1. Color of sky
Szedł przez szary, zatłoczony korytarz. Wszędzie pełno ludzi, hałasu, śmiechów. Patrzył przed siebie, a może lekko w dół. Nie patrzył innym w twarz, nie podnosił głowy na dźwięk znajomego imienia, czy głosu.
Po prostu zmierzał w znanym sobie kierunku, ciągnąc dalej swoje monotonne życie, nie przerywając nudnej, nieciekawej rutyny.
On, Hajime Hinata, najbardziej pospolity z pospolitych, totalnie przeciętny nastolatek nigdy nie oderwał się od codziennego, dokładnie wyznaczonego i zachowanego w idealnym stanie planu dnia. Zawsze trzymał się prostych reguł. Był częścią szarych korytarzy, tłem dla osoby wyróżniających się, które nigdy nie nadejdą. Każdy nowy członek tej scenerii nagle ze wszystkim się zlewał, tracił kolory, tracił to co było w nim ciekawe i wyjątkowe. Dostawał bezbarwne książki i stawał się kawałkiem układanki. Złożonej dawno, kiedy była jeszcze ciekawa, układanki której brakowało jednego, kolorowego elementu, który nada jej charakter, przywróci barwę. Ale element zgubił się i uparcie nie chciał zostać odkryty.
Ten poranek w szkole miał być jak wszystkie inne, Ci sami ludzie, ta sama kamienna, zimna posadzka, te same szafki, podręczniki, klasy...
Stop
Nagle jego przemyślenia zatrzymał wstrząs. Coś naparło na jego ciało, dokładniej na bark, sprawiając, że prawie upadł. Druga osoba jednak, nie miała tyle sczczęścia.
Nieznajomy klęczał tuż obok, rozsypując parę kartek przez chwilę wirujących w powietrzu, jak białe motyle, czy oszronione liście, zasłaniając na parę sekund nieznajomego.
Gdy opadły, Hajime dostrzegł gęstą, zmierzwioną, śnieżnobiałą czuprynę, dość wysoką, smukłą, wręcz anorektyczną sylwetkę. Nie dane mu było ujrzeć twarzy, gdyż chłopak miał głowę spuszczoną w dół. Rękami nieudolnie zaczął szukać kartek, jakby nie mógł ich dostrzec na tle szarych płyt. Widząc to, brunet uklęknął i pomógł zbierać papier. Gdy skończył wstał i podał rękę biało włosemu. Ten nie zareagował i dalej szukał kartek.
- Hej... Pomóc ci wstać? Mam twoje wszystkie papiery, chyba że jakiś uciekł- odezwał się, a nadal siedząca osoba lekko drgnęła, ale nie złapała jego ręki.
- Hej, ręka mi drętwieje- Zielonooki był już trochę zniecierpliwiony.
Ofiara tego drobnego wypadku, nadal z głową skierowaną w dół wyciągnęła rękę przed siebie, machając nią lekko. Gdy napotkała dłoń nastolatka, złapała za nią niepewnie, jakby w obawie i dała się pociągnąć w górę, z resztą ciała.
- Następnym razem bardziej uważaj, okej?- prawie niezauważalnie się uśmiechnął.
Hinata wręczył chudzielcowi jego zgubę i odszedł.
- Hinata Hajime jest proszony do gabinetu dyrektora.
Wyżej wspomniany na ten komunikat gwałtownie podniósł głowę, spanikowany.
Co zrobiłem nie tak? Może przypadkowo sprawiłem jakieś kłopoty i nic o tym nie wiem? Albo ktoś mnie wrobił...?
Takie myśli krążyły po jego głowie. Szybkim krokiem skierował się w stronę dyrekcji, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą.
Przystanął na chwilę przed odpowiednim pokojem, a jego zaciśnięta w pięść kończyna zastygła, gdy miał zapukać.
Przecież i tak muszę tam wejść...
Zastukał parę razy, a gdy usłyszał "proszę", otworzył masywne, drewniane wejście.
Przy lakierowanym, potężnym, dębowym biurku siedział dosyć pulchny mężczyzna z siwymi kosmykami w krótkiej, przerzedzonej fryzurze o kolorze ciemnego blądu. Miał na oko 50 lat, grube brwi i średniej wielkości, mądre, przenikliwe i ciemne oczy. Wyglądał dość groźnie, ale tak naprawdę był bardzo miłym człowiekiem zawsze gotowym pomóc, o ustalonych, dobrych regułach których przestrzeganie było obowiązkiem każdego studenta. Ubrany był w dobrze skrojony, czarny garnitur.
Obok zaś, stał bardzo wysoki i szczupły człowiek o kasztanowych włosach, oraz niebieskich tęczówkach patrzących z dobrocią na każdego dookoła. Szkolny pedagog oraz psycholog.
Jednak najbardziej zaszokowała go postać stojącą po lewej od młodego nauczyciela. Rozpoznał jego białe, przy długie włosy. Nadal miał wzrok skierowany w dół.
Co on im powiedział?! A co jak teraz będę miał przez niego problemy?! Jeżeli nagadał im jakichś bzdur to...
- Panie Hajime, wie Pan, dlaczego został tu wezwany?- Zadał pytanie dyrektor.
- N-Nie, Proszę Pana.
- Otóż, Pan McEggles ma ci coś do powiedzenia. Proszę zabrać głos, Panie McEggles.
- Tak więc, zajmuję się tym oto uczniem- Wskazał na osobę, którą Hinata aktualnie zabijał w myślach- I dzisiaj otrzymałem pewną informację, a mianowicie...
- Panie McEggles, przyrzekam, że nic nie zrobiłem! Ja tylko pomogłem mu zbierać kartki, nic złego nie...- Przerwał mu, lecz nie dokończył, przez wcinającego się w słowo psychologa.
- I oto chodzi Panie Hajime. No, mój drogi, przedstaw się- szturchnął w ramię chłopaka po swojej lewej.
- N-Nagito Ko-Komaeda- odezwał się cicho i podał rękę brunetowi, lekko unosząc głowę i spoglądając spod gestego wachlarza rzęs.
Jego głos był delikatny, melodyjny. Cichy, ale tak przyjemny dla ucha... Lecz gdy wbił w niego swój wzrok, spojrzał na niego, tymi pięknymi szarymi oczkami, zrobiło mu się gorąco. To była najśliczniejsza para tęczówek jaką kiedykolwiek widział. Jasna, przygaszona popielata barwa, w której migotało parę iskierek. Ciekawe jak wygląda świat, widziany takimi oczami...
- Komaeda jest pod moją opieką, gdyż jest niewidomy.
Tutaj na twarz Hajime wkradło się zaskoczenie.
Jak? Jak to możliwe, że coś tak pięknego nie ma znaczenia...?
-... Mówił, że mu dziś pomogłeś. Ja muszę jak wiesz, wspierać też innych uczniów. Miałem dać go pod opiekę Nanami, ale chyba niezbyt się polubili... A gdy usłyszałem o tym wszystkim, postanowiłem dać go pod twoją opiekę. Sam rozumiesz... Prawda? Więc, czy zgodzisz się mu pomóc?
- C-Co...? Ale...
- Hinata, ja... Ja do niczego nie zmuszam. Jeżeli ni chcesz to ja... Ja... Spróbuję sobie poradzić, wiem, że masz inne zmartwienia na głowie. Nie musisz znowu udzielać pomocy śmieciowi takiemu jak ja...- Cicho wtrącił Nagito.
- N-Nie! Nie o to chodzi... Jak ma wyglądać ta pomoc? I w ogóle... Jak mnie znaleźliście? Nie przedstawiłem się mu...
- Chodzi tu o pomoc w prostych dla nas rzeczach takich jak przechodzenie korytarzem, przez ulicę, dotarciu do odpowiedniej klasy, czy innych tego typu sytuacjach. A wywnioskowaliśmy, że to ty, bo Komaeda powiedział nam, że pachniałeś jagodami i miałeś bandaż na kciuku, oraz ciepły głos. Od razu wiedziałem, że to ty A twoje tłumaczenie to potwierdziło.
- Oh... A czy Nagito nie byłoby łatwiej z na przykład laską, czy psem przewodnikiem? Nie musiałby mieć tak zwanego "przydupasa"- Spytał student.
- Niestety, jego rodzina nie przeznacza funduszy na syna, a nawet jeśli, psów i innych zwierząt nie można wprowadzać do szkoły. Kiedyś miał laskę z fudnuszu szkoły, ale została złamana przez inne dzieciaki. No więc Hajime, zgadzasz się?
- Ja...- Spojrzał w te pełne nadziei, choć ślepe oczy- Dobrze... Zgadzam się.
***
Naskrobałam coś takiego... Wena... Eh... I tak btw, zrobi mi ktoś okładkę polosę? Pogadamy o tym na priv.
Pap
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro