Cz II Rozdział 7 "Raz mogę być księżniczką"
Na samym wstępie chcemy podziękować Sweeterka za wykonanie fantastyczniej okładki do naszego opowiadania. Dziękujemy BARDZO :3
****
Nie jestem księżniczką, więc nie potrzebuję księcia z bajki...
Mal
Gil odwrócił się w moją stronę z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie mógł powstrzymać szczęścia.
- Oczywiście,że tak. Przyjdę po ciebie jutro wieczorem - posłał mi buziaka. Udałam, że go złapałam i przyłożyłam do serca. Uśmiechnęłam się lekko. Odwróciłam się i odeszłam. Wywróciłam lekko oczami. Dziewczyny poszły za mną.
- Czy ty oszalałaś do reszty. Co ci strzeliło do głowy, żeby go zaprosić na randkę! - krzyknęła Evie. Wywróciłam oczami. - Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś?! Jak mogłaś upaść tak nisko!? - dodała i zacisnęła usta w cienką linię. Odwróciłam się w jej stronę. Danica szła za Evie próbując zebrać swoje myśli.
- Zrobiłam to, ponieważ chciałam żeby dał mi święty spokój, a poza tym, same mnie do tego zmusiłyście -powiedziałam obojętnie i wzruszyłam ramionami. Dziewczyny nic mi nie odpowiedziały, ponieważ były na mnie wściekłe. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nimi, bo wiedziałam, że ta rozmowa do niczego nie zmierza. Zrobiłam kilka kroków w tył i ruszyłam w stronę swojego zamku.
- Niby czym? Uniosłaś się kiedy wspomniałyśmy o Benie... - odezwała się Evie po dłuższej chwili milczenia. Zatrzymałam się i zacisnęłam ręce w pięści. Na sam dźwięk tego imienia zaczynało się we mnie gotować. Odwróciłam się do Evie. Moje oczy zrobiły się zielone z przypływu negatywnych emocji. Nie musiałam mówić, że jestem wściekła, ponieważ dziewczyny i tak to zauważyły. Zrobiły krok w tył. Posłałam im lodowate spojrzenie i zacisnęłam usta w cienką linię. Strasznie mi się nie podobało, że poruszyły temat syna Pięknej i Bestii. Odkąd wróciliśmy chciałam o nim zapomnieć, co z czasem mi się udawało, ale było to jednak trudne. Od kiedy zobaczyłam go z Audrey, a ona mi oświadczyła, że do siebie wrócili coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że straciłam wiele nocy i dni na rozmyślaniu o nim i na tęsknocie za nim. Zakochałam się jak jakaś głupia nastolatka, a nic pozytywnego z tego nie wyszło. Moja matka miała rację, miłość jest słabością, a ja byłam naiwna i głupia, że jej nie słuchałam. Wtedy nie cierpiałabym tak jak teraz.
- Nigdy więcej o nim nie wspominaj - warknęłam w stronę Jagódki. Dziewczyna uniosła wysoko głowę i zacisnęła usta w cienką linię.
- Wiesz jaki masz problem? Za szybko się poddałaś, a on cię kocha. To że to wszystko się tak potoczyło to tylko i wyłącznie twoja wina. Mogłaś mu oddać tą Różdżkę i to nie miało by miejsca. Ben by cię nadal kochał i żylibyśmy długo i szczęśliwie jak w bajkach, a nie w takim świecie.- powiedziała Evie.
- Siedzimy w tym razem. To wszystko przez nas, więc to nie jest tylko moja wina... - zaczęłam, ale Danica mi przerwała. Dziewczyna odważyła się odezwać po dłużej chwili milczenia.
- Nie Mal, to twoja wina. Ten cały plan to był twój pomysł, bo nie chciałaś zawieść swojej matki, ponieważ musiałaś jej udowodnić jaka jesteś zła. I co? Było ci to potrzebne do szczęścia. Jesteś szczęśliwa?! - warknęła, ale Evie ją uspokoiła. Złapała ją za rękę.
- Wiesz co. Na początku ci współczułam całej tej sprawy z Benem, ale teraz mi nie jest ciebie szkoda, ponieważ sama do tego doprowadziłaś. Mogłaś od początku się pogodzić z tym, że Ben cię nie kocha. Mogłaś zrobić to co ja, po prostu zapomnieć - odwróciła się i odeszła. Pociągnęła córkę Kapitana Haka za sobą. Skrzyżowałam ręce na piersi i patrzyłam jak odchodzą. Byłam wściekła. Jak ona śmiała zwalić na mnie całą winę. Nie miała prawa. Wszyscy siedzieliśmy w tym razem i byliśmy tak samo winni. Odwróciłam się i wróciłam do swojego zamku. Wleciałam do swojej komnaty trzaskając drewnianymi drzwiami z całej siły. Opadłam na łóżko przykrywając twarz poduszką. Miałam tego wszystkiego dość. Czy to źle, że chciałam zapomnieć o Benie? Może zaproszenie Gil'ana randkę nie było odpowiednim rozwiązaniem, ale po prostu nie miałam innego wyjścia.
Czasami się zastanawiałam czy nie powinniśmy czegoś zrobić, aby to wszystko wróciło do normy. Gdzieś głęboko w głębi siebie, pragnęłam tego z całej siły, ale coś mnie powstrzymywało. Może inni nie powinni cierpieć z mojego powodu. W końcu Ben złamał serce mi, a nie innym. Miałam wyrzuty sumienia przez to, ze Carlos był zdołowany tym, że ostatnio nie mógł zobaczyć Ayli. Nawet nic nie wie, czy dziewczyna się ocknęła z klątwy jaką rzuciła Mia, czy też nie. Tak strasznie ją kochał, a ja zniszczyłam ich miłość. Danica nie powinna cierpieć z powodu Jake'a. Syn Piotrusia Pana wciąż ją kocha mimo tego co zrobiła. Czy Ben też nie mógł by mnie kochać pomimo mojego błędu. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Westchnęłam ciężko i zamknęłam oczy...
***
Nigdy nie lubiłam bali. Nudna muzyka i dookoła starcy, którzy rozmawiali o sprawach które mnie nie dotyczyły. Kiedy ktoś zauważył moją obecność, posyłał miły uśmiech, który tak naprawdę nie był szczery. Czasami czułam się jak intruz we własnym zamku..
Siedziałam w swojej komnacie. Córka Złej Królowej robiła mi makijaż, a Danica zajmowała się moimi włosami. Miałam zamknięte oczy. Cały czas myślałam o tym okropnym balu. Nie miałam najmniejszej ochoty tam iść. Dziewczyny tego nie rozumiały, ponieważ bardzo upierały się, aby mnie wystroić. Ten bal to będzie katastrofa. Z resztą tak jak każdy. Westchnęłam ciężko. Evie oświadczyła, że skończyła. Otworzyłam oczy i spojrzałam w swoje odbicie. Wyglądałam nie najgorzej, ale nawet to nie wywołało uśmiechu na mojej twarzy. Danica założyła mi diadem na głowę.
- Wyglądasz pięknie księżniczko - usłyszałam męski głos. Wszystkie spojrzałyśmy w stronę drzwi. Stał w nich syn Gastona, Gil. Był wystrojony. Miał na sobie czarny garnitur. Musiałam przyznać, pomimo tego, że go nienawidziłam, wyglądał bardzo przystojnie. Z jego twarzy nie znikał uśmiech. Podszedł do mnie i pocałował mnie w czubek głowy. - Razem wyglądamy jak królewska para - dodał patrząc na nasze odbicie w lustrze. Odwróciłam głowę i pokiwałam lekko głową. Wstałam z krzesła i poszłam się przebrać w sukienkę, którą zaprojektowała Evie. Tym razem zaszalała. Fioletowa, z tiulem, długa do ziemi. Nie oszczędziła na koronkach i diamentowych kamyczkach. Stwierdziłam, że skoro jestem księżniczką, muszę też tak wyglądać. Jedyne co jej przeszkadzało to moje fioletowe włosy. Mi tam się podobały i sprawiały, że czułam się sobą.
Założyłam sukienkę i poszłam się pokazać Gil'owi. Bardzo mu się podobało. Dopiero po chwili zauważyłam, że nie byliśmy sami. W komnacie stał jeszcze Ben, chłopak który był u nas służącym. Jakiś czas temu miał zostać Królem, ale Potępieni opanowali Auradon i wszystko się zmieniło. Król Bestia stracił koronę i przejęła ją moja mama. Mimo to życie nie zmieniło się jakoś bardzo, poza tym, że dobrzy mieszkańcy Auradonu stali się naszymi służącymi. Mimo tego, że powinni być na nas wściekli i nas nienawidzić, wcale tak nie było. Ben uśmiechnął się na mój widok, ale szybko schylił głowę, kiedy na niego spojrzałam. Jego obecność sprawiła, że miałam motylki w brzuchu. Przypomniały mi nasze wspaniałe chwile, czyli te kiedy byliśmy razem. A szczególnie zapadł mi w pamięć wczorajszy dzień, który razem spędziliśmy. Po mimo tego, że był jedynie służącym, dawnym królem i moim byłym chłopakiem traktowałam go jak najlepszego przyjaciela. Pomimo wszystkiego spędzaliśmy dość dużo czasu razem. Wczoraj byliśmy na spacerze i było naprawdę przyjemnie. Przy nim czułam się dość swobodzie i nie byłam aż tak spięta jak przy Gil'u. Ben to zupełnie inna historia. Miły, przyjacielski, dobrze wychowany, zupełnie inny niż Gil. Syn Gastona, był dość brutalny i nie tak dobrze wychowany jak Ben. Urodą też nie byli sobą równi, ponieważ dawny Książę był o wiele przystojniejszy niż Gil.
- Wypad stąd! Chcemy zostać sami - głos Gil'a wyrwał mnie z zamyślenia. Ben skinął głową i wyszedł jak spłoszony pies. Syn Gastona się tylko ucieszył. Nie lubił Bena i okazywał to na każdym kroku. Nie tolerował go ze względu na to że jest synem Pięknej i Bestii. Na szczęście nie wiedział co miedzy nami było, wtedy nie dał by mu żyć. Westchnęłam ciężko. Gil wyciągnął rękę w moją stronę. - Idziemy. Twoja matka i wszyscy goście na nas czekają - powiedział z uśmiechem. Chwyciłam jego dłoń. Otworzył drzwi i wyszliśmy z komnaty. Skierowaliśmy się w stronę sali balowej. Miałam głowę w chmurach. Ciągle myślałam o Benie. Słyszałam, że wiele osób chwaliło mój wygląd, ale nie zwracałam na to uwagi. Uśmiechałam się i to powinno im było wystarczyć. Przed wejściem do sali czekała moja matka. Miała surowy wyraz twarzy, czyli tak jak zawsze, ale kiedy mnie zobaczyła uniosła kąciki ust w górę zmuszając się do delikatenego uśmiechu. Towarzyszył jej Gaston, czyli ojciec mojego partnera . Pękał z dumy na nasz widok. Nasza czwórka weszła razem na salę balową. Wszyscy zaczęli klaskać na nasz widok. Diabolina i Gaston zniknęli gdzieś na uboczu, kiedy tylko muzyka zaczęła grać. Z natury moja matka nie lubiła przyjęć, chyba, że sama je organizowała. Muzyka grała, ale była strasznie sztywna. Spojrzałam w stronę orkiestry i dostrzegłam Douga'a. Grał smętnie na swojej tubie. Zrobiło mi się troszkę przykro, więc odwróciłam spojrzenie.
- Mogę zaprosić księżniczkę do tańca? - Gil wystawił mi rękę. Podałam mu swoją dłoń i przytaknęłam lekko głową. Ukłonił mi się i zaczęliśmy się kołysać w rytm muzyki - Nie wiem czy ci już to mówiłem, ale wyglądasz pięknie - posłał mi uśmiech.
- Coś już wspomniałeś - westchnęłam lekko. Minęła jedna piosenka, a za nią kolejne. Mimo wszystko cały czas tańczyłam z Gil'em. Było mnóstwo gości. Wszyscy wokół nas tańczyli. Byliśmy w centrum i sali, a także zainteresowania. Gil'owi to się podobało, a mi to bardzo przeszkadzało. Moi przyjaciele przyglądali nam się z rogu sali. Wyraz ich twarzy mnie niepokoił, ponieważ wcale im się to nie podobało. Ja powoli też miałam dosyć. Z kolejną piosenkę było tylko gorzej, ponieważ Gil zaczął się mnie przystawiać. Po naprawdę długim czasie, próbował mnie pocałować, ale odwróciłam spojrzenie. Podniósł mój podbródek, aby spróbować ponownie, ale odepchnęłam go.
- Zaczynasz przesadzać! - krzyknęłam, wywołując szum na sali. Muzyka przestała grać. Odwróciłam się, żeby odejść, ale złapał mnie za nadgarstek. - Puść mnie! wyrwałam mu się i przecisnęłam się przez tłum ludzi. Słyszałam wołanie mojej matki. Wyszłam z sali. Chciałam uciec do siebie, ale moja matka stanęła mi na drodze.
- Czy ty oszalałaś?! W tej chwili wracaj! - krzyknęła. Była zdenerwowana jak jeszcze nigdy.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić. Nie mam zamiaru dłużej tego znieść. - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nie obchodzi mnie to. Gil to idealny chłopak dla ciebie i czy tego chcesz czy nie, będziesz się z nim spotykać. - oświadczyła surowym tonem.
- Nie! Zrozum ja go nie lubię i nie chcę, żeby był moim chłopakiem - westchnęłam. Oczy mojej matki zaświeciły się na zielono. Kiedy to robiła nie miałam wyjścia jak tylko jej posłuchać. Wywróciłam oczami. Odwróciłam się i wróciłam do gości. Gil stał na środku sali i czekał na mnie. Uśmiechnął się na mój widok. Muzyka znów zaczęła grać, ale wszyscy goście wciąż między sobą szeptali. Podałam mu dłoń i znów zaczęliśmy tańczyć. Nie miałam najmniejszej ochoty i strasznie mi to przeszkadzało, Patrzyłam pustym wzrokiem prze siebie ponieważ nie mogłam spojrzeć na syna Gastona. To było dość ciężkie. Spojrzałam na róg sali i zauważyłam Bena. Przyglądał mi się ze smutkiem. Spuściłam lekko głowę. Zdecydowanie bardziej wolałam tańczyć z Benem niż z Gil'em. Minęła kolejna piosenka. Nagle poczułam szarpnięcie i zauważyłam, że Gil wylądował na ziemi. Nie rozumiałam o co chodzi. Podniosłam wzrok i zauważyłam Bena. Uśmiechnęłam się kiedy go zobaczyłam. Na sali wybuchł szum. Ben stał się głównym zainteresowaniem wszystkich gości. Chłopak wyciągnął dłoń w moją stronę. Chwyciłam ją. Pociągnął mnie i zaczęliśmy uciekać. Wybiegliśmy z sali balowej. Cały czas słyszeliśmy krzyk mojej matki, ale żadne z nas nie zważało na to uwagi. Biegliśmy przed siebie, ponieważ liczyło się to, że mogliśmy być razem. Udaliśmy się marmurowymi schodami na najwyższą wieżę w zamku. Otworzyłam drewniane drzwi i pociągnęłam go za sobą.
- Nie mogłem dłużej patrzeć na to jak cierpisz. - powiedział dotykając mojego policzka. Wzruszyłam ramionami.
- Przywykłam do tego - spojrzałam mu w oczy. Były takie piękne. Byłam zauroczona. Widziałam ten sam błysk co kiedyś. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chłopak przybliżył się w moją stronę i złożył na moich ustach delikatny pocałunek....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro