Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R-8: Spalić do gołej ziemi

          - Przysięgam, jak ojca kocham, to było tutaj! - jęknął desperacko młody pół-demon, próbując choć nieco załagodzić rychły wybuch gniewu swojego towarzysza. Żółw miał jego zapowiedź wręcz wymalowaną na twarzy.

          - Masz mnie za debila?! - warknął Raphael, obrzucając go wrogim spojrzeniem. - Wstałem rano specjalnie wcześniej, czekałem, aż łaskawie się zbierzesz i łaziłem po lesie w zimnie jak ostatni palant tylko po to, żebyś teraz stwierdził, że twoja demoniczna chatka nagle wyparowała?!

          - Myślisz, że mnie się to podoba? Jestem znacznie mniej odporny na zimno niż ty i proporcjonalnie bardziej niewyspany, całą noc dręczyły mnie koszmary związane z tą cholerną klątwą. Gdybym mógł przewidzieć, że tak będzie, to uwierz, też bym nie wychodził dzisiaj z łóżka. Ale naprawdę nie wiem, jak to się stało, przecież ledwo kilka dni temu tu stała...

          Zielonooki żółw przez chwilę chciał jeszcze coś dopowiedzieć, ale ostatecznie wypuścił tylko głośno powietrze z płuc i pokręcił głową, dalej zdenerwowany.

          - Zresztą, nieważne. Nie zamierzam się w to bawić, wracam do domu. Jak jednak doznasz olśnienia i znajdziesz tę swoją chatkę-niewidkę to daj znać - z tymi słowy mutant odwrócił się na pięcie, a następnie ruszył w drogę powrotną, mamrocząc coś jeszcze pod nosem z niezadowoleniem. Jinx chciał poprosić go, żeby zaczekał i mu pomógł, ale zrezygnował. I tak niczego by nie wskórał, oboje to wiedzieli. Westchnąwszy ciężko postanowił więc rozejrzeć się jeszcze nieco po okolicy, aczkolwiek niedługo później także skierował swe kroki w stronę farmy, nie znalazłszy niczego.

          Kiedy pół-demon dotarł na miejsce, pozostali domownicy byli w trakcie sparingu na podwórku. Nie mając nic lepszego do roboty, brunet usiadł pod pobliskim drzewem, aby poobserwować ich zmagania.

          Raphael właśnie kończył walkę z Donatellem. Chociaż drugi z nich miał na tę bitwę ułożoną niebagatelną strategię, którą udało mu się w dużej części zrealizować, siła pierwszego ponownie przyćmiła pomysłowy plan żółwia w fiolecie. Zielonooki zdołał powalić brata zanim ten przeszedł do kluczowej fazy operacji, tym samym wybijając go z rytmu. Dalej poszło już szybko - nie minęło kilka minut, a Donnie musiał skapitulować.

          Raph uśmiechnął się z niemałą satysfakcją i, schowawszy broń, podał rękę młodemu naukowcowi, aby pomóc mu wstać. Chłopak skorzystał ze wsparcia, po czym otrzepał się z ziemi.

          - Znowu to samo... - Widząc, że jego rozmówcy ego chyba zaraz eksploduje, Don postanowił nieco przywołać go do porządku. - Ale gdyby zamiast mnie był tu Leo albo Nysa, z pewnością to tobie skopano by skorupę.

          Usłyszawszy to, nastolatek w czerwonej bandanie parsknął śmiechem.

           - Miałbym przegrać z Nysą? Z dziewczyną? Ja? - Pokręcił z niedowierzaniem głową. - Nie ma takiej opcji, prędzej świnie zaczną latać.

          Wciąż obserwujący ich Jinx skrzywił się lekko na te słowa.

          - Już widzę jak spaliłbyś się ze wstydu, jakby w końcu jakaś pokazała ci, gdzie twoje miejsce - odparł na przechwałki Donatello.

          - Nigdy do tego nie dojdzie, możesz sobie pomarzyć. - Zielonooki  zauważył w końcu obserwującego ich spod drzewa pół-demona i uśmiechnął się, wciąż przepełniony po brzegi pewnością siebie. - A może nasze piąte koło u wozu też ma ochotę na mały sparing?

          - Nie, dzięki - rzekł brunet znacznie chłodniej, niż tego chciał. Jego ton nie zraził jednak rozochoconego zwycięstwem ninjy.

          - A to dlaczego? Wstydzisz się, że mimo tych twoich demonicznych czary-mary i tak mogę bez problemu złoić ci skórę?

          - Chciałbyś - mruknął pod nosem czerwonooki i podniósł się z trawnika. - Nie mam czasu, właściwie to wpadłem tylko na chwilę, żeby odpocząć i iść szukać dalej - dodał już głośniej, spoglądając w stronę rozmówcy. Ten tylko przewrócił oczami.

          - Tłumacz się jak chcesz, ja wiem swoje.

          Nie zamierzając reagować na zaczepki ze strony chłopaka, młody pół-demon ponownie ruszył w kierunku lasu. Tym razem jednak wyciągnął czerwony kryształ z kieszeni i spojrzał na niego z powagą, po czym kazał mu pokazać drogę do miejsca, z którego został wzięty. Wiedział, jak głupio musiało to wyglądać, aczkolwiek z jakiegoś powodu czuł, iż może to pomóc. 

          I rzeczywiście, niesiony intuicją chłopak znalazł poprawny sposób poszukiwań - po wydaniu rozkazu szybko zauważył, iż kamień świecił mocniej przesunięty w odpowiednią stronę. Podążając więc w kierunku, w którym blask wydawał mu się najjaśniejszy, chłopak odnalazł znajomą, starą chatę dokładnie tam, gdzie zapamiętał. Idealnie w miejscu, gdzie jeszcze godzinę czy dwie temu nie było niczego prócz mchu.

          Jinx rozejrzał się wokół za swoim kotem. Nawet jeśli tego nie pamiętał (był zbyt skupiony na krysztale, by się oglądać), ten z całą pewnością szedł za nim, zawsze to robił. Ten raz nie okazał się wyjątkiem - Mephy wynurzył się zza pnia sosny, kiedy tylko zrozumiał, że to jego brunet szukał.

          - Pamiętasz, jak tutaj trafiliśmy? - spytał nastolatek, kucając przed zwierzakiem. W odpowiedzi otrzymał pewne miauknięcie. - To dobrze. A dałbyś radę wrócić stąd na farmę i przyprowadzić mi tamtego kołka, Raphaela? Myślę, że powinien to zobaczyć.

          Futrzak nie wyglądał na zadowolonego, ale jednak ruszył z niechęcią w drogę powrotną, kilkukrotnie oglądając się za siebie na swojego pana. Kiedy zaś ten zniknął mu w końcu z pola widzenia, kot znacznie przyspieszył i, sadząc zgrabne, ciche susy, przemierzył pozostały odcinek trasy w ledwie kilka minut.

          Dotarłszy na miejsce, czarny kocur rozpoczął poszukiwania. Domowników nie było już na dworze, dlatego też dostał się do budynku przez otwarte okno, po czym zrobił szybki obchód po niezamkniętych pomieszczeniach. W żadnym z nich jednak nie dostrzegł swego celu. Podreptał więc na piętro, po czym skierował się w stronę drzwi pokoju Rapha. Wciąż pamiętał, który to. Stał tam chwilę w ciszy, po czym przyłożył bok łebka do drewna, nasłuchując, czy ktoś jest w środku. Przez moment zdawało mu się, iż nie, aczkolwiek po chwili rozległ się huk towarzyszący upadkowi jakiegoś przedmiotu oraz salwa przekleństw. Rezydent pokoju bez wątpienia tam był. 

          Mephy cofnął się o krok, nabrał powietrza w płuca i wydał z siebie najbardziej świdrujący mózg, rozdzierający bębenki w uszach wrzask, na jaki było go stać. Nie musiał długo czekać na reakcję - już moment później zirytowany mutant, krzyknąwszy, by kot się zamknął, otworzył drzwi, po czym rzucił w niego rozklekotaną, pustą w środku, drewnianą skrzynką - prawdopodobnie to jej upadek zwierzak słyszał wcześniej. Stworzenie jedynie zgrabnie uskoczyło z toru lotu przedmiotu, a następnie miauknęło, patrząc na żółwia poważnie.

          - Czego znowu chcesz?! - warknął na niego młody ninja, na co otrzymał kolejne, tym razem bardziej przeciągłe "miau". - Wracaj do tego swojego palanta, nie mam czasu się z tobą bujać. 

           Zwierzakowi jednak ani się śniło dokądkolwiek ruszać. Usiadł on tylko na ziemi i ponownie wrzasnął, denerwując tym mutanta jeszcze bardziej. Jak większość zwierząt Raph naprawdę lubił, tak tego padalca z całego serca nie znosił.

           - CICHO! - chłopak spróbował zatkać pyszczek pupila dłonią, ale skończyło się to na dość delikatnym ugryzieniu i kolejnej salwie przekleństw. Aczkolwiek w pewnym sensie nastolatek osiągnął swój cel - kot ucichł. Zdołał jednak złapać w zęby i ściągnąć żółwiowi z dłoni bandaż ochronny, zaś gdy ten starał się mu go odebrać, kocur uciekał. Robił to w wyjątkowo jak na zwykłego futrzaka przemyślany sposób. Utrzymywał dystans na tyle duży, aby nie dać się schwytać, ale wciąż nie dość wielki, by Raphael uznał, że nie warto dalej próbować. Wykorzystał wściekłość żółwia do zwabienia go na dwór oraz podprowadzenia w stronę lasu. Zanim zielonooki zorientował się, iż został przechytrzony przez "zwykłego sierściucha", znajdowali się już w jednej trzeciej drogi do Jinx. 

          Zrozumiawszy podstęp, lekko zmachany już mutant zwolnił, a ostatecznie zatrzymał się, na twarzy mając wymalowany niemały szok. Kocur zaś, obejrzawszy się na niego, zaprzestał ucieczki i, śledzony wciąż zaskoczonym wzrokiem szmaragdowych oczu, usiadł około trzy metry przed nastolatkiem, po czym położył jego bandaż na ziemi i odwzajemnił spojrzenie. 

          - Ty mała, przebrzydła bestio...

          Odpowiedziało mu miauknięcie z nutą triumfu. Raphael był pewien, że ją usłyszał.

          - Po co żeś mnie tu przyprowadził? - westchnął młodzieniec ze zrezygnowaną miną. Skoro już dał się złapać na tę banalną sztuczkę oraz zaprowadzić aż tutaj, to chyba nic się nie stanie, jeśli zrobi to, czego kocur chce. Tylko ten jeden, jedyny raz.

          Rozpromieniony pupil czym prędzej przyniósł mu porwany wcześniej ochraniacz, po czym zaczął szturchać łebkiem i wskazywać kierunek, w którym zielonooki miał iść. Westchnąwszy cicho, żółw ruszył niechętnie tam, gdzie Mephy niewerbalnie mu polecił.

         Podróż zajęła im niewiele czasu. Po niespełna piętnastu minutach zielonooki ujrzał między drzewami zarys budowli, do której zdążali, a niedługo później natknął się na czekającego na nich pół-demona. Na ich widok brunet uśmiechnął się lekko i kucnął.

          - Brawo, Mephy, udało ci się! - Jinx rozłożył ręce w zachęcającym geście. Jego pupil niemal natychmiast pomknął do niego oraz zaczął się łasić, zadowolony z pochwały. Młodzieniec głaskał go chwilę, zanim w końcu wstał, przenosząc przy tym wzrok na sterczącego w milczeniu ze skrzyżowanymi rękoma Raphaela.

          - A jednak znalazłeś - mruknął żółw w czerwieni, obrzucając niedbałym spojrzeniem chatę.

          - Dokładnie w tym samym miejscu, w którym byliśmy rano. Nie wiem, dlaczego dopiero teraz ją widać.

          Raph ruszył w stronę budynku, dając przy tym pół-demonowi znak ręką, by podążył za nim. Jinx posłusznie wykonał polecenie. Już po chwili obaj znaleźli się w środku.

          Wnętrze chaty wyglądało dokładnie tak samo, jak wcześniej - całe zakurzone i zaniedbane, wszystko zaś, co chłopak porozrzucał, leżało właśnie tam, gdzie to zostawił. Nie licząc jednej rzeczy - szkatułki po krysztale. Chociaż we dwóch przetrząsnęli całe domostwo w jej poszukiwaniu, nigdzie nie było ani śladu.

          - Jesteś pewien, że jej też nie zabrałeś ze sobą? - mruknął zielonooki, otrzepując się z kurzu. 

          - Na pewno nie - odrzekł zapytany, zamiatając włosami piasek z podłogi podczas prób zajrzenia pod szafę. - Ktoś musiał ją zabrać. Ewentualnie nie sprawdzaliśmy jeszcze piwnicy...

          Kiedy tylko mutant otworzył wejście do owego pomieszczenia, Jinx doszedł do wniosku, iż nie powinien był tego proponować. Poczuł stamtąd aurę tak dziwną, iż po jego ciele przebiegł zimny dreszcz. Jeśli tam zejdą, to prawdopodobnie będą musieli przyszykować się na coś niebezpiecznego. Właśnie chciał podzielić się informacją na temat swoich przeczuć z towarzyszem, jednak ten zdążył już przesadzić schody kilkoma susami i tym samym znaleźć się na dole.

          - Raph, zaczekaj! - zawołał za nim brunet, po czym, mimo wewnętrznej niechęci, także zbiegł do piwnicy, zostawiając tym samym niespokojnego Mephy'ego samego u progu chaty.

          Już na samym wejściu chłopak wyczuł gdzieś pomiędzy wonią stęchlizny i padliny nieprzyjemny, metaliczny zapach. Wzdrygnąwszy się lekko, postąpił kilka kroków naprzód oraz zaczął wodzić wzrokiem po pomieszczeniu - mimo iż, jako demon, potrafił widzieć w ciemności, przestrzeń była tak zasnuta nienaturalną mgłą, że ledwo dostrzegł nieco otępiałego żółwia próbującego namierzyć cokolwiek wokół siebie w mroku. Ostrożnie do niego podszedł, a następnie położył dłoń na jego ramieniu, na co ten się wzdrygnął.

          - Spokojnie, to tylko ja - objaśnił Jinx od razu i wyczuł, jak mutant rozluźnia się nieco po rozpoznaniu jego głosu.

          - Przysięgam, że na schodach wydawało mi się, że w środku jest znacznie jaśniej...

          Brunet już chciał mu odpowiedzieć, aczkolwiek przerwał mu huk strąconego gdzieś w głębi pokoju słoika. Obaj chłopcy natychmiast przygotowali się do obrony - Raphael wyciągnął do pomocy swoją broń, za to brunet mógł liczyć jedynie na własne pięści. Zablokowane moce po raz kolejny okazały się dość wadliwym elementem sytuacji. 

          Mgła przed oczami pół-demona zgęstniała jeszcze bardziej, ograniczając mu pole widzenia do ledwie niecałego metra przed własnym nosem. Chłopak postanowił dla bezpieczeństwa przysunąć się bliżej swojego kompana, aczkolwiek nie było mu to dane - gdy tylko się poruszył, potężna, szponiasta łapa machnęła w powietrzu pomiędzy nimi, zostawiając na ramieniu bruneta trzy szkarłatne przecięcia. 

          Zaskoczony chłopak wydał z siebie krótki okrzyk i odskoczył w przeciwną stronę, omal nie potykając się o leżącą na ziemi poszukiwaną przez nich wcześniej szkatułkę. Zdołał jedynie usłyszeć odległe, zmartwione miauknięcie, zbolały syk bestii oraz wołanie zmutowanego ninjy, zanim cały świat wokół niego pochłonął gęsty, czarny dym, utrudniający mu oddychanie. 

          Z niego zaś po chwili wynurzyła się zwierzęca sylwetka, której chłopak kompletnie nie rozpoznawał. Ledwo mieszczący się pod sufitem, czarny jak smoła potwór o potężnych, umięśnionych łapach i wilczakowatym pysku nachylił się nad nim, szczerząc pożółkłe kły. Pół-demon skulił się lekko, niemo wlepiając wzrok w iskrzące niebezpiecznie czerwone ślepia bestii. 

          - Oddaj mi go. Albo sama wydrę go z twoich zwłok - wycedziła maszkara, robiąc krok w stronę młodzieńca. Nie musiała mówić niczego więcej - Jinx wiedział, iż chodziło o przeklęty kryształ spoczywający w jednej z tylnych kieszeni jego spodni. Zauważył, że napastnik ma już takich cztery, widniały one na jego klatce piersiowej, otoczone krótką, szorstką sierścią. Dwa po prawej, dwa po lewej. Brakowało środkowego.

          Młodzieńcowi odjęło mowę. Doprawdy z wielką chęcią oddałby kamień i wreszcie pozbył się kłopotów z nim związanych, aczkolwiek na drodze stały mu dwie rzeczy - dziwne odruchy powodowane przez klątwę przedmiotu, przez którą nie był w stanie dobrowolnie tego zrobić, oraz świadomość, że może się to źle skończyć - potwór bez wątpienia nie zamierzał po prostu zabrać sobie artefaktu i odejść w pokoju. Musiał coś planować. Coś, co na pewno nie będzie dla nich dobre.

        Stwór zdecydowanie zaczynał już tracić cierpliwość. Z emocji jednak najwyraźniej zapomniał o pewnym istotnym szczególe - kryształy na jego piersi emanowały karmazynowym światłem, przez co, po zmaterializowaniu się, umożliwił nie tłumanionemu magiczną mgłą żółwiowi zlokalizowanie go. Gdy tylko Raphael dostrzegł w tymże słabym oświetleniu, co się dzieje, natychmiast ruszył na pomoc brunetowi. 

          Nawet on szybko zrozumiał, że walka z bestią w tak ciasnym pomieszczeniu nie wchodzi w grę, dlatego też obrał inną taktykę - cisnąwszy jej w pysk swój sztylet sai dla odwrócenia uwagi, błyskawicznie chwycił w pasie wciąż otępiałego z powodu zaklęcia pół-demona, przerzucił go sobie przez ramię niczym worek ziemniaków i niemal całkowicie na ślepo rzucił się w kierunku schodów. Miał spore szczęście - dał radę odnaleźć je zanim maszkara się pozbierała, a to wszystko dzięki hałasującemu na ich szczycie Mephy'emu. Pierwszy raz a życiu mutant naprawdę się cieszył, że kocur przyszedł z nimi.

          Gdy tylko całą trójką wypadli na górę, Raph natychmiast zamknął klapę prowadzącą w dół i przewalił na nią kredens, licząc, iż to na chwilę powstrzyma ryczącą gniewnie w podziemiach bestię. Dopiero wtedy postawił już nieco bardziej świadomego sytuacji pół-demona na ziemi.

          - Dawaj zapalniczkę - rozkazał chłopak w czerwieni, pilnując, by klapa się nie podniosła oraz rozglądając za czymś wokół gorączkowo. - Wiem, że masz.

         - Skąd?... - spytał zaskoczony Jinx, sięgając do ukrytej w tylnej kieszeni spodni zapalarki. - Gdzie żeś tę łapę... - Zrozumiawszy, jak do tego doszło, czerwonooki zrobił oburzoną minę. - Ty zboczeńcu perfidny, tak to się u was na Ziemi traktuje na wpół nieprzytomnych kolegów?!

          - Zamknij się, to przez przypadek! - Policzki mutanta stały się niemal tak czerwone jak jego bandana. - I DAWAJ W KOŃCU TĘ ZAPALNICZKĘ!!! 

          Jinx posłusznie rzucił mu przedmiot, mamrocząc coś pod nosem. Otrzymawszy, czego chciał, już nieco mniej zdenerwowany, acz wciąż mocno zażenowany Raph dodał jeszcze:

          - Naznoś mi tu wszystkich łatwopalnych przedmiotów, jakie znajdziesz, tylko szybko.

          Pół-demon chciał o coś spytać, jednak wtem potwór z dołu silnie uderzył w klapę, przez co leżący na niej kredens (a wraz z nim też zmutowany żółw) lekko podskoczył. Jinx odczekał jeszcze sekundę lub dwie, by upewnić się, czy wszystko już ucichło, zanim ponownie spróbował się odezwać.

          - Po co ci te rzeczy?

          W odpowiedzi zielonooki odpalił zapalniczkę, po czym spojrzał na towarzysza.

          - Spalimy tę budę razem z potworem w środku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro