Rozdział 37
Powiem ci jedno słowo
Wstałam o siódmej, aby zdążyć na dziewiątą do swojej pierwszej poważnej pracy. Ubrałam się w firmowe ubrania, którym była czarna bluza i krótkie w tym samym kolorze spodnie. Przypięłam przypinkę na lewy bok, po czym zrobiłam szybki dzienny makijaż i umyłam zęby. Wzięłam kluczyki od domu, które wyrobił mi wczoraj Richard oraz oczywiście moją torebkę i CV. Mark z tego, co widziałam jeszcze spał, a Richarda nie było. Mei robiła śniadanie w kuchni, przy którym jej trochę pomogłam. Jak zawsze ktoś musi wstać przede mną. Chociaż raz mogłabym coś zrobić dla kogoś, a nie ktoś robi to za mnie i to dla mnie. Zjadłam szybkie śniadanie i wypiłam kawę z ekspresu. Po czym włożyłam białe adidasy i wyszłam, żegnając się z Mei.
Poszłam do studia tą samą drogą co przedtem. Nie chciałam przypadkowo się zgubić w tym wielkim mieście, jakim było Kansas City.
Po kilku minutach w oddali widziałam już dobrze znany mi budynek, w którym mieściło się studio. Przeszłam przez pasy i weszłam do budynku. Nowoczesnymi schodami weszłam na piętro prosto do pracy. W głównym pomieszczeniu gdzie mieścił się mały sklepik z asortymentem muzycznym, stał uśmiechnięty Daniel. Podeszłam do niego, posyłając mu lekki uśmiech, mówiąc:
— Cześć, Daniel. Mam to, o co prosiłeś, czyli CV.
Daniel zobaczył CV, po czym podał mi swoją dłoń i odparł:
— Witamy w naszym gronie ponownie, Laro.... Hernandez...
Ponownie? Miło, że wita się ze mną drugi raz.... Zaraz czekaj co?! Czy on powiedział Hernandez?! Nie to mi się przesłyszało. Co się tutaj dzieje? Czyżby Richard dał mi to nazwisko, by nad nie namierzono?
Spojrzałam na CV, na którym faktycznie było napisane w imieniu i nazwisku.
Lara Hernandez.
Zabiję tego Richarda. Jeszcze się kiedyś na nim zemszczę. Mimo to czemu tego jeszcze nie zrobiłam?! Aaaaa! Nigdy mi się to nie uda! Położyłam swoją torebkę do biurka, po czym zamknęłam szufladkę na kluczyk. Ogólnie była to metalowa szuflada na ważne rzeczy: portfele, telefony i takie tam. Daniel wszystkiego mnie nauczył jak obsługiwać klientów i zajmować się małym sklepikiem. Na razie miałam przez kilka godzin stać tutaj, Daniel powiedział, że zmieni mnie z kimś za ten czas. Stałam przed ladą i czekałam na klientów w zamyśleniu.
Rany nie sądziłam, że na początku będzie tak nudno. Można powiedzieć, że zakończyłam kolejny rozdział mojego życia i zaczęłam spokojną pracę, która jest przede wszystkim legalna i dobrowolna. Żadnych ucieczek i chowania się gdzieś w innych krajach. Brak zadań i misji do wykonania, które były coraz bardziej zaskakujące i nieoczekiwane. Tylko jedno jest tu do wykonania siedzenie i tworzenie piosenek, które jako tako mnie uspokajają i sprawiają, że czuję się w końcu wolna. Chociaż z drugiej strony brakuję mi misji... Zawsze się na nich dużo ciało, a to Richard zrobił coś źle albo ja która była cały czas w niebezpieczeństwie i Mefisto musiał mnie ratować, bo to było już dla mnie za dużo. Vanessa, za którą bardzo tęsknie. Naprawdę trudno było mi się z nią rozstać. Najpewniej teraz jest na Ukrainie i zaczęła znów spokojne życie bez swojego ojca, który zrobił z nią królika doświadczalnego.
Nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwierania drzwi. Od razu się wzdrygnęłam na tak nagły dźwięk, po czym uśmiechnęłam miło do klienta, który rozglądał się po sklepie w poszukiwaniu czegoś. Był to młody mężczyzna o ciemnej barwie skóry, jego włosy były wprost olśniewające. Takie zielono – białe... Ubrany był w dość ciemne luźne ubrania, jego odkryte umięśnione ramiona były przyozdobione różnokolorowymi tatuażami.
Może ja sobie zrobię jakiś drobny tatuaż? Tylko jakie miejsce wybrać? Może też na ramieniu? Będzie dobrze widoczny i pięknie się będzie prezentował. Chcę robić tatuaż, nawet nie wiedząc, jaki dokładnie chcę wzór. Przecież to będzie na całe życie! Hmm... Tylko chciałabym, aby to coś oznaczało. Znak nieskończoności? Nie zbyt oklepane... Dobra obmyślę to później...
Zielono – biało włosy długo się rozglądał, aż w końcu postanowił do mnie podejść. Powoli zbliżał się do mnie, po czym zatrzymał się, oparł się o blat i zdjął okulary przeciwsłoneczne, które miał na sobie cały czas.
Matko, jaki on był boski. W dodatku jego oczy. Ten nieskazitelny kolor oczu. Jak tu będą przychodzić sami tacy, to mogę stać tu nawet cały dzień.
— Są może klucze do gitary? — zapytał basowym i zmęczonym głosem klient.
Jego głos... Jest aż stworzony do śpiewania. Ciekawe czy śpiewa? Dobra Lara opanuj się... Klucze do gitary. Masz je znaleźć.
Szłam do magazynu, w którym powinny być, ale mój przystojny klient nie powiedział mi, do jakiej konkretnie gitary ma to być.
— A do jakiej konkretnie gitary? — Obróciłam się w stronę mężczyzny, który stał w zamyśleniu, patrząc gdzieś w bok.
Wtedy spojrzał na mnie i odpowiedział z uśmiechem:
— Jak do jakiej? Zwykłej najzwyczajniejszej.
Zwykłej, czyli jakiej? Klasycznej, czy może dla niego zwykła to elektryczna? Czy on się na tym w ogóle zna? Zapewne nie. Jakoś sobie poradzę, tylko spokojnie.
— Raczej nie znam takiej gitary jak gitara „zwykła" — odparłam, żartując.
Mam nadzieję, że go tym nie uraziłam ani nic. Oby nie. Nie chciałabym widzieć go wkurzonego, jeszcze nie wiadomo co by zrobił. Wygląda na niebezpiecznego z tymi tatuażami, a jednocześnie bardzo troskliwego.
— To jakie w takim razie są? — zapytał, wdychając.
Mam mu wymienić wszystkie? Jak chcę, ale to chwilę zajmie. Sądziłam, że się na tym zna, skoro chcę kupić klucze do tego instrumentu, ale raczej się myliłam.
— Jest klasyczna, elektryczna, elektro — akustyczna, akustyczna, hiszpanka, basowa, hollow body, hawajska, wiele odmian elektrycznych i inne mniej popularne — oznajmiłam z uśmiechem.
Rany ile ich jeszcze jest? Lepiej wolę nie wymieniać dalszych.
Mężczyzna zaśmiał się, po czym rzekł:
— Ha, ha tylko cię sprawdzałem. Tak naprawdę wiem, do jakiej gitary chcę klucze. Widać, że początkująca, ale nie w tych sprawach.
Przez chwilę naprawdę nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Cholernie mnie to zapeszyło i zdezorientowało. On tylko robił sobie ze mnie żarty. Mogłam się tego domyśleć! Co on chciał osiągnąć w ten sposób? Rany jestem taka dziwna...
— To do jakiej gitary te klucze? — Odezwałam się, by przełamać tę niezręczną ciszę.
Naprawdę było mi jakoś głupio.
— Do telecaster'a — odpowiedział.
Telecaster? Hmm... Ciekawe czy to dla niego, czy kogoś innego?
— Poczeka pan tutaj sekundkę — oznajmiłam, idąc w stronę magazynu.
Nigdzie w sklepie nie było kluczy, więc muszą być na magazynie. Przeszukałam wszystkie kartonowe pudła, aż w końcu znalazłam kilka, które mogłyby pasować do takiego modelu. Wróciłam do mężczyzny, następnie położyłam klucze na blacie i powiedziałam z uśmiechem:
— Te powinny być dobre.
Przejrzał kilka kluczy, które mu przyniosłam i wybrał złote dość drogie klucze. Podobały mi się takie najbardziej. Najwidoczniej mamy podobny gust. Nie dość, że są wytrzymałe to i mają złoty kolor.
— Wezmę tę — odrzekł.
— Świetny wybór — stwierdziłam z uśmiechem.
Podliczyłam klucze na kasie, tak jak należy, po czym odpowiedziałam:
— To będzie sto dwadzieścia pięć dolarów amerykańskich.
Dość drogie te klucze. Cóż za takie klucze to i tak tanio. Widziałam nieraz po dwieście sześćdziesiąt dolarów. Z tego, co pamiętam, John kupił takie w Las Vegas. Moja gitara już takie miała, więc nie potrzebowałam kolejnej pary ani nowej gitary. Chciałabym kiedyś jeszcze na niej zagrać. Z tego, co widzę, nie ma tutaj jej. Szkoda...
Klient zapłacił kartą, potem wziął klucze i miał już wychodzić, ale się zatrzymał.
O co chodzi? Czyżbym coś źle zrobiła?
— Tu jest mój numer telefonu. Zadzwoń, w wolnym czasie — Nagle się odezwał, wyjmując ze swojej kieszeni małą karteczkę, na której był zapisany numer telefonu. Zostawił mi ją na blacie, następnie uśmiechnął się do mnie i wyszedł.
Czy on właśnie dał mi swój numer? Ktoś taki? Może zadzwonię? Nie lepiej nie.... Zrobię to po pracy. Nie chcę, by Daniel wylał mnie za to, że rozmawiałabym przez telefon i to już pierwszego dnia!
Przez kilka godzin przyszło jeszcze kilku klientów. Spotykałam coraz to ciekawsze osoby z różnymi osobowościami. W Kansas City naprawdę było wielu dziwaków i niesamowitych ludzi. Jedni klienci naprawdę poprawili mi humor. Około południa przyszła do mnie matka z dzieckiem, któremu marzyła się gitara. Zaprowadziłam ich do miejsca, gdzie widniały wszystkie rodzaje tego jakże pięknego i ważnego dla mnie instrumentu. Cieszyłam się jego szczęściem, bo widzieć taki widok jest naprawdę rzadko. Lepiej jest zacząć od młodszych lat, wtedy ma się o wiele lepszy start. Niektóre dzieci naprawdę potrafią grać o wiele piękniej niż dorośli. Zwłaszcza jeśli chodzi o osoby, które uczą się tego, bo mają do tego motywację i chęci.
Pomogłam mu w wyborze, bazując trochę na jego osobowości. Widziałam, że mama niezbyt się na tym znała, więc stała z boku i wszystko obserwowała. Jej również pokazywałam jak obsłużyć, piec i jak podłączyć do niego kable, których jak na razie nie było dużo.
Ostatecznie malec wybrał czarną gitarę basową Ibaneza dla początkujących. Ucieszyło mnie to jeszcze bardziej. Basowe i elektryczne gitary są w szczególności cudowne. Ich brzmienie jest dla mnie niczym kołysanka. Już polubiłam tę robotę, widok zadowolonych klientów jest najlepszym uczuciem, jakie przeżyłam przez ten jeden dzień. Jeszcze wczoraj nie wiedziałam o tym małym sklepiku muzycznym, a tu proszę, nawet w takim miejscu można się dobrze bawić. O trzeciej w południe skończyłam swoją zmianę w sklepiku i zmieniłam się z Redem, który był tutaj na stażu i zarabiał ciężko na swoją rodzinę, która aktualnie nie była zbytnio w dobrej sytuacji finansowej. Red był trochę ode mnie młodszy, choć z początku myślałam, że jest ode mnie o kilka lat starszy. Napiłam się zimnej wody z dodatkiem lodu i poszłam prosto do studia, by teraz tam pomóc. Przeszłam przez korytarz, który łączył się tylko ze studiem i sklepem.
Po cichu weszłam do pomieszczenia, gdzie działo się najwięcej. Wszędzie rozstawiony był sprzęt do obróbki i nagrywania dźwięku. Przy głównym komputerze stał Daniel z kilkoma osobami. Podeszłam i się z nimi przywitałam. Chwilę później Daniel uśmiechnął się do mnie i zapytał:
— Jak było?
— Nawet dobrze. Jeden gość zostawił mnie swój numer, po południu do sklepu przyszedł jakiś malec z mamusią i kupili gitarę basową, a tak to nic ciekawego się nie działo — odpowiedziałam szczerze i radośnie.
Nawet mi się podobało. Owszem była godzina, w której nikt nie przyszedł, ale jakoś nie za bardzo się tym przejęłam. Za to porozglądałam się trochę i tam posprzątałam, bo na instrumentach i półkach nazbierało się dość dużo kurzu.
— Całkiem sporo dziś było pewnie klientów? — dopytał Daniel.
— Nie aż tak dużo — oznajmiłam — W czym teraz pomóc? — dopytałam.
Osoby, które stały z Danielem były dość zajęte miksowaniem piosenki, więc najpewniej przez wielgaśne studyjne słuchawki mnie po prostu nie słyszeli. Nawet mnie to nie uraziłom, zdaję sobie sprawę, że są bardzo zajęci czym innym. Wolę nikomu nie przeszkadzać.
Nagle Daniel dał i słuchawki i powiedział radośnie:
— Masz, przesłuchaj i powiedz, co sądzisz.
Założyłam słuchawki i przesłuchałam kawałek całkiem szybkiego utworu. Efekty dźwiękowe, wokal, melodia wszystko było już dodane przez innych.
Coś mi się w tej piosence nie zgadzało i strasznie wszystko psuło.
— Zmień tę tonację C – dur, bo nie pasuję tutaj. Lepiej by brzmiało na A – durze, nie sądzisz? — rzekłam po pewnym czasie do Daniela.
Tonacja na pewno nie jest poprawna, jeśli chodzi o wokal. Według mnie powinna być na A – durze.
— Może faktycznie by było lepiej — odparł z zastanowieniem Daniel, po czym złapał za ramię jedną dziewczynę, która siedziała przy biurku i zapytał:
— Kochanie, dasz radę zmienić teraz tonację na A – dur?
Kochanie? Czy oni są razem?! Nie widziałam jej wczoraj. Może to dlatego, że wszyscy prócz Daniela pracują tutaj na zmiany?
— Czekaj zaraz zmienię, skarbie — odpowiedziała łagodnym i piskliwym głosem.
Nie zaprzeczę, trochę brakuję mi czyjeś czułości, miłości do innej osoby. Chciałabym mieć znów kogoś, kto by się mną opiekował i czule zajmował. Gdyby wszystko się tak nie skomplikowało, najpewniej żyłabym szczęśliwie ze swoim małżonkiem i dziećmi.
Po zmienionej tonacji utwór brzmiał jeszcze lepiej i był gotowy do przesłania zespołowi, który przyszedł tu go zrobić. Podobał im się ten kawałek, na szczęście już nic nie musieliśmy już nic dla nich zmieniać. Akurat trafiłam na fazę końcową płyty, więc nie widziałam, jak przebiegał wcześniejszy proces tworzenia.
Jak dla mnie dużo zapłacili za tę płytę, ale naprawdę sporo wymagali od tak małego studia. Efektów specjalnych było tam na pewno więcej niż wokalu i wszystkich instrumentów razem wziętych, ale efekt końcowy był zacny i nawet mi się takie coś spodobało, choć siedzieliśmy praktycznie do zamknięcia nad zakończeniem w końcu tego projektu. Red już dawno zdążył skończyć prace w sklepiku i pójść do domu.
Skończyliśmy dopiero o osiemnastej, ale niestety trzeba było to skończyć. Wzięłam swoje rzeczy, następnie pożegnałam się z Danielem i wyszłam z pracy. Wyjęłam swój telefon, którego nie używałam przez cały dzień, który był strasznie zabiegany po mojej zmianie z Redem. Nikt do mnie nie dzwonił ani nie pisał. Zero powiadomień w telefonie. Włożyłam go ponownie do kieszeni i poszłam w stronę domu Richarda. W drodze powrotnej postanowiłam, że zajdę do Starbucksa po zimną kawę. Kupiłam kawę za pieniądze, które miałam jeszcze w portfelu od Richarda i szłam przez ulice, popijając przepyszną kawę. Słońce nadal górowało na nieboskłonie, więc było dość gorąco, zwłaszcza w tych ciemnych ubraniach. Niewiarygodne, że tutaj jest tak gorąco. Kiedy wychodziłam, było w miarę chłodno. Wypiłam napój do końca, po czym wyrzuciłam go do kosza po drodze.
Stanęłam przy przejściu na pasach i czekałam, aż światło się zmieni i będę mogła przejść. Nieoczekiwanie zadzwonił do mnie telefon, był to Mark, niezwłocznie odebrałam telefon i przyłożyłam do ucha, mówiąc:
— Tak słucham.
— Gdzie jesteś, Lara? — zapytał Mark.
— Wracam do domu — kontynuowałam — Właśnie stoję przy pasach, a co?
— Nie nic. Martwiłem się, bo nie wracałaś od dłuższego czasu, a z tego wiedziałem, powinnaś być już o czwartej, a jest szósta — powiedział Mark.
Martwi się nadal o mnie, mimo że nie jesteśmy już parą?
— Niestety dziś musiałam zostać trochę dłużej — stwierdziłam, wdychając.
Jestem zmęczona, choć i szczęśliwa. W końcu znalazłam coś, co mnie uszczęśliwia. Nareszcie nie będę na niczyim utrzymaniu tylko na swoim, wyprowadzę się od Richarda i wynajmę skromny domek tutaj.
Mimo wszystko chciałabym być blisko nich. Traktuję ich jak swoją rodzinę. Richard dużo mi pomógł i czasem naprawdę mnie irytował. Stałam przy dość ruchliwej drodze, kiedy nagle zauważyłam czarne bardzo dobrze wyróżniające się na drodze auto.
Niemożliwe – pomyślałam – Jak to możliwe?!
Stałam wryta zupełnie, zapominając o otaczającym mnie świecie. Na światłach naprzeciwko mnie stało czarne BMW dokładniej tej samej serii, którym jeździł Mefisto. W pierwszej chwili myślałam, że mi się coś przewidziało, ale jednak nie.
Przez słońce i przyciemnione szyby nie wiedziałam, kto jest w samochodzie, ale po rejestracji wiedziałam, że to akurat jego samochód. W dodatku te charakterystyczne czarno – złote felgi. Było to coś, co było nieodłącznym elementem jego samochodu. Nie myślałam wtedy o niczym. W sercu poczułam nieprzyjemny ból... Patrzyłam się na auto, które przejechało przez skrzyżowanie jak gdyby nigdy nic.
Czy to był rzeczywiście Mefisto? Tego do końca nie wiem, ale jak dla mnie była to dziwna sytuacja. Nie mógł przecież tutaj przyjechać... Spotkanie w sprawie biznesu firm! Jednak mógł. Zapomniałam o jego firmie, która jest znana głównie w USA, a ma siedzibę w Vancouver. Jeśli to on to by oznaczało, że nadal jest na Ziemi, a nie w zaświatach. W ogóle, po co by miał tam wracać? Zapewne Samiel zabiłby go z zimną krwią, gdyby przeszedł bramę piekieł. Czemu to wszystko się tak skomplikowało?...
— Lara, Lara, Lara! — Niespodziewanie usłyszałam głos Marka z telefonu.
Mark! Przecież wracam do domu. Kurwa za mocno o tym wszystkim myślę.
— Tak jestem... Coś mi przerwało — odpowiedziałam zmęczona.
Może mi się zdawało? Może Mefisto wcale nie jechał, a po prostu był to ktoś inny co miał taki sam samochód? Nie chciałabym go tutaj widzieć, a jednocześnie tak. Sama już nie wiem.
Szybkim krokiem przeszłam przez pasy w ostatniej chwili i skręciłam w znaną mi już dzielnicę, uprzednio rozłączając się z Markiem i informując go, że za chwilę będę. Szłam chodnikiem, znów zastanawiając się nad sensem mojego życia, które jak na razie nie miało żadnego większego celu. Zapewne nic już nie będzie takie samo, a nadal będzie się zmieniać. Ciekawe co z sytuacją z FBI? Muszę spytać się Richarda czy to załatwił.
Przekroczyłam próg domu i zdjęłam buty, które narobiły mi strasznych odcisków na piętach.
Chyba muszę kupić jakieś wygodniejsze, bo te nie zdają egzaminu.
Położyłam torebkę na komodę w przedpokoju i poszłam wprost do kuchni, w której byli wszyscy. Miło było widzieć ich wszystkich razem w jednym miejscu. Uśmiechnęłam się do nich i odparłam:
— Wróciłam.
— W końcu ile można na ciebie czekać? Co to za bezsensowna nudna praca? — rzekł marudnie Richard.
Od kiedy on marudzi? Zawsze jakoś starał się widzieć ze wszystkiego pozytywy. Czyżby mu nie pasowała zwykła praca? Najprawdopodobniej wolałby, abym pracowała w klubie i robiła za puszczalską sukę. Ciekawe czy korzystałby z moich usług? Pewnie tak, znając jego dziwne i nieoczekiwane pomysły, które wpadają mu do głowy i to coraz częściej.
— Normalna praca w studiu a czego się spodziewałeś? — kontynuowałam — że przyjdę nawalona do domu.
— Tak z niezłą kasą i sukienką — dopowiedział, uśmiechając się cwanie.
Jest naprawdę niemożliwy. Ile razy mu można mówić, że ja tak nie chcę?!
Usiadłam przy stole, nie odpowiadając na jego „zaczepki". Chciało mi się spać i miałam ochotę zjeść coś dobrego. Co kilka minut przecierałam zmęczone oczy, które zaczęły mi już w pewnych chwilach łzawić.
Na szczęście Mei zrobiła kolację, jako jedyna z naszej czwórki nigdzie nie pracowała. Mark też w sumie nie pracował, chociaż był trenerem na pobliskiej siłowni. Czy to można podpiąć pod jakąś pracę? Chyba tak, jeśli się nad tym zastanowić dostaję za to drobne pieniądze. Więcej mu nie jest potrzebne, gdyż Richard go trochę rozpieszcza, wysyłając i jemu pieniądze.
— Richardzie, co... wiesz z tymi ludźmi? — zapytałam nagle, przerywając mu rozmowę z Mei.
— Nie musisz się martwić, załatwiłem wszystko — odpowiedział, wracając do rozmowy i patrzenia się głęboko w oczy Mei.
Szybko to zrobił. Jak dobrze, że mamy to wszystko z głowy. Nie musimy już tak bardzo się ukrywać, jak to robiliśmy kiedyś.
Kiedy skończyłam jeść, udałam się na górę, by nie przeszkadzać Mei i Richardowi w ich jakże romantycznej atmosferze. Mark poszedł do siebie długo przede mną, po czym wyszedł z domu, mówiąc tylko, że idzie się zabawić trochę w klubie. Zapewne umówił się z tą dziewczyną, którą widziałam.
Nie zatrzymam go przecież. Niech robi, co chcę, ale czuję, że ich miłość nie potrwa zbyt długo. Umyłam się i powiesiłam swój firmowy ubiór w szafie. Położyłam się z mokrymi włosami do łóżka, czego niby nie można robić. Myślałam nad wieloma rzeczami i aspektami. Nadal miałam ten obraz przed oczami – czarnego BMW serii 7 limuzyna. Może za bardzo panikuję? Na pewno był to ktoś inny.
Próbowałam myśleć o czymś pozytywnym, przypomniałam sobie chłopaka, który dziś przyszedł do sklepu.
Boże, jaki on był boski. Jego styl ubierania się, zielone włosy i oczy. Jednym słowem ideał. Czasem nie miałam do niego zadzwonić, kiedy skończę pracę? Cholera zapomniałam o tym, a nie przepuszczę takiej okazji. Nerwowo wygrzebałam z torebki karteczkę z numerem, wzięłam telefon z komody i usiadłam wygodnie na łóżku.
Wstukałam numer widniejący na karce papieru, po czym kliknęłam "połącz". Przyłożyłam telefon do ucha i odczekałam kilka synałów, po czym usłyszałam jego chrypki głos.
— Tak słucham?
— Cześć to ja, dziewczyna ze sklepu muzycznego — rzekłam, stresując się tą rozmową.
Co ja wygaduję? Tak mi się język plącze.
— A więc to ty. Myślałem, że już nie zadzwonisz — odparł wesoło.
Uroczo, że czekał cierpliwie aż się do niego odezwę. Choć nadal nie nam jego imienia a on zapewne moje z plakietki owszem jednak wolę się przedstawić.
— Tak w ogóle jestem Lara — oznajmiałam nerwowo.
— Mów mi Black — odparł seksownym głosem.
Black. Black. Black, a więc tak ma na imię.
Zaczęliśmy przyjemną rozmowę, która ciągnęła się aż do północy. Nie mogłam w sumie jakoś spać, a jutro musiałam wcześnie wstać. Czułam się cudownie móc rozmawiać z takim człowiekiem, jakim był Black. Kto wie, może coś głębszego z tego wyjdzie? Głównie nasza rozmowa była o muzyce i gitarach, dowiedziałam się, że Black gra już od ponad pięciu lat i jest o tyle lat starszy ode mnie. Nie do wiary jak życie się potoczyło. Jakoś udało mi się zasnąć około drugiej. Moje myśli były przy Blacku. Jego wytatuowane ramiona, które mi się bardzo podobały. Pokazywały jego ciemną stronę i zły charakter.
***
— Laro, mogłabyś zająć się jutro wszystkim za mnie. Muszę załatwić kilka ważnych spraw związanych ze ślubem — odparł Daniel.
Ze ślubem? Faktycznie to za niedługo z tego, co mi powiedział Daniel na początku mojej pracy tutaj. Cieszę się, że się im układa i są szczęśliwą parą. Daniel naprawdę musi mi bardzo ufać, że daje mnie takie ważne zadanie do spełnienia, aczkolwiek to tylko jeden dzień.
— Nie tłumacz się i jedź. Wszystkim się zajmę, Danielu — powiedziałam radośnie. — Wiem jakie to dla ciebie ważne — dodałam.
— Nie wiem, jak ci się odwdzięczę, Laro — rzekł trochę mniej zestresowany Daniel. — Dziękuję — odrzekł krótko, wracają do pracy.
Wróciłam do obróbki dźwięku, który nagraliśmy przez ten czas. Nie było tak źle, jak myślałam, że wyjdzie. Efekt był fenomenalny. Podobał mi się wokal kobiety z zespołu, która tutaj przyszła. Było to przyjemne i relaksacyjne zajęcia, bawiąc się jej głosem w specjalistycznym programie.
Skończyłam obróbkę o dość późnej porze jak swoją drogą zawsze. Codziennością u mnie stało się wracanie około osiemnastej do domu. Mimo to robiłam, to co kochałam najbardziej. Pracowałam z muzyka a muzyka ze mną. Studio stało się moim drugim domem. Wszyscy mnie tutaj bardzo ciepło przyjęli i przede wszystkim ufali mi, jeśli chodziło o tworzenie muzyki, kiedy mówiłam, że mnie coś nie pasuję, od razu to zmieniano. Moje zdanie było dla nich bardzo ważne, gdyż przynosiło to efekty. Nasi stali klienci wychodzi stąd zadowoleni i spełnieni muzycznie.
Dzisiaj wyjątkowo wcześniej zakończyliśmy swoją pracę, bo o piętnastej. Postanowiłam, że wrócę do domu i zamówię sobie jedzenie prosto do domu. Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, moim jedynym celem było przytulne mieszkanko, cisza, jakieś jedzenie i dobra książka. Od pewnego czasu naprawdę zaczęłam coś mało czytać. Może dlatego, że dużo czasu poświęcałam na muzykę i piosenki.
Przydałby mi się jakiś mały urlop, ale wiem, że aktualnie nie jest to możliwe. Muszę zastąpić zapewne kilka razy Daniela, który przygotowuje się na swój ślub z Isabel. Jest już za miesiąc, więc jako mężczyzna musi załatwić jeszcze kilka rzeczy. Isabel zajmuję się razem ze mną studiem. Sukienka jak na razie jest, makijaż, fryzura wszystko już jest, więc Isabel nie ma się o co martwić.
Weszłam na klatkę schodową, po czym wyciągnęłam kluczyki do mieszkania. Wsadziłam kluczyk do zamka i przekręciłam, otwierając drzwi. Rzuciłam torebkę gdzieś w bok, a buty położyłam do szafki do tego przeznaczonej. Przeciągnęłam swoje ociężałe ciało i poszłam do salonu, w którym to zostawiłam swojego laptopa i otwarty projekt na programie FL Studio.
Dziwne, że przez ten czas się nie rozładował. Usiadłam, po czym zapisałam projekt jeszcze raz, by jakoś magicznie mi nie znikł. Dużo projektów potraciłam, bo nie potrafiłam poprawnie tego zapisać. Pracowałam teraz nad pewną piosenką miłosną solistki. Każdy utwór, który składałam, był zupełnie inny. Jeden melodyjny i pełny przekazu drugi natomiast chaotyczny i stworzony wprost na wielką scenę. Nie chciało mi się kończyć tego dzisiaj. Chciałabym trochę odpoczynku i samotności.
Wzięłam do ręki książkę William Shakespeare i pochłonęłam się czytaniem lektury o barwie kryminału. Jakoś nie mogłam czytać, zupełnie mnie się nic nie chciało. Znudziło mi się po dziesięciu minutach, patrzenia na kartkę papieru zrobioną z drewna. Odłożyłam ją na półkę i ciężko westchnęłam.
Czemu dziś jest mi tak ciężko? Nie wiem co się ze mną dzieje. Lara opanuj się, radzisz sobie w życiu, jak tylko możesz, ale czuję, jakby czego mi w nim brakowało. Czegoś, co dawno utraciłam i nie mogę już znaleźć....
Zjadłabym coś niezdrowego, ale dobrego. W telefonie wyszukałam numer do baru, który bardzo lubiłam. Połączyłam się, po czym ktoś z drugiej strony przedstawił się i powiedział nazwę baru. Zamówiłam to, co zawsze, czyli dwadzieścia rolek susi i chińszczyznę. Ostatnio jem tylko to. Jakoś kuchnia Azjatycka bardzo mnie posmakowała i ponadto była zdrowa.
Podczas gdy czekałam na jedzenie, włączyłam telewizję, w której nic ciekawego nie było, ale lepiej było siedzieć tak niż w zupełnej ciszy i pustce. Nie musiałam długo czekać, aż usłyszałam dzwonienie do drzwi.
To pewnie już.
Wzięłam kartę i podniosłam się z kanapy, idąc w stronę drzwi. Otworzyłam wszystkie zamki. Na korytarzu zobaczyłam jak zawsze znanego mi dostawcę, który chyba mnie już zna i postrzega jak znajomą, bo naprawdę często stamtąd zamawiam.
Uśmiechnęłam się miło i zapłaciłam za swoje zamówienie, które do najtańszych nie należało.
Dość drogo za tę dostawę do domu, ale cóż takie życie nic za darmo nie ma – pomyślałam.
Pożegnałam się z dostawcą i zamknęłam drzwi. Nie zdążyłam nawet usiąść, a usłyszałam kolejne tym razem pukanie do drzwi.
Co do huja? Nawet zjeść w spokoju nie można. Ludzie...
Z plastykowym talerzykiem, na którym było sushi, otworzyłam drzwi, chwilę zamierając.
Co on tutaj robi? W ogóle, po co przyszedł?
Był to Richard we własnej osobie. Ubrany jak zawsze w ciemną marynarkę i dobrane do tego spodnie. Nie wyglądał przynajmniej dzisiaj tak źle, jak zawsze. Jego koszula była starannie wyprasowana a buty były chyba nowe, bo jeszcze nieprzechodzone i nieobtarte. Ciekawe co tutaj robi?
— Po co tutaj przyszedłeś? — zapytałam nagle.
Richard uśmiechnął się szeroko, po czym minął mnie i wszedł jak do siebie. Co mnie nawet nie zdziwiło, wchodził tak wszędzie, jakby miał na to pozwolenie. Nie widziałam go od tygodnia, a nawet więcej. Ba! Od kiedy się tutaj wprowadziłam, mało rozmawialiśmy, ja byłam zajęta pracą, a on jak zawsze imprezował i jechał gdzieś na kilka dni, i wracał.
— A to już nie mogę cię odwiedzić — Westchnął, siadając na kanapie.
Zamknęłam drzwi i usiadłam obok niego, zajadając się kawałkami sushi.
— Tyle że jak ty mnie odwiedzasz, to zawsze czegoś ode mnie oczekujesz — odparłam zgodnie z prawdą.
Kiedy Richard do mnie przychodził, wiedziałam już, że czegoś chcę.
— Nawet dobrze się tutaj urządziłaś — powiedział Richard.
Dobrze? A to ci nowość by Richard był dla mnie aż tak nastawiony. Myślałam, że będzie cisnął po mnie a tu nie. Takiego Richarda jeszcze da się nawet znieść.
Po chwili ciszy zapytałam:
— Co tam u ciebie się ostatnio dzieje?
Ta cisza nie była nikomu potrzebna, skoro przyszedł, to może trochę porozmawiajmy o tym i owym.
— To, co zawsze. Chociaż od kiedy się wyprowadziłaś, jakoś nudno się zrobiło — odpowiedział Richard.
Nudno? Beze mnie? Co ja niby takiego nienudnego robiłam, mieszkając tam. Prócz tego, że się nawzajem niszczyliśmy to nic. Nie było takiej rzeczy, która byłaby ciekawa. Chyba że droczenie się ze mną było ciekawe? Dobra ta rozmowa nie miała i nie może mieć sensu, niech przejdzie do konkretów.
— Tak więc co tu robisz? — spytałam poważnie.
Richard westchnął, po czym rzekł:
— Chciałem cię dziś zabrać jako osobę towarzyszącą na imprezę.
— Nie możesz wziąć Mei? — dopytałam.
Nie jestem tam w ogóle potrzebna. Co ja niby mam tak robić? Poza tym jutro muszę być wcześnie w studiu, bo Daniel mnie o to poprosił, nie mogę tak po prostu mu odmówić pracy, bo ma ważne rzeczy do załatwienia, a nie chcę go stresować. Mei by się do tego nadawała, jest jego żoną, spędziłby, w końcu z nią czas dobrze się bawiąc. Czy on w ogóle ją szczerze kocha?
— Nie mogę, ona o niczym nie wie — stwierdził poważnie.
Czemu o niczym nie wie? Co to z uroczystość?
Richard spojrzał na mnie i odrzekł, nadal zachowując się poważnie i pewnie:
— Coś jest tam nie tak, co muszę zbadać, a nie wejdę ot tak sobie sam, bo to już będzie trochę podejrzane, a nie chcę mieszać Mei w moje prywatne sprawy. Lepiej by było, gdyby o tym nie wiedziała, o misjach i tym, kim jestem. Zapewne jakby się dowiedziała, znienawidziłaby mnie za to i chciała rozwodu.
— Naprawdę nie mogę. Muszę zająć się jutro całym studiem, bo Daniel mnie o to poprosił. Nie mogę tak po prostu wziąć wolnego na pewno nie w tym miesiącu — oznajmiłam.
Nie mogę tak po prostu dziś pójść. Nie wiem, ile tam będziemy, ale na pewno do późna. Nie chcę zawieść Daniela, jeszcze mnie zwolni i znienawidzi za to. Nie chcę tego.... Nie po tym kiedy moje życie się znów szczęśliwie układa.
— Cholera... — warknął. — Czemu się zgodziłaś na taką popierdoloną robotę? — zapytał mnie Richard.
Czemu? Wolałam taką niż zostać prywatną striptizerką dla niego! Jak on by sobie to wyobrażał. Idę do pracy około wieczora, po czym wracam zmęczona i zapewne pod wpływem alkoholu do domu. Jeszcze nie wiadomo jakie akcje przytrafiłyby mi się w samej pracy. Przeszedłby na pewno pewnego dnia jakiś facet, który chciałby, aby się z nim przespała. Skończyłabym zgwałcona albo nawet zamordowana przez kogoś na obrzeżach w małej uliczce.
Nagle Richard wstał i odparł, idąc do wyjścia:
— Zaraz wrócę, tylko coś załatwię.
— Czekaj a ty gdzie! — krzyknęłam, ale mnie nie słuchał i wyszedł z mojego mieszkania.
Może to i lepiej, że wyszedł. Mam przynajmniej spokój na kilka chwil. Powiedział, że wróci, więc tak zapewne będzie. Nie zamykałam za nim drzwi, bo nie było sensu. Poza tym mieszkam na ciszej dzielnicy, więc raczej nikt nie powinien mnie w tym czasie okraść.
Zjadłam w tym czasie sushi i zabrałam się za chińszczyznę. Najwidoczniej byłam bardzo głodna. Czy ja coś rano jadłam? Chyba nie tylko wypiłam kawę i wyszłam z domu. Kurwa... Ostatnio jakoś mało jem i gotuję. Moje mięśnie i ciało pewnie na tym cierpią, bo nie dostarczam im potrzebnych składników do życia. Dziwne, że się przez to nie czuję. Długo coś Richarda nie było, ale dla mnie dwa razy lepiej. Miałam w końcu upragnioną ciszę i spokój, którego mi brakowało.
Nieoczekiwanie usłyszałam normalnie trzask drzwi i Richarda. Podskoczyłam niemalże z przerażenia, po czym krzyknęłam:
— Mógłbyś kurwa mi drzwi nie mordować! Wiesz, ile wymiana takich drzwi kosztuje?! Ty sukinsynu!
Nic nie potrafi uszanować nawet mojej ciężkiej pracy na to mieszkanie w praktycznie centrum miasta.
— Idziemy, Laro. Nie mamy czasu — odrzekł poważnie.
Gdzie niby? Na tę imprezę? O nie na pewno nie. Ja nigdzie z nim nie idę. Niech sam się idzie ruchać, tańczyć i pić.
— Nigdzie z tobą nie idę — rzekłam, kładąc się wygodnie na kanapie i zamykając oczy. — Zmęczona jestem, więc możesz sobie już iść, czy będziesz tak nade mną stał, jak Mefisto — dodałam.
Z nim jest nie do wytrzymania! Kiedy on się ode mnie w końcu odczepi?
— Idziesz i bez dyskusji. Jesteś mi tam potrzebna. Załatwiłem wszystko z twoją pracą, więc jutro masz wolne — powiadomił mnie.
Jak to? Przecież Daniela jutro nie będzie, to kto będzie się opiekował sklepem i studiem? Na pewnie nie duchy i nie ja. To więc to? Może kogoś znajdzie? Może już znalazł? Kurwa to wszystko wina Richarda. Chyba się ode mnie nie odczepi i będę musiała iść. Trzeba coś wymyślić...
— Nie mam sukienki — odparłam wprost.
— O to się nie martw — rzekł, narzucając na mnie ubranie — Kupiłem.
Kiedy i gdzie? Od kiedy on to panował? Przecież to powinno być już karalne. Tylko pod jaką karą? Stalkingu?
Niech mu będzie. Wstałam i zobaczyłam sukienkę, którą dał mi Richard. Była to typowa czerwona mini z kilkoma wycięciami z tyłu i na dekolcie. Czy go całkiem popierdoliło?! Spojrzałam się na niego mrożącym wzrokiem i krzyknęłam wkurzona:
— Chyba oszalałeś, nie założę tego nigdy!
On chyba naprawdę oszalał z tym ubiorem. Nie jestem przecież jakąś sukę, by to założyć. Co ja mam niby tak robić? Chyba wyrwać jednego dla jego celów. Jak to było wtedy. Co mnie zostawił i o mało ten psychopata mi czegoś więcej nie zrobił. Wracać samej w deszczowy dzień do hotelu i o mało nie zostając przez tego doktorka zabita. Skończyłabym możliwe, że jako obiekt do badań nad demonologią.
— Najwidoczniej musisz, bo nie kupiłem nic innego. Chyba że zamierzasz wyjść nago, ale to już twoja indywidualna decyzja — stwierdził.
Będę w tej sukience prawie naga! Z drugiej strony nie mam innej takiej, która by się nadawała na takie wyjścia. Dobra Lara założysz ją, wrócisz z imprezy i pójdziesz do pracy. Na następny raz wiedząc, by nie wpuszczać Richarda do siebie. Plan idealny normalnie.
Poszłam do łazienki i przebrałam się w nią, uprzednio poprawiając makijaż i prostując włosy. Czułam się w niej niekomfortowo, miałam wrażenie, że każdy będzie się na mnie w niej patrzył. Czułam się po prostu naga i tyle. Brakowało mi większego okrycia. Całe ramiona miałam odkryte wraz z plecami, nie wspominając o moim dekolcie, który był widoczny bardzo dobrze.
Wyszłam ponuro z łazienki i rzekłam cicho:
— Możemy już iść...
Im szybciej, tym lepiej. Nie chcę mieć potem nic z nim wspólnego. Wzięłam małą czarną torebkę i zamknęłam drzwi na klucz. Zjechaliśmy windą na parking, po czym Richard otworzył z dalekiej odległości samochód kluczykiem. Dziwne, że nie rzucił żadnym słowem, odkąd wyszłam z ubrana w ten sposób.
Wsiadłam do auta, zapinając pas. Nadal martwiłam się o Daniela, którego zostawiłam wszystkiego samego z tym wszystkim. Raczej jutro się nie pokażę w studiu. Nie wiem, jak daleko jest ta uroczystość ani ile na niej będziemy.
Jechaliśmy ponad pół godziny do miejsca, które przypominało stary bar. Wysiedliśmy z samochodu niemalże w tym samym momencie. Nie wyglądało, jakby dużo osób się tutaj zebrało. Na parkingu stało mało samochodów, a muzyki praktycznie nie słyszałam.
Weszliśmy do baru, w którym od razu poczułam nieprzyjemny zapach nikotyny. Nie dało się tam wytrzymać ani chwili dłużej. Chciałam się tak bardzo wrócić do mojego kochanego mieszkanka i tam spędzić resztę wieczoru, ale już nie było odwrotu. Byłam od niego za daleko. Nie wiadomo czy nawet nie wyjechaliśmy z Kansas City przez ten czas. Richard szedł kawałek przede mną prosto do loży, w której siedziało kilku mężczyzn, popijających piwo i inne trunki. Widać, że nie byli tutaj od kilku minut a od kilku godzin.
Po co my tam w ogóle idziemy? Nie chcę. Niech to się skończy i Richard mnie odwiezie do domu. Zabawa nie była już dla mnie. Chciałam spokoju w życiu...
Richard przywitał się ze wszystkimi, którzy zasiadywali wielki stół niczym na jakiejś konferencji, ale tej bardziej na luzie i z alkoholem, i narkotykami. Usiadłam, starając być niezauważoną obok Richarda, który od razu wziął się za alkohol na stole i zaczął go pić.
Czy on w końcu przestanie tyle pić?! Niedługo coś się mu stanie a ma mnie przecież odwieźć do domu! Jak ja niby mam teraz wrócić do Kansas City?!
Lara tylko nie panikuj. Będzie dobrze.... Będzie .... Będzie....
Nagle dosłownie każdy spojrzał się na mnie. Było to niekomfortowe i przerażające. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, by tylko na mnie nie patrzyli. Wiedziałam dobrze, że będę obiektem zainteresować wśród mężczyzn w tym stroju.
— Kogo przyprowadziłeś ze sobą? Nigdy nikogo tutaj nie przyprowadzałeś. Twoja nowa i pierwsza niewolnica? — Odezwał się wysoki blondyn siedzący naprzeciw nas.
— Nie. To moja znajoma Lara Hernandez — odparł Richard.
Dobrze, że nie powiedział, iż faktycznie jestem jego niewolnicą. Jakby ode mnie wtedy dostała to, by chyba leżał na ziemi i nie wstawał. Mei to raczej by go już nie poznała, aczkolwiek jest jeden problem, jego ciało regeneruje się dwa, a nawet tysiąc razy szybkiej od ludzkiego. Raczej to odpada.
— Hernandez powiadasz... Nadal masz z nim kontakt? — spytał zaskakująco i nieoczekiwanie.
Chodzi mi o Mefista? Na świecie wiele jest ludzi, którzy mają tak na nazwisko. Może o kogo innego chodzi? Oby o kogo innego chodziło.
— Może tak może i nie — powiedział Richard.
O Mefista właśnie chodzi. Tak jestem tego pewna, a myślałam, że w końcu gadka o nim się skończy, ale się nie skończyła. Jego imię chodzi za mną wszędzie. Jest niczym jakaś zjawa, która objawia się niespodziewanie i w różnych dla mnie sytuacjach.
Richard rozmawiał z nimi, a ja siedziałam cicho, nawet się nie odzywają. Moje zdanie nie było i tak tam w niczym potrzebne. Żadnego alkoholu nie ruszyłam, bo nie miałam zbytnio dzisiaj ochoty na picie.
Moją uwagę przykuwał cały czas mężczyzna, który niemalże cały czas się na mnie patrzył. Kiedy tylko na niego spojrzałam, posyłał mi swój jakże urokliwy i straszny uśmiech. Zupełnie jakby planował mi coś zrobić a jego postawa to tylko przykrywka i wewnątrz skrywał więcej tajemnic niż ktokolwiek inny. Nie wyglądał przyjaźnie, a raczej na osobę, której zależy tylko na przeleceniu mnie i niczym więcej. Gdyby nie było Richarda ze mną, zapewne by to zrobił i zaczął ze mną niby flirtować. Mało udzielał się do rozmów, tylko jego uwaga zwrócona była na mnie. Nie było to ani trochę przyjemne. Czułam na sobie ciągle ten jego wzrok.
— Dasz mi swoją znajomą na jedną noc? — zaproponował nagle ten sam mężczyzna, który przez niemal godzinę się na mnie gapił w stronę Richarda.
Błagam cię Richardzie, tylko się nie gódź. Nie jestem jego jebaną kartą przetargową. Co to w ogóle za propozycja czy ja mu wyglądam na dziwkę, z która za kasę się bzyknie?
— Czy ona ci wygląda na sprzedaż? — zapytał poważnie Richard.
Właśnie czy ja wyglądam? Z tym ubiorem na pewno.
— Nie, ale może — odpowiedział. — Daj mi ją, a spłacę twoje wszystkie długi w piekle. Będziesz mógł znów tam wrócić, a Szatan zapewne się ucieszy, że ma znów jednego z ulubionych podwładnych, co ty na to, Richardzie — dodał przekonująco.
Kurwa czy on jest demonem?! Jak? Czemu ja się wcześniej nie ogarnęłam? Przecież jego wygląd mógł mi wiele o nim powiedzieć?! W dodatku nadmierne picie i nie bycie pijanym po tylu trunkach. Czemu ja nie pomyślałam o tym wcześniej? Znajduję się właśnie w paszczy lwa. W każdej chwili jeden z nich mógł mi wyrządzić jakąś krzywdę, gdyby nie było ze mną Richarda i postanowiłby sobie na chwilę nad opuścić. Oni zapewne dobrze wiedzieli, kim jestem. Samiel pewnie im o mnie powiedział i przestrzegł przede mną. Choć już nie wiem, jak było kilka modlitw, które by ich zniszczyły. Dawno się nie modliłam, a po sytuacji z Masonem przestałam od razu. Wspomagałam się czymś, co stworzyła istota, która mnie uprowadziła i zmusiła do wiary. Nie wspominając o tym, że dzięki kluczowi miał nade mną całkowitą kontrolę, przez co nie mogłam w żaden sposób uciec i się uwolnić.
— Powiem ci jedno słowo, które brzmi "nie" — rzekł Richard.
Wtedy mnie zmroziło. Nie sądziłam, że nie przyjmie takiej atrakcyjnej oferty. Przecież dzięki temu wróciłby normalnie do piekła. Chociaż jednej strony go rozumiem, zdaję sobie z tego sprawę, że tak nie będzie. Poza tym tutaj ma kochającą go rodzinę. Demon, który ma rodzinę, rodzina, która o niczym nie wie. Wiem to tylko ja i zapewne kilka osób z podobnego otoczenia takich jak Harry.
Po chwili Richard złapał mnie za nadgarstek i wyszedł ze mną szybko z baru. Najwidoczniej miał tego dość albo załatwił, to co miał załatwić. Wracaliśmy samochodem do Kansas City, nic do siebie nie mówiąc. W aucie panowała grobowa cisza, nie wiedziałam co powiedzieć, bo dobrze wiedział, o co chodzi i z kim mieliśmy do czynienia. Demonów prawdopodobnie jest teraz na Ziemi dużo więcej. Samiel coś na pewno planuję i to złego, i nieprzewidzianego. Myślałam, że oderwę się jakoś od spraw związanych z Piekłem, ale jak bardzo się myliłam. Nie wiedzieć kiedy zaczęłam na świecie dostrzegać takie istoty, żyjące pośród ludzi, które chcą źle dla wszystkich, ale niekiedy zdarzają się przypadki takie jak Richard, który jest inny niż część demonów. Leo, którego nie widziałam, zapewne też taki jest. Dawno go nie wiedziałam i chciałabym kiedyś się z nim spotkać i zacząć naszą znajomość od czegoś nowego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro