Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

To jeszcze nie koniec to dopiero początek zła, które nas czeka.

Ludzie dzieją się na dwa typu nie złych i dobrych, ale tych, którzy wiedzą o piekle i o nim nie wiedzą i żyją w przeświadczeniu, że trafią kiedyś po śmierci do upragnionego raju. Kiedyś też należałam do grupy takich osób i głęboko w to wierzyłam, choć potem okazało się to jedną z fałszywych informacji, którą ludzie sobie wymyślili prawdopodobnie na poczekaniu. Niektórzy ludzie wiedzą, jaka jest prawda, w tym ja to wiem. Nie jest to oni trochę przyjemne, wiedząc o tym i widząc pewnego razu samego Boga i Szatana we własnej osobie.

Mefisto siedział praktycznie przez cały dzień w biurze, dlatego nie chciałam mu przeszkadzać. Zapewne zajęty był sprawami z firmą albo obmyślał plan ataku, a raczej wejścia do tajnej bazy, o której nie wiedziałam. NASA miała dużo takich obiektów i schronów, dlatego Mefisto szukał tego, w którym aktualnie przebywali najważniejsi dyrektorzy i oczywiście sama Kelly, która nie znała o nich całej prawdy i nie wiedziała z kim ma do czynienia. Dopóki człowiek nie będzie w stanie przejrzeć na oczy, jacy są tak naprawdę ludzie, nie będzie mógł zrozumieć demonów i ich długo wiecznego życia. Boję się o Kelly tak samo, jak zdenerwowany już tą całą sytuacją Alexander. Nie wiem, czy ktokolwiek z nas przeżyję spotkanie z Samielem. Niby Mefisto powiedział, że jeśli jeszcze raz się zjawi, to nas popamięta, ale w jaki sposób? Zapewne teraz jest o wiele silniejszy niż wcześniej. To nie jest już ten demon, którym był na początku. Kieruje nim żądza mordu i zemsty na nas. W Piekle pewnie pozyskał siły, by teraz nas zaatakować i zniszczyć, kiedy się tego najmniej spodziewamy i oczekujemy. Może to stać się nawet teraz a może, wtedy kiedy będziemy widzieć się z nieświadomą niebezpieczeństwa Kelly.

Mefisto siedział w biurze, aż do wieczora co nie było dla niego za dobre. Rozumiem to, że jest demonem, ale każdemu niezależnie od rasy należy się zasłużony odpoczynek. Mefisto powoli odkrył koc i powoli i delikatnie objął mnie w talii, by zapewne mnie nie obudzić. Jednak ja jeszcze nie spałam, czego zapewne nie wiedział. Co było trochę dziwne, w końcu dobrze wiedział, kiedy jestem smutna, czy nawet kiedy śpię. Po chwili obróciłam się w jego stronę, na co lekko się zaskoczył i odparł:

— Jeszcze nie śpisz, Laro. Czy cię przypadkowo obudziłem?

— Właściwie jeszcze nie spałam. Nie mogłam jakoś zasnąć bez ciebie — odpowiedziałam, co poniekąd było prawdą, ale z jeden strony nią nie było.

Za każdym razem martwił się dokładnie tak samo i był bardzo przejęty, kiedy nie czułam się zbytnio dobrze. Czułam się przy nim tak bezpiecznie. Żaden Samiel nie będzie psuł naszych radosnych chwil już nigdy więcej i tego popilnuję.

Chwilę później zapytałam zaciekawiona, przecierając zmęczone oczy:

— Mefisto, coś udało ci się dowiedzieć w sprawach Kelly?

Ledwo widziałam go przez pół mrok panujący w naszej sypialni. Nawet nie wiem, kiedy zaczęliśmy spać razem w jednym pokoju. Niby miałam swój pokój, ale jego łóżko wydawało mi się takie przyjemne i wygodne, w dodatku pachniało nim!

— Tak już wiem wszystko, Lara — rzekł Mefisto, bawiąc się moimi włosami, które opadały mu na klatkę piersiową, gdyż nachyliłam się nad nim.

Podniosłam się, po czym zawisłam nad nim, by móc patrzeć w jego oczy, które dziwnie błyszczały i sprawiały, że topiłam się w nich. Było to coś hipnotyzującego dla mnie. Tkwiłam tak kilka minut, patrząc na niego, a on na mnie. Po chwili Mefisto zmienił pozycję tak, że to ja leżałam pod nim a on nade mną. Mefisto wpił swoje usta w moje. Nie protestowałam, a ręcz przeciwnie, przyjęłam jego pocałunek z otwartością i dałam mu wejść językiem do środka. Nie wiem, minęło czasu, ale wystarczająco dużo. Mefisto zaczął pieścić moje ciało, liżąc, gryząc, całując.

— Lara, Mefisto, gdzie macie czyste ręczniki, bo nigdzie nie mogę ich znaleźć? — Nagle do pomieszczenia wszedł Alexander, który chwilę stał bez ruchu. Wiem, jak to musiało wyglądać, widzieć w takiej sytuacji nas.

Alexander po chwili ciszy powiedział:

— Dobrze, że nie wysłałem po to Aurory. Byście się wstydzili.

Jakoś nie czuję przy nim wstydu czy nie komfortu, może dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi? Zapewne tak. Moim zdaniem Alexander trochę za bardzo dramatyzuję, przecież nic się nie stało. Jesteśmy w końcu w swojej sypialni, a nie w przestrzeni publicznej czy w nich pokoju.

Mefisto podniósł się, po czym spojrzał na Alexandra i cicho westchnął, odpowiadając:

— W łazience na dole w szafce obok umywalki.

Alexander jak szybko wszedł tak i wyszedł, zostawiając nas znów samych. Chłonęliśmy swoją obecność, jak tylko mogliśmy w stanie. Nic nam już nie przeszkadzało. Chyba że deszcz, który zaczął w padać. Zawsze lubiłam, kiedy padało, krople deszczu mnie uspokajały i sprawiały, że czułam się jak w domu rodzinnym. Dom Mefista był już moim miejscem na ziemi. To tu czułam się najbezpieczniej na świecie, bez zgiełków i dziwnych sytuacji.

***

Wstałam dość wcześnie rano, Mefisto jeszcze nawet nie pojechał do pracy i wyglądało na to, że jeszcze spał, dlatego chciałam mu nie przeszkadzać. Po cichu opuściłam pomieszczenie tak, aby nie obudzić śpiącego Mefista, który i tak zbytnio nie robił tej czynności, bo nie była mu potrzebna. Poszłam prosto przez długi korytarz do kuchni, by wypić trochę wody, gdyż okropnie zaschło mi w gardle. Nalałam wodę z butelki, po czym napiłam się zimnej cieczy.

Jak dobrze. Czuję się, jakbym nie piła nic przez dłuższy czas, prawie się odwodniłam albo i nawet już to zrobiłam.

Nagle w rogu pokoju zauważyłam Alexandra, który siedział przy stoliku. Nie wyglądał już tak źle, jak wcześniej, ale nadal miał chyba do siebie żal za to, co się stało. Usiadłam obok niego i tak przesiedzieliśmy kilka minut w ciszy, nic do siebie nie mówiąc ani nie patrząc nawet na siebie. Alexander przez ten czas miał uniesioną głowę do dołu, jakby bał się na kogokolwiek spojrzeć. Nie chciałam przerywać nam tej ciszy. Wolałam, by Alexander nie wchodził ze mną w jakieś niepotrzebne interakcje.

— Coś już wiadomo? — Odezwał się nagle Alexander.

Czy wiadomo? Jedyne co mogę mu powiedzieć na tę chwilę to nic. Nie wiemy, gdzie chowa się ta organizacja, chociaż pewnie w jednym z ośrodków NASA. Najlepiej będzie, jeśli powiem to, co sama wiem od Mefista.

— Na razie wiemy tylko tyle, co nic. Najprawdopodobniej ukrywają się w jednym z ośrodków zarządzanych przez NASA — odpowiedziałam zgodnie z prawdą, swój wzrok skupiając na stole.

Tak ciężko mi się z nim o tym rozmawiało. Nie mogę już tak dłużej. Musimy jak najszybciej mieć to z głowy, bo niedługo oszaleje.

— Rozumiem, Laro — rzekł Alexander łamiącym się głosem, który mnie nieco zaniepokoił.

Martwię się o niego i to bardziej niż wcześniej. Boję się, że nie zniesie tej całej presji i sytuacji. To go przerośnie, jak i mnie w pewnym momencie. Nie będę w stanie mu wtedy pomóc. Nie będę już dla niego wsparciem.

Delikatnie i wolno położyłam dłoń na jego dłoni i odparłam łagodnie:

— Jestem z tobą, Alexandrze. Masz jeszcze nas i Aurorę, która potrzebuję cię teraz jak nigdy dotąd. Nie wszystko jest jeszcze na straconej pozycji.

Choć nie jestem pewna czy ja dam radę, tak dla nich muszę. Muszę być silna, by im pomóc. Fizycznie, jak i psychicznie. Muszę dać radę dla nich i dla siebie.

Uratujemy Kelly, która może nie chcieć tego ratunku, bo uzna, że to my jesteśmy źli, a nie oni. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od niej, i Alexandra. My jesteśmy tylko by ich bronić i im pomóc w jakiś sposób. Jednak w pewnym momencie nasza pomoc się skończy, a oni będą musieli radzić sobie sami.

Nawet nie wiedziałam, kiedy ale do kuchni wszedł Mefisto, która zapewne słyszał naszą krótką rozmowę z Alexandrem. Zauważyłam coś dziwnego od wczoraj, że Mefisto i Alexander zbytnio ze sobą nie rozmawiają. Ba! Oni w ogóle się do siebie ani słowem nie odezwali. Byli jak skłóceni dwa sąsiedzi, niby się widzieli, ale udawali, że ich nie ma. Może się o coś pokłócili? Oby nie, nie chcę znów kłótni, zwłaszcza pomiędzy nimi, kiedy znaleźliśmy się w takiej niezręcznej i dziwnej sytuacji jak ta. Nie chciałam się wtrącać w ich sprawy, ale to nie mogło tak wyglądać. Nie wiem co mam zrobić, może zostawię ich samych, by sobie to przemyśleli? Tak to będzie najlepsze wyjście.

— Mefisto, czy Artur może wiesz... Zrobić sobie ze mną jeden trening przez naszym wyjazdem. O ile mu oczywiście to pasuję — Postanowiłam przerwać tę niezręczną ciszę, jaka była wokół nas.

Mefisto obrócił się w moją stronę i rzekł niewzruszony:

— Zadzwonię do niego zaraz.

Wyglądał jakoś tak... Zmarnowanie i przemęczenie. Czyżby Roberto go wczoraj tak umordował? A może ja tą całą sytuacją? Ech... Tak trudno mi go zrozumieć, chociaż spędziliśmy tyle czasu, że niekiedy wiem, co czuje. Nawet jeśli sam nie zdaję sobie z tego sprawy.

Wyszłam z pomieszczenia, by zostawić ich na chwilę samym. Może w końcu coś do siebie powiedzą? Nie miałam pewności, ale w głębi serca miałam taką nadzieję. To nie mogło tak wyglądać. Z jednej strony bałam się ich samych zostawiać, jeszcze nie wiadomo co się pomiędzy nimi stanie? Są tylko dwie opcje albo wydrapią sobie oczy, albo kulturalnie zaczną gadać. Też istnieje opcja, że się w ogóle do siebie odezwą.

Wróciłam do swojego pokoju, by się przebrać z piżamy, którą aktualnie miałam na sobie. Wyciągnęłam z szafy niebieski dres, po czym zdjęłam swoją piżamę i brałam dres, na który składała się luźna ciepła bluza i dresowe spodnie. Usiadłam przy drewnianej toaletce i zaczynałam czesać moje włosy, które okropnie się w nocy poplątały. Wyjątkowo dziś postanowiłam zapleść warkocza z boku, który mi się jako tako udawał.

Nagle ktoś zapukał do pokoju. Kompletnie nie miałam pojęcia, kogo niesie. Pierwszą myślą był albo Mefisto, albo Alexander, albo Aurora. Nie ruszałam się z miejsca, tylko powiedziałam krótkie „Proszę". Po chwili do pokoju wszedł Artur, którego tutaj się nie spodziewałam. Co on tutaj robi? Mefisto miał do niego zadzwonić dzisiaj, więc jak w tak szybkim tempie tutaj przyjechał. Nawet jeśli Mefisto, by dziś zadzwonił, on nie przyjechałby tak szybko. Może Mefisto powiadomił go wcześnie? Zapewne nie przecież mówił mi, że zaraz do niego zadzwoni. Byłam tak zdziwiona jego wizytę, że jedyne co robiłam, to siedziałam i patrzyłam się na niego pytająco. O co tutaj chodzi? Czasem Artur nie powinien być tu trochę później?

— Co tu robisz? — zapytałam, kiedy przestałam się bezsłowa na niego patrzeć.

— Przyjechałem, słyszałem od Mefista, że chciałabyś odbyć ze mną trening i że jest jakaś misja dla nas — odpowiedział, nie spuszczając ze mnie swojego wzroku.

Jak? Jak on tutaj w tak szybkim tempie przyjechał?! Chyba że o misji dowiedział się wcześniej, a Mefisto tylko do niego dziś zadzwoniłby powiadomić go o tym, że chcę odbyć z nim trening. Nadal zbyt szybko się tutaj dostał, musiał być blisko skoro tak, bo nie widzę innego racjonalnego wyjścia, jak to.

— Jak to się stało, że tak szybko przyjechałeś? — spytałam, patrząc na swoje odbicie w lustrze i swojego warkocza, którego zdążyłam już dawno zapleść.

Nie wyszło mi aż tak źle. Zawsze mogło wyjść gorzej – pomyślałam.

— Byłem w pobliżu i uznałem, że wpadnę — odparł, nadal na mnie patrząc — I jak gotowa na porządny wycisk? — zapytał.

Na to zawsze jestem gotowa. Niech on o tym nigdy nie zapomina.

— Na to zawsze — Wstałam i schowałam szczotkę, która wyciągnęłam do jeden z szuflad.

Jak się nad tym zastanowić sporo czasu minęło, odkąd ostatni raz byłam na jakimkolwiek treningu, już nie wspominając tego z Arturem. Zapomniałam już, jaki dawał mi kiedyś ostry wycisk. Nie mogłam przez te ćwiczenia wstać przez kolejny dzień. Szczerze nienawidziłam ich, a jednocześnie jego techniki przydały mi się później na misjach. Niedawno się widzieliśmy, a już coś musi nas zmusić do ponownego spotkania. Problemy ciągną się za kolejnymi tematami. Kiedy ten ciąg się w końcu skończy? Czy jeszcze jakoś zdołamy żyć spokojnie? Tego prawdopodobnie nikt z nas nie wie, ale jedyne co teraz jest dla nas najważniejsze to teraźniejszość i jej konsekwencje.

Razem z Arturem poszliśmy do dobrze znanego miejsca w tym domu, w którym mogliśmy na spokojnie sobie ćwiczyć. Jak zawsze bronie były na zawieszone na swoich miejscach, a miejsce wyglądało naprawdę gotycki i staroświecko. To był jeden z największych pokoi w tym domu, który i wyglądał na najstarszy. Zawsze wchodząc tutaj, miałam wrażenie, jakbym dosłownie cofnęła się w czasie o kilka dekad, a nawet wieków. Kochałam to miejsce. Było pełne wspomnień, jak i różnych dziwnych i zaskakujących broni. Stanęłam wpatrzona w różne złote zdobienia na ścianach, które były dosyć przyciągające. Mogłam przysiądź, że wcześniej ich nie widziałam. Może ich nie dostrzegłam? Nie wchodziłam tu aż tak często, więc może przeoczyłam ten mały szczególik. Nagle Artur rzucił mi tym razem szarą szablę i ruszył na mnie, mówiąc z ekscytacją:

— To zaczynajmy.

— Ale tak bez rozgrzewki! — wrzasnęłam, kiedy Artur zaczął zbliżać się do mnie.

Momentalnie moje ciało zesztywniało, zapomniałam, jak się mam bronić. W tamtej chwili zapomniałam wszystkiego. Zupełnie jakby strach na nowo mnie obleciał, a ja przypomniałam sobie swoje początki, kiedy to Artur zaproponował mi sparing.

Artur zaprowadził mnie do sali, w której znajdowały się różne bronie. Według Mefista była to taka alla sala walk, do której pozwolił mi przychodzić, ale pod warunkiem – że nie zranię się tymi mieczami prędzej, niż on miałby zjeść moją duszę.

Nie wiem, po co komu taka sama walk? Oczywiście, że do walczenia, ale po co? Nie można pójść ring i tam się tłuc, tylko robią to w domu?

Puścił moją rękę i podszedł do mieczy. Zdjął jeden z tych wiszących na ścianie i zaczął przyglądać mu się z zaciekawieniem.

Nic nie mówił, tylko dokładnie oglądał cały miecz, z góry do dołu.

Zapytałam z ciekawością, aby pozbyć się tej niezręcznej ciszy:

— Po co mnie tu przyprowadziłeś?

— Może urządzimy sparing? — zaproponował Artur.

Sparing? Nigdy z nikim nie walczyłam.

Pomyślałam w sumie "czemu nie", dlatego się zgodziłam. Z początku Artur zdziwił się, że przyjęłam jego propozycję, ale kazał mi tylko wybrać broń do walki. Moją uwagę przykuły dwa podobne miecze, całe srebrne, z niewielką ilością czarnych dodatków. Oba miecze były niemal identyczne jak bliźniaki. Na trzonie był wygrawerowany jakiś znak. Ogólnie wszystkie bronie, które znajdowały się w tym pomieszczeniu miały wygrawerowany ten sam znak, napis w nieznanym mi języku. Zaczynaliśmy, a ja postanowiłam wybrać właśnie te dwa miecze do walki. Kiedyś chciałam spróbować walki mieczami, ale niestety nie mogłam spełnić tych planów. Teraz w końcu mogę. Artur zdziwił się moim wyborem, mówił, że wybrałam jedne z najcięższych mieczy, które tutaj są. Mnie one wcale nie wydawały się ciężkie, były dla mnie idealnej wagi. Może tylko trochę były za ciężkie, ale gdybym wzięła któreś z lżejszych, pewnie złamałyby się równie szybko, co zaczęłaby się walka.

— Tak więc zaczynajmy — odparł podekscytowany Artur.

Kiwnęłam tylko głowę na znak zgody i ustawiłam się, biorąc jedną nogę do przodu, a drugą lekko w tył.

Artur zaatakował mnie. Już przy pierwszym ciosie gwałtownie upadłam na podłogę. Leżałam na plecach, kiedy Artur był nade mną i rzekł, dociskając miecz o mój:

— Tak jak myślałem, jesteś słaba, zupełnie jak inni. Ale jest coś, co różni cię od innych ludzi. Wiesz?

Co takiego mnie niby różni? Trochę to dziwne. Co jest z nimi wszystkimi nie tak? Czy on chce po prostu pokazać swoją nadprzyrodzoną siłę, czy jak?

Nie dam się tak łatwo mu. Starałam się wyciszyć i spowolnić moje bicie serca. Kontroluj ciało, a wszystko się uda. Kontroluj. Wdech i wydech.

Powtarzałam tę czynność kilka razy, po czym ustawiłam się w pozycji samoobrony i obroniłam się przed atakiem Artura, który dopiero się rozkręcał, a już był za silny. Straciłam formę i to było widać. Wyszłam tak szybko z wprawy. Mogłam, chociaż chodzić na tę siłownię z Markiem może trochę lepiej mi by to szło. Żałowałam tego najbardziej, że zostawiłam ćwiczenia. Po kilku minutach już opadałam z sił. Ledwo unosiłam szablę i nią się broniłam. Dyszałam niemiłosiernie, a Artur nie dawał za wygraną i chciał więcej, kiedy ja miałam już tego dość, choć z jeden strony chciałam to kontynuować i z nim walczyć. Przypływ adrenaliny łączył się z moim zmęczeniem i nie wiedziałam, czego ja dokładnie teraz chcę. Nie wiem dlaczego, ale zauważyłam, że Artur nie przykładał się do tego jakoś mocno niż kiedyś. Oszem był już silny, ale nie tak jak podczas naszego pierwszego sparingu, w którym prawie zmiótł mnie z powietrzni ziemi. Nieoczekiwanie Artur zrobił ostatni ruch, który całkowicie mnie unieruchomił, po czym rzekł poważnym tonem:

— Na dziś kończymy. Nie będę cię męczył za bardzo. Jutro to dokończymy — Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, głęboko patrząc mi w oczy. Na co byłam trochę zdezorientowana — Musisz popracować trochę nad nogami.

Nad nogami? Niby dlaczego? Coś już źle robię? Skoro tak mówi, to nad nimi popracuję. Ech... Czekają mnie naprawdę ciężkie dni... Nie tylko dla mnie z resztą, ale też dla innych. Jesteśmy teraz pod wielkim znakiem zapytania i nie wiemy, jak potoczy się nasza przyszłość. Historia lubi się jednak powtarzać.

Westchnęłam, po czym odłożyłam szablę na swoje miejsce. Akurat na moje nieszczęście uchwyt od szabli był dość wysoko. Naprawdę mam dziś jakiegoś pecha. Wspięłam się za pomocą szafki, która akurat była pod uchwytem. Powoli założyłam szablę i zeszłam. Artur nadal był w pokoju i czekał na mnie. Nie sądziłam, że będzie chciało mu się na mnie czekać. Na jego miejscu poszłabym, bez jakichkolwiek wcześniejszych zapowiedzi. Kierowałam się w stronę wyjścia, ogarniając swoje włosy, które wpadały mi w oczy, utrudniając widoczność. Z nagła Artur złapał mnie za ramię i wskazał na część mojej szyi, mówiąc, a raczej nie mogąc powstrzymać śmiechu:

— Widzę, że z Mefistem wam się już powodzi.

Chodziło mu zapewne o malinkę, którą zostawił wczoraj Mefisto na mojej szyi. Nawet jej nie zauważyłam, dopiero rano przeglądając się przy lustrze. Nie byłam na niego ani trochę zła, w końcu niedługo zniknie, poza tym lubiłam, kiedy to robił. Dość przyjemne uczucie, kiedy jego usta zasysały się na mojej delikatnej skórze.

Uśmiechnęłam się delikatnie i rzekłam w stronę Artura, biorąc jego dłoń z mojego ramienia:

— Możliwe...

Aż trudno uwierzyć, że po tym wszystkim nadal jesteśmy razem. Pomimo naszej dłuższej rozłąki nadal się kochamy i traktujemy tak jak kiedyś. Nikt nawet my nie sądził, że kiedykolwiek coś nas będzie łączyć. Nasze wspólne wzloty i upadki, które nas ukształtowały, sprawiły, że nasza miłość do siebie pogłębiła się jeszcze bardziej niż wcześniej. Z początku kpiliśmy z siebie i swoich ran, a teraz staramy się widzieć w tym pozytywy. Za każdym razem dopełniamy siebie. Mimo iż jesteśmy z różnych światów, to nadal wiele nas łączy. Żyjemy na pewno po coś. Nikt do końca nie zna powodu naszego istnienia. Demony narodziły się w Piekle a ludzie na Ziemi.

— Skończyliście już swoje bijatyki? W takim razie chodźcie na śniadanie — Nagle do pomieszczenia wszedł Alexander.

Czułam się między nimi jak w rodzinie, która jest dosyć specyficzna, bo mieszana. Jedni są demonami, drudzy ludźmi, ale tymi, co zdążyli już zobaczyć prawdziwe oblicze naszego świata i pewne rzeczy zrozumieć. W pewnych momentach nie było nam łatwo, ale dawaliśmy radę, gdyż każdy z nas posiadał coś, co przyciągało i się wyróżniało...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro