Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 11

Liran

Pozwólcie, że nieco z precyzuje swoją wypowiedź. Kiedy mówiłem, że ta dziewczyna wyróżniała się w tłumie nie miałem namyśli tylko tego, że stała bóg wie na czym i machała jak wariatka, zwracając w ten sposób na siebie uwagę chyba wszystkich w okolicy, ale również to, że ona DOSŁOWNIE odstawała w tłumie i zapewne nie tylko mnie dziwił widok jej kolorowych włosów, które z wiśniowego odcienia przy nasadzie, stopniowo przyjmowały jaśniejsze tonacje różu na długości.

Kiedy podeszliśmy bliżej zauważyłem, że postać przede mną była młodziutka, bodajże w naszym wieku i posiadała ten uroczy typ urody w którego skład wchodziła twarz o kształcie serca z łagodnymi, wręcz dworskimi rysami, jasnobłękitne oczy, mały, a zarazem szeroki nosek oraz niewielkich rozmiarów, różane usta. Do tego wszystkiego dochodził również fakt, że była niska... uwierzcie mi, że przy niej wyglądałem jak jakaś wieża, a sam wzrostem nie grzeszyłem...

Gdy byliśmy już w jej zasięgu, to bez większych skrupułów zeskoczyła -jak się okazało- ze skrzyneczki i rzuciła na szyje Julianowi. Co było nie lada wyczynem, ponieważ sięgała mu zaledwie do połowy ramienia i w praktyce skończyło się tym, że jej stopy wisiały kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią. Ale ani jemu ani jej zdawało się to nie przeszkadzać, więc i ja postanowiłem nie zwracać na to uwagi.

-Julek nawet nie wiesz ile cie ominęło zabawy w ostatnim czasie, kiedy cie nie było! Tyle szalonych akcji...- gadała jak najęta, puszczając szyje Juliana i chwytając za ręce ciągnęła dalej z ekscytacją- Arlie znowu pokłóciła się z tą... no jak jej było?... ta ruda taka...- zastanawiała się nagłos, marszcząc przy tym śmiesznie brwi.

-Bridget?...- podsunął niepewnie blondyn

-Tak!- rozentuzjazmowała się błękitnooka, klaszcząc przy tym w dłonie- Bridget! No i obie z Arlie zaczęły się tak wyzywać, że w końcu rzuciły się na siebie z pięściami- zaśmiała się radośnie- ... i co najzabawniejsze w sześciu nie mogli ich rozdzielić!

Stałem obok z szeroko otwartymi oczami. Co, jak co, ale nie spodziewałem się takiej lawiny słów z ust kolorowowłosej, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie rozumiałem nic z tej pogmatwanej paplaniny, co wprowadziło mnie z kolei w lekkie zakłopotanie. Czułem się trochę jak piąte koło u wozu- niepotrzebnie...

-Arial stop!- uciszył ją w końcu chłopak.- straszysz go.- wskazał na mnie ręką, a ona jakby dopiero teraz się zorientowała o mojej obecności, ponieważ zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów z zaskoczonym wyrazem twarzy.

„Ta. Zaczyna się...", pomyślałem z rezygnacją, przypominając sobie wszystkie zakręty i uliczki, które przemierzyliśmy z Julianem, by w razie konieczności móc się niepostrzeżenie ewakuować...

-Wow! Ale masz bajeczny kolor włosów, jak uzyskałeś taki kolor?- zapytała z zachwytem, chwytając w palce jeden z moich srebrno- białych pukli- o rajuśku, jakie one są mięciutkie!

-To mój naturalny kolor...- odpowiedziałem nie pewnie, rozglądając się na boki

Dobra. Tego się nie spodziewałem. Przyznam szczerze, że liczyłem na... nieco inną reakcje...

-Niemożliwe! Ale ci zazdroszczę, są takie piękne!- powiedziała w końcu puszczając jeden należący do mnie kosmyk z uśmiechem- Do tego masz cudowny styl, aż nie mogę uwierzyć, że wcześniej cię nie zauważyłam!- mówiła dalej z wyraźnie słyszalnym entuzjazmem w głosie, wskazując gestem dłoni całą moją osobę- Tak swoją drogą jestem Arial.

-Liran, miło mi poznać- uścisnąłem wyciągniętą przez nią dłoń, uśmiechając się nieśmiało.

Sama Arial wywarła na mnie bardzo mocne wrażenie. Nie poznałem jeszcze nikogo, kto posiadałby tak wiele charyzmy w swoim usposobieniu. Nawet Julian. To była dla mnie swego rodzaju nowość, ale... polubiłem ją.

-Dobra czas się zbierać na głównym dziedzińcu czeka na nas reszta.- Poinformowała nas dziewczyna, jednocześnie chwytając mnie za nadgarstek i ciągnąc w stronę jakiegoś zaułka- Pójdziemy skrótem. Tak będzie szybciej, przynajmniej nie będziemy musieli się przeciskać przez tłumy, które swoją drogą dziś są wyjątkowo zaludnione. Wiecie ile czasu zajęło mi dojście tu?! Masakra.- żaliła się, prowadząc nas pomiędzy ludźmi- Całe szczęście, że gdzieś w połowie drogi postanowiłam odpuścić i wejść na tą skrzynie, bo byśmy się minęli! Swoją drogą ciekawe skąd ona się tam wzięła... pewnie ktoś ją zgubił, albo specjalnie zostawił.- Paplała, jak najęta, a ja starałem się zrozumieć kontekst, ponieważ słowa z jej ust wypływały z prędkością słońca...- ...a zresztą nie ważne.- dokończyła, machając lekceważąco ręką.

Po pewnym czasie zwolniliśmy nieco kroku, gdyż zaczęło robić się zbyt ciasno, abyśmy mogli spokojnie się przemieszczać, aż w końcu nastał ten moment w którym stało się to nie możliwe i byliśmy zmuszeni się całkowicie zatrzymać.

-Co jest...- usłyszałem zdezorientowany głos Juliana stojącego nieopodal.

Zastanawiałem co takiego tam zobaczył, a zważywszy na to, że był ode mnie sporo wyższy, to miał na wszystko lepszy wgląd niż ja, czy kolorowowłosa, która niestety w tym temacie była chyba najbardziej poszkodowana...

Chciałem zaspokoić swoją ciekawość, więc zacząłem ciągnąc sugestywnie za rękaw blondyna, by zwrócić na siebie jego uwagę, ale on bezczelnie mnie ignorował, wpatrując się w coś przed sobą ze zmarszczonymi brwiami.

Nigdy nie byłem, jakoś specjalnie cierpliwą osobą... jeśli chodziło o wiedzę... więc, gdy chłopak nie chciał ze mną współpracować, to postanowiłem wziąć sprawy we własne ręce i załatwić to po swojemu.

Szkoda tylko, że nie miałem tego szczęścia co Arial wcześniej i nie miałem w pobliżu żadnego przedmiotu, którego mógłbym wykorzystać, jako podpórki... ale jeśli nie ma się tego co się lubi, to trzeba brać to co się ma...

Tak się złożyło, że ja miałem tylko Juliana... więc nie myśląc zbyt wiele, wdrapałem się jasnowłosemu na plecy.

-Hej, co robisz?!- krzyknął zaskoczony moimi poczynaniami, prawie się przewracając, wywołując w ten sposób rozbawiony śmiech kolorowowłosej.

-Cisii, nic nie widzę- uciszyłem go, przewracając oczami.

W tej pozycji, byłem w stanie zobaczyć o wiele więcej. Teraz między innymi wiedziałem co, a raczej kto był powodem tej, a nie innej sytuacji...

Jak się okazało byliśmy już prawie na dziedzińcu, u którego w samym centrum, na drewnianym podeście stał mężczyzna z jakiegoś rodzaju papirusem w dłoni.

Nie wiem dlaczego, ale jego ubiór, postawa i ogólnie wszystko co tyczyło się jego osoby, skojarzyło mi się z królewskimi posłańcami, o których miałem ten „zaszczyt" czytać... i jak się później dowiedziałem, miałem racje...

-Drodzy mieszkańcy! Z dekretu nadanego mi przez obecnego Władce oraz Rade, niniejszym ogłaszam, że każdy obywatel w wieku od przejściowego do pełno prawego ma obowiązek uczestniczenia w testach przygotowawczo- sprawnościowych, które odbędą się w następnym tygodniu, wraz z początkiem następnego miesiąca, aż do odwołania!- wśród ludu panowało poruszenie, gdzieniegdzie można było usłyszeć pełne sprzeciwu i złości okrzyki. Sam do końca nie wiedziałem o co chodzi. „Wiek przejściowy... co to w ogóle oznacza?!"

- Julianie o co chodzi z tym wiekiem przejściowym i pełno prawnym? Nic z tego nie rozumiem...- poskarżyłem się- Dlaczego wszyscy są tak poruszeni?

-Bo widzisz Liranie...- zaciął się na chwile, jakby szukał odpowiednich słów- Wiek przejściowy liczy się od piętnastego roku życia, do pełnoletniości, czyli w naszym przypadku do osiemnastego roku życia.- Zmarszczyłem brwi, wciąż nie rozumiejąc- Po tym okresie zaczyna się wiek pełno prawny, który z kolei trwa aż do trzydziestki. Po nich zostają jeszcze tylko okres dojrzały i starczy.

Tłumaczył mi cierpliwie, ale to wciąż nie miało dla mnie sensu. Dowiedziałem się tylko tyle, że brać w nim udział mają obowiązek osoby w przedziale wiekowym od piętnastki do trzydziestki... i wciąż nie rozumiałem złości tych wszystkich otaczających nas ludzi. Przecież co takiego strasznego może być w kilku egzaminach sprawdzających? To zapewne tylko test pisemny i parę ćwiczeń fizycznych na ciało... prawda?

-Dalej nie rozumiem czemu ludzie się tak bulwersują... przecież to zwykłe egzaminy prawda? Kilka kartek papieru i po sprawie...- powiedziałem niepewnie, marszcząc brwi, ale mój początkowy optymizm został brutalnie zniszczony przez następne słowa blondyna.

-Mylisz się.- wyszeptał, wzdychając ciężko- Testy o których jest obecnie mowa, mają za zadanie sprawdzić naszą siłę, a raczej jej granice.- ciągnął dalej poważnym tonem- Będziemy zmuszeni między innymi do walki między sobą, czy wielu innych niebezpiecznych rzeczy, jakie wymyśli dla nas rada...

Teraz nareszcie zrozumiałem... tą całą niedorzeczność sytuacji i oburzenie tłumu... to było po prostu... aż nazbyt irracjonalne.

-To głupie... co oni chcą przez to osiągnąć?- zapytałem zirytowany.

To czysty idiotyzm. Uczenie młodzieży agresji i zmuszanie do rękoczynów. Nudzi im się czy jak? Jeśli brak im rozrywki, to niech zorganizują lepiej zawody rycerskie czy coś... przynajmniej będzie sprawiedliwie, bo mogę się założyć, że połowa z tych dzieci nie wie nawet, jak się patyk w rękach trzyma, a co dopiero broń...

-Nie wiem i nie wiem czy chce to wiedzieć- odpowiedział, a ja pokiwałem głową na zgodę, schodząc z jego pleców.

-Chodźmy stąd...- usłyszeliśmy stłumiony głos Arial. Była blada jak ściana, po jej wcześniejszym wigorze nie było już nawet śladu i choć starała się to ukryć, to i tak widziałem jak drżą jej ręce.

-W takim razie zapraszam was do siebie. Ciocia na pewno się nie pogniewa. A ciepła herbata dobrze nam teraz zrobi.- oznajmiłem, ujmując jedną z dłoni dziewczyny niby w celu wskazania jej drogi do mojego domu w prawdzie chciałem jedynie zapewnić błękitnookiej swojego rodzaju wsparcie, co przyjęła z wdzięcznością.

-A wiesz gdzie iść tym razem?- zadrwił ze mnie jasnowłosy.

-Wiem .- odpowiedziałem, udając  oburzenie.

Resztę drogi przebyliśmy już w milczeniu. Każdy pogrążony w swoich myślach. Nie wiem, jak reszta, ale ja nie mogłem się pozbyć z głowy egzaminu.

Byłem zielony, więc sama jego wizja przedstawiona mi wcześniej przez Juliana trochę mnie wystraszyła. Dwudziestolatek miał łatwiej, ponieważ należał do żandarmerii. Ja nie miałem tego zaszczytu... Owszem potrafię analizować sytuacje i w miarę szybko myśleć, ale to nie to samo.

-Nie dam rady...- wyszeptałem, gdy już staliśmy przed wejściem do posiadłości

-Ale co?- zapytali jednocześnie wchodząc do środka.

- Nie poradzę sobie w tym całym sprawdzianie... jestem całkowicie zielony. Nie wiem nic na temat waszej kultury, zasad czy czegokolwiek. Nie pamiętam bym kiedykolwiek trzymał broń w ręku. To mnie przerośnie- wyszeptałem cicho, obejmując się ramionami.

- Och już wróciliście?- zapytała ciocia z uśmiechem- ...i przeprowadziliście koleżankę.

Niespodziewane pojawienie się kobiety wyprowadziło nas trochę z równowagi, dlatego dopiero po dłuższej chwili wyrwałem się z otępienia i przedstawiłem błękitnooką.

-Mhym... Ciociu poznaj proszę Arial.- powiedziałem, wskazując gestem na dziewczynę, która nieśmiało skinęła głową.

-Miło mi Panią poznać- wyszeptała cicho kolorowo włosa.

-Mi również- odpowiedziała z uśmiechem, po czym dodała- Perełko, stało się coś?- zapytała zmartwionym głosem, przyglądając się każdemu z nas z osobna- Wyglądacie jakbyście co najmniej ducha zobaczyli... ktoś wam dokuczał?- zapytała, a ja zaprzeczyłem ruchem głowy, przełykając ciężko ślinę.

-Ciociu jest może Wujek?

-Nie skarbie, będzie późnym wieczorem...- kobieta zdawała się być zdezorientowana. Nie chcąc dłużej trzymać driady w niepewności, postanowiłem poinformować ją o wszystkim.

- Ciociu... ogłosili testy przygotowawczo-sprawnościowe, które mają się odbyć w przyszłym tygodniu... a my- tu wskazałem na naszą trójkę- zakwalifikowaliśmy się w przedziale wiekowym....

Ciotka zbladła, podpierając się o framugę drzwi. Wyglądała tak, jakby miała zaraz zemdleć. Chciałem do niej podejść, ale zatrzymała mnie ruchem dłoni, kręcąc głową.

-Idźcie do salonu perełko. Zaproponuj naszym gościom coś do picia. Na blacie w jadalni stoi szarlotka, poczęstujcie się i niech zostaną tak długą jak chcą. Ja w tym czasie udam się do pałacu i postaram się przemówić tym id... naszej kochanej radzie do rozsądku.- szybko się zreflektowała i choć jej głos brzmiał normalnie, to ja doskonale potrafiłem przewidzieć jej prawdziwe intencje i aż mi się żal zrobiło tego nieszczęśnika, albo nieszczęśników z rady, którzy wpadną w jej ręce... a mam dziwne przeczucie, że padnie właśnie na wujaszka...

  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro