Rozdział 36
Przekonałaś go do przyjazdu. Nieźle ...
Lecieliśmy już jakiś czas samolotem. Nie mogłam zasnąć, choć próbowałam. Myślałam o właściwie wszystkim głównie o tym, co dalej? Myślałam, że nie będziemy mieli już problemów z prawem i nie będziemy musieli uciekać.
Czy dam radę z tym wszystkim ponownie?
— Chcesz drinka, Lara? — zapytał nagle Richard.
Spojrzałam w jego stronę, stał nade mną z drinkiem.
— Nie dziękuję — rzekłam obojętnie.
— Co ci Lara? — zapytał Richard.
— Nie nic takiego — odpowiedziałam, patrząc na chmury za oknem.
— Przecież widzę, że coś jest nie tak, Lara — odparł, przybliżając się do mnie na znaczącą odległość.
Czy po mnie jest to aż tak widać? Czy demony już tak mają?
— Mówię, że nic mi nie jest — oznajmiłam.
Nagle Richard zajął miejsce obok mnie i stwierdził:
— Nie oszukasz mnie, Laro. Nie tylko Mefisto umiał rozgryźć cię, ale również ja. Więc co się dzieje?
— Chodzi o to, że najpewniej znów będziemy musieli się ukrywać i nie....
— Nie dam rady ponownie tego znieść, zważywszy, że wtedy był przy mnie Mefisto i mnie wspierał, choć tego nie okazywał — dokończył za mnie niemalże natychmiastowo.
Po co się mnie pytał, skoro znał dokładną odpowiedź? Może chciałbym to sama przyznała, a może po prostu by zrobiło mi się lepiej, jeśli o tym mu powiem.
Nie odpowiedziałam już na jego odpowiedź, bo nie miałam co. Nie wiedziałam co w ogóle mam zrobić? Mefisto od tamtego feralnego dnia nie widziałam i chyba już nigdy więcej nie zobaczę.
— Ojej Lara. Wyluzuj — rzekł Richard, siadając obok mnie i kładąc rękę na moje ramię.
Jak niby mam wyluzować?! Chyba muszę odpocząć. Tylko jak kiedy nie mogę w żaden sposób zasnąć i ciągle myślę o tym?
— Masz jakieś tabletki na sen? — zapytałam.
— Raczej to nie będzie potrzebne — odparł, po czym podniósł prawa dłoń i kierował prosto na moje czoło. Szybko zatrzymałam jego dłoń i zapytałam poważnie:
— Co ty chcesz zrobić, Richard?
Richard wziął dłoń i głośno westchnął. Po chwili wziął łyk alkoholu i odparł:
— Chciałem cię uśpić, ale jeśli wolisz się faszerować tabletkami to śmiało.
— Potrafić mnie uśpić!? Wiedziałam, że potraficie manipulować nami i zmieniać wspomnienia, ale tego nie wiedziałam — oznajmiłam zaskoczona.
Jak to działa? Używa jakichś mocy czy może to jest bardziej złożone i skomplikowane dla mnie?!
— Umiemy więcej, niż ci się wydaje, Laro — odparł Richard.
Więcej? Co takiego jeszcze potrafią? Może lepiej, żebym teraz się o tym nie dowiedziała?
Ułożyłam się wygodnie na oparciu. Chcę mi się spać, ale nie mogę jakoś zasnąć. Staram się o tym nie myśleć, ale po prostu nie mogę. Mefisto nadal zaprzątuje moją głowę. Ciągle przypominam sobie te chwile, w których byliśmy naprawdę szczęśliwi. Chciałabym wrócić do tych dni.
Jestem naprawdę dziwna ostatnio, najpierw nie chcę do niego wracać, a potem nagle zmieniam zdanie i pragnę znów poczuć jego dotyk. Zobaczyć jego twarz i dotknąć go i pocałować namiętnie prosto w cudownie całujące usta. Tak mi go jednak brakuję...
Nagle usłyszałam dziwne pikanie. Otworzyłam swoje ciężkie powieki. Zobaczyłam, że w samolocie pogaszone są wszystkie światła. Jedynie jakieś tam maleńkie elementy się świeciły.
Jednak udało mi się zasnąć. Moja głowa! Za dużo...
Złapałam się za obolałą głowę.
To chyba z niepotrzebnych nerwów. Mam za swoje.
Spojrzałam na monitor, na którym wyświetlała się mapa świata. Byliśmy nad Oceanem Atlantyckim i powoli zbliżaliśmy się do Waszyngtonu, a raczej nasza trasa nie przebiegała przez Waszyngton a jakieś okoliczne miasta.
Pewnie teraz roi się od agentów i policji w Waszyngtonie. Może Richard nie chcę niepotrzebnie ryzykować?
Obok mnie nikogo nie było ani Richarda, ani Marka. Powoli podniosłam się i poszłam się trochę przejść po samolocie. Niby miałam problemy z chodzeniem przez skręconą kostkę, to nie było już tak źle się poruszać o własnych siłach. Noga mnie już praktycznie przestała boleć.
Poszłam w stronę kuchni, która mieściła się na tyłach samolotu. Nagle usłyszałam głos Richard, który mówił coś najpewniej do Marka:
— Odpuść ją sobie, Mark. Mówiłem ci już to od samego początku, żebyś w niej się nie zakochiwał.
Nie zakochiwał się? Przecież nie da się tego zatrzymać. Czemu mówił, by tego nie robił i go ostrzegł przede mną? Czyżby było to związane z Mefistem?
— Kiedy ja ją kocham. Czego ty nie rozumiesz, Richard?!
— Ty kochasz, ale czy ona ciebie kocha? Mark opuść, bo wyślę cię, gdzieś gdzie nie będziesz nas widział. Powiedz jej, że z waszego związku nic nie wyjdzie i tyle, w czym masz problem? — odparł poważnie Richard.
Jeśli pojawi się nagle Mefisto, to nie nie wyjdzie, ale jeśli nie to, kto wie? Może jednak?
— Nie zrobię tego, nie chcę jej ranić — odpowiedział Mark.
Nie zranisz mnie... Nie takim czymś przecież nadal będziemy przyjaciółmi. Mark, tak bardzo chciałabym ci powiedzieć prawdę, ale nie mogę.
— I jej nie zranisz. Ona to zrozumie. Na pewno — rzekł Richard, patrząc prosto na Marka.
Czy on to robi dla jego dobre, by potem Mark przeze mnie nie cierpiał?
Postanowiłam wkroczyć do akcji i przeszkodzić im tę zbędną rozmowę. Weszłam do kuchni i zapytałam zaspana, jakbym nic z ich rozmowy nie słyszała:
— O czym rozmawiacie?
Widziałam, że Mark lekko się zmieszał na mój widok. Nie potrafił na mnie spojrzeć. To do niego niepodobne. Czyżby to przez tę rozmowę?
Chwilę później Mark bez słowa opuścił kuchnię i poszedł usiąść na kanapie.
Nie powinniśmy nigdy się poznać. To przeze mnie musi cierpieć. To moja wina, bo nie mogę powiedzieć mu prawdy o nas. Może Richard dobrze robi? Mark powinien sobie odpuścić związek ze mną.
— Richard, co robimy? — zapytałam, kierując swój wzrok na niego.
Richard westchnął, po czym odpowiedział:
— My nic, Lara. Na razie możemy zająć się tylko tym, jak nasze dane wyciekły? Mark musi sobie wszystko dokładnie przemyśleć.
Tak... Przemyśleć... Co, jeśli coś sobie zrobi?
— Lara, musimy się tym zająć — dodał poważnie Richard.
Ach... tak misja.
— Dobrze — odpowiedziałam.
Czemu nagle musimy? Niech mnie w to nie wplątuje.
Usiedliśmy razem na kanapie. Richard oglądał wiadomości, by sprawdzić, co aktualnie dzieje się na świecie natomiast ja zajadałam się śniadaniem, które przyniosła nam jedna ze stewardess.
Jak to jest możliwe, że nie wytropili naszego samolotu? Baza Kontroli powietrznych powinna już dawno nas znaleźć. Mimo to czemu...?
— Richard, jak to zrobiłeś, że jeszcze nas nie znaleźli w przestrzeni powietrznej? Powinni widzieć nasz samolot — zapytałam nagle.
Richard oderwał się od wykonywania swojej czynności, po czym spojrzał na mnie i odparł:
— Owszem powinni nas widzieć i widzą, ale jako samolot pasażerski, a nie prywatny.
Jak on to zrobił? Chyba nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, a są same wyzwania.
Skończyłam jeść swój posiłek, którym było danie Huevos rancheros.
— Czegoś się dowiedziałeś? — zadałam pytanie.
— Nie, jakoś mają dziwną tendencję, by wszystko ukrywać przed światem — oznajmił Richard.
Z tym się z nim muszę zgodzić. Owszem mają. Pamiętam, że długo ukrywali prawdę przed ludźmi o nas tajnej organizacji The Dark End.
— Czyli nie dowiedzieliśmy się nic? — zapytałam.
— Bynajmniej tak — rzekł Richard — Ach... Dajmy sobie z tym spokój — dodał, nalewając sobie do szklanki wódkę, po czym wypił ją na raz i nalał kolejną porcję.
— Naprawdę Richard przesadzasz z piciem — odparłam poważnie.
Richard spojrzał na mnie ukradkiem, po czym westchnął i odparł:
— Lara, już ci mówiłem, że mnie nic po takim czymś nie będzie. Poza tym miło, że się o mnie martwisz.
Ja się o niego nie martwię! Po prostu przesadza i tyle.
Po kilku męczących dla mnie godzinach lotu bezpiecznie wylądowaliśmy w Kansas City. Na szczęście w tym mieście było jeszcze jakoś spokojnie. Nigdzie nie widziałam agentów FBI ani miejskiej policji. Może jednak mamy trochę szczęścia w życiu?
Szłam prosto za Richardem, dość wolnym tempem z wiadomych przyczyn nie mogłam szybciej. Byłam tu zupełnie niepotrzebna i nieporadna. Mark był od ostatniej rozmowy z Richardem jakiś mało rozmowny i w ogóle przestał rozmawiać ze mną, jak i swoim przybranym ojcem. Nie byłabym zła na niebo, choć on naprawdę czuję większą miłość do mnie niż ja do niego. Nie potrafię już mu jej dać. Czuję się w tej chwili jak rasowa suka, która rucha się ze wszystkimi, nie zważając na ich uczucia. Jest mi z tego powodu głupio, bo nie powinnam tak postępować. Tym bardziej, jeśli jest to taki wspaniały mężczyzna jak Mark. Martwię się nadal o niego...
Nie mieliśmy ze sobą kompletnie nic. Telefony zostały w autach, dokumenty swoją drogą chyba też. Może Richard je wziął? Kto wie, on zawsze jest nieprzewidywalny i potrafi zaskoczyć człowieka. I to niekiedy nawet bardzo, kiedy najmniej się tego spodziewam.
Richard zadzwonił ponownie do kogoś, po czym stanął na opustoszałym parkingu, do którego kierowaliśmy się wcześniej. Richard niecierpliwie tupał nogą, jakby zaraz miał zaraz zrobić dziurę w betonie. Był ostro wkurwiony i to było widać. Jak jeszcze nigdy. Wolałam się nie odzywać, bo nie wiem, jak by zareagował, chociaż najpewniej strzeliłby jakiś żart albo znów jakiś swój typowy podtekścik.
Czekaliśmy kilka minut, aż na parkingu pojawił się czarny Jeep. W środku siedziała dwójka mężczyzn, którzy mieli na sobie czarne garnitury i okulary tego samego koloru. Nie wyrażali żadnych uczuć ani nie robili zbytnio gwałtownych ruchów. Po chwili wyszli z samochodu, a Richard podszedł do nich i krzyknął:
— Ile można było kurwa czekać na was?! – Richard obrócił się w naszym kierunku — Wsiadajcie do wozu — rzekł spokojnym tonem.
Nic nie mówiąc, weszłam do auta i usiadłam na miejsce, zapinając pas. Mark też wsiadł i też posłuchał się Richarda. Nie miał dziś zbytnio nastroju. Siedział jakiś... smutny? Od kiedy on jest smutny? Chyba od wtedy kiedy dowiedział się, że z naszego związku nic nie będzie.
Byłam z tego powodu zła na siebie, w końcu to po części moja wina. Pojawiłam się tak nagle w jego życiu. Czuję się z tym źle i nie wiem jak poprawić naszą skomplikowaną relację. Gdybym mogła coś zrobić. Tylko co?
Richard wsiadł do samochodu razem z nami, po czym jeden z facetów w czarnym garniturze z dość dużą prędkością wyjechał spod parkingu. Nie wiedziałam, co się dzieje czy Richard wynajął sobie kogoś, czy my po prostu jedziemy do niego?
Jechaliśmy przez obrzeża miasta, które było nawet tutaj zatłoczone. Mimo że dochodziła powoli godzina dwudziesta druga. To miasto jak każde inne w USA nawet w nocy musi tętnić życiem. Nie rozmawialiśmy jakoś ze sobą. Richard stukał coś w swoim telefonie, a Mark siedział zamyślony, patrząc się w przeciwną stronę do mnie.
Nawet nie jest w stanie tak samo spojrzeć na mnie, jak przedtem. Już nic nie będzie takie samo. Znów moje życie się zmienia i to tak niespodziewanie.
— Lara — odparł, po czym dał mi pistolet niskiego kalibru, dodając:
— Masz, weź na wypadek.
Daje mi pistolet znów? W sumie przyda mi się, jakbym miała komuś oberwać łeb lub się obronić przed kimś.
Po kilku minutach zatrzymaliśmy się na jakiejś ulicy, która była niemalże opustoszała. Wysiedliśmy z samochodu, następnie powolnym krokiem ruszyłam za Richardem, w pewnym momencie Richard otworzył nagle bramę od jakiejś parceli. Chwilę później Richard zrobił mi miejsce i odparł uradowany:
— Panie przodem.
Rany, jakie on ma nieraz wahania nastroju. Raz jest uśmiechnięty, a niekiedy nie odzywa się praktycznie w ogóle.
Przeszłam przez furtkę i kierowałam się prosto do drzwi, które widziałam w oddali. Były oświetlone delikatnym żółtawym światłem. Dom był przecudownie oświetlony z każdej niemalże strony. Był średniej wielkości, ale cudnie ustrojony. Wszystko prezentowało się tak zadbanie i nowocześnie.
Przekroczyć próg frontowych drzwi. Hol prezentował się równie dobrze, jak cały budynek. Skromnie, ale także przytulnie. Niczym to mieszkanie nie wyróżniało się spod innych. Było takie zwyczajne aż niepodobne, że Richard tutaj prawdopodobnie mieszka. Zdjęłam buty, które mnie strasznie obściskiwały, poza tym zrobiły mi się przez nie cholerne odciski.
Nagle Richard poszedł prosto, rozciągającym się wzdłuż korytarzem, do pomieszczenia po prawej stronie gdzie paliło się jeszcze światło. Wszedł do pokoju, po czym odparł romantycznie:
— Miło znów cię widzieć, kotku. Stęskniłaś się za mną choć trochę?
— Richard?! Wróciłeś w końcu jasne, że się cholernie stęskniłam za tobą mój mężusiu — rzekła nieznajoma.
Ten głos? Skądś go kojarzę. Tylko stąd?
— Nie obrazisz się, jeśli przyprowadziłem kogoś do naszego domu — oznajmił Richard.
No nie wierzę. Nie mógł od razu powiedzieć czegoś bardziej nowatorskiego?
— A kim on bądź ona jest? — zapytała.
— Moją dobrą znajomą — odpowiedział Richard, całując ją.
Poszłam do pokoju, do którego poszedł Richard. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy po przejściu to piękne zdjęcia i staromodne meble wykończone drewnem. Wyglądało to wprost nieziemsko, jakbym cofnęła się o te kilka dekad wstecz.
Richard siedział obok... Obok Mei?! Czy to naprawdę Mei?! Ta, która była porwana przez tego mordercę w Japonii?! Była kiedyś menedżerką! Może nadal nią jest a może i nie? Nadal ma swój blond kolor włosów i nic się nie zmieniła. Jedyne co się w niej zmieniło to, że potrafi się szczerze uśmiechnąć i cieszyć. Nie sądziłam, że kiedyś ją spotkam w dodatku w takich okolicznościach i miejscu! Może mnie nie pozna? Kurwa. Kogo ja próbuje oszukać, pewnie mnie pamięta i to bardzo dobrze.
Kiedy zobaczyła mnie, przez chwilę po prostu patrzyła się na mnie z niedowierzaniem i szokiem. Natomiast ja stałam jak wryta i bałam się zrobić nawet najmniejszy ruch.
A jednak mnie pamięta... No masz ci los. Czemu? Wolałabym, by mnie nie pamiętała.
— Niemożliwe.... Jak to się stało?! Czemu tutaj jesteś? — zapytała Mei.
Trudno racjonalnie odpowiedzieć. Może dlatego, że Richard mnie tutaj zaciągnął i obiecał, że mi pomoże?
Richard spojrzał się na Mei ze zdezorientowaniem, po czym zadał pytanie poważnie:
— Czyżbyście się znały?
Mei spojrzała na Richarda i odpowiedziała:
— Zawdzięczam jej swoje życie, gdyby nie ona najpewniej ten morderca z Japonii by mnie zabił lub zrobił coś o wiele gorszego.
— A więc to tak... Hmm.... Nie sądziłem, że ratowałaś kogoś na misjach, Lara — odparł szyderczo Richard.
Jak ja go zaraz uduszę normalnie. Kiedyś na pewno. Przysięgam.
Było już późno, po tym, jak Mei opowiedziała całą historię naszego poznania Richardowi, naprawdę zrobiłam się senna. Jak na dzisiaj miałam dosyć wrażeń. To było ewidentnie zbyt wiele dla mnie. Czułam się już tą sytuacją zmęczona i chciałam, choć na chwilę odpocząć. Mei i Richard mówili coś do siebie na ucho i zaczynali powoli się całować. Nie chciałam im przerywać tej chwili miłości, ale musiałam, bo zaraz tutaj z wyczerpania upadnę.
— Richardzie, gdzie jest jakieś wolne łóżko? — zapytałam cicho.
Richard zaprzestał wykonywanej czynności, popatrzył się na mnie i rzekł:
— Prosto korytarzem i potem w prawo. Poza tym Mark cię zaprowadzi.
Hmm... Jest jakiś wesoły dzisiaj. W dodatku nie sypie tymi swoimi podtekstami, czyżby w obecności Mei się tak nie zachowywał? Czekaj, że Mark ma mnie zaprowadzić?! Przecież widzi, w jakim jest stanie. Nie odzywa się ani nic. Jest jakiś nieobecny i to z mojej winy.
Podniosłam się ledwo żywa z kanapy i poszłam w stronę korytarza, nic nie mówiąc. Chciałam go zostawić samego, by sobie to wszystko przemyślał, jednak on gwałtownie wstał i mnie wyprzedził, mówiąc:
— Choć, Lara...
Powiedział to tak bezuczuciowo, a w jego głosie słychać było smutek i rozgorączkowanie. Starał się jakoś to maskować, ale mu to nie wychodziło. Wiedziałam, o co mu chodzi i on też dobrze to wiedział.
Poszłam za Markiem, który prowadził mnie do pokoju. Wychodząc, usłyszałam głos Richarda w stronę Mei. Mówił dość cicho, ale na tyle głośno bym usłyszała, co mówi.
— Może dzisiaj w nocy się zabawimy Mei? Pójdziemy do naszego ulubionego miejsca ...
Nawet nie chce myśleć, co chcą dziś zrobić. Ach... Ta miłość. Wszystkie są różne, ale pod tym względem takie same.
Mark otworzył mi drzwi i wpuścił do pomieszczenia, zapalając uprzednio światło.
Co teraz? Chcę, aby wiedział, że mi też jest ciężko. Jak mam mu to przekazać?
W dodatku nie miałam żadnego przebrania na zmianę, bo oczywiście Richard musiał wszystkie nasze rzeczy zostawić, zamiast je jeszcze wziąć. Na razie te ubrania chyba będą musiały mi wystarczyć, chyba że pożyczę jakieś od Marka, ale on w tym stanie raczej nie jest skłonny do żadnych rozmów z nikim.
— Chcesz coś do przebrania się. Powinienem mieć jeszcze tutaj jakieś czyste koszule — rzekł nagle Mark.
Czyta w myślach? Nie. Raczej się zorientował, że nie mam ze sobą praktycznie niczego.
Po chwili Mark wyszedł z pokoju, po czym wrócił z jakąś koszulą w ręku. Następnie nic nie mówiąc, podał mi ją i chciał już wyjść z pokoju, ale go zatrzymałam, mówiąc:
— Mark, zaczekaj, musimy pogadać o czymś.
Nie chcę, aby z mojej winy taki był. Niech wróci do nas wesoły Mark, który chcę spróbować wszystkiego, co jest dostępne na świecie. Nie chcę, aby czuł się winny. Nie chcę...
Mark obrócił się w moją stronę i rzekł:
— Naprawdę Lara nie mamy o czym rozmawiać. Poza tym też tak jak ty jestem zmęczony.
Boli mnie to. To wszystko moja wina, pojawiłam się w jego życiu niespodziewanie i zamąciłam w jego sercu. Sprawiam mu teraz ból i sobie też. Najlepiej dla nas będzie, jeśli nie będę wiązała się z nikim. Zostanę sama do końca swoich dni. Cyrografu... już nie ma więc albo trafię do piekła, albo do nieba. Za moje grzechy czeka mnie piekło i spotkanie z Samielem, który prawdopodobnie tam będzie. Ciekawe czy Mefisto tam będzie? Nie teraz o tym nie myśl. Choć śmierć może spotkać mnie nagle i bezostrzeżenia. Na razie trzeba się cieszyć chwilą, jaką się ma.
Nagle Mark zaczął się kierować do wyjścia, ale ponownie go zatrzymałam, mówiąc poważnie:
— Słyszałam waszą rozmowę w samolocie. Richard ma rację, ze mną nic nie wyjdzie i tylko cię niepotrzebnie zranię.
Nie ma co dalej tego trzymać w sobie albo teraz, albo nigdy. Wolę, żeby wiedział, że to słyszałam.
— Lara... ja naprawdę... nie wiem co mam teraz robić ... — odpowiedział, a w jego głosie było wahanie.
Teraz to i ja nie wiem co mam zrobić. Jesteśmy poszukiwani na całym świecie listem gończym, Mark jest załamany, przez to, co powiedział mu Richard, choć dobrze wiedział o tym od samego początku, a ja uciekałam od rodziny i zostawiłam swoją matulę i Ave w rękach tego drania Holzera, który był kiedyś całkowicie innym człowiekiem niż aktualnie. Co dalej z nami będzie? Jak potoczy się dalej nasze życie?
***
— Gdzie podziali się Richard z Mei? Długo ich nie ma — zapytałam.
Jak się nad tym zastanowić nie widziałam ich od wczoraj.
— Pewnie gdzieś pojechaliby pobyć trochę na osobności — rzekł Mark.
Wyjaśniliśmy sobie tamtego wieczoru wiele rzeczy i trochę nam można tak powiedzieć, ulżyło tak jak jemu. Nie było wokół nas tej niezręcznej cichy i naszych dziwnych zachowań, i unikań siebie nawzajem.
Mimo że już nie jesteśmy razem, to nadal jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Oboje powiedzieliśmy sobie, że zapomnimy o naszym nieudanych związku.
Oparłam się o blat kuchenny i wzięłam swoją kawę, której swoją drogą dawno nie piłam. Nie miałam czasu pić jej rano, więc jakoś żyłam bez niej.
Z moją nogą było już lepiej i starałam się chodzić normalnie. Mam nadzieję, że szybko będę mogła zdjąć ten gips, bo noszenie go jest strasznie dziwne i tylko wszystkim wadze przez to.
— Mark co dzisiaj robimy? Nie mamy w ogóle pomysłu na siebie — rzekłam, popijając kawę latte.
Mark po chwili się zaśmiał i odparł:
— Najpierw to trzeba wziąć skądś ubrania. Na pewno nie będziesz chodziła ciągle w moich. Zapomnij o tym.
Fakt. Nie będę przecież ciągle chodzić w męskich rzeczach. Chociaż jemu też by się przydało odświeżyć styl, o ile tak to można nazwać.
Ach.... Czemu wszystko musiało się tak pokomplikować? Gdyby nie to FBI, może wtedy dałoby się żyć normalnie?
Po dopiciu kawy poszliśmy na miasto. Przed wyjściem przebrałam się w swoje ubrania, które były jeszcze czyste, ale mimo to nie czułam się w nich komfortowo.
Czemu Richard nie wziął naszych bagaży? W czym ja mam teraz chodzić niby? Może chciałbym, paradowała obok niego nago? Znając go to, by było możliwe. Nadal go niekiedy nie rozumiem. Czemu mi pomaga? Mógł mnie zostawić. Jestem tylko ciężarem zapewne dla niego. Znów zaczynam mieć do siebie pretensje i się winić. Może dam sobie w końcu spokój? Może przeprowadzka tutaj nie będzie taka zła? Z FBI jakoś damy sobie radę, więc wrócimy do normalnego życia, choć misje niekiedy nie były takie złe, na jakie się wydawały.
Może czasem były one wyczerpujące i to nawet bardzo, ale mimo to wiele mnie nauczyły o ludziach i też demonach. Czym się tak naprawdę różnią i czym są. To już jestem w stanie zrozumieć i czuję, że będę mogła przybliżyć się do nich jeszcze bardziej.
Mark pokazał mi okolice, w której to spędził kilka lat swojego młodzieńczego życia. Całkiem dobrze orientował się w tak dużym i ruchliwym mieście, jakim było Kansas City. Nie miał najmniejszego problemu z dojściem do centrum i najbliżej galerii handlowej.
Kupiliśmy potrzebne rzeczy, w tym przypadku były to ubrania i kilka dodatków do ogrodu i nowa wiertarko – wkrętarka, której Mark potrzebował do złożenia czegoś, dokładnie nie powiedział mi czego. Trochę nie lubię, jak ktoś nie mówi mi szczegółów. W sumie nie potrzebuje tego do wiadomości, by to wiedzieć. Dowiem się w swoim czas.... Dokładnie to samo powtarzał Mefisto. Jego słowa teraz mają sens. Nie są takie dziwne i głupie, jakie wydawały mi się wcześniej.
Po zakupach udaliśmy się na krótką przechadzkę po mieście. Nie znałam jeszcze na tyle dobrze tej okolicy w porównaniu do Marka, który przebywał tutaj więcej ode mnie. Mijając małe sklepiki, natrafiłam na nowo wybudowany budynek. Wyglądało, że niedawno ktoś go wynajął, bo w oknach były już zawieszone ciemne zasłony, a przy wejściu wisiało czarne logo ze złotym Les – Paulem pośrodku i niewyraźnym napisem, którego nie dało się zobaczyć przez to, że było to wygrawerowane małymi literami w dodatku pochyłymi.
Ciekawe co to za miejsce? Może jakiś sklep muzyczny? Może studio?
Zatrzymałam się tuż przed wejściem i zapytałam Marka:
— Co się tutaj znajduję?
Mark spojrzał się na logo, po czym odpowiedział:
— Z tego, co wiem, utworzyli tutaj niedawno nowe studio nagrań i potrzebują pracownika.
To świetnie się składa. Może to coś dla mnie? Nie będę musiała żyć na utrzymaniu Richarda, który zapewne ma mnie już dość, chociaż z jednej strony nie, bo jako tako jeszcze mnie nie wyrzucił. Mimo to trochę dziwnie się z tym czuję. Chcę w końcu sama się utrzymywać, a to akurat szansa dla mnie. Miałam już styczność z taką elektroniką jak w studiach. Umiem też przecież ustawić wszystkie sprzęty potrzebne na scenę. Powinnam chociaż spróbować.
— To może się zgłoszę? Nie mam nic i tak do roboty a trochę się na tym znam — oznajmiłam w stronę Marka — Choć wejdziemy — dodałam, kierując się w stronę głównego wejścia.
— Naprawdę chcesz tam pracować? — zapytał, upewniając się.
Czemu o to pyta przecież to nie jakieś toksyczne miejsce, gdzie sprzedają narkotyki, palą i piją? Taka okazja tak łatwo mi się w życiu już nie trafi, jak ta.
— Tak a co? — zadałam pytanie.
— Nie... już nic, Lara — stwierdził.
O co mu mogło chodzić? Jakoś dziwnie, że o to zapytał.
Weszliśmy do nowego budynku na pierwsze piętro, gdzie mieściło się ogromne studio do nagrań filmowych i tych muzycznych. Ściany były ozdobione czarnymi dźwiękoszczelnymi piankami. Obok drzwi naprzeciwko nas stało dwóch mężczyzn. Jeden był to wysoki brunet o szkarłatnych oczach natomiast drugi o diamentowych oczach i rudych włosach. Oboje wymieniali ze sobą zdania.
Czy to na pewno tutaj? Hmm... Z tego, co nam znaki pokazały, mieliśmy udać się na pierwsze piętro.
Podeszłam do mężczyzn, którzy stali obok drzwi i rzekłam grzecznościowo:
— Przepraszam...
Nieznajomi przerwali swoją rozmowę i spojrzeli na mnie, trochę niewiedzący czego dokładnie przyszłam tutaj szukać. W końcu przyszłam tutaj z Markiem i wyglądała to dość dziwacznie. Nie jestem żadnym wokalistom, lektorem czy osobą dubbingującą.
Co mam teraz zrobić nie mam nawet ze sobą dokumentów ani co dopiero żadnego CV czy życiorysu, ani specjalizacji. Nie mam nic. Nawet pieniędzy. Lara weź się w końcu w garść, przyszłaś tutaj, by znaleźć pracę. Najwyżej CV doniosę kiedy indziej, choć jest mi teraz zapewne bardzo potrzebne.
— Słyszałam, że szukają państwo pracownika — odparłam.
Długo nie słyszałam odpowiedzi. Jeden z nich nad czymś myślał, a drugiemu najwidoczniej znudziła się rozmowa ze mną na samym początku i wszedł do środka.
Czemu tak długo musi to trwać? Nad czym się tutaj tak długo zastanawiać?! Stresuję się jeszcze bardziej, zaraz spalę się ze wstydu. Czemu mam nagle z tym taki poważny problem?
— Tak to prawda. Przyszła pani z ogłoszenia? — oznajmił.
W końcu jakaś odpowiedź...
— Tak — odpowiedziałam krótko.
Może mnie przyjmą może nie. Kto wie? Dobrze by było, gdyby.
— Jestem Daniel — rzekł, podając mi rękę na przywitanie.
Uścisnęłam ją i odparłam radośnie:
— Lara.
— Ma pani może CV ze sobą? — zapytał niespodziewanie Daniel.
Musiał o to spytać przecież nie mam.
— Nie posiadam aktualnie ze sobą, przyszłam tutaj przy okazji i trochę przez przypadek — rzekłam trochę poddenerwowana.
— Proszę się nie przejmować, przyniesie pani kiedy indziej — powiedział ciepło i przyjemnie Daniel.
Jaki dobry człowiek. Myślałam, że będzie o wiele gorzej, ale jednak się myliłam. Nie jest aż tak źle.
Nieoczekiwanie Daniel zapytał, spoglądając ukradkiem na Marka:
— A to pani kolega?
— Tak to jest Mark Charles. Niedawno się tutaj wprowadziłam, a Mark oprowadza mnie po okolicy i tak tutaj natrafiłam — rzekłam drżącym głosem.
Mam okazję i nie chcę jej w żaden głupie sposób zmarnować.
— Jest pani tutaj nowa? Dlatego nie widziałem pani wcześniej w tej okolicy — stwierdził lekko zdziwiony.
Czemu mówi do mnie w tak formalny sposób, wystarczy po imieniu?
— Proszę mówić mi po imieniu — odrzekłam miło.
— W takim razie miło mi, Laro — powiedział Daniel.
Tak o wiele lepiej.
Daniel oprowadził mnie i Marka po całym studiu, które rozciągało się na całe piętro budynku. Dostałam też firmową odzież i zostałam przeszkolona. Dziwne, że tak szybko mnie tutaj przyjęli. Może potrzebowali na szybko pracownika? Mimo to nadal jest zbyt... proste.
Studio naprawdę mi się podobało, przypominało mi w dużej mierze czasy, w których razem z Johnem, Sethem i Benem podróżowaliśmy między większym miastami, by grać koncerty i przy okazji tworzyć nowe utwory podczas wielogodzinnych tras.
Nagle Mark oznajmił, łapiąc mnie za ramię i mnie zatrzymując.
— Muszę iść Lara. Spotkamy się w domu mam tylko nadzieję, że uda ci się trafić.
Skoro musi, to niech idzie. Sama sobie już tutaj poradzę, poza tym pewnie by się tutaj zanudził przeze mnie na śmierć.
— Tak... — odpowiedziałam.
Mark poszedł, po czym zostałam sama z Danielem, który zapoznał mnie z resztą grupy, która w tej chwili była dość zajęta miksowaniem piosenki dla jakiegoś mniejszego zespołu. W to, co było wyposażone to studio, było nowoczesne i działało w automatycznie z małą ingerencją człowieka. Niektóre urządzenia były dość łatwe w obsłudze i dobrze mi znane. Z Danielem udało nam się złapać wspólny kontrakt, w końcu wszyscy tutaj interesowaliśmy się muzyką i popkulturą. Francis – jeden z pracowników zajmował się nagrywaniem dźwięku i działaniem mikrofonu. Każdy miał tutaj pod nadzorem pewne działania, aczkolwiek razem zajmowali się wszystkim. Nagrywali, montowali, scalali i oczywiście dawali do przesłuchania zespołom lub wytwórnią.
Daniel dał mi firmową odzież i przypinkę z napisem „Jestem nowa". Czemu muszę mieć taką żenującą przypinkę? No cóż, tak chyba musi być. Daniel kazał mi przyjść jutro na mój pierwszy dzień w pracy razem z CV. Zaskoczyło mnie to, z jaką szybkością zostałam tutaj przyjęta, pokazując tylko część swoich umiejętności w tworzeniu i zarządzaniu.
Wróciłam do domu Richarda. Zauważyłam, że Marka buty leżą na półce. Zdjęłam swoje i położyłam je gdzieś na boku.
Pewnie już wrócił – pomyślałam, idąc w głąb korytarza.
Nagle usłyszałam bardzo cichy głos Marka i jakiejś kobiety, która cicho się śmiała i mu coś opowiadała. Głosy dochodziły z kuchni, do której właśnie zmierzałam.
Co się tam dzieje? Czyżby Mark? Nie to by było niemożliwe... By tak szybko... Może jednak?.... W końcu jak inaczej mam to wyjaśnić?
Weszłam do kuchni i zobaczyłam Marka, który obsikiwał się z kobietą o blond włosach. Na sobie miała mały czarny top i krótką spódniczkę mini. Nawet nie zauważyli, jak weszłam. Olałam kompletnie ich obecność i otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Od niemalże rana nic nie zjadłam. Nie wygląda to trochę dziwne, że jestem tu gościem i wykradam jedzenie. Choć mam i tak zapewne tutaj zamieszkać na jakiś czas. Zobaczyłam, że w plastikowej misce było zapakowane kilka kanapek, a nad nim była karteczką, którą wzięłam do ręki i przeczytałam w myślach, co było tam napisane.
Zrobiłam wam kanapki. Zjedzcie razem, bo raczej nie wrócimy zbyt wcześnie.
Musiała napisać to zapewne Mei dla nas. Dlaczego my tego wcześniej nie zauważyliśmy? Właśnie nie spojrzeliśmy do lodówki, bo napiliśmy się tylko kawy i wyszliśmy.
Wzięłam kanapki, po czym z impetem zamknęłam lodówkę, by tamte gołąbeczki w końcu mnie zauważyli, bo było to dość dziwne, kiedy oni prawie tam się na siebie rzucali, a ja na to niby patrzyłam i byłam w dodatku w tym samym pomieszczeniu.
Kiedy to usłyszeli momentalnie przestali wykonywać jakąkolwiek czynność prócz oddychania. Nieźle ich musiałam tym wystraszyć. Jak wystraszyć faceta w zaledwie kilka chwil z jego dziewczyną? Oto prosty sposób. Wystarczy tylko lodówka.
Wsadziłam miskę do mikrofali i ustawiłam na około dwie minuty, by nie były takie zimne. Stałam przy blacie, nic nie mówiąc, kiedy nieoczekiwanie Mark wstał i powiedział:
— Lara, to nie tak jak myślisz.
Czemu on mnie się teraz tłumaczy? Przecież z nami miał być koniec? Chyba że on nadal coś do mnie czuję? Jego początkowe zachowanie mnie lekko przeraziło, ale najwidoczniej jak tą ważną sprawą była ta lafirynda, to ja nie mam tu nic do dodania. Niedawno był taki smutny, a teraz przyprowadza tutaj inną, z którą się zabawia. Może jednak dobrze, że tak się stało? Zabawiłby się ze mną, po czym mnie zostawił. Czy on już właściwie tak nie zrobił? Choć robiliśmy to kilka razy, ale nie odwzajemniałam mu swojej miłości...
— Z czego ty mi się tłumaczysz, jak już nie jesteśmy razem? — zapytałam, wykładając gorącą miskę z mikrofalówki i biorąc jedną kanapkę do ust.
Przepyszne. Skąd Mei nauczyła się tak gotować? Muszę potem się o to zapytać jej osobiście.
— Sam nie wiem... — rzekł, schylając głowę w dół.
Nadal o mnie myśli. Czyżby tak było?
— Nie interesuje mnie to, z kim się teraz spotykasz i kogo tu zapraszasz — oznajmiłam, idąc w stronę salonu, by im nie przeszkadzać i obejrzeć jakiś serial.
Mark mnie nie zatrzymywał, tylko wrócił na poprzednie miejsce. Można powiedzieć, że trochę mu ulżyło, że mnie to zerwanie nie ruszyło. Zamknęłam drzwi od salonu i usiadłam na białej kanapie, włączając telewizor długim czarnym pilotem. Szukałam przez kilka minut dobrego filmu, aż w końcu znalazłam świetny romans mafijny. Wszystkie romanse tego typu są niemalże takie same, jednak jest coś w nich co ich wyróżnia, albo główni bohaterowie i ich historię, lub akcja, która czasem dzieje się w Stanach, a nie raz na zupełnie innym kontynencie.
To chyba było zbyt typowy romans mafijny. Jak zawsze był w nim seksowny mafiozo i problemy z rosyjską mafią i oczywiście główna bohaterka, która nawet nie potrafiła trafić do swojego własnego domu, w którym mieszkała całe życie.
Ostatnio jakoś dni wyglądają tak samo, a życie nadal płynie, a niekiedy wręcz przyśpiesza. Do tej pory pamiętam moment naszego pierwszego spotkania z Mefistem i zapoznania się z innymi, a także nasze misje, które były bardzo niebezpieczne i mało kto wtedy o tym myślał, prócz oczywiście mnie. Jedynej, która w The Dark Endzie nie była demonem i nie była nigdy w piekle. Poznała samego Szatana i Boga, który okazał się jednak po złej stronie i chciał wszystko zniszczyć i nadal niszczy. Zapewne. Nie wiem co się aktualnie teraz tam dzieje, ale zapewne anioły i demony muszą mieć sporo roboty.
Skończyłam oglądać film, uprzednio zostawiając kilka kanapek Markowi, by nie umarł z głodu, bo na pewno ta.... Czyżbym była zazdrosna o niego? Nie raczej ja się o niego martwię. Na pewno ona nie jest dobry materiałem na dziewczynę a co dopiero na żonę!
Odłożyłam naczynie do zlewu, a kanapki przełożyłam na talerz i postawiłam na widoku. Marka i tej kobiety nie było w kuchni, więc zapewne poszli do pokoju lub wyszli gdzieś.
Ach... Dlaczego życie musi być takie dla mnie? Może uda mi się za moją małą pensję zarobić trochę i się stąd wyprowadzić do małego mieszkanka na wynajem? Ciekawe czy mi się to uda?....
Zapomniałabym! CV! Przecież bez niego mnie nigdzie nie przyjmą! Richard musiałby mi w tym pomóc, bo ja nie mam aktualnie swoich dokumentów. Tylko jak mam to zrobić skoro go tu nie ma, a ja to potrzebuję na jutro?!
Nie mam z nim kontaktu nawet telefonicznie, bo nie znam jego numeru. Może Mark wie? Nie chcę mu teraz przeszkadzać, zapewne zabawia się teraz ze swoją nowo poznaną dziewczyną albo już ją dawno poznał?
Dobra krzyknę, może usłyszy, to co od niego chcę?
— Marku, masz może numer do Richarda?! — krzyknęłam z kuchni.
— Tak! — rzekł.
Usłyszałam, jak ktoś schodzi ze schodów i idzie prosto w moją stronę. Po chwili Mark wszedł do kuchni i zapytał:
— Po co ci jego numer?
Wyglądał normalnie. Czyżby ta kobieta już sobie poszła?
Następnie podszedł do lodówki i szukał czegoś do jedzenia, mamrocząc coś pod nosem. W tym samym czasie odpowiedziałam:
— Muszę do niego zadzwonić. Dasz mi swój telefon?
— Pewnie. Leży na stole — odparł.
Na stole? Nawet nie zauważyłam tego telefonu.
— Dziękuję. Poza tym zostawiłam ci na talerzu kanapki — stwierdziłam, pokazując na blat obok niego.
Mark zajadał się jedzeniem, a ja włączyłam telefon i wyszukałam w kontaktach numer telefonu Richarda. Wcisnęłam zieloną słuchawkę, po czym przyłożyłam telefon do ucha.
— Tak słucham? — Usłyszałam zmęczony i zachrypnięty głos Richarda.
Co on taki zmęczony? Nie mówcie mi, że znów ostro poszedł zabalować, tym razem biorąc ze sobą Mei.
— Potrzebuję twojej pomocy. Chcę, abyś załatwił mi na szybko CV do pracy w pobliskim studiu — oznajmiłam szybko i na temat.
— Nie lepiej byłoby, gdybyś była striptizerką. Więcej pieniędzy, blisko mnie, bym tam codziennie przychodził zobaczyć, jak sobie radzisz. Co ty na to Lara? — odparł cwanie jak zawsze.
Czy on kiedyś będzie choć trochę poważny? Nie zostanę żadną striptizerką i nie będę kręcić przy obcych tyłkiem! Co on sobie w ogóle wyobraża?!
— Na pewno nie. Przynieś moje CV i dokumenty, ale już — odrzekłam poważnie.
Może w końcu przestanie sobie żartować, ja tu próbuję zdobyć pracę, ale on mi nie daje wybory. Chyba że bycie tą cholerną striptizerką dla niego. Zapewne od razu by się zgodził na taki układ i przyleciał tutaj z prędkością światła.
— Nie mam. Lara, idź i sama sobie zrób — rzekł zmęczonym głosem.
— Przynieś, bo wiem, że masz! Jesteś dwa razy szybszy ode mnie. Poza tym pewnie ty masz mój dowód osobisty! W ogóle gdzie ty byłeś i jesteś?! — wrzasnęłam do telefonu.
Teraz to mnie popamięta. Jestem na niego wkurzona jak on w ogóle może i śmie?
— Nie ważne gdzie byłem, jeśli cię to aż tak interesuje, mogę ci później opowiedzieć szczegóły — odpowiedział, a w telefonie usłyszałam dźwięk nalewania drinka.
Czy on jeszcze pije? Nie za mało mu... Zapewne całą noc pił.
— To... załatwisz mi to CV — rzekłam łagodniej, dopiero po chwili ciszy.
— Może... — rzekł krótko.
Jak wróci, przysięgam, że go uduszę, a potem wyrzucę z jego własnego domu!
— Richard?! — krzyknęłam.
Może jakoś mu dam do zrozumienia, że to dla mnie ważne. Błagam to tylko kawałek kartki, a nie pięciotonowa ciężarówka!
— No co?... Dobra poczekaj, za pięć minut przyjadę — Wtedy się rozłączył.
Odłożyłam telefon na miejsce, po czym usiadłam przy stole, kiedy nagle Mark zapytał:
— Co powiedział?
— Przyjedzie za pięć minut.
Oby za pięć, inaczej naprawdę go zabiję. Nie rozumiem jednego, czemu tak szybko się rozłączył? Z tego, co usłyszałam, nalewał sobie albo komuś drinka, a raczej robił. Gdzie on w ogóle jest? Skąd dzwonił? Najpewniej się nie dowiem, chyba że naprawdę zacznę mu grozić, by powiedział. Choć zapewne mi powie bez tego.
— Przekonałaś go do przyjazdu. Nieźle... — stwierdził Mark, popijając wyjęte piwo z lodówki.
Niby przekonałam niby nie. Richard, jak i Mefisto mają i mieli trudne charaktery z początku. Nie umiałam ich rozgryźć i wiedzieć, o co im tak naprawdę chodzi. Im więcej spędzałam z nimi czasu, tym bardziej rozumiałam demony i ich przywileje.
Jednak nic nie trwa wiecznie, Mefisto gdzieś zniknął, The Dark End się praktycznie rozpadł, nasze misje nie mają już takiego sensu jak kiedyś, Richard mam wrażenie, że zaczął więcej pić, choć i tak mu to niby nie szkodzi, ale i tak się o niego martwię. Mark natomiast próbuję sobie ułożyć ponownie życie.
— Kim była ta kobieta? — zapytałam nagle Marka.
Ciekawiło mnie, kim jest i jak się spotkali? W końcu jestem dla Marka przyjaciółką i jego byłą więc też chcę wiedzieć takie rzeczy. Poza tym o mnie zapewne wie już wszystko od Richarda, a ja o nim wiem dosłownie kilka faktów.
— Nikt ważny. Poznałem ją w barze — rzekł Mark.
W barze? Poszedł do baru w tym czasie, w którym ja byłam w studiu czy to było już dawno?
Nieoczekiwanie do pomieszczenia wszedł Richard, który wyglądał jak po jakiejś szarpaninie. Jego włosy latały mu po bokach, a koszula już się nie nadawała do noszenia tylko do śmieci. Na nosie miał czarne przyciemniane okulary, które zasłaniały mu oczy, przez to nie widziałam czy w danej chwili patrzy na mnie, czy na Marka.
— Jestem — rzekł Richard, dając mi koszulkę z dokumentami — Co to za dziewczyna, Mark? — zapytał Richard w stronę Marka.
Jak szybko. Jak on to zrobił? Przyleciał tutaj czy jak?! Na pewno tak zrobił a niby, jak? To nie było pięć minut a dwie minuty. Jednak go nie zabiję dziś za nic, bo się nie spóźnił, a wręcz przeciwnie był przed wyznaczonym sobie czasem! On jest naprawdę niemożliwy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro