Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41

Przepraszam... Popełniłem błąd...

Czy miłość z demonem jest możliwa? Zapewne nikt o to nie pytał, ale był ciekaw tego, czy faktycznie jest. Demon jest istotą, która jest z Piekieł. Jest zła i nikczemna, zależy im tylko i wyłącznie na naszym cierpieniu. Czy faktycznie tak jest? Otóż nie. Demon tak jak ludzie mają swoje małe, jak i duże tajemnice, są dobre, jak i złe, nie mają żadnych zasad, aczkolwiek jeśli chcą czegoś więcej, proszą o to Szatana, który w zamian daje im umowę, której mają przestrzegać. Można uważać, że to jakaś bujda i biblia mówi prawdę, ale tak nie jest. Biblia jest tylko książką, która przez wieki była modyfikowana tak, aby ludzie nie dowiedzieli się prawdy i byli dobrzy. Jednak istniały ustępstwa. Takie jak biblia Szatana, do której mało osób zaglądało, która także nie pokazywała całej prawdy. Jednak była wiarygodniejsza niż samo Pismo Święte.

Nie można osądzać kogoś po jego rasie a po charakterze. Tak samo ludzi po wyglądzie. Pamiętajmy, że ludzie nie są bóstwami i to nie oni mają tutaj pełną kontrolę nad światem. Owszem kiedyś tak myślałam, ale teraz wszystko się zmieniło. Cały świat się zmienia i to na gorsze. Ludzie nadal pragną władzy i to jeszcze bardziej niż kiedyś. Stają się powoli sami demonami z Biblii, które są o wiele gorsze od prawdziwych demonów, zamieszkujących Piekło czy Ziemię. Każdy popełnia błędy nawet istoty duchowe. Anioły, Demony czy nawet sam Szatan i Bóg. Nikt nie jest idealny. Ciąży nad nami ogromna presja, której chcemy się pozbyć, ale nie możemy. Musimy walczyć ze sobą lub się jej poddać. Wszyscy działają dla siebie, a nie dla innych, jak kiedyś. Nikogo już nie obchodzi życie innych, czy problemy ze środowiskiem. Obchodzi ich tylko własne dobro i sprawy.

***

— Laro, wzięłaś wszystko? — upewnił się jeszcze raz Mefisto, otwierając mi drzwi od samochodu.

Jak zawsze się martwi czy nic mi nie brakuje. Jest taki kochany... Czemu ja tego wcześniej nie zauważałam na samym początku naszej chorej znajomości? Kochałam go za wszystko, co dla mnie robił. Nie trzymał już nic w tajemnicy, a otwarcie mi to mówił, żeby nie było na osobności. Choć czasem był naprawdę za szczery, ale to nie było żadną przeszkodą a zaletą w tym przypadku.

— Myślę, że tak — odparłam, poprawiając włosy, które przez wiatr trochę się rozczochrały. — Możemy ruszać.

Wsiadłam do BMW, po czym Mefisto zamknął drzwi. Spokojnie zapięłam pas i cierpliwie poczekałam, aż Mefisto wejdzie do samochodu. Alexander siedział razem z Aurorą na tylnych siedzeniach. Dzisiaj jest ten dzień, kiedy wszystko prawdopodobnie się rozstrzygnie. Mefisto dzięki kilku osobom z kilku tajnych agencji namierzył dokładnie położenie znajdowania się kilku ważnych osób, Samiela i Kelly. Ośrodek położony był w Stanach Zjednoczonych, praktycznie na środku Nevadowskich pustyń. Nie było to tuż obok Strefy 51 a jeszcze dalej. Nie było to tak znane miejsce przez większość społeczeństwa, tylko nieliczni o tym wiedzieli. Z Vancouver do stanu Nevada jest trochę daleko, ale zdecydowaliśmy się na szybki lot samolotem, który był zarezerwowany specjalnie dla nas. Nie było to nowością dla mnie, bo Richard miał dużo takich prestiżowych odrzutowców, ale u Mefista nie widziałam żadnego. Nie powiem, trochę mnie to zdziwiło. Mefisto nie wybierał takich samolotów zbyt często, zawsze wolał wziąć pierwszą klasę w zwykłym samolocie.

Mieliśmy zatrzymać się, a raczej wylądować w Las Vegas, z którego najbliżej było do obiektu. Choć nie było ono zaznaczone na mapie, Mefisto znał dokładne położenie. Nadal jestem pod zachwytem, jak szybko zdążył to wszystko załatwić. Wiem, że aktualnie ma ważne sprawy w firmie, ale Roberto powiedział, iż się tym zajmie. Roberto naprawdę pomagał Mefiście, jak i niekiedy mnie. Dużo razy razem jeździli do biura i z niego wracali. Dobrze, że Mefisto znalazł sobie takiego wspaniałego menedżera jak Roberto. Ostatnie dni dla nikogo nie były przyjemne. Mefisto był zajęty, ja z Arturem zajmowałam się treningami a Alexander no cóż... Nie mógł się pozbierać i praktycznie nic mu nie wychodziło. Najgorsze było, jak zastałam go samego w pokoju, w którym widziałam to. Było to coś strasznego, zastając go w takiej sytuacji. Wtedy naprawdę nie miałam pojęcia jak mu pomóc. Nawet nie myślę, co by się stało, gdybym przyszła tam później. Prawdopodobnie go już.... Staram się o tym jakoś zapomnieć, ale nie mogę, nadal przed oczami mam jego...

Mefisto w ciszy prowadził samochód, nic nie mówiąc i nawet nie włączając radia. Atmosfera, jaka nas otaczała – była gęsta i to bardzo. Chciałam jakoś przełamać tę ciszę, ale nie mogłam. Jedyne co zrobiłam to, włączyłam radio i wyszukałam odpowiedni kanał z popowymi piosenkami. Nie było mi ani trochę do śmiechu, dobrze zdawałam sobie sprawę z powagi naszej sytuacji. Razem z Mefistem zadecydowaliśmy po prostu wejść tam kulturalnie i nie robić niepotrzebnych scen. Tak było najlepiej i dla nas i innych. Mam tylko nadzieję, że nikt przez to nie ucierpi. Nie będziemy walczyć, aczkolwiek jesteśmy przygotowani na walkę. Artur trochę mnie przeszkolił z samoobrony i walki z bronią. Na treningach było ciężko i to naprawdę ciężko. Niekiedy naprawdę nie miałam siły przez większość dnia właśnie przez ćwiczenia. Nie mogłam ruszyć rękoma, ledwo je zginałam, ale robiłam to z własnej nieprzymuszonej woli. Nikt mnie do niczego tutaj nie zmuszał. Owszem było trudno, ale ból dało się przezwyciężyć tak samo, jak strach. Nie miałam humoru, a muzyka tego nawet nie ułatwiała. Czułam się bardzo dziwnie. Nie mogłam się skupić na piosence.

— Wszystko dobrze, Lara? — zapytał zaniepokojony Mefisto, patrząc w moją stronę.

Spojrzałam na niego. Widziałam, że był lekko zaniepokojony. Nie chciałam, aby taki był. On nie mógł się tak o mnie martwić, nie chcę, by się tak przejmował. Rozumiem, jest mi nieco lepiej, kiedy ktoś się o mnie martwi, ale wiem, co muszą przeżywać te osoby. Nie wiem, co przeżywa demon.

— Tak, a czemu pytasz? — spytałam po chwili ciszy.

— Jesteś bardzo blada i masz strasznie rozbiegane oczy — rzekł, patrząc mi się prosto na nie, co mnie lekko peszyło.

Mimo tych wszystkich spędzonych chwil nadal były rzeczy, które mnie przy nim krępowały. Westchnęłam cicho, po czym ułożyłam się wygodnie na siedzeniu, które jak zawsze było miękkie i lepsze nawet od sypialnego łóżka. Już mówiłam, że jego samochód jest taki wygodny. Oparłam swój łokieć o podłokietnik i spojrzałam na przednią szybę. Przed nami stało kilka aut na światłach. Jak zawsze w tej części Vancouver był dość duży korek, w końcu nie ma się co dziwić, była to jedna z głównych ulic prowadzących na Alaskę. Ciekawe jak jest na Alasce? Zapewne jest zimno, chociaż tutaj też pogoda nie jest taka jak w Hiszpanii.

Nagle Mefisto złączył nasze obie dłonie na podłokietniku, delikatnie masując moją wewnętrzną część dłoni swoimi opuszkami palców. Kompletnie się tego nie spodziewałam, ale było to na pewno jedno z przyjemniejszych uczuć, jakie doznałam. Delikatnie zacisnęłam rękę na jego dłoni, by móc odwzajemnić jego uścisk co nie umknęło jego uwadze, bo na jego ustach pojawił się niewielki uśmieszek, który był tak piękny i przyciągający. Drugą dłonią zaś trzymał kierownicę. Wyglądał tak oszałamiająco i dobrze. Mefisto miał na sobie jak zawsze czarną koszulę i tego samego koloru dopasowane jeansy. We wszystkim wyglądał tak cholernie seksownie i pociągająco. Może dlatego, że jego ubrania są na niego dopasowane i markowe. Nigdy nie widziałam go w luźnym outficie. W sumie chciałabym zobaczyć go kiedyś w dresowym wydaniu. Na pewno wyglądałby bosko i tak nienaturalnie.

Po kilku minutach w końcu przejechaliśmy przez skrzyżowanie i skręciliśmy na prywatne lotnisko. Nie zdawałam sobie sprawy, że owe lotnisko się tutaj znajduje. Bez odprawy wsiedliśmy do luksusowego odrzutowca. W środku znajdował się mały barek z piwem i kilka kanap i krzeseł.

Mefisto wziął nasze rzeczy do luku bagażowego, po czym powiedział coś do kapitana i usiadł na jednym z foteli co i ja uczyniłam. Czułam się zmęczona i wycieńczona psychicznie. Nie było mi jakoś łatwo z tym wszystkim. Alexandrowi zapewne bardziej niż mnie. Starałam się jakoś go wspierać przez ostatnie dni, ale nie było lekko. Aurora, mimo że Alexander nie chciał, leci z nami. Z Mefistem wynajęliśmy opiekunkę do dziecka, by Aurora nie została sama. Chociaż mogłabym się nią zająć, tak chcę być razem z Alexandrem, ponieważ tylko jako tako mi zaufał. Przez ostatnie dni nie odezwał się do niego nawet słowem...

***

— Alexander wróciliśmy!... — krzyknęłam, by mnie usłyszał, po chwili weszła do pokoju.

To, co zobaczyłam, totalnie mnie zamurowało. Alexander siedział obok łóżka z żyletką w ręku i próbował się przeciąć. To był odruch bezwarunkowy. Szybko podbiegłam do niego i zabrałam mu ostrze z ręki, rzucając je gdzieś na bok tak, by nie mógł po nie sięgnąć. Nie wiedziałam, że Alexander był zdolny do zrobienia czegoś takiego. Przecież miał nas, Aurorę mimo to prawie to zrobił. Wiem, że teraz jest mu ciężko, jak i z resztą mnie, ale to nie jest powód, by już... już.... Nawet nie jestem w stanie tego powiedzieć. Może dlatego, że zbytnio w to nie wierzyłam i mu zaufałam, że jest z nim jak najlepiej? Zapewne tak...

Przez kilka minut nie ruszałam się ze swojego miejsca. Nie miałam pojęcia co teraz mam począć. Z jednej strony chciałam mu jakoś pomóc, ale nie wiedziałam zupełnie, jak mam się za to wziąć. W tamtej chwili czułam pustkę, a jednocześnie smutek. Usiadłam spokojnie obok Alexandra i najdelikatniej jak tylko potrafiłam, zapytałam:

— Alexander, wszystko dobrze?

Nawet na mnie nie spojrzał ani nic nie odpowiedział. Nie mógł tego zrobić... Jakby coś go przed tym hamowało... Zupełnie jakby bał się mi spojrzeć w oczy... Alexander w czasie tej niespokojnej i straszliwej ciszy patrzył się w punkt przed nami z nadzieją, że coś się tam znajduje, mimo to jego oczy były puste... Tak jakby stracił na wszystko nadzieje i sens z życia. Widziałam, jak ciężko oddycha, jego klatka piersiowa szybko wnosiła się i upadała. Widząc jego stan, miałam ochotę płakać i nie przestawać, siąść w koncie i tam siedzieć do końca dnia. Mimo to nie zrobiłam tego, nie chciałam go znów zostawać samego z jego myślami. Najpewniej spróbowałby to zrobić jeszcze raz i tak do skutku aż w końcu mu by się to udało.

Nieoczekiwanie Alexander uniósł delikatnie głowę i spojrzał na mnie z wyrzutem sumienia. Wyglądał jak trup, jego skóra była bledsza, a oczy były pod czerwienione. W dodatku jego koszula była w okropnym stanie i była strasznie wygnieciona. Alexander, od kiedy pamiętam, zawsze dbał o swój wygląd zewnętrzny, jak i wewnętrzny. Jego marynarki i koszule były markowe i świeżo uprasowane a teraz? Jakby ktoś nagle zabrał mu wszystko, cały majątek, żonę, dziecko. Dobrze wiedział, że tak nie było, ale cały czas sobie to wmawiał. Mówił sobie coś, co nigdy nie nadeszło i nie nadejdzie... Przynajmniej ja na to nie pozwolę. Jest moim przyjacielem i to jednym z najlepszych. Razem znaliśmy prawdę i robiliśmy te same misje, o których tylko Kelly nie wiedziała. Tylko trudno jest powiedzieć komuś o tym, nie przyjdzie się do tej osoby i nie powie, że jest się wysłannikiem samego Szatana i musi się wykonywać te misje w zamian za coś.

— Przepraszam, zupełnie nie wiem, co we mnie wstąpiło — odparł zdezorientowany Alexander, a jego oczy były bardzo rozbiegane, a ciało niemalże trzęsło się, choć nie było takiego zimna. On się nadzwyczajniej w świecie bał.

Jego źrenice były lekko rozszerzone, co mogło wnioskować, że coś brał. Tylko co? Narkotyki? Marihuanę? Przecież Mefisto nie miał takich rzeczy w domu. Może Alexander kupił to od dilera? Tylko gdzie tutaj można takie coś pozyskać? Czyżby w Vancouver było to tak łatwo zdobyć? Czemu ja w ogóle o tym myślę? Tak jestem przecież idiotką i muszę mieć jeszcze jakiejś skutki jego zachowania. Bardzo możliwe, że coś wziął. Postanowiłam się tego dowiedzieć. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu czegoś podejrzanego, ale nic nie znalazłam. Alexander nadal siedział, nic nie mówiąc, jedynie patrząc się na mnie intensywnie. Za każdym razem jak na niego spojrzałam, zauważałam w jego oczach pustkę i wyrzuty sumienia do siebie. Nie wiedziałam jak mu nadal pomóc. Chciałam być dla niego wsparciem, ale nie miałam pojęcia jak? Jak to zrobić? Jak go podnieść na duchu tak, aby było tak, jak dawniej?

Zrobię to tak, jak uważam. Może to coś da? Powoli zbliżyłam się do niego i otuliłam w swoje ramiona, mówiąc cicho:

— Wszystko się ułoży, Alexandrze.

Przytuliłam go bardziej, by czuł się bezpiecznie i komfortowo. Jego ciało było takie spięte, ale po chwili się rozluźniło. Nie wiem, czy to coś dawało, czy też nie, ale przynajmniej próbowałam mu pomóc... Przynajmniej... Chciałabym, by to choć trochę pomogło. Nagle Alexander wziął jedną dłoń na moją talię i powiedział cicho:

— Przepraszam... Popełniłem błąd... Nie myślałem zbytnio nad konsekwencjami tego....

Nie chcę, by tak się czuł. Nie chcę.... Aby się za to winił... Nie popełnił błędu, a po prostu się w sobie zagubił. Dobrze wiem, co musi czuć, bo sama kiedyś tak, a nie inaczej się obwiniałam. W pewnym momencie przestałam, bo Mefisto mi w tym bardzo pomógł i niósł do mnie wsparcie. Miałam wtedy kogoś, kto mi pomógł, a Alexander ma teraz wsparcie ode mnie, choć nie ma z nim Kelly. Alexander chwilę później się już uspokoił, chociaż nadal wyglądał bardzo źle. Nie wiem, ile tak siedzieliśmy, ale na pewno na tyle ile nam wystarczyło, byśmy ochłonęli i zapomnieli o tej sytuacji. Alexander czuł się już o wiele lepiej, zdążył się już ogarnąć i wyglądał tak jak wcześniej. Mefisto wrócił jak zawsze około południa i nie wyglądał dobrze. W dodatku Roberto wrócił z nim i szedł za nim jak jakiś sługa, który tłumaczył mu kilka spraw i spotkań, które ma przeniesione na kiedy indziej, zważywszy na nasz wyjazd, który będzie niedługo, bo już jutro. Nie byłam zupełnie na to przygotowana jak większość z nas. W szczególności Alexander, który chciał zrobić, to co chciał... Nadal mój mózg nie może tego przeanalizować... Jest to zbyt niewiarygodne, a jednak możliwe. Alexander przyznał mi się później, że faktycznie wstrzyknął sobie dożylnie jakiś narkotyk, którego zawartości nawet nie znał, bo jak to mówi, chciał, choć na chwilę oderwać się od swojej szarej rzeczywistości. Poniekąd go rozumiem, bo każdy w pewnym momencie tak ma, że ma dość życia i chcę jak najszybciej o nim zapomnieć, robiąc czasem... No cóż... złe rzeczy dla swojego zdrowia, które nie są tylko złe w tym aspekcie, ale też wielu innych. Rodzina, która się o nich zamartwia, cierpi bardziej niż ta osoba. Nie można o niej tak po prostu zapominać, a Alexander wiedział dobrze, że jesteśmy jak rodzina. Będę z nim choćby miał się teraz pokłócić z Mefistem o nieistotną sprawę. Mefisto zamknął się w biurze i nie wychodził tam do wieczora, natomiast my z Aurorą poszliśmy do centrum na mały spacer i zakupy, by się trochę wyluzować i oderwać. Chciałam mu pokazać, że istnieją lepsze rzeczy, by się oderwać od tych myśli, taką czynnością był spacer w parku lub na piaszczystej plaży. Nie dość, że było tam bardzo cicho, to jeszcze było tam jak w Disney'owej bajce dla księżniczek i książąt. Najpierw poszliśmy na małe spożywcze zakupy, w których kupiliśmy parę słodyczy z cukierni i owoce. Alexander już nie był taki smutny, a był naprawdę w humorze. Starałam się, by każda sekunda spędzona razem była jak najlepsza. Nie poruszaliśmy tych tematów, by atmosfera się diametralnie nie zmieniła. Było nam zbyt wesoło by o tym myśleć. Zajęci byliśmy bardziej chodzeniem po galerii i kłóceniem się kto ma rację i który sklep jest najlepszy. W końcu jakoś udało nam się dojść do porozumienia i zrobić niewielkie zakupy. Alexander kupił Aurorze mały kuferek na biżuterie, który był zrobiony z dębowego drewna i pomalowany na dość jaskrawe kolory. Wyglądało to jak wyjęte z jakiejś kreskówki. Pudełeczko było małe, ale wiele naszyjników się tam mogło zmieścić, jak i pierścionków.

Po kilku godzinach na mieście zaczynało powoli się ściemniać, było już nieco po ósmej. Postanowiliśmy, że będziemy się powoli już zbierać do domu. Tym razem poprowadziłam nas drogą, tak byśmy zahaczyli także o plażę, na której kochałam spędzać tyle czasu. Było to cicho i spokojnie, w dodatku ten szum fal, który był tak magicznym dźwiękiem. Czułam się tutaj jeszcze lepiej niż w jakimkolwiek niebie. Nie było tutaj hałasu ani zbyt wiele ludzi. Jednym słowem było tam idealnie.

Razem z Alexandrem zamówiliśmy w pobliskiej knajpce jedzenie na wynos dla nas. Przez tyle godzin marszu zgłodnieliśmy. Poza tym Aurora chciała coś tutaj zjeść, więc nie mogliśmy jej poprzeć, bo miejsce było naprawdę cudownie ustrojone. Żółte lampki rozwieszone były nad drzwiami miejsca a obok tego stała mała drewniana tabliczka z nazwą miejsca. Ceny też nie były tam jakoś wyrwane z kosmosu, można powiedzieć, że było tam dosyć tanio jak na standardy Vancouver. Przy kasie stał miły starszy pan, który na sobie miał założoną elegancką białą koszulę wraz z dobranymi do tego czarnymi spodniami, w które wcachnięta była koszula. Wybrałam dla siebie paluszki rybne wraz z frytkami. Alexander zamówił to samo dla Aurory i siebie. Wzięliśmy jeszcze jakąś niewielką wodę, bo już dawno zdążyliśmy wypić przed tym kilka. Dziś naprawdę było duszno, a słońce paliło aż w skórę. Na pewno byłam bardzo opalona z tyłu, widziałam to po swoich dłoniach, które były niemalże czarne. Skóra nawet nie przypominała tego samego koloru. Jutro będzie mnie wszystko piekło i bolało, o ile nie zrobię z tym porządku dzisiaj. Może Mefisto ma jakiś krem czy coś? Jestem pewna, że coś się znajdzie. W końcu czego by w tym domu nie było, tam było dosłownie wszystko!

Po kilku minutach jedzenie było już gotowe. Miły starszy pan uśmiechnął się do nas, po czym odparł:

— Smacznego!

— Dziękujemy i .... dobranoc — odpowiedziałam, biorąc nasze zamówienie i zostawiając drobny napiwek w wyznaczonym do tego miejsca.

Co ja mówię, to nie były drobne pieniądze, a kilka dolarów kanadyjskich. Mam tylko nadzieję, że Mefisto się na mnie nie zezłości za to, że tak rozrzucam jego pieniędzmi. W końcu wzięłam jego kartę ze sobą, za która zapłaciłam wszystko, co dziś kupiliśmy, a napiwek rzuciłam ze swoich, które miałam jeszcze w portfelu. Oby Mefisto nie widział wyciągu z karty, bo będę musiała się tłumaczyć z tego wszystkiego jak kiedyś. Tak oto wydałam dzisiaj dwa tysiące dolarów kanadyjskich. Czemu te owoce są tutaj takie drogie? Powiem najwyżej, że dziś wszystko było jakieś droższe i tyle. Może nie będzie aż tak bardzo zły na mnie? On mnie zabije... Może lepiej, żebym na razie o tym nie myślała? Tak będzie zdecydowanie najlepiej.

Po kilku minutach znaleźliśmy przyjemne miejsce na ławce z widokiem na zatokę. Usiadłam i otworzyłam plastikowe opakowanie, w którym znalazło się to, co sobie zamówiłam. Jak ja dawno tego nie jadłam. Wzięłam plastikowy widelec i zaczęłam jeść swoją porcję, która była wielka jak na taką niską cenę. W dodatku ten sam był niebo w gębie. Nie żałowałam zakupu, bo nie miałam jak. Ten staruszek miał naprawdę dużo do zaoferowania i to za tak niewielką cenę. Szkoda, że niektórzy ludzie nie doceniają tego. Jedzenie z knajpki jest nawet niekiedy lepsze od tego z prawdziwej restauracji, która szczędzi ci za taką cenę jedzenia. Powinni moim zdaniem dawać go więcej, skoro jest kupowane za taką, a nie inną cenę. Jak tu mam niby zrozumieć logikę ludzi, kiedy logika demonów jest o wiele prostsza? A może mi się tak wydaje? Może inni ludzie nie zdają sobie z tego sprawy? Nie pomyślałam nawet o tym. Ludzie dążą do tego, nie by innym było dobrze a żeby mieć nad nimi władze. Nie chcę, by tak dalej wyglądał nasz świat, ale najwidoczniej na taki kierunek to zmierza. Ludzie stają się gorsi od demonów. Nic na to nie poradzę, że tak się stało. Niegdyś demony były postrachem, a teraz ludzie straszą samych siebie. Nie jest to ani trochę dobre, a już na pewno dla samych siebie.

Kiedy skończyłam swoją porcję, położyłam ją obok siebie tak, by mi nie przeszkadzała. Najadałam się tym tak jak nigdy w swoim życiu. Było tak dobre, na pewno kiedyś jeszcze tam się zjawię, by coś zjeść. Zważywszy, że to miejsce znajduję się bardzo blisko naszej dzielnicy, co było na duży plus. Tylko czemu ja tego miejsca wcześniej nie widziałam? Może je przeoczyłam, chodząc przez tę plażę? Chociaż istnieje jeszcze jedna możliwość, że dopiero co zostało otwarte. To mogło być nawet bardzo prawdopodobne od tych wcześniejszych pozycji. Zauważyłam, że stoliki są tam zupełnie nowe, a mały budynek jest w dobrym stanie. Ponadto ten mężczyzna. Nigdy go tutaj nie widziałam. Może się tutaj niedawno przeprowadził i przeniósł tutaj swoją działalność?

Wróciliśmy do domu dosyć późno. Mefisto już dawno zdążył pogasić wszystkie światła na korytarzach i pokojach, jedyne, które się świeciło, było to w jego biurze. Pewnie tam teraz przesiadywał i segregował swoje dokumenty. Zdjęłam swoje buty, które były całe w piachu i solonej wodzie, do której wchodziłam. Moje ubrania były lekko przemoczone tak jak włosy, wbrew temu nie było mi zimno. W domu było na tyle ciepło, że naprawdę nie musiałam się martwić czy się rozchoruje, czy też nie. Mefisto najwyraźniej dobrze ustawił temperaturę. Alexander z Aurorą poszli do siebie, a ja z pewnymi torbami zakupów poszłam do kuchni, aby to wszystko wypakować. Weszłam do kuchni, zapalając ówcześnie w niej kilka lampek, co skutkowało pół mrokiem. Wypakowałam najpierw wszystko na blat, po czym otworzyłam lodówkę. Byłam w trakcie wkładania jajek i kilku innych produktów do lodówki, kiedy nagle ktoś mi ją zamknął, na co gwałtownie odskoczyłam, by nie przycięło mnie palców. Jak później się okazałobym to Mefisto. Byłam naprawdę święcie przekonana, że jest teraz w swoim biurze i załatwia ostatnie ważne dla niego sprawy, a tu proszę stoi przede mną i prawie przycina mi dłonie w drzwiach. Nie dość, że się trochę przeraziłam, to jeszcze mi nie pomoże, tylko przeszkadza. Czy on w ogóle wie, co robi? Jest zmęczony to pewnie nie. Nie powiem, ale byłam zła za to. Byłam już zmęczona i chciałam to szybko zrobić, by iść spać, ale on najwyraźniej tego nie rozumiał.

Mefisto nadal nic nie mówił, tylko skupił wzrok na mnie. Było to jak zawsze dość dziwne uczucie i nie miałam pojęcia co teraz sobie o mnie myśli. Nie mogłam znieść tej ciszy i jego wzroku. To było tu w ogóle niepotrzebne. On zamierza tak cały czas robić, czy jak?

— Co się stało, Mefisto? — rzekłam zdezorientowana i nie wiedząc zbytnio co mam zrobić.

Nagle Mefisto zbliżył się do mnie bardziej tak, że nie miałam żadnej drogi ucieczki, po czym jedną rękę położył na ścianę i spojrzał ponownie w oczy tym razem intensywniej niż wcześniej. Co się tu dzieje? Czyżby zobaczył swój stan konta na karcie? To było bardziej niż możliwe.

— Możesz mi powiedzieć, na co wydałaś dwa tysiące dolarów, Lara? Widziałem wyciąg z karty — oznajmił poważnie, na co nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać.

On się o tym dowiedział. W sumie tak przeczuwałam, ale nie sądziłam, że aż tak szybko uda mu się to zobaczyć. W jego oczach nie widziałam pełną powagę z zaistniałej sytuacji. Nie wiem, co o mnie teraz myślał. Może był zły? Może wcale się nie gniewał, tylko śmiał z mojej bezradności?

— Kupiłam owoce... i kilka rzeczy do domu... Nie wiem, jak to się stało... to owoce tak podrożały, co ja na to poradzę — Plątałam się we własnych słowach i próbowałam uciec od jego hipnotyzującego wzroku, pokazując mu produkty, które trzymałam w jeden dłoni.

Może jest na mnie zły? Wkurzyłam demona, to nie ma prawa skończyć się dobrze. Po prostu nie ma. Co on planuje zrobić? Teraz kompletnie nie mam pojęcia. Mefisto jest zawsze taki nieprzewidywalny i nieokiełznany. Ledwo mogę wyczytać coś z jego mimiki twarzy.

Chwilę później Mefisto cicho westchnął, po czym wziął ode mnie produkty, które trzymałam i włożył je do lodówki, mówiąc łagodnym tonem:

— Idź do sypialni, ja to wyłożę i zaraz do ciebie przyjdę.

Czyli nie jest na mnie zły? Przecież wydałam nie sto a dwa tysiące. Czy to naprawdę jest dla niego tak mało, czy po prostu uznał, że było minęło i nie warto do tego wracać?

Pomału opuściłam kuchnię, patrząc się do przodu i nawet nie odkręcając się, by spojrzeć na Mefista, który zapewne na mnie patrzył. Czułam jego wzrok na sobie. Mimo że go nie widziałam, czułam, że był tajemniczy i przeszywający mnie od środka.

Ze swojej garderoby wyciągnęłam piżamę w tym przypadku krótką sukienkę, w której mi się spało o dziwo najlepiej, po czym weszłam do łazienki i postanowiłam, że wezmę jeszcze krótki prysznic, zanim się położę. Zdjęłam swoje przemoczone ubrani i wrzuciłam je do kosza na pranie. Następnie rozpuściłam swoje włosy i weszłam pod prysznic. Mogłam w sumie wykąpać się w wannie, ale zapewne siedziałabym w niej dość długo. Przekręciłam pokrętłem w odpowiednią stronę, a ze słuchawki zaczęła lecieć ciepła woda. Miłe ciepełko leciało prosto na moje odkryte ramiona, sprawiając mi trochę przyjemności. Cicho westchnęłam i nie myśląc o niczym, wzięłam szampon leżący obok mnie i rozsmarowałam go sobie po całej powierzchni włosów. Było mi tak dobrze. Tego właśnie oczekiwałam po całym dniu na słońcu. O takiej właśnie kąpieli. Na włosy nałożyłam jeszcze odżywiającą włosy odżywkę. Byłam w trakcie mycia ciała, kiedy nagle usłyszałam skrzypienie drzwi od łazienki, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że ktoś tutaj wszedł. Nie widziałam, kim była ta osoba, ale wiedziałam, że pewnie Mefisto. Tylko po co by miał tutaj wchodzić, kiedy ja się kąpie? Może zapomniał czegoś z łazienki?

— Mefisto to ty. Co takiego się stało? — Odezwałam się po chwili ciszy, która nie trwała za długo, bo zaraz po moich słowach usłyszałam, jak czyjś pasek zjechał na ziemię, robiąc przy tym niepotrzebny huk o płytki.

Czy on czasem nie zdjął?....

Nieoczekiwanie ktoś otworzył drzwi od kabiny, w której właśnie brałam szybką kąpiel. Mój wzrok przeniósł się na osobę, która to uczyniła.

O mój... Czemu on zawsze musi wyglądać tak seksowanie?...

Mefisto niewiele myśląc, wszedł do kabiny i wziął słuchawkę, po czym zaczął opłukiwać swoje ciało letnią już wodą. Jak gdyby nigdy nic wchodzi sobie tutaj, a potem zabiera mi wodę i bierze kąpiel! Nie mógł poczekać na swoją kolej, tylko musiał wejść tu z takim impetem i rozmachem. Mógł mnie ostrzec. Patrzyłam tak na niego pytającym wzrokiem i czekałam, aż się odezwie, ale on tylko zaczął myć włosy męskim szamponem. Widok jego ciała od zawsze był powalający, ale zawsze inny. To nie był diabeł, on był chyba wysłannikiem samego Boga. Jego wyrzeźbiona i idealna sylwetka, w dodatku te silne ramiona, które mogłyby przenosić góry. Czy tylko dla mnie wydawał mi się taki pociągający i seksowny? Chyba wariuje.

Uznałam, że nie będę tak stać i się na niego patrzeć, tylko wyjdę, by mógł spokojnie się umyć, w końcu ja sama już byłam umyta. Skoro Mefisto nic do mnie nie mówił, to nie miałam po co nadal tkwić pod tym prysznicem z nim.

Miałam już otworzyć kabinę, kiedy Mefisto zatrzymał mnie, przytulając mnie od tyłu i mówiąc:

— Gdzie idziesz, Lara? Zostań.

Kurwa. Kurwa. Kurwa. Czemu jego głos musi być takim niskim basem? Lara ogarnij się, wiem, że cię pociąga, ale on jest twoim mężem. Właśnie i co z tego? Jest moim mężem i mogę patrzyć się na niego i on na mnie, kiedy tylko chcemy. Nie mamy z tym większego problemu przecież. Chyba robię się przez niego mokra od środka. Czemu on tak na mnie działa? Minęło tyle czasu, a to nadal nie odchodzi i jest tak samo. To identyczne uczucie co na początku naszej znajomości.

— Daj spokój, Lara. Widziałem już twoje ciało. Może wykąpiemy się razem — Nagle dopowiedział, obdarowując mnie pocałunkami na ciele, które razem z wodą były jeszcze fenomenalne.

Rób to cały czas i nie przestawaj. Zaraz co takiego?!

— Ale ty już tu wszedłeś i się kąpiesz. Poza tym ja już się umyłam — odpowiedziałam.

Czyli nie był na mnie zły, a nie rozmawiał ze mną, bo tak i nagle teraz postanowił się odezwać i mnie tu zatrzymać. Typowy Mefisto, który ma swoje demoniczne humorki.

Wzięliśmy wspólną kąpiel, która była cudowna. W sumie nie przypominało to ani trochę kąpieli, bo praktycznie cały czas się całowaliśmy i mówiliśmy do siebie sprośne słówka, by się trochę sprowokować, co ani trochę mi nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie mogłabym rzecz, było to na swój sposób urocze i dosyć śmieszne. Nigdy tak bardzo go nie pragnęłam, jak wtedy. To, co zaczęliśmy w łazience, skończyliśmy w sypialni. Było wprost cudownie, chociaż dobrze wiedział, że jutro będzie mnie wszystko bolało, ale i tak to robiłam. Nie chciałam przerywać tej chwili, ale Mefisto w pewnym momencie sam zaprzestał, ponieważ przypomniał sobie o jutrzejszym dniu, który miał być dla nas jednym z najcięższych. Musieliśmy być wypoczęci i zwarci. Chwilę tam pobyliśmy wtuleni w siebie, aż w takiej pozycji nie zasnęłam. Było mi tak dobrze pod ciepłą kołdrą i wtulona w Mefista, który obejmował mnie w talii a jedną rękę miał za moją głową. Pierwszy raz poczułam się, jak wszystko wraca do normy, a my znów stajemy się tacy sami jak kiedyś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro