Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Poświęcenie

Na kolejny dzień wyruszyliśmy do Rzymu. Samolotem lecieliśmy dwie godziny. Zatrzymaliśmy się w Adrianus Hotel.

Zarezerwowaliśmy pokój i weszliśmy do środka. Rzuciłam się na łóżko ze zmęczenia, było dość wczesne południe, a już byłam padnięta, możliwe, że to przez ten lot tutaj. Nagle Mefisto rzekł:

— Zapisałem cię do szkoły katolickiej.

— Co zrobiłeś? Po co, czy to konieczne? — powiedziałam, spoglądając na niego wzrokiem.

— Tak musimy się zbliżyć jakoś do księży z Watykanu. Na dodatek będziesz musiała uczestniczyć w chórku w kościele — odparł.

— Co jakim chórku przecież wiesz, że nie umiem śpiewać?! Co ty będziesz robił w tym czasie? — zapytałam.

— Ja będę pomagał jako księża — odpowiedział, lekko się uśmiechając.

Dobrze wiedział, że nie jestem dobra w śpiewaniu. Mimo to zapisał mnie, ale skoro to jest konieczne na tej misji, to nie mam wyjścia.

— Rób, co chcesz — odparłam, obracając się na drugą stronę łóżka, powoli próbowałam zasnąć.

Nagle Mefisto zarzucił na mnie koc i wyszedł z pokoju. Zastanawiało mnie jedno, gdzie idzie o tej porze, odechciało mi się spać, postanowiłam pójść za nim, wzięłam ze sobą nóż i wyszłam z pomieszczenia. Wyszedł z hotelu, pośpiesznie też wyszłam za nim, zauważyłam, że kieruje się do centrum. Szłam za nim jakieś pięć minut, nagle zauważyłam, że się obraca w moją stronę, szybko schowałam się w jakąś uliczkę, miałam tylko nadzieję, że mnie nie zauważył. Wyszłam z uliczki, po czym zobaczyłam, że już go nie było zupełnie, jakby się rozpłynął w powietrzu, pomyślałam później, że nie mógł tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu. Szłam przez ulicę, w której ostatni raz go widziałam, nie widziałam go nigdzie. Chwilę później, ktoś pociągnął mnie do tyłu, następnie pociągnął na jakąś uliczkę, był to Mefisto. Później zapytał:

— Co ty tu robisz?

Nie chciałam odpowiadać mu, że poszłam go śledzić, to by było niedorzeczne trochę, więc odpowiedziałam:

— Nic.

— Jak to nic? — zadał pytanie.

— Tak to nic — odparłam.

— Przyznaj się, szpiegowałaś mnie? — zapytał, przybliżając się lekko do mnie.

Przejrzał mnie, nie miałam wyjścia, rzekłam:

— Tak szpiegowałam cię, chciałam zobaczyć, gdzie się wybierasz o tej porze.

— Szczerze nie sądziłem, że z początku mnie śledziłaś dopiero, potem kiedy cię wyczułem się, zorientowałem — odparł.

Gdzie bym nie poszła wszędzie mnie znajdzie i to wszystko dzięki kontraktowi, który mam na palcu, ale sądzę, że nawet gdybym nie podpisała z nim kontraktu i tak by mnie znalazł gdziekolwiek bym, nie była.

Nieoczekiwanie Mefisto rzekł:

— Jak tu już jesteś, to chodźmy na miasto.

— Jak chcesz, możesz iść sam, ja się wracam do hotelu — odparłam, obracając się i idąc w stronę hotelu.

Znienacka Mefisto chwycił mnie za nadgarstek i powiedział z lekkim uśmiechem:

— Choć zwiedzimy trochę okolicy.

Pociągnął mnie za sobą. Szliśmy przez długie i wąskie uliczki Rzymu. Rzym był piękny, stare zabytki i uliczki.

Chodziliśmy do sklepów, Mefisto kupił mi przybory potrzebne do szkoły, a także ubrania i kilka innych rzeczy. Kiedy wróciliśmy do hotelu była już godzina piętnasta. Po tym bardziej chciało mi się spać. Chciałam jak najszybciej się wykąpać i iść do łóżka, ale Mefisto mnie zatrzymał i rzekł:

— Poczekaj jeszcze chwilę mam ci coś do powiedzenia.

Zatrzymałam się i się obróciłam w jego stronę, pytając:

— Co takiego masz mi do powiedzenia?

— Coś odnośnie do naszej misji — odpowiedział, po tym siedliśmy, a Mefisto rzekł:

— A zatem szkoła, do której uczęszczasz, znajduję się 700 metrów od naszego hotelu, jak już ci mówiłem, nie jest to zwykła szkoła, tylko szkoła katolicka, która ma największy współudział z watykańskim kościołem, więc dlatego zapisałem cię do chórku.

Miał dosyć dobry plan, ale ja nie znałam języka włoskiego, odparłam:

— Dobrze wiesz, że nie znam włoskiego.

— Tym się nie martw, powiedziałem im, że jesteśmy z Wielkiej Brytanii i że jesteśmy rodzeństwem — odpowiedział.

— Rodzeństwem? Lepszego wytłumaczenia nie mogłeś wymyślić w sumie to i tak lepsze rozwiązanie niż bycie parą — rzekłam.

— Jutro zaprowadzę cię do szkoły i tak mam po drodze — powiedział Mefisto.

— Zaraz a co tu będziesz robił w tym czasie? — zapytałam.

— Już ci mówiłem, że będę księżą w kościele w Watykanie — odpowiedział.

— Czego mamy szukać w ogóle? — zadałam kolejne pytanie.

— Osoby, która jest dziwnie podejrzana, może to być organistka, ksiądz, papież, a nawet ktoś z tej szkoły tak mówił mi James — powiedział.

Szukać osoby, która jest dziwnie podejrzana, to może być trudne, zwłaszcza że tą osobą może być każdy, ale jeszcze zastanawiałam się, co zrobiła ta osoba?

— Co takiego zrobiła ta osoba? — zapytałam.

— Ludzie, którzy spotkali tę osobę, mówią, że widzieli Boga i się nawrócili trochę to dziwne, że od razu, kiedy spotkali obcą, osobę się nawrócili, podobno nawraca tylko tych, którzy mają ciężki grzech przeciw Bogu — rzekł Mefisto.

— Czy to czasami nie dobrze? — dopytałam z zaciekawieniem.

— Sam nie wiem, ale jest to podejrzane — odparł.

Tajemnicza osoba, która nawraca ludzi, którzy popełnili najcięższe grzechy w swoim życiu, to naprawdę jest dziwne i podejrzane, po co by ktoś miał robić takie rzeczy. Byłam już zmęczona, w pewnym momencie już nie mogłam myśleć. Wstałam, wzięłam piżamę i szłam w stronę łazienki, ocierając oczy ze zmęczenia, mówiąc:

— Idę się wykąpać.

Po kąpieli wyszłam z łazienki, światła w pokoju się jeszcze świeciły, nie chciało mi się już gasić świateł w pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko, nawet nie przykrywając się kocem.

Kolejnego dnia

Mefisto obudził mnie dosyć wcześnie, bo była 6.00. Ubrałam się w białą sukienkę z kwiatami. Po naszykowaniu się wyszliśmy z hotelu, po drodze do szkoły Mefisto kupił mi coś na drugie śniadanie, nie wiedziałam, co kupił, ponieważ zostałam na zewnątrz. Kiedy byliśmy przy szkole, Mefisto rzekł:

— Tu się roztajemy, przyjdę po ciebie po lekcjach, lekcje chórku masz w środy, czwartki i soboty po wszystkich poprzednich lekcjach.

— Rozumiem w takim razie do zobaczenia — powiedziałam, idąc do środka.

Dziwnie się czułam, kiedy musieliśmy się rozdzielić.

— Do zobaczenia później Lara — odparł z uśmiechem, po czym poszedł w stronę Watykanu.

Dziwnie się poczułam, kiedy powiedział moje imię z takim szerokim uśmiechem. Szkoła była ogromna w porównaniu do tej, której w przeszłości uczęszczałam. Nikogo nie znałam, poszłam rozejrzeć się po szkole i poszukać sali, w której miałam lekcje. Trudno było mi się odnaleźć, bo szkoła była ogromna, ale jakoś po pięciu dziesięciu minutach udało mi się odnieść klasę. Pierwszą lekcją była religia, weszłam do klasy krótko po dzwonku, bo szukałam klasy, zapomniałam też, że nie umiem włoskiego, tylko angielski miałam nadzieję, że zakonnica, która siedziała przy biurku, mnie zrozumie, więc powiedziałam po angielsku:

— Przepraszam za spóźnienie. Jestem Lara Hernandez , miło mi panią poznać.

— Witam, siadaj, proszę — odparła z łamanym angielskim.

Najwidoczniej znała trochę angielski, westchnęłam z ulgą, po czym usiadłam w pierwszą wolną ławkę, klasa była wielka, w klasie było około trzydziestu uczniów. Zobaczyła, że zakonnica coś powiedziała, a każdy wstał, też wstałam, robiłam głównie to, co uczniowie ledwo rozumiałam, co mówi. Z tego, co udało mi się wypatrzeć z obrazków, mówiliśmy o arce przymierza. Po lekcjach poszłam na salę do występów na dodatkową lekcję chóru. Byłam tak pierwszy raz, więc trochę się stresowałam, na dodatek nie za bardzo przepadałam za śpiewaniem przy kimś. Zobaczyłam, że lekcje chórku już się zaczęły, długo zajęło mi tu przyjść. Lekcje prowadziła jakaś zakonnica w podeszłym wieku. Po chwili podeszła do mnie i powiedziała coś po włosku, nic nie zrozumiałam, więc nic nie odpowiedziałam. Nagle przyszła jakaś inna zakonnica i powiedziała do niej coś, też nie zrozumiałam, po czym rzekła do mnie po angielsku:

— Jesteś tu nowa prawda? Jak masz na imię?

Jej angielski był niemal perfekcyjny z akcentem, w końcu był ktoś, z kim można było się dogadać, była to wysoka siostra zakonna.

— Tak jestem tu nowa, a nazywam się Lara Hernandez miło mi was poznać — odpowiedziałam.

— Mnie też jest miło. Jestem Eva Tschurtschenthaler — rzekła zakonnica.

— Eva Tsch...urtsche...nthaler tak? — dopytałam.

Jej nazwisko jest strasznie długie.

— Tak. Może pokażesz, jaki masz głos? — odparła Eva.

Naprawdę się stresowałam, ale powiedziałam sobie, że to dla misji im szybciej dostanę się do tego chórku, tym lepiej.

— Trochę się stresuję, ale mogę spróbować — rzekłam.

— To dobrze — powiedziała, dając mi mikrofon i kartkę z piosenką po angielsku.

Była to piosenka religijna „Jezus daje nam zbawienie". Druga zakonnica zaczęła grać na organach, a ja wzięłam wdech i zaczęłam śpiewać, dawno nie śpiewałam zwłaszcza chrześcijańskich piosenek, dziwnie się czułam, śpiewając piosenkę religijną, mając demona u swego boku. Wiele razy w przeszłości mówiono mi, że mój głos do niczego się nie nadaje, inni mówili, że mój głoś, jest, jak przyjemny wiatr, który w pewnym momencie zmienia się w gwałtowną wichurę. Po tym, jak skończyłam śpiewać, siostra zakonna Eva odparła:

— To było niesamowite! Kto cię nauczył tak śpiewać? Z jednej strony twój głos jest delikatny a z drugiej drapieżny.

— Nikt mnie nie nauczył, sama się uczyłam — odpowiedziałam.

— Naprawdę? — powiedziała zdziwiona.

— Tak — rzekłam, kiwając głową.

Po godzinie zajęcia z chórku się skończyły, wyszłam ze szkoły około 14.00, rozejrzałam się trochę w poszukiwaniu Mefista, nagle ktoś za mną zapytał:

— Jak było w szkole?

Ze strachu odskoczyłam i krzyknęłam:

— Aaa! Nie strasz mnie tak.

— Przepraszam — rzekł z lekkim uśmiechem.

Później wróciliśmy do hotelu. Przez całą godzinę na tym chórku śpiewaliśmy, prawie zadarłam sobie głos. Śpiewaliśmy po włosku, przynajmniej ja starałam się śpiewać po tym języku. Po godzinie siadłam do lekcji, nic nie rozumiałam z tej pracy domowej, znienacka Mefisto podszedł do mnie i zapytał:

— Co robisz? Może ci pomóc?

— Jak widać, odrabiam pracę domową — odparłam, a on przyjrzał się zadaniu i rzekł:

— Przecież przerabiałem to już z tobą, zapomniałaś już tego? — zapytał.

— Czego? Co tu pisze? — zadałam pytanie.

— Rany będę musiał cię nauczyć trochę podstaw włoskiego — odparł Mefisto, siadając obok mnie.

Całą godzinę tłumaczył mi zadania na polski to, co powiedział wcześniej, było prawdą, wszystko, co było w zadaniach, przerabiałam wcześniej. Kiedy skończyłam odrabiać lekcje, Mefisto zapytał:

— Znalazłaś jakiś trop?

— Nie jeszcze wszyscy wydają się jakby byli sobą, ale moją uwagę przykuła jedna osoba, a mianowicie jedna z zakonnic, która pojawiła się znikąd i na dodatek znała angielski perfekcyjnie, trochę dziwne, że była w pobliżu, ale możliwe, że kazali jej mnie pilnować.

— Trochę dziwne, że akurat mieli zakonnice umiejącą angielski, jak mówisz perfekcyjnie. Jak się nazywa, sprawdzę ją? — zapytał.

— Eva Tsch...urtschent...haler. Zawsze nie mogę jej nazwiska dobrze wymówić — powiedziałam.

— Dziwne... — rzekł, po czym złapał się lekko za podbródek.

— Co się stało? — zadałam pytanie.

— O ile dobrze pamiętam ta sama zakonnica była dzisiaj w plebani — odparł.

— Po co tam była? — zapytałam.

— Była po jakieś dokumenty do proboszcza niestety nie śledziłem jej, więc nie wiem, po jakie to — powiedział Mefisto.

— O której tam była? — zapytałam.

— Około dzięsiątej. A co? — odpowiedział.

— Aha — powiedziałam.

Po jakie dokumenty przyszła do proboszcza o tej porze. Możliwe, że przed wcześnie ją osądzamy, może po prostu zatrudnili akurat kogoś, kto zna angielski, w końcu dużo osób jest z wymiany zagranicznej, rzekłam:

— Nie możemy jej przedwcześnie osądzać, na razie weźmy ją na listę podejrzanych.

— Racja — odparł.

Gdy tylko skoczyliśmy rozmawiać o misji, Mefisto nauczył mnie kilku zwrotów po włosku. Włoski nie był wcale taki trudny, jak się wydawało, przypominał trochę angielski zmieszany z hiszpańskim. Wieczorem wyszłam na balkon popatrzeć na księżyc. Była pierwsza kwadra. Nagle Mefisto podszedł do mnie i rzekł:

— Będziemy musieli jutro się przeprowadzić do innego miejsca.

— Do innego? — dopytałam.

— Tak. Bliżej Watykanu jest to trochę dalej od twojej szkoły — odparł.

— Chcesz przez to powiedzieć, że nasza misja zajmuję nam tu trochę dłużej, niż sądziliśmy? — zadałam pytanie.

— Tak ponadto będę musiał niekiedy spędzać noc w plebani, żeby nie nabrać podejrzeń księży i innych — oznajmił.

— Skoro tak to niech tak będzie — stwierdziłam.

Będę musiała sobie radzić sama, kiedy go nie będzie, nie wiem, jak to będzie.

Po szkole Mefisto już na mnie czekał przed szkołą. Ze szkoły wyszłam godzinę wcześniej, ponieważ nie miałam dziś lekcji chórku. Na lekcji śpiewaliśmy, jakieś piosenki religijne po włosku. Poszliśmy w stronę Watykanu. Po kilku minutach byliśmy przed drzwiami od mieszkania, Mefisto wyciągnął klucz i otworzył drzwi. Zewnątrz dom wydawał się mniejszy, ale był całkiem spory. W mieszkaniu rozciągał się długi korytarz, na końcu korytarza była kuchnia a z boku schody na górę.

Były też schody do piwnicy, ciekawiło mnie, co znajduję się na dole, zeszłam na dół. Drzwi od piwnicy były zrobione jakby z grubego metalu. Otworzyłam drzwi i nie mogłam uwierzyć własnym oczom, mieściło się tam małe studio, w którym były różne instrumenty i wzmacniacze, a także głośniki. To, co przykuło moją uwagę, była gitara elektryczna stratocaster z Yamahy kiedyś grałam na takiej samej. Była to jedyna rzecz, która mnie uszczęśliwiała. Wzięłam ją do rąk, rozejrzałam się w poszukiwaniu kabla. Zobaczyłam, że kabel był już podpięty do wzmacniacza. Podpięłam drugą końcówkę do gitary elektrycznej i włączyłam wzmacniacz, który był podłączony już do prądu. Ustawiłam większe basy i tonację na gitarze. Wzięłam kostkę, która leżała na wzmacniaczu i zaczęłam grać power chordy. Dawno nie czułam się taka szczęśliwa, powoli przyśpieszałam granie akordów. Raz tłumiłam struny raz nie, na koniec zrobiłam solówkę z rock and rolla, nawet nie zauważyłam, że Mefisto stoi w drzwiach, którym zapomniałam zamknąć. Wówczas oparł się o ścianę i stwierdził:

— Jednak dobrym wyborem było wziąć ten dom z małym studiem.

Odłożyłam gitarę na stojak i wyłączyłam piec, mówiąc:

— Skąd masz te instrumenty?

— Wypożyczyłem je na pewien czas. Będziesz mogła w czasie wolnym ćwiczyć na gitarze — oznajmił.

Zrobił to dla mnie, bym się nie nudziła, a robiła coś pożytecznego.

— Dziękuję — powiedziałam cicho.

— Nie ma za co dziękować — odparł.

Wróciliśmy na górę, Mefisto wziął nasze rzeczy do mieszkania wcześniej. Odrobiłam lekcje z Mefistoem, następnie Mefisto oznajmił:

— Słyszałem, że dostałaś się do chórku.

— Tak. Mamy w niedzielę śpiewać już w kościele w Watykanie — odparłam.

— To dobrze. Mnie też przyjęli do kościoła — rzekł.

Wszystko jak na razie idzie po naszej myśli, ale nie wiadomo do jak długo.

W sobotę na lekcji chórku uczyliśmy się kolejnej piosenki religijnej. Po którejś piosence zakonnica ta, która jest na liście podejrzanych, która grała na organach, rzekła do mnie po angielsku:

— Lara grasz na jakimś instrumencie?

— Grałam i gram trochę jeszcze na gitarze elektrycznej — odpowiedziałam.

— Aha rozumiem. Pewnie to mała różnica w gitarze elektrycznej a klasycznej co? — oznajmiła.

— Trochę jest różnica pomiędzy tymi gitarami, ale gra się niemal identycznie. Różnią się brzmieniem i innymi rzeczami związanymi z dźwiękiem — odparłam, szczerze nie wiem skąd takie pytanie i skąd wiedziała, że gram na jakimś instrumencie.

Po chwili poszła za scenę, zobaczyłam, że niesie gitarę klasyczną, podeszła do mnie podała mi gitarę i oznajmiła:

— Proszę, zagraj coś.

— Dobrze — odparłam, biorąc gitarę w ręce.

Szczerze nie lubiłam nigdy grać na klasykach, zawsze ciągnęło mnie w stronę rocka i metaliki. Zagrałam to, co pamiętałam. Zastanawiało mnie jedno, skąd wiedziała, że gram na jakimś instrumencie. Po skończeniu grać zapytałam:

— Skąd siostra wiedziała, że gram na gitarze?

— Powiedzmy, że miałam przeczucie. Kiedy śpiewasz, lekko nogą wybijasz bicie do piosenki.

Naprawdę to robię, podczas gdy śpiewam, nie wierzę, to mi weszło w nawyk.

— Naprawdę tak robię, najwidoczniej weszło mi to w mocny nawyk — odparłam.

— Może zagrasz ze mną jedną z piosenek mam gdzieś książkę z akordami? — zapytała.

— Tak — odpowiedziałam.

Zakonnica podała mi śpiewnik z piosenkami religijnymi, w którym były akordy. Śpiewnik był strasznie ciężki i gruby miał z 600 stron. Zagraliśmy kilka piosenek i na tym skończyliśmy lekcje. Kiedy miałam już wychodzić zakonnica, zapytała:

— Skąd masz ten pierścień?

W tym samym czasie chwyciła mnie lekko za rękę, patrząc się na pierścień.

Nie wiem, co powiedzieć nie chciałam powiedzieć, że jest to znak kontraktu z demonem?

Długo się nie zastanawiałam i rzekłam:

— Mam go od bardzo bliskiej mi osoby.

— Rozumiem — oznajmiła, patrząc się na mnie kapryśnym wzrokiem.

— To ja już pójdę — powiedziałam, po czym wyszłam z sali.

To było dosyć dziwne najpierw ta sytuacja z pytaniem, czy gram na jakimś instrumencie, a potem to. Całą drogę powrotną do mieszkania zastanawiałam się, czy to nie ta osoba, której szukamy?

Mefisto zobaczył, że coś mnie trapi i zapytał:

— Coś cię trapi?

— Nie... znaczy się tak... — odparłam, nie wiedziałam, czy mu powiedzieć o tym, co się stało, ale postanowiłam powiedzieć mu to, zapytałam:

— Mefisto czy nasz kontrakt coś w wieże chrześcijańskiej znaczy?

— To cię trapi? — zapytał.

— Nie tylko to. Ta zakonnica dzisiaj zapytała mnie, czy gram na jakimś instrumencie jakby dobrze wiedziała, że gram na gitarze, tłumaczyła się, że miała po prostu przeczucie, ale ja nie sądzę, że to było przeczucie, a potem kiedy wychodziłam, spytała się mnie, skąd mam ten pierścień odpowiedziałam, że od pewnej osoby sądzę, że może nas śledzi. Na dodatek dziwnie spojrzała na mnie, kiedy powiedziałam, że dostałam to od pewnej osoby — rzekłam, nie chciałam mówić, że powiedziałam, że dostałam to od bliskiej osoby, trochę dziwnie było mi to powiedzieć mu.

— Faktycznie trochę dziwne. Mnie zatem nie udało się jej śledzić — oznajmił.

— Nie udało ci się jej śledzić? — zadałam pytanie.

— Tak jakby straciłem ją z oczu — powiedział.

— Ty ją straciłeś z oczu? Jak to się stało? — dopytałam.

— Jedna siostra zakonna coś ode mnie chciała i jakoś ją straciłem z oczu — odpowiedział, wzdychając.

— Rozumiem — rzekłam.

Nadal nie mogę pojąć, jak on mógł stracić ją z oczu?

W niedzielę razem z Mefistoem poszliśmy na mszę.

Ubraliśmy się elegancko. Podczas mszy śpiewaliśmy. Jedna z sióstr chciała, abym ja prowadziła chórkiem. Zobaczyłam z góry, że Mefisto pomaga ministrantom. Ciekawiło mnie tylko czy woda święcona jest mu straszna i co by się stało, gdyby woda go przypadkiem oblała. Mniejsza o to ważniejsze było, gdzie jest zakonnica, która była podejrzana, zapomniałam jej imienia przez chwilę, ale później przypomniałam, że nazywała się Eva jakoś tam. Rozglądałam się jeszcze trochę, ale nigdzie jej nie widziałam, tak jakby się rozpłynęła z tego, co pamiętam, mówiła nam, że będzie na mszy z nami. Po mszy wyszłam z kościoła i przed kościołem czekałam na Mefistoa. Po kilkunastu minutach przyszedł, mówiąc:

— Przepraszam cię Lara, ale musiałem coś załatwić.

— Nic się nie stało — odparłam.

***

Szliśmy już do domu, kiedy nagle zobaczyłam, że na placu zgromadziło się dużo osób, ktoś coś powiedział przez magnetofon, nie zrozumiałam nic, ponieważ osoba mówiła po włosku, zapytałam Mefisto:

— Co tam się dzieje?

— Najwidoczniej chcą spotkać się z papieżem. Zawsze po południowej mszy można go tu spotkać. Nie rozumiem, po co ludzie chcą aż tak bardzo zobaczyć papieża — odpowiedział.

— Też tego nie rozumiem. Choć idziemy, już nie ma tu, po co zostawać — rzekłam, po czym kierowałam się w stronę mieszkania.

Zobaczyłam, że papież rozmawia z członkami chórku, ciekawa byłam, o czym rozmawiają i dlaczego ten chórek jest tak blisko papieża, na dodatek zobaczyłam Evę, stała u boku papieża dlatego jej nie było wtedy na mszy. Pewnie była w innej części kościoła. Siostra Eva zobaczyła mnie i biegnąc w moją stronę, krzyknęła:

— Lara poczekaj chwilę!

Zatrzymała się przy mnie, zadyszana, wtedy powiedziałam:

— Co takiego?

— Papież chce, żebyś do niego poszła — odpowiedziała.

— Co? Przepraszam, ale nie mogę teraz, właśnie się spieszymy, musimy gdzieś zajść jeszcze — rzekłam.

Oczywiście kłamałam, nie chciałam tam iść, nie wiem sama, dlaczego błagałam tylko, oby Mefisto mnie z tego wyciągnął, wtedy Mefisto rzekł:

— Mamy w sumie czas Lara jeszcze.

Widocznie miał plan, jeżeli zbliżę się do papieża, będzie łatwiej znaleźć podejrzaną osobę.

— Dobrze — powiedziałam do zakonnicy. Poszłam za nią, nagle Mefisto chwycił mnie za ramię i powiedział po angielsku:

— Poczekaj Lara.

Wtedy powiedział mi na ucho po polsku:

— Pod żadnym pozorem nie pokazuj znaku kontraktu, nasza misja od tego zależy. Najwidoczniej ta zakonnica wie, kim jesteśmy.

Po tych słowach Mefisto wyjął kartkę i długopis i rzekł po angielsku z uśmiechem:

— Masz przynieść mi autograf od papieża i wszystko mi zanotuj dobrze? I to, co ci powiedziałem na ucho, też się spytaj.

Wtedy rzuciłam kartkę i długopis i powiedziałam:

— Papież to nie wokalista, żeby prosić o autograf.

Wtedy obróciłam się niby obrażona, wiem, o co mu chodziło, chciał, aby siostra nie nabrała podejrzeń przeciwko mnie. Papież poszedł do środka bazyliki.

Szliśmy przez długi korytarz, nagle zakonnica zadała mi pytanie:

— Kim jest ten mężczyzna, który chciał autograf od papieża?

— To jest mój starszy brat. Ma czasem zwariowane pomysły, oboje się tu przeprowadziliśmy. To on się mną zajmuje — stwierdziłam.

— Rozumiem — odparła.

Przypomniało mi się, wtedy kiedy Mefisto powiedział mi na ucho, o tym bym nie pokazywała kontraktu, najwidoczniej jednak kontrakt znaczył jakiś znak szatana. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach, zakonnica oznajmiła:

— Jesteśmy na miejscu.

Po tym otworzyła drzwi. Zobaczyłam, że był tam cała grupa z chórku, która siedziała obok papieża, nagle zakonnica chwyciła mnie za ramię i odparła:

— Nie musisz się obawiać, papież zna angielski, więc nie będzie problemu z dogadaniem się.

— Rozumiem — rzekłam, po czym rzekłam, w stronę papieża kłaniając się lekko:

— To zaszczyt być tutaj z Ojcem Świętym.

— Usiądź, proszę — powiedział, pokazując mi wolne miejsce.

— Dobrze — odparłam cicho.

Nie wiedziałam, po co nas tu sprowadził, starałam się ukryć pierścień za sobą, ale tak, aby zakonnica za mną nic nie podejrzewała. Po kilku minutach papież rzekł:

— Słyszałem, jak śpiewacie zwłaszcza ty Laro. Twój głos jest przepiękny.

— Dziękuję, ale naprawdę mnie zachwala Wasza Świątobliwość — oznajmiłam.

Trudno było ukryć mój pierścień, Więc ciągle miałam rękę jedną na drugiej, na szczęście pierścień nie był tak wielki i miałam sukienkę, która miała długie białe rękawy.

— Mam nadzieję, że dalej będziesz rozwijała ten talent — rzekł.

Był bardzo miły i rzetelny, ale nie chcę mi się wierzyć, że od razu, gdy tylko zaśpiewałam mnie, zaprosił do siebie. Ewidentnie coś było tu nie tak. Chwilę z nami rozmawiał o tym, że mamy przepiękne głosy, bo w całej grupie były tylko kobiety. Co też było dziwne. Na dodatek papież był młody jak na takie stanowisko. Wyglądał na co najmniej, jakby skończył dopiero pięćdziesiąt pięć lat. Chwilę później jeden z księży podał nam herbatę. Podziękowałam, miałam zmieszane myśl, czy wypić herbatę, czy nie postanowiłam udawać, że ją piję małymi łykami. Znienacka jedna osoba z chórku upadła na ziemię mdlejąc potem druga i trzecia. W końcu wszyscy z chórku leżeli na ziemi, jednak było coś w tej herbacie. Postanowiłam zachować spokój, położyłam herbatę na małym stoliku, skrzyżowałam nogi i ręce i zapytałam papieża:

— Co było w tej herbacie?

— Jak to możliwe, że na ciebie nie zadziałał środek usypiający? — zadał mi pytanie.

— Nawet nie próbowałam tego świństwa, nie wierzę ludziom, których poznałam zaledwie kilkanaście minut, nawet jeśli jest to papież — odpowiedziałam.

— Przecież widziałem, jak pijesz tę herbatę — powiedział zaskoczony.

— Ojciec nie skupia się na istotnych rzeczach. Udawałam, że piję tę herbatę powoli, by nikt się nie zorientował. Tak więc po co chciałeś to zrobić? — rzekłam.

Wiedziałam, że coś tu nie grało, ale czy na pewno jest to ta osoba, której szukaliśmy razem z Mefistoem? Możliwe, że po prostu jest oszustem, który podszywa się pod papieża, by potem porywać niewinne kobiety i je sprzedawać.

— Ja nic nie chciałem zrobić — odparł z niepokojem w oczach.

— Akurat. Po co to robisz? — zapytałam, podchodząc do niego i nachylając się nad nim, później rzekłam:

— Gadaj! Co chciałeś zrobić?

Zauważyłam potem, że zakonnica też upadła, najwidoczniej też to wypiła, więc musiała o tym nie wiedzieć.

— Hahahaha chciałem was sprzedać, nie spodziewałem się jednak, że akurat będzie tu jakaś osoba, która nie zaufa papieżowi.

— Chciałeś nas sprzedać komu? — zapytałam.

— Tym którzy zgłosili się, by was kupić, akurat zmierzają w naszą stronę, zaraz powinni tu być, więc nie masz już gdzie uciec.Hahaha — odparł.

— Wcale nie chcę uciekać — powiedziałam z powagą.

— Hahahaha powiem ci, tylko że za ciebie najwięcej dostanę pieniędzy, życzę ci jak najgorzej — rzekł.

Jak w ogóle papież może mówić takie rzeczy, jednak ludzie zrobią wszystko by tylko osiągnąć swój cel?

Najwidoczniej nie był prawdziwym papieżem, tylko podszywał się pod papieża. Po paru minutach ktoś otworzył drzwi, była to grupa ludzi z ochroniarzami. Jeden z nich mnie zauważył i podszedł do mnie, po czym wziął mnie mocno za podbródek, powiedział:

— W rzeczywistości wyglądasz jeszcze piękniej. Będziesz moją jedną z najlepszych niewolnic, jakie miałem.

— Szczerze to w to wątpię — rzekłam z lekkim uśmiechem.

— Co powiedziałaś?— zapytał.

— Powiedziałam to, co usłyszałeś przeklęty bogaczu — odparłam z lekkim uśmiechem.

Wtedy rzucił mnie tak, że się wywróciłam i krzyknął:

— Jak śmiesz się ze mną się sprzeczać ty przeklęta dziewucho!

— Oj wybacz wielmożny panie, ale nie należę do ciebie — rzekłam z lekkim uśmiechem, po czym wstałam i podeszłam do niego, biorąc go za rękę, następnie złamałam mu rękę, wtedy on krzyczał niemiłosiernie z bólu, odsunął się lekko ode mnie, a ja odparłam, podchodząc do niego:

— Rany krzyczysz jak baba.

— Złamałaś mi rękę ty przeklęta kobieto! — powiedział.

Przelęta kobieto? Mogę i być dla niego przeklęta.

— Chcesz, mogę złamać ci jeszcze jedną? Jeżeli nie powiesz mi, co takiego robicie z kobietami, które kupujecie — rzekłam, rozciągając palce u rąk.

— Nie powiem ci nic ty przeklęta kobieto. Ochroniarze złapcie ją! — odparł, nadal krzycząc z bólu.

Po chwili jego ochroniarze podbiegli do mnie próbowali mnie złapać, ja najpierw uderzyłam jednego pięścią, a drugi zaatakował mnie od tyłu, więc zrobiłam zamach i uderzyłam go nogą. Po paru minutach leżeli już na ziemi bezruchu. Reszta patrzyła się na mnie, próbowała niezauważona wymknąć się z dziewczynami, które leżały nieprzytomne na ziemi. W porę ich zauważyłam, podbiegłam do nich, uderzając ich kilka razy, mówiąc:

— Nigdzie z nimi nie uciekniecie.

Po chwili zauważyłam wiszący sznurek, wzięłam go i zawiązałam im ręce, by mnie mogli nic zrobić. Papieża nie związywałam, nie starczyło mi sznurka, więc go postanowiłam pierwszego przesłuchać. Dziewczyny, które były nieprzytomne leżały na ziemi z dala od kupców. Podeszłam do papieża i zadałam pytanie:

— Tak więc co chcieliście zrobić z nimi?

— Chciałem je sprzedać — powiedział.

Jego głos drżał ze strachu.

— To sama wiem, co się działo z nimi dalej? — zadałam ponownie pytanie.

— Nie wiem, spytaj się ich — rzekł.

Obróciłam się w stronę związanych obcych, podeszłam do nich, jeden z nich rzekł:

— Dam ci tyle pieniędzy ile tylko zachcesz, tylko bądź moim ochroniarzem.

— Niestety nie jestem zainteresowana twoją propozycją, ale powiedz, co takiego robiliście z tymi kupionymi kobietami — rzekłam.

— Robiłem z nich niewolnice, po czym sprzedawałem je arabom, na tym zarabiałem — odparł.

— A więc to tak — oznajmiłam.

Więc byli włoską mafią. Myślałam przez dłuższą chwilę co z nimi zrobić, gdyby tylko Mefisto tu był, wiedziałby, co z nimi tu zrobić. Postanowiłam go zawołać, chociaż nigdy tego nie robiłam, ale kiedy byliśmy w Guayaquil w Ekwadorze, powiedział mi, że kiedy wypowiem jego imię, on się zjawi, po chwili rzekłam:

— Nie chciałam tego robić. Mefisto jestem tutaj.

Po chwili ktoś powiedział z tyłu:

— W końcu mnie wezwałaś. Co się tutaj stało?

Był to Mefisto. Patrzył się na porywaczy i na papieża z zastanowieniem, później odparłam:

— Można powiedzieć, że chcieli mnie i członkinie chórku kupić, a potem sprzedać, więc zajęłam się nimi i ich trochę przesłuchałam.

— Nawet chcieli sprzedać tę zakonnicę? — zapytał.

— Najwidoczniej — powiedziałam.

— Może usuniemy ją z listy podejrzanych? — zadał pytanie.

— Nie nadal nie mamy stu procentowej pewności. Co z nimi robimy? — stwierdziłam i zapytałam.

— Nie wiem, na pewno nie są związani, z tym, czego szukamy, więc dobrze by było dać im policji, w końcu nikt im nie uwierzy, że ich pobiłaś. Dzwoń po policję — powiedział, po czym podał mi telefon, wystukałam numer na policję i zadzwoniłam, kiedy usłyszałam operatora, pomyślałam, że jeszcze wiarygodnej by było udawać w sobie strach.

Operatorem była kobieta. Rozłączyłam się, mimo iż kobieta pod żadnym pozorem nie kazała mi się rozłączać.

Na razie nikt z dziewczyn ani zakonnica się nie budziły, najwidoczniej był to silny środek nasenny. Wtedy jeden z nich powiedział:

— Myślisz, że ona ci uwierzyła, że zrobił to papież.

W sumie miał racje, kto by w to uwierzył, wtedy Mefisto stwierdził:

— Tak się składa, że policja miała papieża na oku i podejrzewała go o dziwne zniknięcia kobiet z chórku.

— Naprawdę? — dopytałam ze zdziwieniem.

— Tak — odparł.

Drugi z nich rzekł przestraszony:

— Zaraz ta siła i zdolności musicie być Dark Endem.

— Dark Endem? Chyba za dużo nasłuchałeś się bajeczek dla dzieci. Jesteśmy zwykłymi obywatelami — odparłam.

— W takim razie skąd macie taką siłę? — zapytał jeden z nich.

— Dużo przeżyłam w swoim życiu, ćwiczyłam i nadal ćwiczę szermierkę, a także karate i samoobronę — oznajmiłam.

Po kilku minutach przyjechała policja, ja udawałam przestraszoną, by nikt nie nabrał podejrzeń, że udaję. Policja spytała: Jak udało nam się ich związać? Powiedzieliśmy, że uczyliśmy się sztuk samoobrony. Następnie osoby z chórku nawet nie zdążyłam ich poznać, ponieważ nie umiały angielskiego się, obudziły, a także obudziła się siostra zakonna. Nie musieliśmy jechać na przesłuchanie. Tak jak myślałam, był to fałszywy papież, który podszywał się pod prawdziwego. Trwały poszukiwania prawdziwego papieża. Policja znalazła przedmieściach zamkniętego w pokoju, w którym nie było świateł. Jakoś cudem udało mu się przeżyć, każdy mówił, że to boży cud, że przeżył i że Bóg miał nad nim opiekę. Szczerze w to wątpię.

Siedziałam późnym wieczorem w pokoju, czytając książkę, nie mogłam zasnąć, myślałam o tym, co stało się dzisiaj w bazylice. Czemu ktoś robi takie rzeczy w ogóle? Ponadto, o co chodzi, żebym nie pokazywała kontraktu papieżowi czy tak naprawdę ten znak znaczy znak szatana? Nieoczekiwanie do pokoju wszedł Mefisto i rzekł:

— Czemu jeszcze nie śpisz?

— Czytam książkę — odparłam.

— O tej porze?— zapytał.

— Tak — oznajmiłam.

Odłożyłam książkę na szufladę obok łóżka i chwilę patrzyłam się w sufit, zastanawiałam się, czy zapytać go o znak naszego kontraktu, czy nie, postanowiłam, że go zapytam, chciał już wyjść z pokoju, kiedy powiedziałam:

— Mefisto.

— Tak — odpowiedział, obracając się w moją stronę.

— Co tak naprawdę w wieże znaczy nasz znak kontraktu? Dlaczego wtedy kazałeś mi go nie pokazywać nikomu?-zadałam pytania, wyciągając rękę i patrząc się na pierścień.

Podszedł do mnie bliżej i chwycił mnie za rękę, patrząc na pierścień, rzekł:

— Niby na pierwszy rzut oka to zwykły pierścień, ale kiedy przyjrzysz się bardziej, na obręczy można zauważyć napis i znak, który cały czas się powtarza. Dlatego kazałem ci go nie pokazywać.

Dopiero, bo tak długi czas zauważyłam ten znak i napis, po nieznanym mi języku z początku myślałam, że to zwykła ozdoba.

— Co to znaczy? — zapytałam.

— Dla mnie i dla ciebie znaczy to, że jesteśmy związani kontraktem, ale dla katolików znaczy to samo jak pentagram. Nieliczni znają ten znak, jest bardzo stary — odpowiedział, puszczając moją dłoń.

— A co z napisem? — ponownie zapytałam.

— Tłumacząc to na ludzki język, znaczy nic innego jak kontrakt — stwierdził.

— Na ludzki język? To demony też posługują się jakimś językiem — powiedziałam z ciekawością.

— Tak, Teraz, jak zaspokoiłem twoją ciekawość, w końcu położysz się spać, jutro musisz wcześnie wstać — oznajmił i wyszedł z pokoju, gasząc światło. Miałam jeszcze tyle pytań do niego no cóż, kiedy indziej spytam go o to.

Rano Mefisto zrobił mi śniadanie i wyszliśmy z mieszkania, nagle dał mi klucz i rzekł:

— Dziś będziesz musiała sama wrócić do domu.

— Dobrze. Wrócisz na noc? — odarłam.

— Możliwe, że tak. A co? — stwierdził.

— Nie nic — powiedziałam.

Rozdzieliliśmy się przy szkole. Lekcje były nudne, nie rozumiałam nic z włoskiego oprócz kilku zwrotów i pytań. W sobotę, kiedy szłam na lekcje chórku, zauważyłam, że w tej szkole jest ogromna biblioteka, postanowiłam tam pójść na jedynej przerwie, którą mieliśmy w tej szkole. W bibliotece było dużo ciekawych książek, głównie szukałam czegoś głównie do nauki włoskiego, ale nic nie znalazłam, ale za to znalazłam książki, które nie wiem, o czym były, pomyślałam, że czytając książki, po włosku czegoś się nauczę, tak jak robiłam to w Vancouver. Szłam przez korytarz do sali, w której miałam lekcje, za bardzo się zamyśliłam i nagle wpadłam na kogoś, przewróciłam się, moje książki upadły na ziemię. Chwilę zastanawiałam się, co się stało. Ujrzałam przed sobą młodego księdza. Miał on ciemno-blond włosy i jasno-zielone oczy. Był odziany w szatę liturgiczną. Po chwili podał mi rękę i zadał pytanie po włosku:

— Wszystko w porządku?

— Tak — odparłam po włosku.

Potem nie zrozumiałam, co powiedział, ale podał mi moje książki i się uśmiechnął, a ja odparłam po angielsku:

— Przepraszam, ale nic nie rozumiem.

Chwilę na mnie popatrzył i oznajmił po angielsku:

— Rozumiem, jesteś tą nową uczennicą z wymiany.

— Niezupełnie z wymiany — powiedziałam.

Znienacka zadzwonił dzwonek na lekcje, przeprosiłam go i pobiegłam do klasy, na szczęście zdążyłam na lekcje. Po lekcjach wyszłam ze szkoły i powoli kierowałam się do domu. Przez chwilę myślałam, że Mefisto będzie szedł ze mną, ale zapomniałam, że dziś wracam sama do domu. Wnet ktoś do mnie powiedział:

— Nowa poczekaj!

Obróciłam się, był to ten ksiądz, na którego trafiłam dzisiaj, idąc do klasy. Podbiegł do mnie i zapytał:

— Idę tą samą drogą może pójdziemy razem?

W sumie nie chciałam iść sama, więc się zgodziłam. Dziwnie się czułam, idąc z osobą inną niż Mefisto i którą niedawno poznałam. Kiedy szliśmy gwałtownie, zapytał:

— Nie zdarzyłem się przedstawić, jestem Dario Bo. A ty jak masz na imię?

— Jestem Lara Hernandez — odparłam.

— Przyjechałaś tu z rodzicami? — zadał pytanie.

— Nie ze starszym bratem — powiedziałam.

— Twój brat to czasami nie Mefisto Vitale Hernandez? — zapytał.

— Tak. Znasz go? — zapytałam.

— Tak zostałem przyjęty niedawno do tego samego kościoła — powiedział.

— Co robiłeś dziś u nas w szkole? — zadałam pytanie.

— Byłem zastąpić siostrę Evę, by się tobą jakby zająć dlatego, że znałem jako tako angielski — rzekł.

Jego angielski nie był co prawda z akcentem, ale dało się go zrozumieć. Faktycznie zauważyłam, że dziś nie widziałam siostry Evy, nie mogła się rozpłynąć, znowu znika bez zapowiedzi trochę to podejrzane. Dobrze, że nie kazałam Mefistowi jej uniewinniać. Tak jak myślałam, wzięli ją, by mnie pilnowałabym, nie zrobiła nic głupiego.

— Tak w ogóle wiesz, gdzie poszła? — zapytałam z ciekawości.

— Nie wiem, nie powiedział mi nikt — stwierdził.

— Rozumiem — odparłam.

Po paru minutach byliśmy już przy domu, który wynajęliśmy z Mefistem. Pożegnałam się z Darionem. Otworzyłam drzwi od mieszkania, nikogo nie było, zrobiłam się trochę głodna, więc poszłam do kuchni, zobaczyłam na lodówce kartkę z napisem: Obiad jest w lodówce i podpis Mefisto. Czułam się jak jakieś rozpieszczone dziecko. Musiał być wcześniej w domu skoro zostawił tę kartkę na lodówce, bo rano mogę przysiąc, że jej nie widziałam. Nałożyłam na talerz to, co było w lodówce, zjadłam, następnie poszłam odrobić lekcje. Na stole, przy którym odrabiałam lekcje, leżał słownik włoskiego po polsku, najwidoczniej zadbał o to, był, odrobiła lekcje. Lekcje odrobiłam szybko. Później poszłam do studia, chwilę pograłam. Nudziło mi się cały czas, starałam się czytać książki, które wypożyczyłam w bibliotece. Włoski niby był łatwy, ale jakoś słówka nie chciały mi wejść do głowy. Zaskakująco Mefisto wrócił o piętnastej, byłam wtedy w salonie i czytałam książkę. Po chwili powiedział:

— Wróciłem.

— Witaj z powrotem — odparłam, nadal mając nos w książce.

Wszedł do salonu i zapytał:

— Może wybierzemy się gdzieś?

— Teraz? — dopytałam.

— Tak a czemu nie — rzekł.

— Możemy gdzieś się przejść — oznajmiłam.

— Może pojedziemy nad morze? — zapytał.

— Możemy — stwierdziłam.

— W takim razie biorę nasze rzeczy i jedziemy — powiedział, tak też zrobił.

Po paru minutach Mefisto spakował wszystko potrzebne na plaże. Ja nic nie musiałam pakować, zawsze Mefisto robi to szybko za mnie, dziwnie się czuje, kiedy ktoś inny robi za mnie coś, co sama równie dobrze mogłabym zrobić. Mefisto zamknął drzwi i poszliśmy na stację kolejową.

Nasz pociąg był o szesnastej. Czekaliśmy dziesięć minut, pociąg mieliśmy w pociągu jedną przesiadkę. Musieliśmy kilka metrów przejść na plaże. Pociągiem jechaliśmy około pół godziny. Morze nie było wprawdzie takie jak ocean w Vancouver, ale woda w tym morzu była cieplejsza niż w Oceanie Spokojnym. Weszliśmy do wody, jak zawsze musieliśmy wejść strasznie głęboko. Na szczęście Mefisto nie musiał mnie już trzymać, bo sama umiałam pływać wprawdzie nie tak dobrze, ale jakoś dawałam radę. Podczas pływania zauważyłam surferów. Niektórzy byli już doświadczeni a niektórzy chyba byli dopiero początkującymi. Chciałam też spróbować, więc zapytałam trochę nieśmiało, bałam się go prosić:

— Pójdziemy spróbować serfować?

— Skoro chcesz, możemy iść — odparłam.

Cieszyłam się, że mogliśmy, pójść wyszliśmy z wody, lekko się wysuszyliśmy i poszliśmy w stronę surferów. Wypożyczyliśmy dwie deski, wtedy zapytałam:

— Nie bierzemy jakiegoś instruktora?

— Nie będzie nam potrzebny, sam cię nauczę serfować — powiedział z lekkim uśmieszkiem.

— Czego ty nie potrafisz, jestem ciekawa? — zapytałam.

— Nie wiem sam, tez jestem ciekawy — odparł.

Weszliśmy do wody. Mefisto objaśnił mi, żebym nie trzymała deski z tyłu tylko z przodu w każdym razie mnie walnie. Kazał mi się położyć na desce i po ty jak mnie odepchnie spróbować wstać na mnie. Odepchnął mnie, a ja próbowałam wstać, chwilę się zachwiałam i wpadłam do wody. Nigdy nie umiałam jeździć na desce, ale postanowiłam się nie poddawać, więc próbowałam jeszcze kilka razy, nie udawało mi się najwidoczniej deski to nie moja bajka. Później Mefisto powiedział:

— Najwidoczniej nie jesteś do tego stworzona.

— Najwidoczniej tak — odparłam, po czym zauważyłam skuter wodny, nie mogłam się na patrzeć, zawsze lubiłam dużą prędkość, Mefisto zauważył to i powiedział:

— Chyba już wiem, co dla ciebie będzie odpowiednie, choć.

— Czekaj nie zamierzasz chyba... — stwierdziłam.

— Tak zamierzam to zrobić — rzekł.

Wyszliśmy z wody, oddaliśmy deski do serfowania i poszliśmy w stronę skuterów wodnych, a jednak zamierzał kupić na godzinę skuter wodny. Wynajął go na godzinę, po czym rzekł:

— Może do serfowania nie jesteś stworzona, ale do tego tak.

Chwycił mnie za rękę i poszliśmy szybkim krokiem w stronę wynajętego skutera wodnego. Dobrze wiedział, że kiedyś jeździłam skuterami wprawdzie nie swoimi, ale kiedyś się tylko trafiło. Usiadłam na skuterze, a Mefisto za mną ja zapytałam:

— Nie boisz się, że nas zaraz zabiję na tym skuterze?

— Siadłem tylko dlatego, żebyś ty się nie zabiła — odparł.

— A więc tak. Daj kluczyk — rzekłam.

— Proszę — powiedział, po czym dał mi kluczyk. Wsadziłam kluczyk do stacyjki. Mefisto odparł, pokazując na kierownicę:

— Tu masz gaz.

— Chyba wiem — odparłam.

Następnie nacisnęłam gaz do całej dechy i wyjechałam w morze. Jeździliśmy jeszcze pół godziny, następnie wracaliśmy powoli do miejsca zamieszkania. Kiedy wróciliśmy, był już wieczór. Dawno nie jeździłam skuterem, było to niesamowite uczucie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro