Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R-10: Monopol na nienawiść

          Dojechawszy na miejsce, Leonardo próbował pozostawić towarzyszki w salonie na czas swoich odwiedzin w prowizorycznej pracowni Donatella, jednakże poniósł klęskę - Nysa koniecznie chciała iść razem z nim, a harpii nie mógł zostawić samej - nie znał jej i nie wiedział, co może ona tam bez nadzoru zrobić. Ostatecznie zatem wszyscy troje ruszyli do laboratorium, gdzie już czekała na nich cała reszta domowników. 

          Konfrontacja w szopie okazała się szokująca dla obu stron. Tych, którzy byli wewnątrz, zaskoczył widok obcej, pół-ptasiej kobiety, zaś wchodzących - leżącej na blacie Jinx. 

          - Co to za pokraka?! - wrzasnął Raphael, instynktownie cofając się o krok w stronę nieprzytomnej dziewczyny i opierając tyłem skorupy o stół. Karmazynowopióra harpia nastroszyła się oraz gniewnie wydęła policzki.

          - Wypraszam sobie! I łapy precz od mojej bratanicy, bo jak zaraz poślę po jej ojca to ci flaki na lewo powywraca!

          Zielonookiego na moment zamurowało.

          - Twojego kogo?

          Widząc, że udało jej się zbić go z tropu, kobieta wypięła dumnie pierś, a następnie spojrzała na mutanta z przesyconą poczuciem wyższości pogardą.

          - Niedosłyszący jesteś? Wara od Jinx, ty perfidny gadzie.

          Podczas gdy Raph z wyraźnie widocznym na twarzy niezadowoleniem wypełnił polecenie Sibnele, Leonardo naprędce ułożył wszystkie puzzle w swojej głowie w logiczną całość. Opis nowopoznanej kobiety nie bez powodu wydał mu się tak znajomy. I Nysie też musiał, skoro zadecydowała, iż powinni zabrać Nel ze sobą - jego przyjaciółka jednak z pewnością wiedziała o tym, że demon to w rzeczywistości kobieta, łatwo to wywnioskować po jej obecnym zachowaniu - nie wyglądała na ani trochę tym faktem zdziwioną. Pozostawały więc jeszcze dwa najważniejsze elementy do wyjaśnienia. Dlaczego Jinx, mimo bycia dziewczyną, podawała się za mężczyznę oraz z jakiego powodu jej ciotka musiała przybyć na Ziemię w jej poszukiwaniu. Poznanie odpowiedzi na oba z nich zaś nie powinno być nader trudne - wystarczyło wypytać żeńską, najbardziej wtajemniczoną część zgromadzenia. I to właśnie Leo zamierzał zrobić.

          Kiedy już towarzystwo przyjęło do wiadomości, w jakiej sytuacji się znalazło, lider klanu Hamato zarządził zebranie w salonie. Zjawili się na nim wszyscy prócz Michelangela, który to otrzymał bojowe zadanie nadzorowania, czy z Jinx nic się nie dzieje - w razie pogorszenia jej stanu tudzież przebudzenia, miał natychmiast poinformować rodzeństwo. Chociaż ze strategicznego punktu widzenia ufanie Mikey'emu w tak poważnej kwestii wydawało się dość ryzykowne, to nie było innej opcji - wszyscy pozostali chcieli uczestniczyć w naradzie, jemu jedynemu nieszczególnie na tym zależało.

          Zebrawszy się w okręgu wokół salonowej ławy, grupowicze siedzieli przez moment w milczeniu, nie wiedząc, kto i od czego w ogóle powinien zacząć. Ostatecznie jednak jako pierwszy odezwał się młodzieniec w niebieskim.

          - Pani Sibnele - zwrócił się do moszczącej się właśnie na fotelu naprzeciwko harpii - czy mogłaby pani powiedzieć nam trochę więcej o sobie? Skąd się pani tu wzięła, kim dokładnie jest, cel podróży... Ja i Nysa część z tego już wiemy, jednak moi bracia na pewno też są ciekawi.

          - Tak, jasne, oczywiście - przytaknęła czerwonopióra, przestając się wreszcie wiercić. - Nazywam się Haruno Sibnele, jestem harpią, to jedna z ras demonów. Znalazłam się na Ziemi dlatego, że od kilku dni ja oraz rodzice Jinx nie mieliśmy z nią żadnego kontaktu, zaczęliśmy się o nią martwić. Jej tata pewnie przybyłby tutaj samodzielnie, ale wysłali go na misję, więc postanowiłam go wyręczyć i poszukać na własną rękę. Tylko że nie jestem jeszcze najlepsza w teleportacji, więc nie trafiłam w odpowiednie współrzędne tylko gdzieś w las...

          Leo skinął lekko głową. Następnie spojrzał na Nysę i już chciał zagadnąć ją o tajemniczą zmianę płci jej koleżanki, ale został uprzedzony przez zielonookiego.

          - Czyli Jinx to dziewczyna, nie? To po co zgrywała faceta cały ten czas? - Raphael spojrzał wyczekująco na opierzoną kobietę. Ta na początku zrobiła zaskoczoną minę, jednak po chwili westchnęła z rezygnacją.

          - Znowu? - Sibnele pokręciła głową. - Tyle razy już próbowaliśmy ją przekonać, że jej płeć niczego nie zmienia i nie powinna się jej wstydzić...

          - Można jaśniej? - warknął ponaglająco zniecierpliwiony nastolatek.

          - Przez ciebie - wyparowała nagle Nysa. Wszystkie oczy zwróciły się ku niej z wyrazem zaskoczenia. - Przez ciebie udawała - powtórzyła hybryda - bo traktujesz kobiety jak słabsze, mniej zdolne czy niemogące się z tobą równać w boju i je lekceważysz. To było pierwsze, o co mnie zapytała, kiedy zaproponowałam wspólny wyjazd. Czy będzie tam ktoś taki. Więc jej powiedziałam.

          - ...Tak, zdecydowanie przez niego - dorzuciła Nel jeszcze zanim żółw w ogóle odzyskał mowę po tym, jak zatkało go przez wypowiedź znajomej. - Jinx nienawidzi seksistów.

***

          W międzyczasie Michelangelo z nienaturalnym jak na niego skupieniem przyglądał się czarnowłosej dziewczynie leżącej tuż przed nim. Dałby sobie rękę uciąć, iż skądś kojarzył jej twarz. Wprawdzie z pewnością nie w takiej fryzurze, bo na pewno by ją zapamiętał - w końcu nieczęsto widuje się kobiety ścięte niemalże na chłopaka, acz wciąż mające sporą, "kolczastą" grzywkę zaczesaną na prawo i nieco mniejszy, acz równie nastroszony pukiel po drugiej stronie twarzy - aczkolwiek włosy łatwo można ściąć oraz wymodelować, prawda? Nie powinien więc się nimi sugerować.

          Jednak, zakładając, że rzeczywiście mógłby znać tę osobę, dlaczego jej charakter niczego mu nie podpowiedział? Powinien wydać mu się choć odrobinę znajomy. Czego jak czego, ale takiej rzeczy trwale z pamięci jeszcze nigdy nie wymazał. Aczkolwiek istniała też ewentualność, że nie znał brunetki wystarczająco dobrze, by dostrzec jej osobowość... niczego nie mógł być pewien. Aby dowiedzieć się czegoś na ten temat, musiałby wypytać dziewczynę osobiście.

          I właśnie miał na to okazję. W czasie, kiedy on prowadził w myślach chyba najdogłębniejszą dedukcję, na jaką kiedykolwiek się zdobył, Jinx zaczęła powoli się przebudzać. Przerzuciwszy ogon na drugą stronę bioder, uchyliła powieki, a następnie wolno podniosła się do siadu ze zbolałym jękiem. Słysząc to, chłopak natychmiast zaprzestał rozmyślań i uśmiechnął się promiennie.

          - Dzień dobry!

          - Cześć, Mikey - mruknęła zachrypniętym głosem nastolatka, przecierając oczy. - Łeb mi pęka... - wymamrotała, po czym rozejrzała się wokół z lekkim zaskoczeniem. - Jak się tu znalazłam?

          - Raph cię przyniósł. Nie za wiele z tego wszystkiego rozumiem, ale byłaś nieprzytomna i chyba podpaliliście las, bo potem musieliśmy biegać z gaśnicami i wszystko gasić. 

          - Och... - Kiedy zaczęła wreszcie dochodzić do siebie pomimo silnego bólu głowy, Jinx odniosła przemożne wrażenie, że coś nie gra. Zmarszczyła brwi w konsternacji i zamilkła na moment, by spróbować zgadnąć, o co może chodzić. Wtedy ją olśniło. Z niedowierzaniem opuściła wzrok na swoją klatkę piersiową, by upewnić się, czy to nie tylko głupie, bezpodstawne spekulacje. Na swoje nieszczęście, nie myliła się - jej męski kamuflaż zniknął.

          - Spokojnie, to nic takiego - Michelangelo, ujrzawszy, jak spłoszona była jego towarzyszka, od razu położył jej dłoń na ramieniu i uśmiechnął się uspokajająco. - Jako dziewczyna też jesteś spoko.

          Brunetka westchnęła cicho, po czym spróbowała zrobić weselszą minę.

          - Sorki za te przebieranki. Trochę skomplikowana sprawa. 

          - Nie ma sprawy. - Żółw machnął ręką. - Potem wyjaśnisz. Na razie powinienem iść powiedzieć Donniemu, że już się obudziłaś. Zaczekasz tu?

          - Mogę iść z tobą - zaproponowała Jinx od razu, zsuwając się ze srebrnego stołu. Na początku nieco zakręciło jej się w głowie, jednakże zdołała utrzymać równowagę nawet bez podpierania się o pobliskie meble. Na jej szczęście błękitnooki nie zwrócił specjalnej uwagi na tę drobną wpadkę.

          - Jasne, czemu nie? - Chłopak uśmiechnął się pogodnie, po czym ruszył w stronę wyjścia ze stodoły, zachęcając przy tym gestem dłoni dziewczynę, aby podążyła za nim. Pół-demonicy nie trzeba było dwa razy powtarzać.

          Już chwilę później dwójka znalazła się przed drzwiami domu. Gdy tylko Michelangelo uchylił ich skrzydło, z głębi budynku doszły ich rozeźlone krzyki Raphaela.

          - Że kim przepraszam?! Jak śmiecie?! - wrzeszczał chłopak. Mutant w pomarańczowym nie musiał nawet widzieć twarzy brata, by domyślić się, jak bardzo purpurowa była w tym momencie. - Nie jestem żadnym cholernym seksistą, to jakaś kpina! Poza tym, ona mnie nienawidzi? Ha ha - zaśmiał się ostentacyjnie, jednak wciąż wyraźnie rozgniewany. - Jakim prawem?! To ja jej nienawidzę!

          Słysząc to, Jinx szybko domyśliła się, że rzecz rozchodzi się o nią. Westchnęła ciężko oraz przewróciła oczami, po czym stanęła w progu pomieszczenia, z którego dochodziły hałasy, a następnie oparła się o framugę.

          - Dzięki, kwiatuszku. Ja też cię kocham.

          Zielonooki zamilkł na moment i z zaskoczeniem spojrzał na wymownie patrzącą w jego stronę brunetkę. Zanim zdążył ponownie zabrać głos, otoczenie straciło już zainteresowanie ledwie zaczętą kłótnią. Harpia, kiedy tylko dotarło do niej, kogo właśnie ma przed sobą, od razu poderwała się z fotela i rzuciła dziewczynie na szyję z radosnym okrzykiem. Zaskoczona (acz szczęśliwa) z powodu obecności kobiety Jinx od razu odwzajemniła uścisk.

          - Co ty tutaj robisz, ciociu? - spytała zdumiona czerwonooka, odsuwając się nieco po chwili przytulania.

          - Dawno się nie odzywałaś, twoi rodzice i ja zaczęliśmy się martwić. Discord miał sam wpaść sprawdzić, o co biega, ale dostał misję, więc nie mógł. Wobec tego postanowiłam go wyręczyć - wyjaśniła pokrótce karmazynowopióra. - Czemu nie dawałaś żadnego znaku życia? Coś się stało?

          - Cóż, nie miałam jak... - przyznała zakłopotana nastolatka, kładąc dłoń na karku. - Trochę skomplikowana sprawa. Długo by opowiadać.

          Nie spuszczając z żółwicy oka, Sibnele usiadła po turecku dokładnie tam, gdzie jeszcze chwilę wcześniej stała.

          - Zamieniam się w słuch.

          Widząc po twarzach większości innych zgromadzonych, że także chcieliby wiedzieć, pół-demonica westchnęła, po czym przysiadła na rogu kanapy i zaczęła im opowiadać o swoich kłopotach z przeklętym artefaktem.

***

          Sibnele zmarszczyła brwi, przyjmując teatralnie pozę filozofa.

          - Wygląda na to, że ten stwór, który cię tak urządził, nie jest demonem takim jak my - zwróciła się do Jinx po chwili. - Musi należeć do tej grupy hadesowych renegatów, którzy wyrzekli się posłuszeństwa Lucyferowi. Niestety, nie znam się na nich za bardzo, nie wiem, co trzeba zrobić... Może Discord będzie miał pomysł, jak się z tym uporać. Musimy zaczekać, aż wróci do domu, żeby go tu ściągnąć.

          Jinx skinęła lekko głową. Nikt nie oponował przed sprowadzaniem kolejnego demona, mimo iż niektórym było to nie w smak - zawsze bowiem lepiej było mieć nadprzyrodzenie potężną istotę również po swojej stronie, a nie tylko po przeciwnej. Padła wprawdzie propozycja, aby zamiast tego zabrać brunetkę do Sfer Piekielnych, skąd pochodzą, i tam działać dalej, jednakże na jaw wyszła jeszcze jedna niedogodność - kryształ blokował nie tylko moce dziewczyny, ale również jej możliwość podróży międzywymiarowych. Chcąc nie chąc, Jinx musiała zostać na Ziemi.

          Niestety, oczekiwanie na powrót Sibnele oraz obiecanego demona okazało się trudniejsze niż początkowo zakładano. Chociaż samo w sobie monstrum, które zaatakowało Jinx i Raphaela w lesie, już więcej się nie pojawiło, w okolicach zaczęło się panoszyć mnóstwo nie tak silnych, acz wciąż niebezpiecznych, wrogo nastawionych do grupy istot nieziemskiego pochodzenia. Jako pierwsza zaobserwowała to niemogąca usiedzieć na farmie Nysa. Kiedy to bowiem wybrała się na dość odległy, poranny spacer po okolicy, natrafiła na osobliwe stworzenie, które początkowo udawało ranne koźlę sarny. Niemogąca oprzeć się potrzebie pomocy dziewczyna dała złapać się w pułapkę - gdy tylko się zbliżyła, niewinny maluch przeobraził się w groteskową abominację, która o mały włos nie odgryzła hybrydzie palców. 

          Od czasu tamtego wydarzenia Leonardo kategorycznie zakazał towarzyszom wychodzenia poza teren farmy, jednakże i to nie pomogło. Nie minął tydzień, a stwory zaczęły zjawiać się na obszarze posesji - w pierwszej kolejności w stodole służącej Donatellu za pracownię oraz szopie, a potem także w samym domu. Mimo wielu różnych prób zapobiegnięcia ich wizytom (posuwających się nawet do barykad oraz całodobowych, rotacyjnych wart przy wejściach), nie sposób było się ich pozbyć. Piekielne wsparcie zaś wcale nie spieszyło się z przybyciem.

          Chociaż grupa starała się wytrzymać jak najdłużej, w pewnym momencie przeciwności losu stały się zbyt kłopotliwe, by je znosić. Ostatnim gwoździem do trumny okazała się bezsenność Jinx, której to paranoja nie pozwalała zmrużyć oka ze względu na konieczność chronienia przeklętego kamienia przed kradzieżą - artefakt z jakiegoś powodu najwyraźniej uznał nawiedzające ich kreatury za zbyt niebezpieczne, aby je ignorować. Po tym, jak dziewczyna zaczęła zachowywać się niczym żywy trup ze zmęczenia, Leo podjął ostateczną decyzję - trzeba było odciąć się od tamtego miejsca i wypocząć. Sibnele oraz ich obiecany wybawiciel jakoś ich znajdą. Przyszła pora powrócić do Nowego Jorku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro