietami… więc skąd u niego pewność, że będzie umiał to zrobić ze mną? Skąd w ogóle wie co i jak?…
Mój oddech stał się cięższy.
"Z tego co wiem… to jestem jego pierwszym partnerem. Wcześniej miał tylko partnerki.", nagły niepokój wdarł się do mojego serca "Nie jestem kobietą, więc skąd u niego ta wiedza?" Zimny dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa "Chyba… chyba nie czerpał doświadczenia z praktyki, prawda?!"
Starałem się zachować spokój, a jednak nic nie mogłem poradzić na tą nutkę niepokoju, jak również zazdrości, która z wiadomych przyczyn zdążyła już się we mnie rozgościć
Zacisnąłem usta "Nie zrobiłby mi tego." Serce na moment zamarło mi w piersi
-Coś się stało?- spytał z zaskoczeniem, zaprzestając swoich działań.- Masz dziwną minę…
Wbiłem w niego swoje nieodgadnione spojrzenie
-Sypiałeś już wcześniej z osobnikiem tej samej płci?- zapytałem wprost
Zmarszczył brwi
-Nie. Ty jesteś pierwszym… a czemu pytasz?
Skinąłem wolno głową
-Mmm… Tak o pytam.- rzuciłem jakby od niechcenia, przyglądając mu się z uwagą.
On również przyglądał mi się w ciszy, więc przez chwilę oboje mierzyliśmy się wzrokiem, aż w końcu ja nie wytrzymałem i wypaliłem z frustracją.
- Skąd wiesz co i jak? Nie jestem kobietą.
No po prostu musiałem to wiedzieć.
Brunet jakby dopiero po czasie ogarnął o czym mówię, bo z początku miał dość tępą minę, która dopiero później przerodziła się w zrozumienie i głośny śmiech
-Och mój… więc o to ci zaprząta umysł!- zawołał, już ledwo łapiąc oddech- Liranie.- zaczął, z trudem powstrzymując kolejną salwę śmiechu- Posłuchaj… Uprawiać miłość można na wiele sposobów.- wyjaśnił rozbawiony, delikatnie wodząc dłonią po moim brzuchu- Nie muszę być z nikim innym by wiedzieć jak się z tobą kochać!
Doprecyzował ponownie wybuchając śmiechem
A ja pomimo tego iż zażenowanie, wręcz wypalało mnie od środka, nie potrafiłem przemilczeć tego jednego pytania.
Musiałem to usłyszeć, inaczej nie da mi to spokoju…
-Czyli jak dotąd z nikim TEGO nie robiłeś?- dopytywałem cicho, kryjąc się w zagłębieniu jego szyi.
-Mhm, jeśli przez "nikim" masz na myśli innego mężczyznę, to tak. Ty będziesz pierwszym
Zagryzłem wargę
-Ale na pewno?- wymamrotałem słabym głosem
-Tak!- roześmiał się, odrywając mnie od siebie i nie czekając na moją reakcję zaczął składać pocałunki na każdym możliwym skrawku mojej twarzy- Zazdrośnik.
-Nie prawda…- broniłem się zażenowany
-Prawda.
Uciął, pochylając się nade mną. Lecz nasze usta ostatecznie nie zdążyły zetknąć się ze sobą. Przeszkodził nam w tym odgłos pukania do drzwi
Chociaż "pukanie" to za mało powiedziane. To było istne walenie.
Spojrzeliśmy po sobie z chłopakiem. Oboje tak samo zdziwieni
-Wiesz kto to może być?- zapytałem, wciąż nie ruszając się z miejsca.
Brunet pokręcił głową, uśmiechając się nerwowo
-Nie ma powodu do obaw. Możliwe, że to jakieś dzieciaki. Jeśli tak, to trochę powalą i im się znudzi.- Zapewnił z małą ilością przekonania w głosie.
-To chyba nie dzieci- stwierdziłem w momencie gdy to walenie dodatkowo wezbrało na sile.- Może lepiej to sprawdzić?
Zasugerowałem, siadając. W następnej kolejności sięgając po leżące na ziemi ubrania. Bądź, co bądź lepiej witać gości w ubraniach niż bez nich...
Brunet westchnął, po czym z mało przyjaznym wyrazem twarzy ruszył w kierunku drzwi, mamrocząc jakieś przekleństwa pod nosem, które już w następnej chwili zamieniły się w głośny, oburzony krzyk.
-IDĘ! Więc na Boga zostawcie te drzwi!
Tym oto akcentem opuścił pomieszczenie, zostawiając mnie w nim samego
A ja nie wiedząc co innego mógłbym zrobić, zacząłem w tym czasie zarzucać na siebie ubrania. Rezygnując jedynie z ponownego zakładania gorsetu. I to nie tak, że nie miałem czasu go zakładać… po prostu na chwilę obecną nie mogłem go znaleźć… jakby wziął i wsiąkł w ziemię… pokręcona sytuacja.
Westchnąłem ciężko, ponownie opadając na sofę, lecz tym razem w ubraniach czekając na czarnowłosego, którego wrzaski choć niezrozumiałe było słychać aż tutaj.
I trwałem w tej pozycji może z pięć minut nim usłyszałem jego ciężki, wkurzony chód.
-Zbieraj się. Rada chce nas widzieć.
Burknął wyraźnie wytrącony z równowagi, kopiąc przy okazji w nogę sofy.
"Jeszcze tego mi brakowało…", jęknąłem zrezygnowany "Dajcie człowiekowi żyć!"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro