Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R-6: Jak (nie)pozbywać się przeklętych artefaktów?

          Kilka dni po wizycie w dziwnej, opuszczonej chacie, Jinx zaczął się łapać na tym, iż zabiera ze sobą znaleziony kamień dosłownie wszędzie. Ciągle ma go w kieszeni lub dłoni, a jednocześnie nie chce o nim nikomu mówić ani tym bardziej go pokazywać. Choć na początku starał się jakoś to usprawiedliwić, w końcu dostrzegł, że naprawdę ma problem.

          W pierwszej chwili postanowił, że wróci do domu i porozmawia o tym z tatą. Discord przez setki lat swojego życia z pewnością musiał się już spotkać z podobną rzeczą, zna się przecież na wielu dziwacznych zaklęciach. A to z pewnością było jedno z nich, zwyczajne przedmioty nie oddziałują przecież w taki sposób na posiadacza. Okazało się jednak, że do dotychczasowej sterty problemów dołączył jeszcze jeden - nieważne, jak bardzo by się nie starał, Jinx nie był w stanie otworzyć portalu do domu.

         Mimo panicznego powtarzania prób z częstotliwością co parę minut lub mniej, młody pół-demon nie osiągnął ani jednego sukcesu, a jedynie się namęczył. I to do tego stopnia, że przed kolejną burzą mózgów z Mephym musiał uciąć sobie krótką drzemkę, bo nie był już w stanie trzeźwo myśleć ze stresu oraz wycieńczenia. Niestety, miał to do siebie, iż w sytuacjach grożących oddzieleniem od rodziny wbrew woli bardzo łatwo zaczynał panikować.

          Obudziwszy się i wziąwszy szybki, zimny prysznic na rozbudzenie, Jinx postanowił wymyślić jakiś sposób na samodzielne pozbycie się przeklętego kamienia. Pierwsza próba - klasyczne wyrzucenie przez okno. Niezbyt ambitnie i nieco nieodpowiedzialnie (w końcu ktoś inny mógłby go znaleźć), ale młodzieniec nie patrzył na to w takich kategoriach. Po prostu za wszelką cenę chciał znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego przedmiotu.

          I faktycznie, udało się. Cisnął kryształem z całej siły przez okno na piętrze.

         A chwilę potem sam za nim wyleciał.

***

          - Nie przesadzaj, Dark, musisz się czasem kąpać. 

          Nysa usilnie starała się utrzymać wierzgającego psa na rękach oraz zanieść go do łazienki, ten jednak bronił się przed tym jak mógł. Nie znosił być mytym i nie zamierzał się poddać bez walki, nawet jeśli nalegała na to jego pani. W ostatecznym przypływie desperacji przyczepił się zębami oraz pazurami do framugi łazienkowych drzwi, budząc tym samym oburzenie mutantki.

          - Zwariowałeś?! Zniszczysz ścianę, puszczaj natychmiast! - Choć nastolatka ciągnęła go i próbowała oderwać na wszelkie sposoby, wilk permanentnie zatrzasnął szczęki. Ani mu się śniło je rozwierać.

          Zauważywszy dość komiczne starcie, wychodzący właśnie z salonu Leonardo podszedł bliżej z mimowolnym uśmiechem rozbawienia na ustach.

          - Może ci pomóc?

          Usłyszawszy znajomy głos, Kanazaki podniosła wzrok na żółwia i uśmiechnęła się zażenowana.

           - O, cześć... nie trzeba, poradzę sobie. Ale dziękuję za propozycję. - Z tymi słowy ponownie pociągnęła wilka w stronę wnętrza łazienki, mając nadzieję, iż wzięty z zaskoczenia w końcu puści. Niestety, przeliczyła się.

           - Na pewno? - Żółw zbliżył się do framugi, na której Dark zacisnął kły, zastanawiając się, w jaki sposób można rozewrzeć mu paszczę, a jednocześnie nie wyrządzić krzywdy.

          - No... - Nysa przymknęła oczy i westchnęła. - Może jednak...

          Dwójka nastolatków jeszcze przez chwilę mocowała się z upartym wilkiem - podczas gdy Kanazaki wciągała go do wnętrza pomieszczenia docelowego, Leonardo starał się własnoręcznie otworzyć paszczę zwierzęcia. Aczkolwiek wszystkie ich starania spełzły na niczym. Stworzenie zaparło się w sobie i nie zamierzało odpuszczać, choćby mieli się z nim szarpać cały dzień.

           Gdy już chcieli się poddać, młody lider wpadł na jeszcze jeden pomysł. Skoro nie potrafili pokonać demona siłą, to może czas spróbować czegoś innego? Być może powinni zrobić coś, co mu się nie spodoba. Jest psowatym, więc istniało kilka możliwości. Niebieskooki postanowił zacząć od najbardziej oczywistej z nich, której nie znosiły wszystkie psy, z jakimi miał kontakt - od dmuchnięcia w nos.

           Kiedy Dark usłyszał, jak żółw proponuje to jego pani, spojrzał na nich z taką żądzą mordu w oczach, iż gdyby Nysa go nie znała, to mogłaby pomyśleć, że zaraz się na nią rzuci. Nie groziło jej jednak nic takiego i zdawała sobie z tego sprawę, dlatego też odebrała to spojrzenie jako znak sugerujący szansę na powodzenie.

           I rzeczywiście - gdy Kanazaki zamieniła się miejscami z przyjacielem, a następnie zaczęła drażnić zwierzę w ustalony wcześniej sposób, wilk szybko poirytował się na tyle, by próbować odsunąć pysk, a w efekcie zelżał uścisk jego szczęk. Młody Hamato od razu wykorzystał okazję, oderwał futrzaka od framugi i wpadł z nim do łazienki, tracąc równowagę i lądując na ziemi. Demon próbował się jeszcze ratować, aczkolwiek Nysa uniemożliwiła mu to, wchodząc do pomieszczenia i zasłaniając mu wyjście, uprzednio zamykając oczywiście drzwi na klucz.

           - Nigdzie się nie wybierasz, złośniku. - Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie, na co Dark odpowiedział zirytowanym warknięciem. Niestety, w obecnej sytuacji musiał skapitulować - nie miał możliwości dezercji bez powodowania zniszczeń. Zwiesił więc łeb naburmuszony i posłusznie wlazł do wanny, kiedy hybryda go do niej popędziła.

***

          Nastoletni pół-demon siedział na dworze, oparty plecami oraz tyłem głowy o ścianę,  z zamkniętymi oczami i zaklętym kamieniem w dłoni. Miał spore szczęście, iż posiadał skrzydła, inaczej nieźle by się poobijał.

          Naprawdę nie wiedział, dlaczego to zrobił. Nie chciał, to jakiś dziwaczny odruch, którego nie potrafił powstrzymać. Aczkolwiek nie mógł dać się tak po prostu pokonać. Obawiał się, że to dopiero początek negatywnego wpływu przedmiotu, kto wie, jak daleko by to zajdzie, jeśli niczego nie zrobi.

          Młodzieniec posiedział tam jeszcze chwilę, myśląc nad nowym sposobem wyeliminowania artefaktu ze swojego życia. Po chwili usłyszał jednak kocie zawodzenie dochodzące gdzieś znad niego. Uniósłszy głowę, dostrzegł łeb czarnego zwierzątka miauczącego i wyglądającego za nim przez otwarte okno. Oczywiście - drzwi pokoju były zamknięte, więc kocur nie miał jak zejść na dół do pana. Dlatego teraz miauczał i nie przestanie, dopóki nie zostanie uwolniony oraz dopuszczony do demona.

          - Spokój, Mephy, już tam do ciebie idę - zawołał Jinx, po czym zebrał się z trawnika i otrzepał ubrania. Musiał wymyślić coś lepszego, aby pozbyć się tego głupiego kamienia.

          Wróciwszy do pokoju i uspokoiwszy kota, młodzieniec zaczął pracować nad nową koncepcją. Nie mógł sobie pozwolić na nic szczególnie wymyślnego, postanowił więc raz jeszcze spróbować go wyrzucić, ale gdzieś indziej, naiwnie sądząc, iż to cokolwiek zmieni. Teoretycznie ze względu na swoją demoniczną część mógłby po prostu zmiażdżyć kamień w dłoni, ale nie potrafił się do tego zmusić, jego ciało zachowywało się, jakby miał zaraz dostać ataku paniki lub drętwiało, kiedy tylko próbował. Dlatego musiał zrobić coś gwałtownego, wystarczająco szybkiego, żeby nie zdążyć wbrew swojej woli temu zapobiec. 

          Wybrał utopienie artefaktu w pobliskim jeziorze.

          Tę próbę postanowił odbyć już wieczorem, kiedy zacznie się ściemniać, by na nikogo nie wpaść przy wychodzeniu czy powrocie. Przyodział znacznie grubszą odzież niż wymagałyby tego ziemskie istoty (jego odporność na zimno była znikoma), po czym wziął swojego kota, który koniecznie chciał iść z nim, wsadził kamień do kieszeni i wymknął się z domu, by wyruszyć w las. Nie potrzebował żadnej mapy, aby odnaleźć zbiornik wodny, jako piekielny pomiot miał bardzo wyczulony węch i najprościej w świecie wywęszył wodę. Droga tam nie zajęła zaś długo, kilka minut marszem wystarczyło. 

           Po dotarciu na miejsce Jinx chwilę przypatrywał się spokojnej, odbijającej wieczorne blaski toni. Choć wokół wcale nie było cicho - gdzieniegdzie rozlegało się kumkanie żab, ginące we wszechobecnej gwarze cykania świerszczy - chłopak miał wrażenie, jakby wszystko zamarło. Zaczął zżerać go stres, pobladł, a jego dłonie stały się zimne i drżące. Wizja pozbycia się artefaktu napawała go nieuzasadnionym strachem, którego nie potrafił zrozumieć.

          Mephy miauknął na pana oraz otarł się o jego nogę, widząc jego dziwne zachowanie. Wtedy mutant opanował się na tyle, by zesztywniałą ręką sięgnąć do kieszeni po kamień. Mimo protestów organizmu, po kilku głębokich wdechach chwycił mocno przedmiot i cisnął daleko przed siebie, do wody. Parę sekund później, z dala od brzegu, czerwona błyskotka zniknęła w ciemnej toni, a ostatnim śladem po niej był cichy plusk.

          Wtedy demon zaczął szaleć. Opadłszy na cztery łapy zaczął rzucać się w stronę wody i hamować w ostatniej chwili, aby już moment później znów wbrew swojej woli się tam rwać. Jego koci towarzysz był kompletnie zdezorientowany. Miauczał i biegał za panem, nie rozumiejąc, co się dzieje, ani co powinien zrobić. Chłopak zachowywał się, jakby zwariował.

          Groteskową scenę przerwało rozpaczliwe miotanie się ryby niedaleko brzegu. Zwierzę wyraźnie było przerażone, tłukło ogonem oraz wiło się na wszystkie strony. Jako iż Jinx nie znosił cierpienia zwierząt, pozwolił się zwyciężyć i faktycznie wszedł do wody, jednak nie zamierzał pozwolić sobie na poszukiwania kamienia, a jedynie na uratowanie ryby.

          Dotarłszy do stworzenia, chłopak złapał je szybko i próbował się zorientować, co mu się konkretnie dzieje. Prędko zrozumiał, iż dość potężnych rozmiarów szczupak połknął coś, czego nie powinien, a to zablokowało mu się gdzieś w gardle. Podjął zatem próbę ostrożnego wyjęcia owego przedmiotu, aczkolwiek nie było to wcale takie proste, a ratowany obiekt nie chciał współpracować. Ostatecznie jednak się udało. Ocalona ryba natychmiast się wyrwała i uciekła, zaś młodzieniec został sam w wodzie po pas z tym, co spowodowało całą tę sytuację. Przeklętym, czerwonym kamieniem.

          Wyszedłszy na brzeg, chłopak położył się krzyżem na piasku, załamany kolejnym niepowodzeniem. I leżał tak chwilę, mimo iż jego kot zawzięcie go lizał i szturchał, żeby wstał. Nie miał już siły. Był przemoczony, przemarznięty, zły, a przede wszystkim - kompletnie bezsilny.

           Niecałe dziesięć minut później znajdował się już na drodze do domu. Cały drżał z zimna. Nie dość bowiem, że wieczór był chłodny, to jeszcze jego ubrania były w sporej części przemoczone, co tylko potęgowało reakcję jego organizmu na niską temperaturę, na którą już i bez tego był wrażliwy.

           Dotarłszy do budynku, mutant od razu się przebrał, wziął prysznic, po czym usiadł przed rozpalonym kominkiem zawinięty szczelnie w gruby koc. Siedział tak dość długi czas, grzejąc się i z fascynacją patrząc w płomienie. Zawsze lubił oglądać stojące w ogniu przedmioty.

           Podczas takiego obserwowania młody demon wpadł jeszcze na jeden, niespecjalnie ambitny pomysł na pozbycie się artefaktu. Mógłby spróbować wrzucić go do paleniska. Szanse na wyeliminowanie w ten sposób problemu były niewielkie, aczkolwiek chłopak liczył, iż kamień zareaguje niczym diament i prędko spłonie.

           Tak jak ostatnio, największym problemem było zmuszenie ciała do posłuszeństwa. Przedmiot, jakby wykrył, co zamierza trzymająca go osoba, usilnie próbował go unieruchomić dzięki zawartej w sobie magii. Demon jednak zaparł się w sobie i zebrał wszystkie siły, aby cisnąć błyskotką wprost w płomienie. Szybko tego pożałował.

           Gdy tylko ogniste języki zaczęły smagać kryształ, Jinx poczuł, jakby to on sam właśnie wpadł w palenisko zamiast niego. Odczuwszy nagły, rażący ból na całym ciele, nawet nie krzyknął - głos zamarł mu w gardle. Z paniką w oczach, nie zważając na palące się drwa, rzucił się w stronę kominka i wydobył stamtąd kamień. Niestety, w trakcie tej czynności jego ochraniacze zajęły się ogniem, więc choć nieuzasadniony, abstrakcyjny ból na całej skórze zniknął, to teraz groziły mu prawdziwe, namacalne oparzenia na rękach.

          Chłopak natychmiast odrzucił przedmiot na bok i zaczął machać podpalonymi dłońmi spanikowany. Może i był przyzwyczajony do ciepła, ale bez przesady. Jego przerażenie szybko udzieliło się towarzyszącemu mu kotu, który zaczął miauczeć przejmująco oraz biegać wokół swojego pana. Sytuacja zaś robiła się coraz gorsza. Od wierzgania się demona kawałek płonącego ochraniacza spadł na koc, który także szybko się zajął, choć Mephy starał się jak mógł temu zapobiec i dzielnie uderzał łapką pierwszy z płomieni, parząc sobie przy tym poduszeczkę oraz drąc się tak jak tylko koty i małe dzieci to potrafią.

          Zamieszanie to szybko zwróciło uwagę zielonookiego żółwia, który właśnie brał sobie z kuchni szklankę soku pomarańczowego. Słysząc dziwne odgłosy, poszedł szukać ich źródła poirytowany, a gdy zobaczył, co się tam najlepszego wyprawia, szczęka mu opadła. Jinx zdążył już podpalić nie tylko siebie, ale także połowę pokoju, wciąż w panice rzucając się po pomieszczeniu i machając skrzydłami. Mephy zaś, gdy tylko zobaczył żółwia, doskoczył do niego i wydał z siebie dziwaczny dźwięk, patrząc na niego prosząco wielkimi oczyma, co wyglądało niemal jakby błagał o pomoc dla swojego pana.

           Kiedy tylko mutant w czerwieni się otrząsnął, pobiegł szukać czegoś, co pomogłoby opanować tę całą sytuację. Nie udało mu się znaleźć gaśnicy, więc wyręczył się wiadrem deszczówki sprzed wejścia do budynku. Wylał je na bruneta, aby wreszcie przestał się wić, jednakże wody nie wystarczyło na odratowanie reszty pokoju. Na szczęście pozostali też już poczuli swąd spalenizny, więc po chwili zjawił się także Donatello z gaśnicą przyniesioną z jego laboratorium. Moment później całe pomieszczenie, włącznie ze znajdującym się w środku chłopakiem, pokryło się białą pianą, która zdusiła pożar.

           Wokół wejścia do pomieszczenia zebrała się już całkiem spora grupka osób. Z domowników brakowało jedynie Michelangela, który siedział w swoim pokoju na piętrze w  słuchawkach i nie zauważył całego zajścia. Leonardo oraz Nysa obserwowali sytuację zza pleców dwóch pozostałych braci żółwia. Dziewczyna wyglądała na dość zmartwioną, obawiała się, iż jej koledze mogło się coś stać. Pozostali jednak bardziej martwili się pokojem niż demonem.

          - Ty cholerny... - Wściekły zielonooki wkroczył do pomieszczenia, chwycił spoglądającego na niego spod piany wzrokiem zbitego szczeniaka pół-demona za ramiona i podciągnął go na równe nogi. Jinx syknął tylko cicho z bólu, nieco poraniony przez płomienie, ale nie ośmielił się protestować.

           - To nie było specjalnie, po prostu...

           - Po prostu co?! - przerwał mu Raphael. - Omal nie puściłeś nas z dymem!

          Nie wiedząc, w jaki sposób ma mu wytłumaczyć sytuację, brunet spojrzał tylko w stronę miejsca, gdzie leżał jego przeklęty kamień. Hamato mimowolnie poszedł w jego ślady, a widząc coś dziwnego, świecącego spod niknącej, białej pierzyny na czerwono, otworzył szerzej oczy.

            - Co to jest za... - zaczął, ale szybko stwierdził, że nie będzie z nim rozmawiał na środku tego pobojowiska, na oczach wszystkich. Nie życzył sobie, aby ktoś się w to wtrącał. Chwycił więc chłopaka za nadgarstek i pociągnął w stronę drzwi. - Idziemy!

            Jinx ruszył za nim niechętnie, ale bez sprzeciwów.

           - Co zamierzasz? - zapytała skołowana Nysa, odprowadzając ich wzrokiem, aczkolwiek nie doczekała się odpowiedzi.

           Widząc, iż jego pan dokądś się wybiera, Mephy wygrzebał jego kamień, wziął go bardzo ostrożnie do pyszczka i, kulejąc na poparzoną przednią łapę, jak zawsze podążył wiernie za właścicielem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro