ROZDZIAŁ 42
Liran
Resztę wieczoru po rozstaniu z Kilianem spędziłem już praktycznie na niczym. Jedyne produktywne czynności jakie wykonałem, to przyszykowanie sobie ubrań na jutrzejszy dzień i zabezpieczenie loczków przed spuszeniem na noc. Nawet na kolacje nie miałem jakiejś większej ochoty, więc po prostu bawiłem się spoczywającym na talerzu jedzeniem, przesuwając je z jednego miejsca na drugie.
Ciocia oczywiście nie była z tego powodu zadowolona, próbując namówić mnie do zjedzenia chociażby sałatki... dlatego specjalnie dla niej skubnąłem te kilka kęsów, ale całości niestety nie dałem rady w siebie wcisnąć, nie mając na to apetytu, a jeść na siłę to też nie zamierzałem.
Dlatego kobieta właśnie stwierdziła, że ten jeden raz mi odpuści i najzwyczajniej w świecie dopilnuje bym jutro zjadł większe śniadanie, więc poniekąd można powiedzieć, że poszliśmy na swego rodzaju kompromis. Co prawda naciągany, ale kompromis.
Westchnąłem ciężko, siedząc samotnie na łóżku w swoim własnym pokoju. Nastrój miałem paskudny i wcale nie dotyczyło to ciemności panujących za oknem... a najzwyklejszej tęsknoty.
Bo nawet jeśli widzieliśmy się z chłopakiem stosunkowo nie dawno, to ja i tam miałem wrażenie, jakby od naszego ostatniego spotkania upłynęły całe dekady. Co w ogóle było śmieszne, bo spędziliśmy ze sobą ile? Kilka godzin? Czy to nie powinno mi wystarczyć?
Zastanawiałem się, pocierając zmęczone skronie.
Do tego jeśli uwzględnimy dodatkowo fakt, że od momentu w którym tak jakby zapoczątkowaliśmy nasz związek, nie upłynęło zbyt dużo czasu, to czy w takim wypadku ta tęsknota nie była czymś dziwnym i nie na miejscu?
Analizowałem lekko zmieszany, nieumyślnie bawiąc się jednym ze swoich srebrnych kosmyków, co wymknął się cichcem z mojego misternie związanego koczka.
„Czy to nie naiwność z mojej strony?...", zagryzłem wargę, mocniej pociągając za ten niczemu winny, jasny pukiel w czego efekcie, napiął się jak struna powodując delikatne kłucie w miejscu gdzie znajdowały się cebulki. „Ale nic nie mogłem poradzić na to, że przebywanie w obecności bruneta sprawiało mi tak wiele radości...", puściłem w końcu to biedne pasemko, pozwalając mu powrócić do swojej poprzedniej formy... dla odmiany zaciskając obie dłonie na miękkiej strukturze pierzyny, delikatnie oświetlonej przez poświatę księżyca.
„Lubiłem te krótkie chwile w jego towarzystwie. Lubiłem doprowadzać go do szewskiej pasji i ogólnie się z nim droczyć...", odchyliłem głowę do tyłu, siląc się na delikatny uśmiech. „Obserwowanie zmian na jego twarzy było takie zabawne i satysfakcjonujące!", pomyślałem, czując nieoczekiwany uścisk w podbrzuszu już na samo wspomnienie sytuacji z dzisiaj, gdzie siedząc mu na kolanach ocierałem się o tą konkretną część jego ciała, doprowadzając go tym niemal do białej gorączki.
Zagryzłem wargę, wiedząc dokładnie, że zachowanie wtedy miałem naprawdę zuchwałe, a może i nawet dziecinne... Lecz sęk w tym, że wcale nie było mi z tego powodu źle, wręcz przeciwnie...
„Podobało mi się...", przyznałem czerwieniąc się. „Nigdy wcześniej nawet przez głowę by mi nie przeszło, że robienie komuś tego typu rzeczy po raz pierwszy, mogłoby być aż tak przyjemne i fascynujące."
Odetchnąłem głęboko, mocniej wpijając palce w materac pod sobą. „Czy to nie było dziwne? Albo tym bardziej głupie?", pytałem sam siebie „Czy nie zachowałem się jak skończony kretyn, a brak jakiegokolwiek pohamowania z mojej strony nie był po prostu żałosny? Czy nie powinienem był się wtedy jakoś powstrzymać?"
Wyrzucałem sobie, chowając piekącą twarz w dłoniach. „Co się ze mną dzieje do cholery?...", sapnąłem w duchu, rzucając się w końcu plecami na miękkie obszycie posłania. „Dlaczego nie mogę iść spać, jak każda normalna osoba, zamiast katować się tymi wszystkimi zbędnymi myślami?", brnąłem w to dalej, obracając głowę w kierunki drzwi, od tak się w nie wpatrując, jakby z nadzieją, że osoba którą najbardziej chciałem teraz zobaczyć, po prostu sobie przez nie wejdzie...
„Bezsens!", fuknąłem z irytacja, układając się bokiem na pościeli, z nogami podciągniętymi do piersi. „Lepiej byś się czymś pożytecznym zajął, zamiast ciągle o bzdurach myśleć!", zacisnąłem zęby, mimowolnie spoglądając na stojący nieopodal regał, będący po brzegi zapełniony książkami nie tak dawno wniesionymi tutaj przez Wuja.
„A gdyby tak zająć myśli czymś innym?", zastanowiłem się, niepewnie spoglądając na nocne niebo za oknem. Było już późno, do tego ciemno... więc nie była to najlepsza pora na czytanie... na logikę raczej powinienem położyć się w końcu spać... lecz wiedziałem też, że w tym momencie zaśnięcie niestety graniczyło z cudem. Za dużo myśli kotłowało mi się w głowie.
Westchnąłem, „No nic. Najwyżej się nie wyśpię.", stwierdziłem, siłą zbierając swoje rozleniwione ciało z łóżka, podchodząc do tej mini biblioteczki.
Uśmiechnąłem się kącikiem ust, przelatując powierzchownie wzrokiem po tych wszystkich zgromadzonych tutaj tytułach, szukając czegoś interesującego dla siebie. I natrafiając na takie egzemplarze jak „Medycyna Starego Świata", „Dzieje Nowogrodzkie", „Historia Powstania Eteru", czy chociażby „Ziemie Wyklęte- Oczywista, Oczywistość" brwi same powędrowały mi ku górze.
„Huh, skąd wujek je wytrzasnął?...", sapnąłem zaskoczony, przejeżdżając opuszkami palców po nieoczekiwanie gładkich strukturach okładek. Książki te były naprawdę rzadkie, dlatego tak bardzo ciekawiło mnie to, skąd Wujek je Wziął... choć z drugiej strony, dostawałem o wiele rzadsze książki... „Więc czemu jeszcze w ogóle mnie to dziwi?", mruknąłem ostatecznie wzdychając
Problem polegał na tym, że raczej w najbliższej przyszłości do niech nie zerknę, ponieważ medycynę starego świata czytałem w innym wydaniu. Dzieje nowogrodzkie już niczym mnie nie zaskoczą; historie powstania eteru znałem na pamięć, a ziemie wyklęte... no tutaj to z kolei problem opierał się na nieco innym podłożu. Ta historia po prostu nie nadawała się do czytania o tak późnej godzinie nocnej, ale jakiegoś innego dnia może do niej zajrzę...
Westchnąłem z żalem, myśląc że już nic ciekawego nie wpadnie w moje ręce, gdy tu nagle moją uwagę przykuła zgoła inna księga. Posiadająca twardą okładkę w kolorze intensywnego, a zarazem nieco kremowego brązu; O chropowatej, wyglądającej na starą, nawierzchni. Pokrytej gdzieniegdzie wieloma przetarciami i odbarwieniami.
Zaciekawiony, chwyciłem za ten niewielki tomik, będący w dotyku raczej przyjemny, choć nie ukrywając ciężki.
Spojrzałem na tytuł i moje brwi powędrowały jeszcze wyżej, gdy natrafiłem na piękny, zapisany złotymi literami, pochyły napis, głoszący: „Szczególne Przypadki Według Penelope Del Rosea".
„Jaki długi!", pomyślałem, otwierając ją na pierwszej stronie.
I jakież było moje zaskoczenie, gdy zaraz na początku trafiłem na zapisane uroczą czcionką słowa „Część I- Księżycowa Wdowa".
„Księżycowa Wdowa...", powtórzyłem zdumiony. „Jak znajomo...", mruknąłem w duchu, próbując wyłapać w pamięci gdzie, albo kiedy dokładnie usłyszałem te nazwę, lecz nic niestety nie chciało mi przyjść do głowy.
„No nic... może w środku coś znajdę...", pomyślałem przerzucając te stronę na jeszcze następną, z zadowoleniem odkrywając, że język którym była pisana wcale nie był tak trudny jak się z początku spodziewałem. Właśnie dlatego bez zastanowienia oparłem się bokiem o regał i z pełnym zainteresowaniem zabrałem się za lekturę.
„ Księżycowa Wdowa, jest mistycznym, człekokształtnym stworzeniem, wątpliwego pochodzenia. Nikt nie wie skąd się wzięła, ani skąd przybyła. Niektórzy twierdzą iż chodzi ona po tych ziemiach po prostu od zawsze... a przynajmniej od początku świata.
Wszyscy, którzy kiedykolwiek widzieli ją na oczy, zgodnie zeznają iż jest ona młodą kobietą, o niepowtarzalnej urodzie, pozostającej na przestrzeni lat wciąż tą samą i niezmienną.
Według opowieści, jest ona wręcz osobą, u której ciężko jest oszacować rzeczywisty wiek jej ciała, ponieważ organizm jej wedle przypuszczeń odporny był na jakiekolwiek działania czasu, czy naturalnego biegu życia. Nie posiadało ona żadnych blizn, czy przejawów starości. Nawet oczy, choć dojrzałe, nie traciły swego młodzieńczego blasku [...]"
Urwałem w pół zdania, marszcząc brwi na nagły, przeszywający ból w skroniach. Spojrzenie mi się zamgliło, a oddech przyspieszył.
„Znów to samo...", zakląłem, doskonale wiedząc co się święci, wypuszczając ten niewielki tomik z dłoni. Oparłem się plecami o ścianę i osuwając się po niej na ziemie, ujrzałem mglisty zarys kobiecej sylwetki, o długich czarnych włosach i rumianej twarzy. Wpatrującej się we mnie swoimi ciemnymi, wręcz granatowymi oczami w których mieniły się złotem wszelkie gwiazdy na niebie.
„Cholera by z tym!", fuknąłem, starając się unormować oddech. Lecz nacisk na moja głowę wciąż się wzmacniał, powodując u mnie coraz większe nudności, oraz kolejną wizje.
~Czy wiesz czemu gwiazdy są nam tak wierne? Czemu ocean tak się burzy, ziemia drży, a niebo płacze?
Usłyszałem cichy szept tuż przy uchu
~Nie, dlaczego?- odparłem samowolnie, z radością o którą sam bym się nie posądził.
~Mój słodziutki chłopcze...- poczułem zimny dotyk na policzku- Dzieje się tak, ponieważ wszystko na tym świecie posiada uczucia... w tym ciężar osamotnienia, niezrozumienia czy po prostu opuszczenia.- wyjaśniła nieoczekiwanie odchodząc na kilka kroków. Zatrzymała się i wskazując ręką nocne niebo, kontynuowała – Możesz uznać to za zabawne, lecz to właśnie gwiazdy choć w skupisku, najlepiej wiedzą czym jest samotność. Od zawsze razem, a jednak przez wieczność osobno. Skazane jedynie na swoje własne towarzystwo, bez jakiegokolwiek dostępu do innych... - westchnęła smutno- pod tym względem są akurat podobne do nas, nie sądzisz?- przerwała na moment, zapatrując się dal- choć tworzą rodzinną konstelacje gwiazd, to nigdy tak naprawdę nie są ze sobą blisko... zupełnie jak nasza rodzina.- zaśmiała się- i choć to przykre, to właśnie dlatego... przez to podobieństwo są nam tak wierne. Bo jest im nas najzwyczajniej żal
Do mych uszu dotarło długie, ociężałe westchnięcie
~ Z kolei ocean... on się burzy, ponieważ za wszelką cenę chce dotknąć gwiazd. Jest łakomy i wciąż mu mało. Chciałby mieć władze wszędzie i nad wszystkim. A gwizdy to jedyne stworzenia, których nie jest w stanie pochwycić...
~To zupełnie tak jak ON...- zauważyłem, nim zdążyłem ugryźć się w język.
~Masz racje- przyznała z cichym śmiechem, odchylając głowę do tyłu- On też zawsze taki był. Agresywny i bezwzględny. Wiecznie niezadowolony i głodny władzy. Wciąż tak niezmiennie nienawistny...- mówiła, zamykając oczy, po chwili ponownie je otwierając- Ale wracając...- uśmiechnęła się, wyciągając do mnie dłoń, którą bez namysłu chwyciłem
Dłoń miała zimną, a samą skórę gładką. Posłała mi uśmiech, którego nie mogłem nie odwzajemnić
~Ziemia jako naturalny wróg oceanu, walczy z nim od dekad, próbując ujarzmić jego gwałtowne wody. Trzyma go w uwięzi swych własnych granic, nie godząc się na jego swawole.- kontynuowała swój wywód, z którego mało co rozumiałem- To właśnie dlatego drży. Bo jej własna siła czasami nie wystarcza, ulegając potędze oceanu... który nieustannie próbuje ukazać jej swą wyższość.
~Hm... Teraz mam z kolei wrażenie, że w jakiś dziwny sposób mówisz o NIEJ...- mruknąłem, czując nagły ciężar w piersi
~Poniekąd może i jest to prawda... Ale zrobiłam to nie umyślnie- zapewniła łagodnie, mocniej ściskając moją dłoń- I masz rację z tym, że opis ziemi do NIEJ pasuje. Ona również prowadziła swego rodzaju wojnę. Opierała się do samego końca. Walczyła nieustannie, łamiąc każdą zasadę, którą jej postawiono...- wspominała smutno, siadając na ziemi ciągnąc mnie za sobą.
Widząc do czego zmierza ta rozmowa, czym prędzej postanowiłem zmienić temat na bardziej przyjemny dla nas obu, a przynajmniej taką miałem nadzieję...
~A niebo?- zapytałem ostrożnie, uważnie wsłuchując się w słowa kobiety
~Niebo...- mruknęła tęsknie, wzdychając- w sumie to właśnie jego jest mi najbardziej żal- oznajmiła smutno- jest w stanie objąć każde nawet najmniejsze stworzenie istniejące w tym wszechświecie... może sięgać dalej niż cokolwiek innego... A mimo wszystko i tak nikt tego nie docenia. To właśnie dlatego płacze... bo może być dla każdego, a tak mało z nas to dostrzega
~To głupie... ale ono z kolei przypomina mi ciebie...- mruknąłem przechylając głowę na bok- Ty również tam byłaś.- rzuciłem otwarcie- Zawsze... od zawsze... i na zawsze. Byłaś dla każdego z nich... nigdy nie pozostawałaś jednostronna... więc gdyby tylko poprosili cie o pomoc...
~Wystarczy...- przerwała mi spokojnie- Nie zmienimy już przeszłości mój piękny chłopcze... lecz w jednym masz racje... gdyby poprosili mnie o pomoc... gdyby tylko zechcieli...- uśmiechnęła się z trudem- Pomogłabym im.
Głos zniknął, a ja w końcu mogłem odetchnąć swobodnie. Starłem pot z czoła, starając się przy tym uspokoić swoje rozszalałe serce.
„Dlaczego to dzieje się coraz częściej!", warknąłem, spoglądając z ukosa na leżący przy moich nogach tomik, trącając go nieznacznie stopą „Już nigdy więcej nie otworzę tego cholerstwa!", zawołałem, podnosząc się ciężko z ziemi.
„Zachciało mi się czytania po nocach!", wycedziłem przez zęby, schylając się po ten nieszczęsny zlepek stron i liter, wpychając go w następnej kolejności głęboko w półkę dokładnie w miejscu gdzie leżał wcześniej. Choć przyznam się bez bicia, że w pierwszej kolejności to chciałem wrzucić go z impetem w śmietnik. Może przynajmniej sprawdziłby się jako podpałka w piecyku...
„Mam tego dość...", sapnąłem, kierując się w stronę łóżka. Zamaszystym ruchem odkryłem kołdrę, położyłem się i szukając wygodniejszej pozycji, ułożyłem się na boku, zamykając oczy...
-Światło...- westchnąłem zirytowany, ponownie podnosząc się z posłania i obchodząc pokój dookoła, zdmuchnąłem wszystkie znajdujące się w nim świece.
No dobra, prawie wszystkie. Te znajdująca się najbliżej okna, zostawiłem... tak wiecie, prowizorycznie... jakby nieoczekiwanie zachciało mi się nocnych spacerów po domu... i nie... wcale nie bałem się ciemności... wcale, a wcale...
„Kogo ty próbujesz oszukać idioto...", wywróciłem oczami, kładąc się ponownie na materacu „Gdybyś zgasił te świeczkę, to prędzej znalazłbyś się w łóżku u wujostwa, niż został tutaj sam..."
Zagryzłem wargę, obracając się bokiem. „Przeklęta fobia...", fuknąłem, szczelniej okrywając się kołdrą, przesuwając się jednocześnie plecami bliżej ściany, jak najdalej od krawędzi... i możecie się śmiać ale ja naprawdę wierzyłem, że w ten sposób prawdopodobieństwo na to, że coś mnie nagle w trakcie snu złapie za nogę, czy jakakolwiek inną cześć ciała, nikła niemal do zera...
Westchnąłem, zamykając oczy. Kto wie... może uda mi się jeszcze dziś zasnąć i przespać te resztki nocy jakie mi zostały...
***
Obudziło mnie jakieś dziwne, a zarazem przyjemne smyranie po policzku. Zmarszczyłem brwi i mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem, wtuliłem się instynktownie w to zaskakujące ciepłe, coś.
Czyjś rozbawiony śmiech podrażnił moje uszy, sprawiając że ta delikatna zmarszczka pomiędzy moimi brwiami pogłębiła się.
Po chwili poczułem jak ten przyjemny dotyk przenosi się z mojego policzka na czoło, a następnie wargi, zahaczając o nie kilkakrotnie.
Zdezorientowany i lekko zirytowany uniosłem w końcu powieki, napotykając na swej drodze od razu te znajome dwukolorowe tęczówki w odcieniach błękitu i zieleni.
-Dzień dobry śpiąca królewno...- zaśmiał się rozbawiony brunet- Twój królewicz melduje się na służbie
Zawołał cicho, pochylając się i muskając ustami moje lekko zmarszczone czoło, podczas gdy ja próbowałem dojść do siebie, pozbywając się przy tym zarazem resztek snu.
Przetarłem oczy w końcu unosząc tułów do siadu. Kołdra opadła mi na kolana, odsłaniając przekrzywioną, delikatnie za luźna koszule, którą kiedyś podwędziłem wujowi i do tej pory nie oddałem.
-Zimno...- mruknąłem mimowolnie, gdy wzdłuż kręgosłupa przeszył mnie lodowaty dreszcz.
Kolejny śmiech, lecz tym razem o wiele głośniejszy, uderzył w moje bębenki uszne, po raz wtórny drażniąc ich delikatna strukturę.
Skrzywiłem się, spoglądając na niego z byka. „Baran...", burknąłem i dostrzegając ten jego krzywy uśmieszek oraz chochliki w oczach, nabrałem ochoty by nieźle go zrugać za przerwanie mi snu... i pewnie bym to nawet zrobił, gdybym uprzednio nie zwrócił uwagi na pewien mały szczegół.
Ot zwykłą błahostkę... dotyczącą Kiliana. W końcu był tutaj... u nas w domu... a nawet w pokoju... MOIM pokoju...
Wstrzymałem oddech w głowie mając tylko jedną, jedyną myśl... „Zaspałem". Otworzyłem szerzej oczy, powtarzając po raz kolejny „Zaspałem..."
Zerknąłem w dół, mimo iż doskonale wiedziałem co dostrzegą moje oczy... prócz jasnej, za dużej koszuli i bielizny nie miałem nic. „CHOLERA JASNA, ZASPAŁEM!"
-Nie patrz!- pisnąłem, zarzucając sobie kołdrę na głowę- Co tu w ogóle robisz?!- krzyczałem spanikowany i zawstydzony jednocześnie.
-Przecież mówiłem, że po ciebie przyjdę...- zauważył ze śmiechem, pociągając delikatnie za materiał okrycia
-Zostaw!- zawołałem natychmiast, przypominając zapewne kolorem, dojrzałego pomidora.
-Nie mogę, bo jeśli to zrobię, to się spóźnimy, śpiąca królewno.- oznajmił rozbawiony, ostatecznie zrywając ze mnie kołdrę- Nim zacznę narzekać na to ile czasu poświęciłem na to by cię dobudzić. To... gdzie masz ubrania?
Zapytał z uśmiechem, obejmując spojrzeniem całą moja sylwetkę. „Bawi cie to prawda?...", mruknąłem, czując intensywne palenie na policzkach. Wydąłem usta i obruszony w odpowiedzi wskazałem na krzesło stojące na wprost szafy.
Brunet podniósł się z ziemi i łapiąc mnie za dłoń skierował sie we wskazane przeze mnie wcześniej miejsce. Chwycił za te kilka rzeczy i zaprowadził nas do niewielkiej łazienki, znajdującej się w moim pokoju.
Położył cały trzymany przez siebie dobytek na niewielkim taboreciku, stojącym w rogu pomieszczenia
-Masz maksymalnie dziesięć minut- powiedział, całując mnie w policzek, po czym wyszedł, zostawiając mnie samego w samym centrum tego wszystkiego.
Drzwi się za nim zamknęły, a ja westchnąłem ciężko.
-Może zdążę...- wymamrotałem z rezygnacją, zastanawiając się jak w ogóle mogło do tego dojść.
Zazwyczaj budziłem się wraz z pierwszymi promieniami słońca, a teraz? Zaspałem o dobre kilka godzin. „Dramat. Istny dramat", zawodziłem załamany.
Rozpiąłem koszule, wrzucając ją do niewielkiego kosza na pranie zaraz po tym jak tylko ją zdjąłem. Rozpuściłem włosy i wykonałem wszystkie poranne czynności higieniczne, zaczynając od pielęgnacja twarzy, a kończąc na czystości jamy ustnej.
Na końcu zacząłem zarzucać na siebie wcześniej przygotowane elementy garderoby, składające się z białej koszuli, o lejącym się materiale, zapinanej aż pod samą szyje, której kołnierzyk posiadał delikatne zdobienia, tworzone za pomocą cienkiej, złotej nici; ciemnych, nieco szerszych na nogawkach spodni, również obszytych złotą nicią, tyle że na samych końcach nogawek i ściśniętych w pasie grubym, skórzanym pasem.
Stopy zostawiłem bose, a na koszule nałożyłem jeszcze krótką, nieco obcisłą skórzaną kamizelkę, kończącą się tuż nad pępkiem. Natomiast same mankiety podwinąłem aż do łokci.
Przyjrzałem się sobie krytycznie w lustrze i poprawiając minimalnie poszczególne części ubioru, opuściłem łazienkę
-Dobra jestem gotowy- burknąłem od niechcenia, zakładając włosy za ucho.
-Masz pięć minut opóź...- zaczął w tym samym czasie, nagle urywając w półsłowa. Widząc jego palące spojrzenie, nieco się speszyłem.
-Coś nie tak?- mruknąłem, jeszcze raz prowizorycznie oglądając swój strój z każdej możliwej strony, doszukując się jakiejkolwiek, nawet najmniejszej plamki...
-Nie, nie! Jest w porządku!- zapewnił szybko ciemnowłosy, przełykając ciężko ślinę
Zmarszczyłem brwi
-Jest w porządku?- powtórzyłem, po raz kolejny zerkając na stan swojego ubioru, lecz nie widziałem w nim nic złego... o co mu chodziło?... a może ubrałem się zbyt wyzywająco?
Widząc moja minę, dodał czym prędzej
-Chodziło mi o to, że wyglądasz pięknie... i nie spodziewałem się tego- oznajmił, wypowiadając ostatnią cześć wypowiedzi zdecydowanie ciszej
-Och...- mruknąłem zaskoczony, czując delikatne pieczenie na policzkach „Więc o to chodziło..."- Ty też wyglądasz niczego sobie.- przyznałem w końcu, uśmiechając się ciepło.
Co oczywiście było prawdą, ponieważ chłopak miał dziś na sobie jasno szarą koszule, z elastycznego materiału, ciasno przylegającą do jego klatki piersiowej i brzucha, umiejętnie podkreślając wszystkie znajdujące się tam mięśnie. Spodnie podobnie, jak ja miał ciemne, lecz w odróżnieniu ode mnie, bardziej dopasowane do kształtu jego ciała i bez jakichkolwiek zdobień.
-Ściąłeś włosy...- dodałem nagle, zauważając tą nagłą zmianę, aż się normalnie zdziwiłem, że wcześniej tego nie zauważyłem- Sam ścinałeś?
Dopytywałem, podchodząc bliżej i przyglądając mu się dokładniej, przeczesałem palcami jego kruczoczarne fale.
-Tak!- przyznał dumnie, jakby w oczekiwaniu na pochwałę
Widząc to uśmiechnąłem się półgębkiem, przechylając głowę na bok. Był na swój sposób tak uroczy, że aż zapragnąłem nieco się z nim podroczyć, rzucając od niechcenia
-Widać właśnie, bo krzywo.
-Ty!...- zapowietrzył się oburzony- nie znasz się!
Zawołał nadąsany, zakładając ramiona. Nie mogąc się powstrzymać parsknąłem śmiechem.
-No co?- burknął obrażony
„Uroczy...", pomyślałem z uśmiechem „Czasami, wręcz mam wątpliwości co do tego, które z nas bardziej zachowuje się jak dziecko...", odetchnąłem rozbawiony „Czas go jakoś udobruchać"
-Żartowałem- powiedziałem, z trudem wstrzymując śmiech. Stanąłem na palcach i delikatnie złączyłem nasze usta- Zaczekaj tutaj na mnie, dobrze?
Poprosiłem nagle, gdy coś nieoczekiwanego wpadło mi do głowy. Cofnąłem się z powrotem do łazienki i zgarniając stamtąd jeden ze swoich olejków, wróciłem szybko do zdumionego moim zachowaniem chłopaka
-Co to?- zapytał, wskazując na ten niewielki szklany pojemniczek w mojej dłoni, nie wydając się być zbyt przychylnym mojemu pomysłowi, czymkolwiek on nie był...
-To tylko olejek- parsknąłem rozbawiony- schyl się!
Poleciłem, ciągnąc go za ramie. Chłopak niechętnie spełnił moją prośbę, unosząc wysoko brwi.
-Co zamierzasz z tym zrobić?- dopytywał, spoglądając na mnie spod swoich długich rzęs
-Zobaczysz!- Roześmiałem się, odkorkowując flakonik i wylewając sobie kilka bezbarwnych, wonnych kropel na palce. Roztarłem go w dłoniach, po czym ostrożnie naniosłem na końce jego włosów, delikatnie je ugniatając i dekorując je delikatnym akcentem zapachu wanilii- Już!
Oznajmiłem zadowolony, przyglądając się efektom swojej pracy. Mimo iż nie zrobiłem wiele, to całość prezentowała się znacznie lepiej, za co odpowiadał nieco bardziej uwydatniony skręt. Nie był już spuszony, czy tym bardziej posklejany, do czego mogłaby doprowadzić zbyt duża ilość produktu. Był po prostu w sam raz.
-Co zrobiłeś?
Nie odpowiedziałem, zamiast tego chwyciłem go za dłoń i zaprowadziłem do lustra w szafie. Dopiero widząc jego wciąż niezrozumiałą minę wywróciłem oczami, wyjaśniając
-Masz naturę włosa kręconego. Co oznacza, że twoje włosy już same w sobie są suche i puszące się. Jeśli nie będziesz ich w odpowiedni sposób pielęgnował, to po prostu będziesz miał szopę na głowie- tłumaczyłem w najprostszy sposób, a raczej próbowałem...- nie mówię od razu, że masz nie wiadomo jak świadomie o nie dbać- dodałem natychmiast widząc popłoch w jego oczach, całując go jednocześnie w policzek- wystarczy, że raz na jakiś czas będziesz używał olejku, by nieco je odżywić, a już zobaczysz efekty.
-Nic nie zrozumiałem...- przyznał w końcu brunet
Westchnąłem, śmiejąc się cicho „I wcale mnie to nie dziwi.", pomyślałem z rozbawieniem
-Nie musisz. Wystarczy, że ja rozumiem i będę o nie dbał za ciebie- zlitowałem się nad nim, uśmiechając się półgębkiem
Brunet odwzajemnił ten gest i w momencie, gdy otwierał usta by coś powiedzieć z dołu rozległ się głośny krzyk ciotki
-Chłopcy! Jeśli chcecie zdążyć na czas, to musimy wyjść teraz!
„Och! Druga część egzaminu! Na śmierć o niej zapomniałem!"
-Idziemy już!- odkrzyknąłem, chwytając Kiliana za dłoń w następnej chwili prowadząc go schodami w dół.
Kobieta stała już ubrana przy drzwiach, z jakaś dziwną papierową torbą w ręku.
-Co tam masz?- zapytałem zaskoczony
-Wasze śniadanie. Jak już mówiłam wczoraj, nie odpuszczę ci go.- oznajmiła hardo- A teraz wciągajcie buty, wychodzimy.
Tak jak powiedziała, tak zrobiliśmy, po czym we troje opuściliśmy posiadłość. Tyle, że w tym popłochu zapomniałem o jednej bardzo istotnej rzeczy... nie zabrałem maski.
^^^
Od Autorki:
Hejka kochani!
Zaraz na wstępie powiem, że wyjaśniło się już wszystko u nas w szkole odnośnie tego rzekomego egzaminu co miał się odbyć 22 czerwca... XD po masowych telefonach do głównej izby rzemieślniczej okazało się, że ten egzamin w ogóle nie miał prawa bytu, bo byłoby to kompletnie niezgodne z prawem :D bo żeby do niego podejść jest nam potrzebne świadectwo ukończenia szkoły, a my farbowane blondynki w panice o tym zapomniałyśmy :') co prawda w dniu 22 czerwca odbędzie się jeden egzamin, ale nie dla nas. Po prostu doszło do pomyłki! :D
Chociaż wszystkiego to dowiemy się dopiero w poniedziałek, jak już wrócimy do szkoły. Wtedy nam pewnie wszystko szczegółowo wyjaśnią, a do tego czasu zostawię jeszcze wszystko tak jak jest, bo nie wiadomo co im tam jeszcze do głowy strzeli. Najpierw wole te dobre nowiny usłyszeć bezpośrednio od szkoły, bo po nocach spać nie będę XD
I tak ogólnie to trochę mi teraz żal dyrekcji, bo przez ten jeden błąd pewnie dostali nieźle po łapach od izby rzemieślniczej, która musiała mieć następnego dnia niezły burdel w pracy, skoro nagle zaczęły się masowe telefony od uczniów, szefostwa i rodziców...
Dajcie znać czy podobał wam się rozdział, miłej nocki i do następnego!
~Aggy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro