Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Color of help

Na dźwięk tych słów Nagito wydawał się zaskoczony. Na jego twarzy widniało lekkie niedowierzanie, po krótkiej chwili zastąpione uśmiechem.

Pierwszym naprawdę szczerym uśmiechem jaki ujrzał zielonooki.

-Jestem ci naprawdę wdzięczny, Hajime. Cieszę się, że zgodziłeś się nim zaopiekować. Mam nadzieję, że się dogadacie i zaprzyjaźnicie.

Zaprzyjaźnić?

Jedyną osobą z jaką łączyły go takie uczucia była Nanami. Kiedyś był w niej po uszy zakochany. Miła, ładna, mądra i z kobiecymi atutami. Utalentowana oraz zawsze otaczana przez grupkę znajomych i wielbicieli.

To tylko przeszłość.

Odpuścił sobie marnujące czas i nerwy relacje, pasożytujące na jego sercu, oraz umyśle, odbierające racjonalne myślenie, nie dające nic w zamian za troski, czy poświęcenie.

Komaeda nie będzie jego przyjacielem. Nie będzie znowu przechodził tego samego piekła, nie będzie znowu tylko idiotą obsługującym jakąś osobę, która tylko kłuje go słowami i obietnicami tylko po to, by zrobił  co chce w imię "przyjaźni".

Nie popełni dwa razy tego samego błędu. Dla dobra ich obu.

-T-Taaaa... Też mam taką nadzieję.

Możesz wrócić na lekcje, po zajęciach zjaw się w moim gabinecie, wszystko ci dokładnie wytłumaczę. Do widzenia, Hinata-Pożegnał go pedagog.

-Do widzenia-odpowiedział niepewnie.

Już miał wychodzić, gdy poczuł małą dłoń błądzącą po jego plecach, po to by zacisnąć się na koszuli. Nawet się nie odwrócił. Nie zdążył, bo usłyszał tylko ciche "dziękuję" wypowiedziane przez znajomy już głos, a następnie jego ubranie zostało uwolnione z żelaznego uścisku drobnej łapki.

Spokojnym krokiem, nadal z pochyloną głową udał się do odpowiedniej klasy, by rozpocząć zajęcia.

***

Nie lubił ludzi z najbliższego otoczenia. Tylko hałasowali, myśląc że kogokolwiek obchodzi ich marna egzystencja, czy zainteresowania. To, że chciano tylko użyć ich do własnych celów, było dziecinnie wręcz proste, zdecydowanie oczywiste. A oni tylko łykali wszystko niczym młode pelikany, karmione kłamstwem i fałszem, teatrzykami, udawaną lojalnością i głupotkami, bez przerwy mydlącymi im oczy.


Weźmy na przykład taką Tsumiki-Totalnie niezdarna, płaczliwa i specyficzna. Ktoś, kogo wręcz nie da się lubić, lub chociażby traktować neutralnie. Była najzwyklejszą w świecie, łatwowierną idiotką, której wystarczyło jedno słówko z ust Junko, a skoczyłaby za nią w ogień.

Nie widziała, że to właśnie ona najbardziej ją krzywdzi. Głupia.

Reszta nie była lepsza. To byli tylko aktorzy, losowo postawieni na scenie. To tylko przykład. Nic nie warta jednostka, jedna z ponad siedmiu miliardów innych kłamców.

On także był nic nie wart, ale przynajmniej się tym nie afiszował.

Odtrącał od siebie ludzi, ale nigdy nie potrafił odmawiać. Nie potrafił odmawiać słabszym, których było tak mało.

Nie lubił być jednak uznawany przez kogoś bez problemów, bez zmartwień, kogoś kto ma łatwiej.
On też cierpiał. Jak każdy człowiek był słabeuszem pełnym czułych punktów, wystającym by pójść spać, żyjącym by umrzeć.

Nie było osoby, która odbierała to wszystko inaczej.

Wszystko skończyło się po zasłyszeniu dzwonka, informującego o tym, że mogą wrócić do swoich pokoi.

Wszyscy rozmawiali, śmiali się, krzyczeli, wygłupiali... Tylko Hinata szedł sam, nie zwracając uwagi na te małpy, pełne sztucznego optymizmu.

Nogi same prowadziły go do pokoju numer sto czterdzieści osiem. Białe drzwi z lekko przedartą farbą, oraz kolorowymi odciskami dłoni, szacowanymi na około piętnaście lat. Gabinet szkolnego pedagoga-psychologa.

Widział w tym gabinecie pełno osób, pełno tragicznych przypadków nie potrafiących poradzić sobie z czymś tak nudnym i nieskomplikowany jak życie zwykłego, nie wyróżniającego się szaraczka.

Sam złożył tu wiele wizyt.

Pewnie popchnął drzwi, jakby wchodząc do własnego domu, chociaż po czasie który tu spędził można by było porównać ten pokój do jego mieszkania.

Za legendarnym już, składanym stołem z ikei  (było z nimwięcej problemów niż z szkolnym handlarzem narkotyków) siedziało ciało pedagogiczne.

Opadł na plastikowe krzesełko naprzeciw nauczyciela i z głośnym szczękiem dosunął je bliżej okularnika.

- Witaj, Hajime. Jak już dobrze wiesz, powierzamy ci opiekę nad Komaedą. Chciałbym abyś znał podstawy i przyczynił się do podwyższenia jego samooceny i poczucia wartości. Jesteś pewien, że chcesz się nim zająć? To duża odpowiedzialność, że względu na jego niepełnosprawność i uosobienie.

-Ja...

A tak w ogóle, dlaczego to robił? Bo był słabszy? Z litości? Naprawdę nie miał nic do roboty?

Przez parę sekund pomyślał nawet by zaprzestać tego marnego wolontariatu, lecz gdy przypomniał sobie to jego przyciszone "dziękuję" był pewien swojej decyzji.

Nikt mu jeszcze nie podziękował, a dla Nagito nie zrobił kompletnie nic. Nawet na to nie zasłużył, a już to otrzymał. To był jedyny raz, gdy chciał się komuś odwdzięczyć.

- Tak, jestem pewien.

Srał to pies, najwyżej pożałuje.

- W takim razie może opowiem ci o tym, jak się z nim obchodzić. Pragnę, byś udzielił mu pomocy. Nie masz być jego sługą, ale gdy będzie cię potrzebował,po prostu mu dopomóż. Z tego co widzę, szczęście nam sprzyja, bo w internacie mieszkasz sam, pomimo standardowego, dwuosobowego pokoju. Niedługo Komaeda Nagito zostanie tam przeniesiony, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.

-Nie... Raczej.

- To świetnie. Dla tego nastolatka problemem jest chociażby otworzenie drzwi, a co dopiero bardziej skomplikowane czynności. Najlepiej byłoby, gdybyś przeprowadzał go przez korytarze, sięgał przedmioty, czy wykonywał nie wymagające wysiłku czyny, dla niego tak bardzo skomplikowane. Wszystkie spowodowane nim spóźnienia będą usprawiedliwiane, a dodatkowe punkty na teście za wolontariat doliczone. Rozumiesz o co chodzi, prawda?

- Tak, rozumiem.

- W takim razie przeczytaj i podpisz proszę ten dokument. Dam ci jeszcze parę kartek, tam są wszystkie instrukcje w sprawach codziennych, jak zarówno tych zagrażających zdrowiu i życiu. Jest tam też plan dnia, oraz lekcji Nagito. Chłopak jest alergikiem, więc ma tam podane wszystkie przeciwskazania zdrowotne, a także dozwolone leki, czy inne pierdoły. To chyba wszystko. Jeśli miałbyś jakieś pytania, przyjdź śmiało. Tylko raczej nie zostawiaj tego chłopaka na długi czas samemu, to niezbyt bezpieczne dla jego osoby i ludzi z zewnątrz.

- Zrozumiałem. Dziękuję- powiedział szatyn, po otrzymaniu żółtej, plastikowej teczki pełnej papierów- Czy mogę już...?

- Tak. Życzę miłego dnia- to mówiąc uśmiechnął się.

Wyszedł z pomieszczenia na cichy korytarz. Rozmowa trochę im zajęła, więc musiał być czas zajęć lekcyjnych.

Czy on naprawdę miał traktować tego nastolatka jak trzyletnie dziecko? Czy to było dobre, w stosunku do niego? Chyba powinien obchodzić się z nim,jak z nastolatkiem, a nie pytać czy zje dzisiaj obiadek, jak zawodowa mamuśka.

Wolnym krokiem zmierzał do swego "domu", lub bardziej trafnie-maleńkiego pokoju z starą kuchenką, trzema łamliwymi krzesłami, nietrwałym stolikiem, paroma zardzewiałymi garami, łazienką, szafką i dwoma pryczami. Sam nie wiedział jakim prawem to wszystko się tam mieściło i nie widział (nawet oczami wyobraźni)  jak będzie się pomiędzy tym wszystkim poruszać niewidomy. To znaczy, zdawał sobie sprawę, że skończy się braniem go na barana, czy przesuwaniem pomiędzy meblami, lecz 19-latek krzyczący "Hinata, nie mogę przejść", niczym w Simsach będzie dla niego naprawdę niecodziennym widokiem.

O dziwo, wejście nie było zakluczone, co musiało oznaczać obecność niepełnosprawnego w pokoju.

Hajime zajrzał do środka. Na białym, dziwnie czystym i pościelonym łóżku siedział albinos. Jego ręka była zaciśnięta na białej, wypranej pościeli. Ciało chłopaka lekko drżało, a on sam machał lekko nogami, rytmicznie, zapewne przypadkiem uderzając nimi o ramę łoża. Spojrzenie było jak zwykle skierowane w szary dywan. Gdy jednak usłyszał kroki bruneta, nerwowo odwrócił głowę.

-C-Czy ktoś tu jest?

- Spokojnie Nagito, to tylko ja. Hinata.

- Wiem, rozpoznaję twój głos. Jest naprawdę przyjemny dla ucha. Cieszę się, że już wróciłeś- To mówiąc znów podniósł do góry kąciki ust.

Miał ochotę strzelić sobie w twarz. Komaeda przecież nie jest warzywem, tylko nie widzi. Nie musi mu wszystkiego tłumaczyć.

- Nie stresuj się. To przecież nic złego-Wtrącił siedzący niedaleko szarooki.

- I kto to mówi- Spojrzał na trzęsącego się współlokatora- Poza tym, skąd wiesz, że się denerwuję?

- Po prostu głośno myślisz- Cichutko zachichotał.

- Nie miałem pojęcia... Wybacz.

- Znowu przepraszasz... Nie masz za co, raczej ja powinienem to zrobić, za narzucanie się tobie.

Hinata stwierdził, że dziewiętnastolatek ma naprawdę ładny śmiech. Taki cichy, ale naprawdę radosny.

- Nie narzucasz się. Od teraz jesteśmy współlokatorami, więc... Witaj w domu. Jak już wiesz jestem Hinata Hajime. Odpowiesz mi coś o sobie? Chciałabym chociaż trochę cię poznać.

- Jeśli chcesz poznać takiego śmiecia jak ja, to oczywiście.

- Nie nazywaj się śmieciem.

- Nie znasz mnie, Hinata-kun.

- Nikt nie zasługuje na takie wyzwisko.

Twarz niewidomego zmieniła wyraz. Mały uśmiech poszerzył się.

- Dziękuję, Hinata.

Nie rozumiał tego człowieka. Nie rozumiał dlaczego ciągle dziękował.

-...No więc jestem Nagito, mam 19 lat. Nie jestem zbyt ciekawy. Nie mam rodzeństwa, inni określają mnie jako "dziwnego" lub "odmieńca". Lubię książki, oraz muzykę. Kiedyś próbowałem gotować, ale przez to, że nie widzę, nie wyszło. Tak samo jak malarstwo i gra na fortepianie. Miałem kiedyś psa, ale zdechł dawno temu. I to... W sumie cała moja osoba. A ty, Hinata? Powiesz coś więcej o sobie?- po kilku minutach nieudolnych starań usiadł w siadzie krzyżnym i oparł głowę ma swej dłoni.

- Hm... No nie mam zbyt wielu zainteresowań. W miarę lubię grać w gry komputerowe, chociaż jestem w nie beznadziejny. Czasami oglądam filmy i chodzę na spacery. Za książkami nie przepadam. Jestem w twoim wieku.

Przeciwieństwa. Żadnych wspólnych zainteresowań.

- Nie lubisz książek? Mam nadzieję, że cię do nich przekonam, uwielbiam je.

- Wiele osób próbowało, więcnie sądzę by tobie się udało.

- Skoro wielu próbowało, to czemu nie mogę być następny? Może akurat mi się uda.

- Nigdy nie tracisz nadzei, co?

- Niektórym po prostu nie zostaje nic poza nadzieją.

Na chwilę zamilkł. Kompletnie nie ogarniał tego chłopaka. Był ślepy, z tego co zdążyłsię dowiedziećprześladowano go, nie miał osób do pomocy ani przyjaciół, a nigdy nie tracił wiary w powodzenie.

Chyba po prostu był na niego za głupi.

- A jakie gatunki muzyki lubisz, Nagito?

***

N

igdy wcześniej zielonooki nie przegadał z kimś całego dnia. Nigdy wcześniej nie śmiał się tak dużo i tak szczerze. A na pewno nie po niecałym dniu znajomości.
Wbrew pozorom, okazało się, że mają kilka wspólnych cech.

Oboje nie lubią ludzi, słuchają tych samych zespołów, oraz mają podobne poczucie humoru.

Powiedział niepełnosprawnemu, prawie nieznajomemu gościowi w jeden woeczór więcej niż komukolwiek przez cały żywot, a on wydawał się naprawdę to rozumieć.

Czuł się jak w jakimś tanim opowiadaniu, ale nie było mu z tym źle.

Nawet gdy rówieśnik wykładał mu chipsy do nosa, myśląc że to jama ustna.

W sumie skończyło się na przygniatającym go chłopaku, z popcornem we włosach, nie potrafiącego opanować chichotu, chrumkającego co jakiś czas z rozbawienia.

Hinata skończył jednak z tym samym jedzeniem w czuprynie, a także książką Sheakspear'a w rękach, jako zawodowy dubingowiec.

Czy kogokolwiek obchodziło, że zmieniał fabułę i dialogi, skoro chudzielec znał tę książkę na pamięć i na dodatek nie wyglądał na niezadowolonego słuchając tej marnej, ale bawiącej go parodii?

Czy coś z nim nie tak, bo czuł się przy nim swobodniej niż przy kimkolwiek innym?

Nawet jeśli tak, to totalnie mu to wisiało. Ich relacja mogła być nierealistyczna, ale była prawdziwa. Przynajmniej z jego strony.

To, że niechcący oberwał parę razy od Komaedy nie było dla niego denerwujące, czy upierdliwe, jak wszyscy, a na swój sposób urocze.

Chociaż plaster na nosie już trochę mniej mu się podobał.

Tak. Chłop zdecydowanie miał parę w łapie.

Nie miał bladego pojęcia ile czasu spędzili w ten sposób i ile razy zasłyszał podziękowania z ust albinosa, bo przecież nie obchodziły go jakieś puste liczby.

"Życie to nie pierdolona matematyka" powtarzał sobie.

"Romeo i (po dość ciekawych zmianach) Julian" leżał na szafce nocnej tuż obok pustych misek po śmieciowym żarciu, a chrapiący Nagito zaplątał się w kończyny śliniącego się i bredzącego przez sen lokatora.

To na pewno będzie ciekawy rok*.

☆☆☆☆☆☆

Aj kejm bekkk

Serio nie jestem pewna tego rozdziału, ludziki.

Wiem, że ich relacja dla niektórych mogła rozkwitnąć za szybko, ale tak jest, gdy ma się wspólne cechy (zwłaszcza gdy jest to poczucie humoru). Wiem z doświadczenia. Mam nadzieję, że nie ma wielu błędów.

Nie chcę by Hinata był bez problemów, więc lekko zaczynam ten wątek.

Spokojnie, relacja romantyczna będzie rozwijała się wolniej i bardziej realistycznie niż koleżeńska, bo to chyba oczywiste.

(Ta jest tak szybko, bo oboje nie są doświadczeni w przyjaźniach, a bardzo chcą mieć kogoś bliskiego. Z zostaniem parą jest inaczej, przez świadomość ludzkiej nietolerancji)

Nie będę robić z Nanami suki, chociaż nie lubię tej postaci, nie chcę tak bardzo motać w jej charakterze. Bynajmniej-wszystkiego się potem dowiecie.

Aha i nie spodziewajcie się dzikich seksów (w sensie są planowane, ale takie... Delikatne, bardziej szczere i pełne miłosci. Takie, jakie uznajęza najlepsze dla tego opowiadania), bo z Nagito obchodzić się raczej będziemy jak z porcelaną.

Chcę pokazać ich relację jako szczerą, życiowo skomplikowaną z ludzkimi problemami, bez robienia głupich dram, czy typowo-ukesiowego "ALE NIE MOŻLIWE BYM GO KOCHAAAŁ!", a raczej zwykłej niepewności i próbach logicznego wytłumaczenia.

Chcę po prostu pokazać osobę niepełnosprawną nie jako depresyjnego gnojka-atencjusza a raczej bardziej ludzko i mam szczerą nadzieję, że mi się to uda.

Rozpisałam się. Do następnego, sajonara!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro