Rozdział 34
Znajomości
Jak to możliwe, że on tutaj jest? Skąd on zna Holzera? Czekaj... To oni się znają, a ja o tym nic nie wiedziałam? Przez cały czas współpracował z nim, zapewne. Czemu ja się nie skapnęłam wcześniej? Głupia ja.
Nagle znikąd pojawiła się Ava, która wskoczyła niemalże w ramiona Samielowi.
— Wujku! — odparła zadowolona Ava — Przyjechałeś — dodała.
Co się dzieje? Czemu...? Niemożliwe dzieje się dokładnie to, co w Pentagonie. Co jeszcze musi się stać? Błagam, niech to wszystko się w końcu skończy.
— Laura, jak miło mi cię poznać — odrzekł nagle Samiel.
Miło? Poznać? O nie my się chyba zbyt dobrze znamy. Samiel...
— Miło mi..... — odpowiedziałam cicho.
Chyba już nic mnie nie zdziwi. Poza tym nie mam już siły się na nim mścić. Chcę, aby ta kolacja przeminęła jak najszybciej.
Usiadłam z boku, by nikomu nie przeszkadzać ani nie zaczynać jakiejś rozmowy z nikim. Niespodziewanie do pokoju weszło kilku mężczyzn. Byli to dokładnie ci mężczyźni, którzy mnie napadli.
Co oni tutaj robią? Czyżby przybyli razem z Samielem?
Holzerowi nie powiem prawdy, bo by mnie tylko wyśmiał najprawdopodobniej. Ciekawe co takiego dokładnie planuję z Samielem?
Zaraz ten list! Zapomniałam całkowicie o nim, przecież tam było napisane, że to właśnie Samiel został zaproszony na tę kolację. Jejku nie powinnam być z tego powodu zaskoczona, a raczej mogłam się tego spodziewać, tyle że przez to, co się stało, zupełnie wyleciało mi to z głowy.
— Laura, może przyłączysz się do rozmowy — oznajmił Samiel.
Czy się przyłącze? Z tobą nie ma o czym rozmawiać. Nienawidzę cię tak bardzo, że zrobiłabym wszystko, aby cię zniszczyć. Tyle że wiem, że to jest niemal niemożliwe.
Nie wiedziałam co w tej sytuacji odpowiedzieć. Czy grzecznie się przyłączyć do rozmowy, czy może grzecznie odmówić?
Nagle Holzer odparł:
— Raczej ona nie jest chętna do żadnych rozmów po śpiączce.
Co takiego?! Przecież to nie prawda! Wcale tak nie jest, on tylko zmyśla. Tylko czemu nie chcę, abym się udzielała? To jest na maksa dziwne. Czemu nie powiedział do mnie po imieniu, tylko użył "ona"? Jakbym dla niego była tylko nędzną marionetką i nikim więcej.
Przysięgam Holzer, że jeszcze tego pożałujesz. On nie chcę, abym po prostu się udzielała dobrze więc niech tak będzie. W takim razie nie jestem tutaj w ogóle potrzebna. Pewnie nie będzie mu przeszkadzało, że pójdę, chociaż zapewne powie coś typu "Gdzie idziesz?" i żebym wracała tutaj w tej chwili. Muszę mieć jakiś dobry powód, by się stąd jak najszybciej ulotnić tylko jaki?
Nagle przyszło mi powiadomienie na telefon od Marka. Treść SMS była taka: "Jedziesz dziś z nami poza miasto?".
Poza miasto? Czyli gdzie? Cholera chciałabym, ale nie mogę.
Odpisałam na wiadomość jednoznacznie "Nie mogę Mark, choć bardzo bym chciała. Holzer nie da tak łatwo mi teraz wyjść z domu, w dodatku powiedz Richardowi, że tamtej list nie był fałszywy, Samiel jest tutaj ze mną."
Nie wiem, czy to był dobry pomysł pisać mu o Samielzie, ale mam nadzieje, że Richard znajdzie jakieś wytłumaczenie.
Miałam już chować telefon, kiedy nagle dostałam wiadomość zwrotkę, która brzmiała "Będziemy za kilka minut".
Co takiego? Czy on chcę sprzeciwić się Holzerowi? No to ostro. On mnie niedługo zabije za te moje wybryki.
Cieszyłam się z jednej strony, że nie będę tutaj sama z Samielem.
Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi. Holzer chwilę później zamilkł, nie wiedząc, co się dzieje tak jak ja.
Czyżby przyjechali aż tak szybko?
Po chwili w pomieszczeniu stanął Richard. Jego włosy były w nieładzie, a jego krawat był luźno zawiązany. Następnie podszedł do mnie i odparł, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek:
— Witam i żegnam, przyszedłem tylko po Larę.
Potem wziął mnie szybko na ramię i zaczął iść w stronę wyjścia. Nie widziałam miny Holzera, ale można powiedzieć, że się nawet nie przejął, że nawet nic nie mówił. Dziwne myślałam, że zaraz zacznie krzyczeć na Richarda.
— Co ci w nogę? — zapytał nagle.
— Skręciłam sobie ją — odpowiedziałam.
Cholera nawet go nie widzę. Czuję się jak zwierzę, kiedy tak mnie, trzyma. Nie jest mi ani trochę wygodnie.
Po chwili dodałam:
— Richard, możesz z łaski swojej jakoś inaczej mnie trzymać niż do góry nogami.
Nieoczekiwanie Richard zaczął nieść mnie inaczej tak, że jedną ręką trzymał mnie, a drugą miał wolną.
W końcu...
— Tak więc, jak to się stało? — zapytał raptem.
Chodzi mu o tę skręconą kostkę?
— Czekałam w centrum, aż Simon po mnie przyjedzie. Okazało się, że miał problemy z autem, wtedy jacyś goście mnie napadli, a ja próbowałam uciec i stało się to. Byli to ci sami goście, którzy stali obok Samiela — odparłam — Tak w ogóle gdzie jedziemy? — zapytałam.
— Dziwne, że wysłał swoich ludzi na ciebie, a zmierzamy do Leipzig — odpowiedział cwanie.
Leipzig? Po co tam jedziemy i czemu chcą, bym z nimi tam jechała? Holzer będzie na mnie zły i to bardziej niż wcześniej.
Richard podszedł do szarego lamborghini i otworzył tylne drzwi. Następnie postawił mnie do środka i zamknął drzwi.
— Hej Lara — odparł nieoczekiwanie Mark obok mnie.
— Och... hej Mark — rzekłam.
Nie wiedziałam, że siedzi na tyle. Jak mogłam go nie zauważyć?!
Nagle Mark spojrzał na moją nogę w gipsie i odparł zaniepokojony:
— Co ci się stało?
— Zwykłe skręcenie nic poważnego — odrzekłam.
— Mam taką nadzieję, że to nie przez Holzera — oznajmił.
Z jednej strony to jest moja, jak i wina Holzera, pewnie on wynajął Samiela albo Samiel wynajął jego. Dobrze, że nie musiałam się tam męczyć z nimi. Nie przeżyłabym tej kolacji, gdyby po mnie nie przyjechali. Miło z ich strony, że się o mnie martwią.
Zapięłam pas, po czym Richard odpalił w tym samym czasie silnik i ruszył prosto przed siebie. Oparłam się o zagłówek i patrzyłam na widoki miasta, które było pochłonięte przez ciemność.
To miasto skrywa tyle tajemnic, jak i jest przepiękne, chyba jest tak w każdym miejscu na świecie. Każdy chcę zatuszować to, co się w danym miejscu dzieje cudownymi widokami i centami rozmaitych rozrywek.
Po chwili Mark zmienił miejsce i przesiadł się bliżej mnie w tym przypadku na środek.
— Pięknie dziś wyglądasz, Lara... — szepnął mi raptownie do ucha, podgryzając lekko małżowinę uszną, na co lekko wzdrygnęłam.
Po chwili dodał, szepcząc przekonywającym głosem:
— Nie mogę się doczekać, kiedy to z ciebie zdejmę.
Więc to planował od początku zrobić. Zabrać mnie ze sobą, a potem przespać się ze mną. Zapewne sobie wszystko przemyślał dureń. Tak łatwo ze mną nie będzie dzisiaj. O nie tak łatwo się nie dam mu omotać! Nie dałam się demonowi to i jemu się nie dam!
— Tak w ogóle, po co tam jedziemy? — zapytałam.
Błagam, niech Richard nie wymyśla nic dziwnego. Mam dość tego dnia.
— Planowałem zabrać nas na pewną uroczystość, która odbywa się w ratuszu New Town Hall — odparł Richard — Jest organizowana przez mojego znajomego z Niemiec — dodał.
Rozumiem znów jakaś nudna impreza ze znanymi celebrytami nic nowego u Richarda. Nie zmarnuje nawet nudnawej imprezy. Ma dziwne nastawienie do życia. Ciągle imprezuje i korzysta z życia nie to, co ja. Mimo że próbuję, to zawsze nie wychodzi.
Nie był mi wygodnie na tym zagłówku, przekręciłam głowę na ramię Marka, który w tym czasie patrzył się w zupełnie innym kierunku ode mnie.
Cieszę się, że spotkałam takiego kogoś, jak Mark niewiele ludzi na świecie niesie aż taką pomoc innym.
— Może tym razem KFC? — zaproponował Mark, patrząc na mnie.
On chyba zawsze jest głodny, kiedy jesteśmy gdzieś razem. Najpierw McDonald, a teraz KFC co jeszcze Burger King albo Subway.
— Co takiego? Za mało ci tego niezdrowego jedzenia. Będziesz tłustą świnią, jak będziesz jadł to w takich ilościach — odpowiedziałam, patrząc prosto w jego oczy.
— Ojj.. Lara to ostatni raz poza tym jestem głodny, a nigdzie indziej nie zrobią tego tak szybko jak tam — stwierdził Mark.
Nie da mi zapewne z tych KFC spokoju, więc odmowa nie wchodzi w grę. Nie ma sensu się z nim o takie rzeczy kłócić.
— Niech ci będzie — westchnęłam ciężko, odpowiadając.
Jechaliśmy ciągnącą się niemal wieczność autostradą, na której Richard jechał około trzystu kilometrów na godzinę. W sumie się nie dziwię, mógł jechać ile, tylko zapragnął, w końcu nie ma tutaj limitu.
Po godzinie zatrzymaliśmy się w KFC, a raczej podjechaliśmy do Drive'a, bo Markowi nie chciało się ruszać z samochodu kilku set metrów. Poza tym musiałby mnie taszczyć, więc też odpadałam. Nie chciałam, by ktoś mnie specjalnie jak księżnę jakąś niósł. Richard niby wziął moje kule, ale ja nie miałam siły się poruszać z nimi. Już od tych kul mi ręce odpadały. Nie byłam teraz na tyle silna, by coś robić.
Mark zamówił duży kubełek dla nas obojga, po czym zapłacił ze swojej karty, a raczej z Richarda, który nie miał nic przeciwko. Niezwykle dobrze się ze sobą dogadują nawet bez słów. Łączą ich naprawdę mocne więzi, mimo iż nie są spokrewnieni, a dogadują się jak rodzina.
Nie musieliśmy długo czekać, aż zamówienie było już w naszych rękach. Po chwili Richard spojrzał na nas za lusterka i odparł poważnie:
— Tylko tam nie nabrudzić dziś wypożyczyłem ten samochód.
Nie wiedziałam, że dba aż tak o samochody.
— Oj daj spokój Richard dla ciebie, to nie jest jakaś wielka cena za ten samochód — oznajmił rozbawiony Mark — Możesz równie dobrze z dziesięć takich sobie zafundować — dodał po chwili.
Zajadaliśmy się kurczakami, starając się nie nabrudzić. Nie chcieliśmy robić mu na złość. Kilka razy kłóciliśmy się o nędzne kawałki, a Richard po cichu się z nas nabijał, bo w końcu kto normalny się kłóci o jakieś fast foodowe jedzenie. Nie robiliśmy sobie jakoś na złość, przez to raczej potem wychodziło na to, że chcieliśmy się podzielić, ale ostatecznie dawałam wszystko Markowi, który niemal miał ochotę akurat na ten kawałek mięsa.
Godzina minęła dość szybko, a my zdążyliśmy przyjechać do miejsca docelowego, jakim było miasto Leipzig położonego dwieście kilometrów od Berlina. Nie wierzę, że przejechaliśmy aż tyle kilometrów, by tylko być na jakiejś uroczystości i potem wrócić. W dodatku nie jestem dość elegancko na nią ubrana, mimo że ubrałam się dość ekstrawagancko na tę kolację, z której i tak nic nie wynikło. Jestem zmęczona i nie mam ochoty szczerze tam iść. Chętnie zostałabym w tym samochodzie i poszła spać.
Richard wysiadł z samochodu, po czym Mark także, ale coś było nie tak, bo Mark przecież miał mi dać moje kule, ale ostatecznie ich nie przyniósł, tylko wdał się w krótką rozmowę z Richardem, a ten podarował mu z niechęcią kluczyki do samochodu.
Co on planuje zrobić? Czyżby chciał zostać ze mną sam na sam? Nieuniknione i bardzo możliwe, że chcę to zrobić.
Chwilę później Mark wsiadł na miejsce kierowcy i oznajmił:
— Jedziemy do apartamentu. Nie zamierzam tutaj siedzieć i się nudzić. Jak chcesz, możesz iść Lara, nikt cię nie zmusza.
Nie zostanę tutaj.
Przesiadłam się przez środek na przednie siedzenie i odparłam:
— Nie mam ochoty nigdzie iść. Jedyne co teraz chcę to wygodna pościel i sen. Jak na jeden dzień zbyt dużo się dziś działo.
— W takim razie ruszajmy — powiedział Mark, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech.
Kilka minut później byliśmy przed wysokim drapaczem chmur, który miał na pewno z pięćdziesiąt pięter.
Mark podał mi moje kule, po czym wyszłam z samochodu, a Mark wziął swoją torbę, którą miał w samochodzie. Był razem z Richardem przygotowany na to bardzo dobrze. Mark nawet zadbał o mój ubiór. Nie wiem, skąd miał informacje na temat, jaki noszę rozmiar ubrań, choć mogę się domyślać, że pewnie Richard to wiedział. W końcu on wszystko wie tak jak Mefisto. Wystarczy, że spojrzy na mnie, choć na sekundę i już wszystko wie. Zupełnie jakby patrzył wtedy w moją duszę. Jest to trochę przerażające.
Okazało się, że Mark już wcześniej wynajął pokój i tylko wzięliśmy kluczyki do mieszkania. Znaleźliśmy odpowiednie drzwi, po czym Mark je otworzył i rzucił torbę gdzieś w kont, a ja weszłam dość powolnie do środka. Zważywszy, że nie miałam w ogóle siły w rękach. Postanowiłam nie wspierać się już o kulach, a o ścianę by było mi łatwiej iść.
Pokój był bardzo stylowo ustrojony, na ścianach znajdowały się płótna z obrazami jakichś twórców, które zapewne kosztują krocie.
Nieoczekiwanie poczułam silne ramiona tuż obok mnie, po chwili zostałam podniesiona przez Marka, który zaczął kierować się ze mną na rękach do sypialni.
Powoli ułożył mnie na łóżku, a sam zawisł nade mną, przyglądając mi się uważnie. Czułam, jakby odczytywał niemalże wszystko z moich oczy i grzebał w mojej głowie sprawiając, że powoli zaczynam wariować.
Raptownie wpił się swoimi ustami w moje, w tym samym czasie zaczął zdejmować swoją koszulę, co mu nie wychodziło, bo nie mógł rozpiąć guzików.
Czyżby nie umiał ich rozpiąć? Poza tym nigdy nie widziałam, by Mark chodził w koszulach, chyba że jak był z Richardem.
Po chwili oderwał swoje ciepłe usta i odparł zirytowany:
— Cholera głupie guziki! Wszystko zepsuły!
Zepsuły? Wcale nic nie zepsuły a wręcz przeciwnie.
Wygląda to komicznie, kiedy próbuje rozpiąć chociaż jeden guzik. Wpadałam w niekontrolowany śmiech. Nie mogłam z niego. Dawno się aż tak nie uśmiałam, widząc taki widok. Nie mogę.... złapać przez ten śmiech, chociażby powietrza.
Po chwili uspokoiłam się i podniosłam się do siadu, by pomóc mu z guzikami. Złapałam za jego koszulę i zaczęłam szybko rozpinać guzik po guziku, zdejmując przy okazji krawat.
— Naprawdę nie umiesz rozpiąć zwykłych guzików. Ha.... — stwierdziłam.
— Bo mam od tego ciebie, więc takimi drobiazgami nie muszę się martwić — odparł, szeptem — Poza tym napaliłem się dziś na ciebie — dodał seksownie.
Ma mnie? Przecież nie znamy się aż tak długo, ale mimo to dużo nas łączy. Zachowujemy się jak para i staramy się żyć tym, co nam rodzice wybrali, a wybór był trafny.
Kochaliśmy się, składaliśmy sobie mokre pocałunki niemalże całą noc. Czułam się tak spokojnie i nie odczuwałam przy nim jakiegoś dyskomfortu ani niczego innego. Było mi z nim w łóżku dobrze, w dodatku był taki wspaniały i troskliwy. Nie był nachalny, pomimo że zaczynał się w pewnych momentach niecierpliwić. Położyliśmy się dopiero spać, wycieńczeni, około drugiej w nocy. Nie żałuje, że wtedy odpisałam Markowi na tę wiadomość, nie spędziłabym wtedy kolejnej wspaniałej nocy w jego ramionach.
Niepodziewanie usłyszałam skrzypiące drzwi. Otworzyłam oczy, by zobaczyć, kto to przyszedł. Zobaczyłam w pokoju Richarda, który wyglądał, jakby go napalone nastolatki napadły. Pod szyją miał mnóstwo czerwonych malinek, a jego włosy były roztrzepane jak siano. Koszula była powyciągana i potargana, a krawat wisiał mu luźno.
Co mu się stało? Czyżby znów balował, jakby zaraz miał nastąpić koniec świata? Nieuniknione, że znów bawił się w najlepsze.
— Dopiero wróciłeś Richard — odparłam, podnosząc się z łóżka i przeciągając swoje ciało.
Moje kości! Wszystko mnie boli.
Spojrzałam na Marka, który jeszcze spał. Jego włosy były w lekkim nieładzie, nie miał na sobie koszulki, z czego miał plecy na wierzchu.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu kul, ale nigdzie ich nie widziałam. No jasne przecież zostawiłam je tuż przy wejściu.
— Richard, możesz przynieść mi kule? — zapytałam grzecznie.
Sama tam nie dojdę.
— Tamto chyba nie będzie ci potrzebne — odparł, po czym złapał mnie za ramię i podniósł, wychodząc z sypialni.
Gdzie on mnie niesie?! Cholera on musi to robić zawsze!
Po chwili Richard odstawił mnie na narożniku i sam usiadł tuż obok mnie.
Jestem taka niewyspana.
— Ktoś tu nie spał całą noc — stwierdził nagle rozbawiony Richard — Ciekawe dlaczego? — raczej stwierdził, niż zapytał.
Może i nie spałam i co z tego. On zapewne też nie spał jak co nocy.
— Dowiedziałem się, że Samiel współpracuje z Holzerem i że ten napad na ciebie nie był przypadkowy, zrobił to specjalnie — odparł Richard.
Co takiego?! Tak jak myślałam. Tylko po co to zrobił? Po co Samiel to zrobił i czemu Holzer się zgodził na takie warunki?
Co nim kierowało lub co skłoniło go do tego? Nieuniknione, że Samiel go przekupił i obiecał mu władzę.
— Czegoś jeszcze się dowiedziałeś? — dopytałam.
— To, że Holzer złamał moje warunki i podpisał nową umowę z Samielem, w której to ty jesteś główną kartą przetargową, to też się powinno się wliczać?
Ja mam być kartą przetargową?! Czemu ja? Aż tak nie zależy mu na mnie? Kogo ja oszukuje, od kiedy się obudziłam, mu nie zależało, traktował mnie jak rzeczy, którą może pomiatać. Ma mnie w garści, nie mogę nawet się mu sprzeciwić. Muszę coś wymyślić. Tylko co? Może ucieknę tylko gdzie? Nie mam swoich pieniędzy ani mieszkania, nawet nie skończyłam szkoły i chyba jej nie skończę. Jeśli ucieknę, stanę się sierotą, błąkającą się po świecie gdziekolwiek tylko z dala od tego miejsca. Co teraz? Moje życie jest tak niepewne i zniszczone.
— W najbliższym czasie zapewne to zrobią, ale...... — odparł, nie dokończając.
— Ale co? — zapytałam lekko zdenerwowana.
Czemu on musi być aż tak irytujący?
— Jeśli byś teraz im uciekła od nich, zapewne to by się nie stało — zasugerował chamsko.
Czy on mi czyta w myślach, czy pomyśleliśmy dokładnie o tym samym planie? Tyle że to nie ma prawa wypalić.
— To, co mi sugerujesz w takim razie? Dobrze wiesz, że nie mam pieniędzy — odpowiedziałam, wzdychając.
Chwilę później Richard zbliżył się do mnie na znaczącą odległość i rzekł przekonująco:
— Jak to co? Ucieknij z nami do Stanów. Twój ojciec cię tam nie znajdzie pod odpowiednią przykrywką i drobną zmianą imienia, wszystko może pójść zgodnie z planem Lara. Wystarczy, że się zgodzisz.
Cholera co z nim jest nie tak? Czemu aż tak chce, bym to z nim uciekła i z Markiem oczywiście?! W sumie może i ten plan nie byłby taki zły? Znam Richarda trochę bardziej niż Holzera. Nie było to, by głupie z mojej strony jakbym się zgodziła. Tylko nie rozumiem jednego, po co to wszystko?
— Czemu ci na tym tak bardzo zależy? Chcesz rozzłościć Holzera i Samiela? — zapytałam zaciekawiona.
— Nie tylko ich — powiedział, a na jego twarzy pojawił się cwany uśmieszek.
Kto może być jeszcz........ Mefisto?! Czyżby go chciałby rozzłościć i poniekąd się na nim zrewanżować. No po prostu pięknie. Zapomniałam o nim jeszcze jego mieć na głowie. Nie wiadomo co on w ogóle planuje zrobić.
Ponadto uratował mnie, wtedy kiedy byłam w niebezpieczeństwie. Niby nie ciąży nad nami już kontrakt, ale mimo to zrobił to i przyszedł.......
Nie chcę. Nie chcę. Ratunku! Niech ktoś mi pomoże! Błagam!
Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę w stanie jeszcze się tak bać. Zaczęłam się szarpać, ale to było na nic, nie mogłam się wydostać. Powoli z moich oczu zaczęły płynąć małe łzy.
— Mefisto — pisnęłam cicho.
Dlaczego jego? Chyba nadal o nim za bardzo myślę. Choć lepiej, aby tutaj był. Chcę, aby tutaj był. Chcę jego bliskości, zobaczyć jego oczy. Zobaczyć tę jego pewność siebie. Dlatego proszę, niech się choć raz zjawi, mimo że nie jesteśmy związani już kontraktem!
— Nie zamierzam być dla ciebie delikatny — odparł złowrogo, szepcząc mi do ucha.
Proszę nie....! Nie!
Zamknęłam oczy i chciałam, aby to wszystko było tylko moim głupim snem. Niech to będzie zły sen...
Nagle usłyszałam krzyki napastników i zadawane przez nich pytania typu: „Kim jesteś?!"
Nadal nie otwierałam oczy, nie chciałam tego widzieć, kim była ta osoba. Chciałam mieć to za sobą. Skuliłam się i zakryłam swoją twarz rękami.
Nie chcę wiedzieć co się tam dzieje. Nie chcę!
— Lara już po wszystkim jestem tutaj.
Usłyszałam znajomy męski głos. Nie to niemożliwe on nie może tutaj być. Jak w ogóle wiedział, że tutaj jestem, skoro nasz kontrakt już nie istnieje? Mimo to czuję się bezpieczniej, kiedy jest blisko.
Spojrzałam w jego czerwone tęczówki, które świeciły jasną poświatą. Oczy, z których nie da się praktycznie nic wyczytać, wysportowana sylwetka, kruczoczarne włosy. Tak to definitywnie on. Od momentu w klubie nic u niego się nie zmieniło, mimo iż wtedy widziałam go zaledwie ułamek sekundy.
Wybudziłam się z tych wspomnień, po czym odparłam poważnie w stronę Richarda.
— W takim razie zróbmy tak, jak powiedziałeś.
Nie chcę nikomu robić na złość nawet Mefiście. Pragnę tylko wyrwać się z tego życia tutaj i nic więcej. Najwyżej zostanę kilka tygodni z Richardem, a potem jakoś się usamodzielnię.
— Wspaniale — odparł uradowany Richard — Uwiniemy się stąd po imprezie w Berlinie, która została przełożona o dwa tygodnie, ale organizują ją w ten sam dzień tygodnia.
Przełożyli ją? Ciekawe, jaki był główny powód? To nic jakoś wytrzymam do tego dnia. Choć nie wiem, co Holzer będzie planował. Co, jeśli zrobi coś nieoczekiwanego. Nie mogę przecież teraz wrócić do domu jak na razie przynajmniej.
— Może zatrzymasz się u nas, bo u Holzera zrobiło się trochę niebezpiecznie przynajmniej dla ciebie? — zaproponował nieoczekiwanie — Nie wiem, co Samiel planuje, ale wiem, że coś o wiele gorszego niż to, co zrobił wtedy — dodał.
On chyba naprawdę mi czyta w myślach. Zaraz to, co zrobił wtedy!? Czyżby przez to chciał mi uświadomić, że to się działo naprawdę? Nie dobra trzeba się tego w końcu dowiedzieć.
Złapałam Richarda za krawat, po czym popchnęłam go na kanapę, następnie zawisłam na nim i odparłam poważnie:
— Gadaj prawdę albo spytam o to osobiście Mefista. Tamto co mnie z nim spotkało i łączyło z nim, działo się w tej rzeczywistości, prawda?
— Miło na ciebie popatrzeć — odparł, jak gdybym o nic go nie pytała — Jak już się tak na mnie rzuciłaś to.....
— Gadaj! Nie zmieniaj tematu! — krzyknęłam, przerywając mu jego wypowiedź.
On mnie rozniesie! Za chwilę nie wytrzymam i go zabiję własnymi dłońmi! Jemu tylko chodzi o to, by mnie wyruchać i nic więcej! Nawet nie wziął tego, co mu powiedziałam na poważnie!
— Dobra może i działo się to w tej rzeczywistości, nie wiem, czemu masz, aż tak namieszane w pamięci. Najwidoczniej nieudana manipulacja Mefista na tobie — stwierdził.
Jaka manipulacja? Czy chodzi mu o to, wtedy kiedy Mefisto nagle przyłożył rękę do mojego czoła? Co on wtedy zrobił? Dokładnie pamiętam ten feralny moment.
Czemu?! Nie chcę! Nie chcę się z nim rozstawać!! Chcę zostać! Nawet jeśli zginę!
Nagle wziął swoją dłoń na moje czoło.
— Nie Mefisto nie chce! Kocham cię! Nie rób tego wolę już umrzeć niż żyć bez ciebie — odparłam przez łzy, zatrzymując jego rękę.
Dlaczego mi to robi? To wszystko jest tylko jebanym snem na jawie, ale mimo to chcę tu zostać. Jak ja mam niby bez ciebie żyć po tym co? Ty idioto! Skończony kretynie!
— Wiem Lara dlatego tak trudno mi się z tym pogodzić. Może jeszcze kiedyś się znajdziemy na Ziemi. Świat jest mały... Żegnaj Laro moja żono — odparł, po czym pochłaniała mnie ciemność, a ja czułam, że powoli tracę swoje siły.
To już było i minęło, nie chcę tego wspominać, ale mimo to te wspomnienia zostały i ciążą mi do dziś. To wtedy naprawdę zabolało zupełnie, jakby ktoś nagle pozbawił mnie czegoś najważniejszego w życiu, czyli miłości do drugiej osoby. Tęsknie za nim, a jednocześnie chcę go zabić. Pomimo że zaczęłam nowy rozdział w moim życiu.
Zeszłam z Richarda, po czym usiadłam gdzieś z boku, nic więcej nie mówiąc, tylko zamykając się w swoich wspomnieniach. Potwierdzenie przez Richarda, że to jednak się działo naprawdę zabolało. W tej chwili przypomniałam sobie nasze wszystkie przygodny, misje i podróże przez świat.
Pentagon, Roman, Szatan, Norwegia, Dark Mellow Rock, Japonia, Australia, cudownie spędzone święta, nasz pierwszy raz w Paryżu, nasz ślub w Mauritius, jak i nasza wspaniała noc poślubna, Watykan i wiele innych przygód. Wszystko przywołuje takie miłe wspomnienia, jak i także boli, kiedy się o tym wspomina. Boli za praktycznie każdym razem.
Nieoczekiwanie Richard stwierdził poważnie:
— Boli prawda? Chodzi mi o wspomnienia.
— Nie wiesz jak bardzo — odpowiedziałam.
Nie wiem, czemu mu w ogóle odpowiadam, ale ma rację, to boli. Nie ma nic gorszego od bólu w sercu.
Przez ostatnie dni nie czuję się za dobrze. Ciągle mam przed oczami tę sytuację z tymi mężczyznami i Mefistem, który tak nagle się zjawił. Nie mogę o tym zapomnieć o jego dotyku, głosie i tym jak pokonał tamtych ludzi.
— Spotkałaś go znów prawda? — zapytał.
— Tak... Wtedy kiedy tamci mężczyźni mnie napadli — odparłam, patrząc się na podłogę.
Po co mu to mówię? Chyba muszę się komuś zwierzyć. Nie mogę przecież trzymać tego wieczność w sobie. Chcę mi się płakać i to jak nigdy dotąd. Moje życie czuję, jakby się po raz kolejny waliło.
Chyba ciąży nade mną jakaś klątwa czy coś? Ciekawe jak moje życie potoczyłoby się, gdybym nie spotkała Mefista? To pytanie zadaję sobie od zawsze. Co by było, gdyby....?
Trzeba zacząć wszystko od zera i pogodzić się z przeszłością. Choć to z początku może być trudne i dość kolące. Może jakoś do tego przywyknę? A może i nie?
Nagle Richard oznajmił, zawieszając się na moim ramieniu:
— Zapomnij o tym Lara. Żyj, jakby nie było jutra!
— Łatwo ci mówić, kiedy ty jesteś niemalże nieśmiertelny — stwierdziłam.
Mówi to, by mnie podnieść na duchu czy jak? Mimo to się starał mnie pocieszyć.
Chwilę później dodał:
— Chyba przez to wszystko zapomnieliśmy o naszej umowie Lara.
— Jakiej um......? — zapytałam, nie kończąc.
A tej umowie. Nie zrobię tego, co jeśli kłamie. Znajdę inny sposób, by temu zaradzić. Pytanie brzmi: Co ja sama mogę w stanie zrobić? Odpowiedź nic. Nie wiem, jak działa niebo i piekło. Nigdy tam nie byłam i prawdopodobnie dowiem się, jak wygląda dopiero po śmierci. Spotkałam wiele demonów, anioła i samego Boga i ucieleśnienie Szatana. Mimo to nadal nie rozumiem pewnych rzeczy i nie będę w stanie zrozumieć. Mefisto miał rację i tak nie zrozumiem, więc nie ma sensu mi tego tłumaczyć.
— Nie zrobię tego — oznajmiłam krótko.
— Czyli się rozmyśliłaś przez ten czas — rzekł — Jak zmienisz zdanie, zawsze możesz...... — dodał, ale mu przerwałam.
— Wiem — odpowiedziałam.
Nie spodziewałam się tego, że tak zareaguje. Myślałam, że to będzie coś w stylu: „No co ty? Chcesz tam żyć."... Ta... Coś tego typu.... Jest strasznie zmienny jak na demona. Na dostatek nie zachowuję się jak demon. Co też tyczy się Mefista. Pamiętam, że inni z The Dark Endu byli bardziej nieludzcy i nie zachowywali się jak ludzie. Głównie wykonywali swoje misje. Tylko po co je tak ochoczo wykonywali? Co za tym stało? Wykonywałam misje razem z Mefistem, bo on musiał je wykonywać, ale ja nie wiedziałam, czemu tak jest?
— Richard, czemu w ogóle inni wykonywali misje w Dark Endzie? — odezwałam się nagle, skupiając wzrok na niego.
Richard na mnie popatrzył, po czym odpowiedział:
— Każdy miał za to dostać coś, czego bardzo pragnął. Dla Leo była to przepustka do piekła, zważywszy, że tułał się po ziemi, dla Jamesa dostanie nowej rangi, dla Artura było to w zamian za spłacenie długów, a dla Mefista ty i twoja wolność.
Ja i moja wolność? Ja i moja wolność?! Przecież ja byłam wolna? A może nie byłam? Cholera wszystko zaczęło się tak mieszać. A w ogóle, jaki cel miały jego misje?
— A dla ciebie? — dopytałam.
— Dla mnie? Uwiezienie się w końcu z tej otchłani, jaką było i jest piekło. Widok dusz, dla których nie było już ratunku, był tam na porządku dziennym. Oczywiście żyłem na najniższym poziomie piekła, jaki tam istnieje na wyższych, tylko balowali i robili, można to tak powiedzieć „złe rzeczy", nie obchodziły ich dusze, a co dopiero co się z nimi stanie — odparł w zamyśleniu.
Nie wiedziałam, że piekło może mieć poziomy i że może być tak okropne.
— Dla twojej wiadomości i zanim zadasz to pytanie. Możesz być spokojna, nie trafisz tam, Mefisto głównie o to walczył z Samielem.
A więc o taką wolność chodziło. W takim razie....
— To gdzie trafie po śmierci? Skoro nie do piekła ani nie do nieba — zapytałam lekko przerażona tą sytuacją.
Właśnie dowiedziałam się, że piekło jest taki, jakie je malują, a ja nie trafię w żadne z tych wariantów. Dziwnie o tym wiedzieć.
— Trafisz do nicości razem z Mefistem — rzekł.
Do nicości? Czym jest według niego ta nicość? Nicością czy coś tam faktycznie się znajduję? Nicość co to w ogóle jest? Istnieje jeszcze trzeci wariant po śmierci, o którym nie wiedziałam? To staje się coraz bardziej niezrozumiałe i nieludzkie.
Czemu Mefisto nic mi o tym nie wspomniał? Miałam przecież prawo wiedzieć gdzie będę żyć po śmierci, a on po prostu to postanowił sobie przemilczeć. Zachował się jak ostatni perfidny kłamca manipulujący moim życiem i duszą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro