ROZDZIAŁ 38
Liran
Masowałem obolałe miejsce na czole, siedząc obok chłopaka na łóżku w swoim pokoju na piętrze. I nie obchodziło mnie jakoś specjalnie jakim sposobem się tu tak nagle przetransportowałem, bo na dłuższą metę w sumie było to dość oczywiste.
W końcu ciocia by mnie raczej tu sama nie dotachała... ktoś musiał jej w tym niestety pomóc. I ja doskonale wiedziałem kim był ten owy ktoś.
Westchnąłem ciężko, z uśmiechem kierując swój wzrok na tego właśnie owego osobnika.
-Jak bardzo mamy przekichane?- zwróciłem się do nikogo innego, jak pogrążonego w myślach bruneta i zmarszczyłem brwi, nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi- Słuchasz ty mnie w ogóle?- ponowiłem swoją wcześniej nieudaną próbę komunikowania się z Kilianem, ale i tym razem zostałem przez niego całkowicie zlany.
Teraz moje brwi powędrowały ku górze, a usta ułożyły w wąską linie „A więc tak to jest być przez kogoś całkowicie zignorowanym...", dumałem, delikatnie kiwając głową do przodu. I nic niestety nie mogłem poradzić na pierwsze ukłucia irytacji, kiełkującej w mojej wyobraźni.
-Haaloo...- podjąłem ostatnią próbę porozumiewania się z chłopakiem, machając mu ręką przed twarzą. Lecz i tym razem zostałem przez niego poczęstowany całkowitym brakiem reakcji.
Zacisnąłem zęby, patrząc na niego z wyrzutem. „Jak daleko trzeba odpłynąć myślami, by aż tak bardzo stracić kontakt z rzeczywistością?...", zastanawiałem się cicho.
A co ważniejsze... Czy ja też tak wyglądam za każdym razem, gdy pochłania mnie fantazja?! Skrzywiłem się, mając szczerą nadzieje, że jednak nie.
Znów westchnąłem, nie odrywając swojego wzroku od bruneta, który nawet nie przejawiał takich pozorów co by miał się otrząsnąć w najbliższym czasie. I choć bardzo ciekawiło mnie co zaprzątało jego umysł do tego poziomu, by ignorować mnie aż do tego stopnia... to w obecnej sytuacji nie mogłem mu pozwolić na dłuższe bujanie w obłokach.
Być może w innych okolicznościach by to przeszło, a tak niestety musiałem to ukrócić, sięgając po ... no nie oszukujmy się. Zostałem zmuszony sięgnąć po dość... drastyczne środki.
Skrzywiłem się, przyglądając mu się z uwagą. „Za co oberwie mi się najmniej?", zastanawiałem się przez chwile, oceniając przy okazji swoje marne szanse na przeżycie, po tym co dla niego zaplanowałem i po dłuższym namyśle skończyłem decydując się na dość mocne uderzenie w tył jego głowy.
„Zatłucze mnie za to. Oj definitywnie zatłucze...", mruknąłem cicho, już na tym etapie wiedząc, że cel który sobie obrałem był chyba najgorszym z możliwych...
Odetchnąłem głęboko, przymykając powieki. „Zabijesz mnie za to..." posłałem niemo w kierunku chłopaka, przygotowując się jednocześnie mentalnie do swojej jeszcze niedoszłej zbrodni.
-Przepraszam...- wymamrotałem pod nosem.
„Na trzy...", pomyślałem z lekka zestresowany. „Raz...", serce zabiło mi o kilka tonów szybciej „dwa...", zamachnąłem się zamaszyście „Trzy!"
W pokoju rozległ się głośny odgłos uderzenia, a po krótkiej ciszy również donośny okrzyk bólu w akompaniamencie wiązanki przekleństw.
„Czyżbym jednak uderzył za mocno?" Wytrzeszczyłem oczy, przywdziewając anielski uśmiech, mówiący „co złego, to nie ja!" w momencie gdy wściekłe spojrzenie mojej niedoszłej „ofiary" spoczęło na mojej oto skromnej osobie.
„Jestem idiotą!" wyklinałem się w duszy za nieodpowiedni dobór siły. „Uśmiechaj się kretynie. Może uwierzy, jak powiesz że to przez wiatr..." pomyślałem, trzepocząc niewinnie rzęsami. Jakby w nadziei, że to małe zagranie uchroni mnie przed jego gniewem
Uprzedzając... nie uchroniło.
-Za co do cholery?!- uniósł się brunet, trzymając się za wcześniej uderzone przeze mnie miejsce.
Drgnąłem i widząc mord w jego oczach, czym prędzej zrezygnowałem ze swojego kłamstewka, ostatecznie decydując się na prawdę... albo przynajmniej jej część.
-Za ignorowanie mnie?...- podsunąłem delikatnie, rozkładając ramiona na boki.
I gdy tylko tych kilka słów opuściło moje usta, z automatu nabrałem ochoty na przywalenie sobie z otwartej ręki w czoło, za głupotę. No naprawdę. W takiej sytuacji dolewać oliwy do ognia to tylko ja potrafię. To chyba powinien być mój nowy sposób na życie.
Przełknąłem nerwowo, widząc delikatne drgnięcie na powiece chłopaka, który to w bardzo niebezpieczny dla mnie sposób, nabrał chust powietrza w płuca.
„Dlaczego mam wrażenie, że doskonale wiem co za chwile się wydarzy?!..." zawyłem desperacko, nieświadomie przysuwając się bliżej czarnowłosego.
-CZYŚ TY DO RESZTY ZWARIOWAŁ?!... - huknął, a ja za sprawą jakiegoś nagłego impulsu zarzuciłem mu ręce na szyje, zmniejszając dystans między nami praktycznie do zera i nim którykolwiek z nas zdołał zareagować, złączyłem nasze usta w żarliwym pocałunku.
Poczułem jak jego ciało sztywnieje zapewne w akcie nagłego szoku. „Co ja wyprawiam?!", wstrzymałem oddech i na samą myśl o tym, jak swawolnie zachowało się moje ciało, serce niemal mi stanęło z przerażenia. „Hej, mózgu! Tego nie było w planach!", krzyczała moja spanikowana podświadomość.
Lecz nim zdążyłem chociażby pomyśleć o odsunięciu się od chłopaka, ten już odwzajemniał mój gest, pogłębiając go na każdym kroku.
Był zachłanny i jakoś tak mało delikatny. Za co oczywiście go nie winiłem... w końcu zainicjowałem ten „niewinny" akt, akurat w momencie, gdy ten się pieklił. A poza tym powinienem się cieszyć, że to tylko pocałunek. Bo na dobrą sprawę mógł mnie, przecież... chociażby ugryźć.
Czarnowłosy wciągnął mnie na swoje kolana, po czym stanowczo, jednym ruchem uciął dogłębny kontakt między nami, odsuwając się nieznacznie na tyle by móc spojrzeć na mnie z pode łba
-Jesteś niemożliwy.- skomentował cicho, świdrując mnie wzrokiem, mając za pewne na myśli moje wcześniejsze uderzenie.
Zagryzłem wargę.
-Wiem, przepraszam...- wymamrotałem skruszony, chowając swoją twarz w zagłębieniu jego szyi.
Tak naprawdę nie było mi przykro, ale jakoś musiałem go udobruchać, co nie? A że chłopak zdawał się być w nieco lepszym nastroju, niż przed kilkoma minutami, to czemu nie kuć żelaza póki gorące?
-Wiesz, że mogłeś mną po prostu potrząsnąć?- zauważył burkliwie
-A no rzeczywiście, mogłem...- przyznałem, mocniej wtulając się w ciało bruneta „Ale gdzie wtedy byłaby cała zabawa?", pomyślałem, resztkami sił hamując uśmiech.
Poczułem jak wzdycha, wodząc ręką po moim tułowiu, wzdłuż kręgosłupa.
-I tak wiem, że zrobiłeś to specjalnie małpo wredna.- zaznaczył i nawet nie musiałem na niego patrzeć by wiedzieć, że właśnie w tej chwili przewrócił oczami.
Uśmiechnąłem się szeroko, ostatecznie odsuwając się minimalnie od czarnowłosego.
-Oj tam od razu specjalnie...- mruknąłem wesoło- po prostu użyłem pierwszego sposobu, który przyszedł mi do głowy.- broniłem się- A to, że jesteś taki delikatny to już nie moja wina.
Zauważyłem żartobliwie, całując go krótko w żuchwę. Lecz tymi kilkoma słowami chyba w końcu przekroczyłem granice cierpliwości bruneta, bo prychnął głośno, zirytowany i jednym płynnym ruchem zmienił naszą pozycje, przypierając mnie do łóżka pod nami.
Czyn ten był dla mnie na tyle nagły, że nie byłem w stanie powstrzymać wydobywającego się z mojego wnętrza stęknięcia, gdy to w dość agresywny sposób uderzyłem plecami o miękki materac swojej dwu osobówki.
Do tego... no cholera silny był!
-I to niby ja jestem niemożliwy...- sapnąłem naburmuszony, próbując ułożyć się wygodniej na posłaniu.- Mógłbyś chociaż spróbować być delikatniejszy i nie rzucać mną jak jakimś workiem ziemniaków...
Zasugerowałem z przekąsem. Na co brunet wybuchł krótkim śmiechem, wpatrując się we mnie z czymś na wzór satysfakcji i politowania.
-Aha. Czyli ty możesz bezkarnie zdzielić mnie gdzie chcesz, jak chcesz i w co tyko chcesz, ale ja już nie mogę na przykład po prostu „zrzucić" cię z siebie?- zaśmiał się rozbawiony, unosząc brwi.
Zaczerwieniłem się delikatnie. „Zrzucić..." powtórzyłem, nagle nabierając ochoty na zdarcie mu z twarzy tego złośliwego uśmieszku, który to przed chwilą zagościł na jego twarzy.
„Już ja ci pokarze cholero jedna, jak się z siebie ludzi zrzuca...", pomyślałem niemal mściwie, siłą hamując cisnący mi się na usta bezczelny komentarz.
-Tak, dokładnie tak.- zgodziłem się i jakby nigdy nic zdzieliłem go klanem prosto w krocze.
Czarnowłosy zawył, zginając się wpół.
„Szach, mat! I kto teraz się śmieje, co?!", zawołałem w myślach, jednocześnie mówiąc na głos
-Jejku przepraszam! Nóżka mi się omsknęła!
-Kłamca...- wycharczał, z trudem łapiąc oddech- Ja naprawdę muszę być masochistą... skoro wybrałem sobie na partnera kogoś takiego jak ty...
Zesztywniałem, nadstawiając ucha. „Czy on właśnie nazwał mnie swoim partnerem?!", zapiszczałem, czując nagłą ekscytacje rozchodzącą mi się po całym ciele.
-Jak mnie nazwałeś?- doskoczyłem do skulonego na brzegu mojego łóżka Kiliana, łapiąc go za ramiona- No powtórz!
Prosiłem podekscytowany, potrząsając nim na wszystkie strony, szybko zapominając o swoim wcześniejszym zachowaniu.
-Zapomnij.- wycharczał, przewracając oczami- I na niebiosa przestań mną tak telepać!
Skarcił mnie, na co jedyną moja reakcją było wytknięcie mu języka.
-I tak słyszałem!
-To po co się pytasz?
-Bo w twoich ustach brzmi to lepiej!- marudziłem- Ale naprawdę?
Dopytywałem, szarpiąc delikatnie za skrawek jego koszuli
-Na niebiosa tak! A co innego myślałeś?- sarknął złośliwe, przewracając oczami- Naprawdę uważasz, że pozwoliłbym ci na COŚ TAKIEGO- podkreślił, jakby mając na myśli całą zaistniałą przed chwileczką sytuacje... i nie tylko- gdybym nie czuł do ciebie czegoś więcej?
-Och...- mruknąłem cicho- Czyli czujesz do mnie coś więcej?
Przechyliłem głowę na bok, trochę się z nim drocząc za nim dodałem
-Czyli wychodzi na to, że dziś mi się upiecze?
Czarnowłosy parsknął głośno
-Chyba w snach.- uciął rozbawiony- Jak myślisz... co powinienem teraz z tobą zrobić?
Zapytał sugestywnie, uśmiechając się leniwie. Co nadało jego twarzy dość... niepokojący wyraz.
Przełknąłem ciężko, czując dziwny uścisk w żołądku.
-Co powinieneś ze mną zrobić?- powtórzyłem, czując suchość w gardle.
Jego uśmiech stawał się coraz szerszy.
-Mhm, tak... bo ja chyba wiem co powinienem z tobą zrobić.
Pochylił się nade mną, a ja czułem wyraźne pieczenie na policzkach i ożywające motylki w brzuchu.
-Co masz na myśli?- zapytałem ostrożnie, zwężając powieki
Chłopak uśmiechnął się półgębkiem.
-Co mam na myśli?- powtórzył niewinnie...- Otóż mam na myśli to!
Wytrzeszczyłem oczy, gdy nagle się na mnie rzucił i zaczął łaskotać.
Pisnąłem zaskoczony, wierzgając na wszystkie strony, próbując się jakoś wydostać z jego sideł.
-Prze... przestań!- krzyczałem pomiędzy salwami śmiechu i jakichś nienaturalnych pisków- Do... dosyć! Pro... proszę!
Błagałem piszcząc ze śmiechu.
-To przeproś!- zawołał z rozbawieniem, wciąż nieprzerwanie mnie łaskocząc
-No do... dobrze, prze... przepraszam!- wydukałem, z trudem łapiąc oddech.- za... zadowolony?
Zapytałem z nadzieją.
-Nie.- odparł krótko- Ma być szczerze.
-Je... jesteś okropny! Prze.. przecież było szczerze.- upierałem się, już niemal płacząc- pro... proszę przestań! Nie wytrzymam dłużej
Chłopak cmoknął i łaskawie przestał ze słowami
-No niech ci będzie. Ten jeden raz ci odpuszczę.
Już miałem zamiar się zaśmiać na ten marny żart w jego wykonaniu, gdyby nie nagłe otwarcie się drzwi do mojego pokoju, które to z hukiem uderzyły o pobliską ścianę, wpuszczając do środka rozczochraną driadę, z kijem od miotły w dłoni.
-Perełko, co się dzieje!- krzyknęła wojowniczo, rozglądając się bojowo na boki, gotowa w każdej chwili pozbyć się niebezpieczeństwa z mojego otoczenia. Aż w końcu jej spojrzenie spoczęło na nas... i ...
Rozluźniła się?
-Och, to tylko wy.- skomentowała spokojnie, machając na nas obojętnie ręką- Jak skończycie to zejdźcie na dół, bo obiad za pięć minut.
Po czym poprawiła włosy i po prostu wyszła. Co jest?!
-...
-...
-Wyszła... ona wyszła?!
Spojrzałem na Kiliana oniemiały. Spodziewałem się wszystkiego. Naprawdę wszystkiego, ale nie tego!
Czarnowłosy podrapał się po szyi zmieszany i odpowiedział
-A no tak... zapomniałem ci powiedzieć. Twoja ciotka o nas wie.
Wytrzeszczyłem oczy.
-Powiedziałeś jej?!- uniosłem się spanikowany.
-Nie musiałem.- zaznaczył, wznosząc swe ślepia ku niebu- Sama się domyśliła.
Zadławiłem się powietrzem.
-Po czym?!
Czarnowłosy posłał mi spojrzenie mówiące „Ty tak serio?" nim wytłumaczył.
-Źle zapiąłeś koszule przez co doskonale widoczne były malinki. Ja byłem tak wystraszony, że zbiłem doniczkę. Do tego wszystkiego źle ustawiliśmy krzesła i nie wytarłeś stołu- wymieniał, a ja czułem jak stopniowo zatyka mnie coraz bardziej- I nawet jeśli pominąć te wszystkie rzeczy co, do których uświadamiałem cie przed chwileczką, to wciąż pozostają nasze ciężkie oddechy, opuchnięte usta i zaczerwienione twarze.- skrzywił się- Naprawdę... tylko głupiec by się nie domyślił
Zakończył wzdychając. Natomiast ja zagryzłem wnętrze policzka.
-Tak... chyba masz racje. Zawaliliśmy na całej linii- wymamrotałem, czerwieniąc się- A właśnie. Jak zareagowała ciocia?
Teraz z kolei Kilian wyglądał na zmieszanego...
-Cóż... o dziwo dobrze...
Zmarszczyłem brwi. Coś mi tu nie pasowało.
-A naprawdę?...
Znów westchnął.
-Nie, naprawdę dobrze zareagowała. Tylko gdy ty spałeś, przeprowadziła ze mną dość...- odchrząknął- ...kontrowersyjną rozmowę...
„Ach więc o to chodzi..." zaśmiałem się
-Zabrała cię na dywanik!- rechotałem- I co ci mówiła?
Zapytałem z ciekawości
-Nic konkretnego...- zaczerwienił się, wyraźnie unikając odpowiedzi.
-No weź nie bądź taki! Powiedz mi...- nalegałem.
Zaśmiał się nerwowo
-To co twoja ciotka mówiła o obiedzie?- wymigiwał się, przez co nie mogłem powstrzymać śmiechu. To było na swój sposób nawet urocze.
-No dobra niech ci będzie. Nie pozwólmy cioci czekać- zlitowałem się nad nim- Ale wrócimy do tego później!
Dodałem natychmiast na co chłopak jęknął głośno.
-Nie odpuścisz?
-Nie.- pokiwałem głową na boki.
-Jesteś okropny
Uśmiechnąłem się półgębkiem
-W tym mój urok, a teraz rusz się, bo jak ciocia wleci tu następnym razem to żaden z nas nie będzie się już śmiał...
Brunet mruknął coś niezrozumiałego pod nosem
-Co?
-Twoja ciocia jest straszna
Parsknąłem głośno.
-Straszna powiadasz?- zakpiłem- Oj uwierz... że ty wkurzonej jej jeszcze nie widziałeś. W sumie jak chyba też nie... znaczy widziałem, ale nie w pełnym jej gniewu wydaniu.- zastanowiłem się na chwile- W sumie najstraszniejszą musieli ją widzieć radni skoro potulnie dostosowali się do jej „Prośby" o usunięcie mnie z dalszej części egzaminu.
Kilian zakrztusił się powietrzem
-Dostosowała do siebie rade?!
-A no... tak w skrócie.
-Chyba nie chce wiedzieć jak to zrobiła...- mruknął pod nosem
Poklepałem go po ramieniu
-Spokojnie... ja też. Dobrze mi z ta nieświadomością. – zaśmiałem się dość niezręcznie- a co do egzaminu... to na czym ma polegać wasze następne zadanie?
Chłopak westchnął
-Szczerze to jeszcze nie wiem. Mają ogłosić dopiero jutro.
Przełknąłem z trudem
-Jak myślisz na czym może ono polegać?- zapytałem, bawiąc się palcami- Bo ja coś czuje, że będzie równie podchwytliwe co poprzednie.
Zmarszczył brwi
-Podchwytliwe... co masz na myśli?
-Mam na myśli to, że nasze pierwsze zadanie w rzeczywistości było prostsze niż nam się z początku wydawało... wszystko tam było jedynie iluzją, więc w teorii nie powinna nam się tam stać jakaś większa krzywda. I w sumie to z tego co zrozumiałem z tłumaczeń radnej... to jedynym czego nie przewidzieli było niebezpieczeństwo w postaci nas samych... żadnemu z nich nawet do głowy nie przyszło, że moglibyśmy sobie zagrażać aż do tego stopnia...
-czekaj czekaj... rozmawiałeś z radną?!
-Tak, z Opal.
-Z Opal?! Czego chciała?
Skrzywiłem się na to pytanie.
-Przyszła z wyjaśnieniami. Tłumaczyła na czym dokładnie miało polegać nasze zadanie, następnie zaproponowała mi stanowisko swojego ucznia? Następcy? – szukałem słowa- No w każdym bądź razie wspominała coś o tym, że chciałaby bym przejął po niej pałeczkę no i ostatecznie ostro pokłóciła się z ciocią.- tłumaczyłem szybko- Obie tak skakały sobie do gardeł, że nawet wujek skapitulował...
-Zaraz, zaraz.- przerwał mi zszokowany- Opal chce cie prowadzić?
Skinąłem głową
-Zgodziłeś się?!- zapytał szybko, wręcz na jednym wydechu
-Jeszcze nie.- uspokoiłem go- Musze to sobie wszystko dokładnie i na spokojnie przemyśleć.- uśmiechnąłem się- w końcu nie chce robić czegoś czego później bym żałował, rozumiesz?
Teraz to on skinął głową
-Tak, rozumiem. Ale i tak jestem w szoku...- wymamrotał- taka propozycja od seledynowej kapłanki, to naprawdę zaszczyt.
Zmarszczyłem brwi
-Seledynowa kapłanka?- zapytałem zmieszany, pierwszy raz w życiu słysząc takie sformułowanie i ku mojemu zaskoczeniu odpowiedzi nie udzielił mi Kilian a Ciotka która dopiero co ponownie zawitała do mojego pokoju
-Seledynowa kapłanka, jest najwyżej postawioną w hierarchii radną zaraz po wielkiej trójce, składającej się z twojego wuja, jego ojca - tutaj spojrzała na Bruneta po czym kontynuowała tym samym, obojętnym tonem- jak i starego Whitechestera. – przerwała na moment, poprawiając włosy- swoją sławę głównie zawdzięcza dzięki plotkom na swój temat, wedle których jest ona jedna z niewielu córek Księżycowej wdowy. Co tak naprawdę jest śmieszne, bo nikt tak naprawdę nie wie ile jest w tym prawdy i czy w ogóle jest to prawda- zakpiła, nie kryjąc się ze swoją niechęcią wobec kobiety- Lecz faktem jest, że niestety wielu w te bzdury wierzy.- wywróciła oczami- I co do tego rzekomego „zaszczytu" względem tej rudej flądry...- spojrzała na Kiliana – to żaden z tego zaszczyt.
Spojrzałem na bruneta i zrobiło mi się głupio, widząc jego zmieszanie po ostatnich słowach cioci, która chyba również to zauważyła bo szybko dodała
-A teraz zbierajcie się i migiem na dół, bo obiad wam stygnie.- zarządziła, wskazując na drzwi- Nie po to tyle stałam przy garach żebyście później zimne jedli!
Zaśmiałem się nerwowo
-Tak... chodźmy już- złapałem Kiliana za rękę i wyprowadziłem z pokoju.
To chyba będzie jeden z tych cięższych obiadów jeśli chodzi o atmosferę...
^^^
Od Autorki:
Hejka kochani!
Przepraszam, że znowu spóźniłam się z rozdziałem ale no nie będę oszukiwać... z początku po prostu postanowiłam poświęcić większość swojego wolnego czasu przyjaciołom, a potem dopadła mnie praca, bo jestem z branży fryzjerskiej... i jak większość z was pewnie słyszała już w wiadomościach, ten tydzień to był po prostu kosmos.
Trzymajcie się kochani i do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro