Rozdział 7 "Ciekawość to nie grzech"
"- Ariel, posłuchaj mnie. Świat ludzi to koszmar. Zycie pod wodą jest lepsze niż wszystko co oni tam mają na górze"
Mała syrenka
Melissa
- Czy ty też zauważyłaś, że Jane ma nową fryzurę? - zapytała Audrey patrząc na córkę Dobrej Wróżki, która stała jakieś kilka metrów od nas. Przyjrzała się Jane, a córka Aurrory nadal coś o niej mówiła. Ayla stała z głową w szafce. Bardzo nerwowo czegoś szukała, ale bardziej zaciekawiła mnie Audrey i jej paskudnych charakter. W końcu nie wytrzymałam.
- Księżniczkom nie wypada plotkować - powiedziałam nie zwykle przesłodzonym tonem. To nie było do mnie podobne. Nie sądziłam, że mogę znaleźć w sobie taką siłę i skrytykować Audrey, czego nigdy nie potrafiłam zrobić, aż do...teraz. Nigdy nie czułam w sobie gniewu i złości. Chyba muszę od izolować się od potępionych, chociaż ich świat fascynuje mnie jak żaden inny.
- Nie plotkuję, tylko stwierdzam fakty. - oburzyła się. Wywróciłam oczami.
- Ale Audrey ma rację, Jane coś zrobiła z włosami. - powiedziała Ayla na chwilę wychylając się z szafki.
- Szczerze, jakoś nieszczególnie mnie to obchodzi. - wzruszyłam ramionami.
- Co się z tobą dzieje? - zapytała moja przyjaciółka. Spojrzałam na nią i uniosłam brew.
- Nie wiem o co ci chodzi - powiedziałam. Miała rację, ale nie chciałam jej tego przyznać, coś wiązało mi gardło, na myśl żeby wypowiedzieć te słowa. Zamknęłam szafkę na kluczyk. Nie odzywając się do nich słowem, poszłam w stronę boiska.
- Melissa zejdź z boiska! - krzyczy ktoś z daleka. Jestem za bardzo pochłonięta myślami nad moi zachowaniem.
- Co głucha jest? - krzykną ktoś z głosem podobnym do Chada. Szłam dalej nie zważałam na nikogo uwagi. Znikąd pojawił się przed mną Ben i zatrzymał trzymając za ramiona. Dopiero wtedy się zeszłam na ziemię
- Cześć Ben. - powiedziałam posyłając mu miły uśmiech.
- Melissa zejdź z boiska, mamy trening. - powiedział, kierując mnie ręką na trybuny. Szybko wykonałam jego prośbę. Jest dla mnie jak starszy brat, ale czasem mnie denerwuje. I tak go uwielbiam.
Zauważyłam Evie na trybunach. Obserwowała Chada z uśmiechem. Wzięłam wdech i podeszłam do niej. Byłam z nią sam na sam. Była to dobra sytuacja do porozmawia. Chciałam się czegoś dowiedzieć o Wyspie. Odkąd tu są chciałam z nimi pogadać, ale się bałam. To jest idealna okazja.
- Cześć - usiadłam obok niej. Uśmiechnęła się do mnie.
- Co tam ? - zapytała.
- Możemy pogadać - zapytałam niepewnie.
- A o czym? - uniosła brew.
- O Wyspie - powiedziałam cicho. Odwróciła ode mnie głowę i spojrzała na boisko. Westchnęłam. Chyba z naszej rozmowy nici.
- Dlaczego chcesz rozmawiać o Wyspie? Masz zamiar tam zamieszkać? - zaśmiała się lekko. Uśmiechnęłam się blado.
- Nie, ale zawsze chciałam coś wiedzieć na ten temat, ale nie miałam z kim o tym porozmawiać - spuściłam głowę. - Tu się unika tego tematu - dodałam.
- Wyspa nie wiele się różni od Auradonu. Poza tym, że jestesmy wysypiskiem śmieci od was. Nie ma u nas Internetu, telewizji, cudów techniki. Nasze domy to ruiny zamków, budynków. W sklepach można nabyć niepotrzebne magiczne przedmioty. Nie ma co opowiadać o Wyspie - wzruszyła ramionami. Widziałam, że trochę zrobiło jej się przykro.
- Nie smuć się, przepraszam może nie powinnam pytać - zrobiło mi się głupio.
- Ciekawość to jeszcze nie grzech - powiedziała. - Rozumiem twoją ciekawość. Wiem, że twoja mama też była ciekawa świata. - uśmiechnęła się.
- Tak, jestem jak moja mama. Ciekawa świata - zaśmiałam się.
- Pomimo tego, że wyspa jest jedna wielką ruiną, to nie jest tam nudno. Panuje chaos, krzyki, ludzie się nieustannie kłócą. Przeciwieństwo Auradonu. W szkole uczymy się być jak nasi rodzice, ale nie wychodzi to nam, zawsze ich zawodzimy. Rządzi tam Diabolina. Wszyscy się jej boją... - zaczęła mi opowiadać. Mówiła jakby było jej obojętne. Słuchałam jej nie odrywając od niej wzroku. Byłam tym bardzo zafascynowana. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, więc tylko potakiwałam od czasu do czasu.
- Jagódka! - zawołał Chad po jakimś czasie. Pożegnała mnie i pobiegła do niego. Poszli gdzieś razem. Wstałam i pobiegłam poszukać Ayli. Musiałam jej wszystko opowiedzieć. Znalazłam ją w bibliotece.
- Wiesz co? - zapytałam podchodząc do niej. Spojrzała na mnie. - Dowiedziałam się czegoś o Wyspie - miałam na twarzy wielki uśmiech. Wzięła do ręki książkę.
- A czego konkretnie? - zapytała nie odrywając wzroku z książki. Opowiedziałam jej wszystko co powiedziała mi Evie. Wyglądała na zainteresowaną, ale nie do końca wiem, czy tak było.
- To jest smutne - westchnęłam.
- A do czego ci ta wiedza ? - zapytała biorąc kolejną książkę.
- Zawsze interesowałam się Wyspą...
- Pierwsze słyszę - powiedziała odkładając pierwszą książkę. Skierowała się do biurka, żeby wypożyczyć książkę.
- Skrywałam się z tym. - powiedziałam.
- Mogę ci coś powiedzieć? - zapytała kierując się do wyjścia.
- Mi możesz wszystko powiedzieć - uśmiechnęłam się - Zachowam to dla siebie.
- Umówiłam się z Carlosem - powiedziała. Zakryłam usta dłonią. Byłam taka szczęśliwa.
- Tak strasznie ci gratuluję! - przytuliłam ją mocno.
- Po zajęciach u Mędrka się umówiliśmy. Jutro po lekcjach - uśmiechnęła się - Niby mamy się uczyć, ale już to widzę - zaśmiała się lekko.
- Cieszę się twoim szczęściem. - zauważyłam na korytarzu moją mamę. - Pogniewasz się jak cię zostawię? Idę pogadać z mamą - dodałam.
- Spoko. Wszystko ci opowiem jak wrócisz. Widzimy się w pokoju - powiedziała i skierowała się w stronę naszego wspólnego pokoju. Pobiegłam za mamą.
- Cześć mamo - powiedziałam dołączając do niej.
- Cześć skarbie - przytuliła mnie. - Co jesteś taka wesoła - zapytała wchodząc do auli.
- Dowiedziałam się tylu ciekawych rzeczy o Wyspie Potępionych, nawet nie wiem czy ty to sobie wyobrażasz - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Ariel, to jest katastrofa - zawołał Sebastian. Wszyscy wiedzą, że Sebastian był krabem i służył mojemu dziadkowi Królowi Trytonowi, ale od niedawna pracuje w naszej szkole i prowadzi zajęcia teatralne. Nie cieszą się one popularnością, bo Sebastian jest wymagający i to bardzo.
- Co się stało? - zapytała moja mama.
- Nikt nie jest chętny do zagrania w najnowszej sztuce - westchnął - I co my teraz zrobimy?
- Cierpliwości, ktoś na pewno się znajdzie - pocieszyła go.Odwróciła się do mnie - Co mówiłaś o Wyspie? - zapytała siadając przy stole.
- Tyle rzeczy się dowiedziałam o Wyspie. Na przykład Evie mi opowiedziała, jak kiedyś z Carlosem niechcący zrobili dziurę w kloszu i na moment na wyspie była magia. Diabolina wykorzystała to i wysłała swoją córkę, Carlosa, Jay'a i Evie, aby przynieśli jej Smocze Oko, czyli jej berło. Napotkali kilka przeszkód na drodze, ale poradzili sobie. Okazało się, że berło i tak nie działo na Wyspie, więc ta wyprawa była na nic. Opowiedziała mi również o swoich urodzinach, jak Diaboilna przepędziła ją i jej matkę Złą Królową na drugi koniec wyspy gdzie zaprzyjaźniła się z Danicą i ukrywała się tam przez dziesięć lat, a to wszystko przez to, że Zła Królowa nie zaprosiła Pani Mroku na urodziny księżniczki, czyli Evie... - spojrzałam na nią - Czy ty mnie słuchasz? - zapytałam krzyżując ręce na piersi.
- Przepraszam cię skarbie, ale wiesz Sebastianowi zależy na tym, żeby wystawić "Romeo i Julię" ale nie może nikogo znaleźć - westchnęła.
- Przykro mi z tego powodu - zmieszałam się. - Może gdyby tyle nie wymagał to by wszyscy chcieli u niego grać - zauważyłam.
- Wiesz, że on jest perfekcjonistą i musi mieć wszystko dopracowane - powiedziała mama. Usiadłam obok niej. - Nie znasz kogoś kto by się nadawał? - zapytała. Wzruszyłam ramionami.
- Nikt mi nie przychodzi do głowy - powiedziałam. Na początku pomyślałam o Ayli i Carlosie, ale moja przyjaciółka w życiu nie odważy się wystąpić przed publicznością i wydaje mi się, że Carlos też nie. Ktoś kto pasuje do siebie jak dwie krople wody. To musi być ktoś z kim będzie można się dogadać...
- Jake i Danica - wypaliłam niespodziewanie.
- Kto? - zapytała moja mama.
- No syn Piotrusia i córka Haka - wstałam. - Może oni..
- Przecież Danica i Jake się nie dogadują. Gdyby mogli to by się zabili nawzajem - zaśmiała się lekko.
- A może to będzie okazja żeby się dogadali, co ty na to? - zapytałam. Pokiwała niepewnie.
- Zawsze można spróbować - uśmiechnęła się. Pobiegłam w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz? - zapytała moja mama.
- Pogadać z nimi. - krzyknęłam.
- Jak się zgodzą, niech przyjdą tu jutro po zajęciach - odpowiedziała mi. Wybiegłam z Auli. Wpadałam na Bena.
- Przepraszam - powiedziałam.
- Co jest? Czy coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Wszystko gra, nie wiesz gdzie jest Danica albo Jake? - zapytałam.
- Nie wiem - wzruszył ramionami.
- Dzięki - pobiegłam przed siebie - Jeszcze raz przepraszam! - dodałam odbiegając. Gdzie Danica ma pokój? Przebiegłam przez dziedziniec. Rozejrzałam się. Nie było jej tu. Westchnęłam. Zatrzymałam się na chwilę żeby złapać oddech. Spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam rudego kucyka. Przyjrzałam się. To była ona. Podbiegłam do niej.
- Danica - powiedziałam - Hej - dodałam. Spojrzała na mnie.
- Hej, co się stało? - zapytała zdziwiona.
- Mam dla ciebie propozycję. Co powiesz na zgarnie w szkolnym przedstawieniu? - zapytałam.
- Nie! Wystarczy mi, że jestem w cheerleaderkach.- wywróciła oczami.
- Posłuchaj, moja mama i Sebastian bardzo chcą wystawić tą sztukę, a nie mogą nikogo idealnego znaleźć. Proszę ciebie, bo tak jakby jesteś ostatnią deską ratunku.. - posmutniałam.
- Nie jestem dobrą aktorką...- zmieszała się.
- Proszę, chociaż spróbuj, dla mnie - uśmiechnęłam się. Westchnęła.
- Co to za sztuka? - zapytała obojętnie.
- "Romeo i Julia" - powiedziałam. Miałam nadzieję, że się zgodzi.
- Co to jest?
- Nie znasz tego? - zadziwiłam się, ale po chwili nie miałam dlaczego. Nie mieli tam dostępu do książek takich jak tu. - Mniejsza o to. Jak chcesz to przyjdź jutro po zajęciach - powiedziałam i odeszłam. Poszłam do swojego pokoju. Postanowiłam, że Jake'a dorwę jutro. Muszę się dowiedzieć wszystkiego o Carlosie i Ayli. Tak strasznie mnie to ciekawiło. Postanowiłam nie mówić nic przyjaciółce mówić o sztuce dopóki nic nie będzie pewne. Weszłam do pokoju. Leżała na łóżku.
- Opowiadaj. - położyłam się obok niej.
- Byliśmy na zajęciach u Mędrka. Zaczęliśmy rozmawiać i rozwiązywaliśmy zadania. Nie radziłam sobie z niektórymi, więc mi pomógł. Zaproponował, żebyśmy się jutro spotkali. Oczywiście, że się zgodziłam. On jest taki słodki - westchnęła.
- A jeśli on nic do ciebie nie czuje? - zapytałam niepewnie.
- Gdyby nic nie czuł, może by nie proponował wspólnej nauki - spojrzała na mnie.
- W sumie - westchnęłam. - Ayla? - zapytałam.
- Co jest? - zaniepokoiła się.
- Myślisz, że ja kiedyś kogoś znajdę. W sensie chłopaka. - trochę zrobiło mi się smutno. - Prawie każda z dziewczyn kogoś ma, albo jest w kimś zakochana, a ja? Nie mam nikogo poza tobą - westchnęłam.
- Ej bez smutków! Znajdziesz kogoś jestem tego pewna, ty też powinnaś, musisz tylko poczekać - przytuliła się do mnie.
- Cieszę się, że mam taką przyjaciółkę jak ty. - uśmiechnęłam się do niej.
- Ja też się cieszę. - odwzajemniała mój uśmiech.
- Obiecaj mi jedno. Kiedy zaczniesz spotykać się z Carlosem nie zepchniesz mnie na bok. - powiedziałam.
- Zawsze będziesz na pierwszym miejscu - spojrzała na sufit.
- Mam nadzieję. W końcu jesteśmy przyjaciółkami tyle czasu i żaden chłopak tego nie zniszczy - uśmiechnęłam się.
- Nikt, ani nic - dodała. Naprawdę się cieszyłam, że ze wszystkich w Auradonie to ona jest moją prawdziwą i najlepszą przyjaciółką. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny mógł zając jej miejsce...
****
Tak się prezentuje 7 rozdział. Jeśli dobrze pójdzie to jutro ( sobota ) i w niedziele powinny się pojawić jeszcze dwa rozdziały.
Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się podobał. <3
Do zobaczenia niebawem. :0
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro