Rozdział 42
Jesteś naprawdę głupia. W końcu zawsze byłaś.
Po kilku godzinach lotu byliśmy w Las Vegas, a raczej na lotnisku, na którym mogliśmy spokojnie wylądować. Sprawa z FBI już dawno została przez Richarda wyjaśniona, więc nie mieliśmy jak na razie z nimi problemów od kilku dobrych miesięcy. Dziwne było, że tak szybko z tego zrezygnowali. Nie wiem, co takiego zrobił Richard, ale jak widać, to poskutkowało. Nadal nie byłam przygotowana na to spotkanie. Ja się bałam, byłam przerażona tym, co tam zastanę i czy Kelly rzeczywiście tam będzie? Tyle pytań a tak mało odpowiedzi. Gdyby nie sprawa z Samielem wszystko mogłoby być takie jak kiedyś. Tylko czy życie kiedyś miało rzeczywiście sens? Wykonywanie misji, które niekiedy nie miały wyznaczonego celu, a kazano nam je zrobić. Nie wiem, co wtedy myślał o nas Samiel, ale zapewne byliśmy jego najgorszą grupą. Skoro wyznaczył do tego inne demony, to na pewno planuję coś o wiele gorszego. Możemy upadać, ale Samiel nigdy nie wygra. Choćbym nawet musiała stoczyć z nim walkę sama, to się nie poddam. Nie zrobię tego samego błędu co kiedyś. Im bliżej byliśmy tego wszystkiego, tym bardziej coś ściskało mnie w środku. Ponadto nie czułam się zbyt dobrze przez ten cały stres i nerwy, jakie były ze mną przez cały czas. Nie mam pojęcia, ile zażyłam tabletek przeciwbólowych, ale dość dużo. Tabletki nawet mnie nie pomogły. Próbowałam jakoś odejść myślami od tego, ale nie mogłam. To nade mną ciążyło i nie chciało odejść. Czułam się ze swoimi problemami zupełnie sama. Jednak cały czas podnosiłam się na duchu, myśląc o moim kochanym mężu – Mefiście. On zawsze był dla mnie wsparciem.
Godzina. Jeszcze tylko godzina.
Czas mi się piekielnie dłużył, a sama nie miałam zbytnio co ze sobą zrobić. Siedziałam w pokoju ze schyloną głową w podłogę i wyczekiwałam w ciszy. Mefisto był w drugim pomieszczeniu i rozmawiał z kimś przez telefon, natomiast Alexander był z Aurorą w innym pokoju. Z tego, co widziałam Aurorą, miała się zająć dobra znajoma Mefista, która aktualnie mieszka w Las Vegas, więc z tym nie mieliśmy jakiegoś większego problemu.
Coraz bardziej moje dłonie drżały, a ja nie panowałam nad emocjami. Czułam, jak wszystko od środka po prostu się ze mnie ulatnia. Nie chciałam, by ktoś się o mnie martwił. Teraz najważniejsza była Kelly i to czy nam się ta misja w ogóle uda. Mogłabym tylko wszystko skomplikować i nic by z tego nie wyszło. Co, jeśli Samiel zrobił coś Kelly? O ile w ogóle tam się znajduję? Bardzo możliwe, że tam jest, ale co ja mogę o tym wiedzieć?! Tak naprawdę wiem więcej, ale nie wiem nic. Jak to wszystko będzie wyglądać? Co Samiel będzie chciał zrobić? Te pytania zaprzątały moje myśli nieustannie. Nie pozwalały mi myśleć o czymś innym. One mną kontrolowały. Może Samilowi właśnie o to chodziło, by nas zniszczyć. Byśmy z Mefistem stracili wszelkie nadzieje na lepsze jutro. Może o to w tym wszystkim chodzi?
— Wszystko w porządku, skarbie... Od ostatnich godzin jesteś jakaś nieobecna i blada — Nagle z learningu ocknął mnie Mefisto, który szturchnął mnie lekko w ramię.
Lekko wzdrygnęłam się na ten gest, bo nie miałam pojęcia, kiedy zdążył tutaj przyjść. Jeśli tutaj jest, najpewniej skończył już rozmowę przez telefon. Ciekawe z kim rozmawiał? Może z Roberto? Było to bardzo możliwe, bo ten mężczyzna wydzwaniał do niego niemalże całą drogę na lotnisko. Ile można dzwonić?! Mefisto zapewne powiedział mu, że nie będzie go parę dni, ale on najwyraźniej tego nie zrozumiał.
Kontem oka spojrzałam na Mefista, który był przejęty moim stanem. Czemu on zawsze próbuje mi pomóc? Czyżbyś tak odwzajemniał swoje uczucia do mnie? Nigdy go nie potrafiłam zrozumieć, ale z każdą chwilą spędzoną z nim mam większą świadomość z różnych rzeczy. Tematy Piekła są mi już znane, choć nadal dowiaduję się coraz to nowszych informacji o nim. Jak to mówili, człowiek uczy się całe swoje życie. Chcemy poszerzać swoje horyzonty i się usamodzielniać, by potem żyć spokojem ze swoją rodziną.
— W porządku poradzę sobie — odpowiedziałam załamanym głosem, ciągle patrząc na jego ciemne tęczówki, które połyskiwały.
Nadal są takie piękne. Mogłabym się w nie patrzeć wieczność. Czemu ktoś taki miałby być zły? Gatunek nie ma tu żadnego znaczenia. Jesteśmy tacy sami, a jednocześnie różni...
— Ile wzięłaś dziś tabletek przeciwbólowych — Odezwał się Mefisto, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu czegoś.
Skąd wiedział, że je brałam? Przecież wtedy był zajęty. Nie chciałam akurat, by się o tym dowiedział. W ogóle, po co mnie się o to pyta? Nie musi tego wiedzieć, poza tym nie chcę go zamartwiać jeszcze bardziej. Czuję, że to wszystko tylko i wyłącznie moja wina. Gdyby nie ja wszystko, by było normalne, ale oczywiście musiałam pojawić się w życiu innych i wszystko zniszczyć. Gdzie się nie pojawię, tam są problemy.
— Kilka... — oznajmiłam, spuszczając głowę do dołu.
Nie widziałam już jego twarzy, ale wiedziałam, że jest przejęty i poniekąd trochę zły na mnie, bo mogłam mu powiedzieć, ale tego nie zrobiłam. Mefisto chciał wiedzieć wszystko i to było z jednej strony wadą, jak i zaletą. Wiem, że chciał mieć wszystko pod kontrolą, ale czy ta kontrola nie wykracza trochę poza skalę? Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć? Wszystko mnie zaczęło chyba przerastać... Nie wiem, co dalej mam zrobić, czuję się taka odrzucona i niepewna, zupełnie jak na początku, kiedy to pierwszy raz spotkałam Mefista. Nie... Nie mogę się poddać, muszę działać i pomóc Alexandrowi. Dam radę i zemszczę się na Samielu, który pożałuje, że z nami zadarł. Ze mną i Mefistem.
— Ile? — Nagle Mefisto zapytał poważnie, delikatnie łapiąc mnie za ramię.
On tutaj nadal jest? Czemu? Czemu Mefisto chcesz to wiedzieć? Sama teraz nie potrafię sobie odpowiedzieć co dopiero tobie... Jesteś i nadal byłeś... Zawsze mi pomagasz, a ja? Nie potrafię...
— Nie jestem pewna — stwierdziłam szybko, na co Mefisto westchnął.
Cholera, ile ja tego wzięłam? Na pewno dużo, bo nie czuję się zbyt dobrze. Czemu ja nie myślę? Wszystko będzie dobrze... Załatwimy sprawę z Samilem, porozmawiamy i wyjaśnimy wszystko z Kelly, która czeka na nasze wyjaśnienia albo i nie. Nie mamy pewności, że tam jest, ale skoro Mefisto tak mówi, to tak jest. Rzadko kiedy się mylił.
Mefisto o nic już mnie nie dopytywał, tylko wyszedł z pokoju, pozostawiając mnie samą. Tak szybko gdzieś poszedł, że nie zdążyłam mu nic wyjaśnić ani się na niego spojrzeć. Kiedy zostawiał mnie samą, czułam się zagubiona i nie wiedziałam co ze sobą mam zrobić, tak było i w tym przypadku. Tylko siedziałam i patrzyłam się w drzwi, którymi wyszedł. Nie myślałam praktycznie w ogóle. Nawet nie zastanawiałam się, gdzie on poszedł? W głowie miałam po prostu pustkę... Ile czasu tutaj już siedzę? Kiedy zdążyliśmy wylądować w Las Vegas? Która jest godzina?!
Zaczęłam się denerwować i coraz bardziej niecierpliwić przed tym, co ma się stać. Roztrzęsiona wstałam, a raczej zerwałam się, co poskutkowało, że lekko zakręciło mi się w głowie. Powoli skierowałam się w stronę drzwi i gdy tylko miałam je otworzyć, one same się poruszyły. Po chwili w progu futryny stał Mefisto z butelką wody w ręku. Przez chwilę tylko na siebie patrzyliśmy, ale nie trwało to zbyt długo, bo Mefisto zapytał:
— Gdzie planowałaś wyjść?
Ja? Chciałam cię poszukać, ale oczywiście masz taki rozruch, że przyszedłem akurat, kiedy ja postanowiłam wyjść. Czemu on musi być zawsze taki szybki? Nadal się zastanawiam, czy on czasem nie ma jakiegoś czujnika w ciele, że tak szybko wszystko robi i wie, gdzie jestem.
— Jak to gdzie. Oczywiście po ciebie — odpowiedziałam krótko i zwięźle.
Po co mam mu się tłumaczyć jak w jakimś sądzie, wystarczy, że powiem raz, ale porządnie.
Stałam tak bez ruchu kilka sekund, aż Mefisto wszedł do pokoju, podając mi butelkę z wodą i mówiąc:
— Byłem po wodę dla ciebie, dlatego tak długo mnie nie było.
Jak długo? To jakiś czas minął? Ile go nie było?! Nawet nie wiem, która jest godzina? Co się ze mną dzieje?
Wzięłam głęboki wdech i wydech, po czym odkręciłam zakrętkę od butelki i napiłam się zimnej orzeźwiającej wody, prosto z gwintu.
Tego właśnie było mi trzeba. Odrobiny wody i to zimnej. Odłożyłam wodę na drewnianą półkę obok mnie, po czym zapytałam Mefista:
— Tak w ogóle, Mefisto, która jest już godzina?
Kompletnie tego nie wiedziałam, a mój telefon się rozładował, więc nie miałam, jak tego sprawdzić. Mogłam go, chociaż podłączyć do ładowarki, tylko gdzie jest ładowarka? Powinna być w torebce. Muszę tam zobaczyć, a jak nie to pewnie w walizce.
— Za dwadzieścia minut czternasta — rzekł spokojny Mefisto?
O mało słysząc to, co zadławiłam się swoją własną śliną.
Że która?! Mieliśmy być tam na piętnastą! Przecież w godzinę tam nie dotrzemy! Musimy się spieszyć. Jak mamy tam dojechać w godzinę, a nawet mniej?!
Roztrzęsiona wzięłam szybką swoją bluzę i potrzebne mnie rzeczy na wyjazd. Czemu Mefisto jest taki spokojny?! Co jest?!
Poprawiłam na szybko swoje włosy i odparłam, patrząc na Mefista, który stał nadal na tym samym miejscu co przedtem:
— Czemu stoisz? Mefisto! Mamy tylko godzinę!
Z początku myślałam, że mnie nie usłyszał, bo nie reagował na to, co mu powiedziałam. Jednak po chwili obrócił się w moją stronę i patrząc mi prosto w oczy, oznajmił:
— Zdążymy, Laro. Nie ma po co się śpieszyć.
Jak to nie ma?! Chyba my się niezbyt rozumiemy. Tu ważą się nasze, jak i losy naszej jedynej rodziny! Mamy właśnie po co się śpieszyć. Nigdy nie wiadomo, co takiego Samiel będzie chciał zrobić.
— Idziemy teraz! — krzyknęłam zdenerwowana, a mój głos nie przypominał już miłego, tylko wściekły.
Tak byłam na niego wtedy zła, bo odnosiłam wrażenie, jakby go to wcale nie interesowało. Robił to tylko dlatego, że go o to poprosiłam i nic więcej. Czy on w ogóle chce to robić? Równie dobrze może tam nie iść, a ja załatwię to z Alexandrem. Skoro tak woli niech tak będzie!
— Lara proszę cię, uspokój się — oznajmił. Ja mam się uspokoić, nie on to najpierw zrobi. Niech przestanie w końcu być takim kutasem i weźmie się w garść.
— Czyż nie o to chodziło Samielowi, by nas skłócić? Chciał tego, byśmy znaleźli tę przeklętą kryjówkę, a potem zaczęli niepotrzebną kłótnię o jakieś głupie rzeczy, które nie są aż tak bardzo istotne. Dlatego Lara proszę cię, nie denerwuj się, bo łatwo możemy spierdolić nasz plan i nic z tego potem nie wyjdzie, a ktoś z nas może ucierpieć. Zastanów się, czy naprawdę tego chcesz? — dodał przerażająco.
Nie chcę... Tak bardzo tego nie chcę. Mefisto ma rację, Samielowi o to właśnie chodzi, a ja nawet tego nie przemyślałam. Jestem od kilku dni nerwowa, ale to nie znaczy, że mam się wyżywać na innych tym bardziej na Mefiście. Jest mi strasznie głupio. Tak bardzo tego żałuje. Znów mogłam wszystko tak prosto spierdolić. Jestem głupia i naiwna. W życiu popełniłam tyle błędów, ale nadal się nic z nich nie nauczyłam. Może mi się tak wydaje? Może faktycznie czegoś się nauczyłam? Tylko tego nie widzę?
— Mefisto... ja...cię przepraszam... — rzekłam, drżącym głosem.
Od zawsze miał rację, a ja nie. Czemu nigdy nie słucham nikogo? Przeszłość nade mną ciąży i nie chcę odejść. Dlatego muszę jakoś ją zaakceptować. Zaakceptować starą siebie i tamto życie.
Chciało mi się płakać, byłam już na skraju wyczerpania, a przed nami było jeszcze to. Nie miałam już tyle sił co wcześniej. Jakby coś mnie osłabiło. Może to przez te tabletki tak się czuję?
Nie czuję się za dobrze. Czemu? Czemu akurat, teraz kiedy mamy zrobić tę misję?! Nie... Nie mogę się tak łatwo temu poddać, muszę walczyć i dać z siebie dwieście procent. Jeśli mi się nie uda, to komu ma się udać? Nikt przecież mnie nie zastąpi.
Nagle poczułam się jeszcze gorzej, pojawiły się zawroty głowy. Wszystko tak dziwnie wirowało i było takie niewyraźne... Takie nieludzkie, a zarazem normalne. Ledwo mogłam ustać na własnych nogach, czułam, jak całe moje ciało się trzęsie. Nie chciałam go martwić. Tak bardzo nie chciałam, ale już nie mogłam, bo zawroty się nasiliły, a ja powoli zaczęłam upadać na ziemię.
— Mefist... — odparłam cicho, ale nie miałam pewności, czy mnie w ogóle usłyszał.
W ostatniej chwili Mefisto zdążył mnie złapać. Mówił coś do mnie, ale nie rozumiałam jego. Otaczający mnie świat stawał się taki niewyraźny i ciemny, a dźwięki nie dochodziły z moich uszu. Zupełnie, jakby ktoś dał mi nauszniki, a ja je założyła. Wszystko było takie niewyraźne i przytłumione, jedyne co słyszałam, było moje szybko bijące serce.
Gdzie ja jestem? Co się ze mną dzieje? Czemu nic nie widzę? Mefisto! Przed sobą widziałam nicość, zupełnie jakby ktoś zgasił światło i odciął mnie od świata, ponieważ nic nie słyszałam. Nawet szeptów. Nic. Byłam tak zupełnie sama i było mi tam źle. Mimo ciemności czułam się obserwowana przez kogoś albo lepiej coś. Zupełnie jakby to patrzyło się ciągle i nie odrywało ode mnie swojego wzroku. Rozejrzałam się po pustce, w której nikogo nie dostrzegłam. O świetle mogłam pomarzyć, bo nie widziałam żadnego. Długo siedziałam i zastanawiałam się, o co może chodzić. Czułam się tutaj tak dziwnie, a jednocześnie spokojnie. Nie było tam żadnych problemów, czy nawet ludzi. Było po prostu cicho.
Nieoczekiwanie usłyszałam znajomy mi głos, a raczej przerażający śmiech tej osoby. Po chwili widziałam go, stał obok mnie i patrzył się na mnie z pogardą i wyższością. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem ani co on tutaj robi? Nie miałam nawet szans na ucieczkę. Po chwili zaczął, niemalże zgniatać moje gardło, przez co nie mogłam oddychać, a co dopiero krzyczeć. Poczułam się zupełnie jak kiedyś. Wspomnienia narastały, a ja czułam, że już raczej Mefisto się nie zjawi. W końcu byliśmy tam tylko my dwoje i nikogo więcej. Nie walczyłam z nim, bo nie było sensu i tak bym nic tym nie zdziałała. Powoli traciłam kolejne siły, których już miałam mało. Nie wiedziałam co się ze mną właściwie działo. Wszystko było takie realne i .... i przerażające...
— Lara! Lara! — Usłyszałam znajomy głos, a raczej wołanie mnie tak jakby z góry.
Co się dzieje?... Czemu ktoś mnie woła stamtąd?
Poznaję ten głos, ale nie wiem, do kogo on należy. Wydaje się taki męski i basowy. Taki ciepły i troskliwy... Czyżby był to Mefisto?! Mefisto! To na pewno do niego należy ten głos. Tylko gdzie jego właściciel? Nic nie widzę, a nadal jestem duszona przez tego szaleńca. Lara skup się, chociaż raz daj z siebie wszystko.
Jakoś zdołałam się wydostać, po czym zbytnio nie wiedząc, co zrobić zaczęłam biec i wołać Mefista. Czułam się jak w labiryncie. Wszystko było takie samo, a końca nie było widać. Nie wiem, czy ten demon nadal mnie gonił, ale czułam na sobie jego ciężkie spojrzenie. To jak mnie obserwował – paraliżowało. Nie dało mi się skupić, a tym bardziej panikowałam. Nie mogłam znaleźć wyjścia. Nie mogłam tam nic. Ponadto nie czułam swojego ciała, zupełnie, jakbym się od niego odłączyła i stała się bezwładną duszą, która krążyła po nicości. Głos Mefista słabnął, a ja słyszałam go coraz ciszej. Łzy płynęły mi po policzkach, a ja nie mogłam stąd wyjść. Czułam się sama i odrzucona... Czy tak będzie wyglądać śmierć? A może ja już umarłam i jestem w piekle? To by wyjaśniało te wszystkie rzeczy. Nie ja nie mogłam tak umrzeć. Nie. Nie. Nie! To nie mogło się stać!! Po prostu nie mógł...
Może uda mi się jakoś stąd wydostać? Nie wszystko jest jeszcze stracone. Słyszałam Mefista, a to musi być jakiś znak, prawda? Muszę po prostu uwierzyć i przełamać swój lęk, wtedy jakoś się wydostanę... Skąd wiem co robić? Co się ze mną takiego stało? Dowiem się tego później, na razie muszę tam wrócić i go pokonać. Muszę pokonać go, by przezwyciężyć strach. Skoro to jest Piekło albo sen to mogę robić z tym wszystkim, co chcę. Oby to był sen. Jeśli tak jest, to bez większego problemu go pokonam, wystarczy, że zacznę siebie i to kontrolować. To tylko ja. Nie ma się czego bać.
Gdybym jakoś mogła sobie wyobrazić dokładne miejsce, gdzie jest jasno, ale także spokojnie i jest tam broń.
Plaża, ocean, sala walk w domu... To jedyne rzeczy, które przychodzą mi w tej chwili do głowy. Może i nie jest to idealna opcja, ale to też coś.
Spokojnie Lara, po prostu to sobie wyobraź i wszystko wróci do normy, jak go pokonam w swoim terytorium. Usiadłam, po czym wsłuchując się w ciszę, wyobraziłam sobie plażę w naszej dzielnicy Vancouver, w której mieszkamy i salę walk obok tego. Dalej. Dalej... Dam radę...
Chwilę później poczułam przyjemny wietrzyk i dźwięk odbijających się o skały fal. Wszystko było takie żywe i nieprzypominające tego, co wcześniej słyszałam i czułam. Powoli otworzyłam oczy, by móc to zobaczyć. Siedziałam na plaży, przede mną rozciągało się głęboki Ocean. Po prawej znajdywały się bronie, które o dziwo były zawieszone na ścianie, która jakoś stała bez fundamentów ani betonowej podpory. Wyglądało to dość spektakularnie, zważywszy, że na świecie takie coś jest nierealne.
Czyli jednak jestem w swoim śnie. Moja intuicja się jednak nie myliła. Jestem tutaj silniejsza niż Samiel. Jestem w stanie to zrobić. Co, jeśli to prawdziwy on, a nie mogę wyobrażenie? Wtedy najpewniej zabije go tutaj... Misja!!! Zemdlałam i potem już nic nie pamiętam. Co z Kelly i Alexandrem?! Muszę do nich szybko wracać. Nie zostawię ich samych na pastwę losu.
— Tutaj jesteś. — Nagle usłyszałam głos Samiela. Na co momentalnie wzdrygnęłam i się przeraziłam.
Szybko wstałam i chwyciłam nóż, by jakoś móc się przed nim bronić. Wygram, jeśli pokonam go moim snem, a nie tym, co w nim jest. Jakoś muszę się obudzić. Tylko jak to mam niby zrobić? Jestem naprawdę beznadziejna i do niczego.
— Teraz będę mógł w końcu dokończyć, to co zacząłem. Już mi się nie wymkniesz, nędzna ludzka kobieto — dodał hardo, zaciskając swoje dłonie w pięści.
Co teraz? Muszę jakoś walczyć, choć to będzie zapewne trudne i trochę nie do osiągnięcia.
Ustawiałam się w pozycji bojowej, ale też takiej, aby obronić się przed atakami tego świra. Musiałam zaryzykować i atakować. Samą obroną nie dam rady. Jeśli zginę tutaj, to chociaż próbowałam podjąć ryzyko i nic nie będę już żałować.
Samiel bez większych rozmów przystąpił do działania, niemalże rzucił się na mnie, kiedy ja szybko odskoczyłam, by nie zostać przez jego trafiona. Jego dłonie były takie silne. Widziałam, z jaką siłą to zrobił, zapewne jakbym się nie odsunęła, byłoby już po mnie. Jego oczy były przepełnione chęcią zemsty i ... gniewem? Co ja mu takiego zrobiłam? Przecież to on wszystko zaczął, nie ja ani nie Mefisto. Mimo to chcę nas zabić. Nie znam dokładnego powodu jego zachowania, ale wiem jedno, poniekąd go rozumiem i wiem, co musi czuć. Samotność i zdrada nie jest czymś dobrym ani przyjemnym. Jest po prostu zła, ale co zło może wiedzieć o źle. Odpowiedź nic. Niby to, to samo, ale jednak nie.
Może wcale nie musimy walczyć, załatwimy to pokojowo? O ile on będzie tego w ogóle chciał? Nie dowiem się tego, póki nie spróbuje.
Odrzuciłam nóż gdzieś na bok, po czym krzyknęłam w stronę Samiela, na co zatrzymał swój atak:
— Czy ta zemsta jest warta czegokolwiek?! Złagodzi twój ból, ale na krótko! Czy naprawdę chcesz w to dalej brnąć?! Jak dla mnie to kompletnie nie ma sensu, Samielu?! Proszę, możesz mnie zabić, ale pomyśl, czy da ci to czego, byś tak naprawdę chciał?! Po co ci ta zemsta na nas?! Rozumiem, Mefisto zrobił ci coś, co cię na pewno nie ucieszyło, a ja ośmieszyłam cię, ale żałuję tego!? Bo doskonale cię rozumiem!
Samiel przez chwilę stał, nic nie mówiąc. Chwilę później usłyszałam głośny doniosły śmiech, który obijał się w moich bębenkach. Czy on się ze mną śmiał? Czemu demony są tak trudne do zrozumienia? Chcę mu tylko pomóc, ale najwidoczniej on nie chcę tej pomocy, tylko bierze to za żart.
— Problem w tym, Laro, że ty nic nie rozumiesz! Nie wiesz, jak to jest w Piekle! Nie wiesz nic! Bo jesteś tylko człowiekiem, który zgodził się na cyrograf z demonem! I to jeszcze jakim kłamliwym. Ja naprawdę nie wierzę, że ty go kochasz i związałaś się z nim do końca swoich dni. Co może jeszcze planujesz mieć z nim dzieci?! — parsknął złowrogo.
— Planuję... — odparłam natychmiastowo.
Nie ma co go oszukiwać. Poza tym dowiedział, by się o tym. Słyszę, jak to brzmi. Ludzka kobieta chce mieć dzieci z dorosłym już demonem.
Śmiech Samiela po mojej odpowiedzi stał się jeszcze głośniejszy. On się z tego śmiał. W sumie się nie dziwię, w końcu to głupie co zrobiłam ze swoim życiem i chcę zrobić, ale marzę, by tak żyć. Dziwnym i pełnym wrażeń życiem niż spokojnym, ale mało przygodowym. Gdyby ktoś kazał mi wybrać, czy mam ożenić się z człowiekiem, czy demonem, powiedziała, bym bez zawahania, że z demonem. Dość dużo mężczyzn nie demonów, myśli tylko o seksie i bogactwie. Czasem ta zachłanność prowadzi do niepotrzebnych nerwów, a potem wyżywaniu się na swojej biednej rodzinie, która nie może nic już z tym zrobić. Kto mi wtedy, by niby pomógł?! Nic, bo ludzi nie interesują inni! Widzą tylko siebie!
— Jesteś naprawdę głupia. W końcu zawsze byłaś. Jakiej niby ja odpowiedzi oczekiwałem, przecież wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem od zawsze, że Mefisto jest jednak naiwny i dziwny, ale żeby aż tak. Ha, ha... — odparł, ale mu przerwałam.
— To, czemu chcesz przeszkodzić mu w tej dziwności i naiwności, czy czasem to nie będzie opłacalne dla ciebie? — zapytałam przekonywająco i prowokująco.
Niech Samiel myśli o mnie co chcę, ale nie przejmuję się jego obelgami, które lecą w moją stronę, bo doskonale wiem, że ma trochę racji. W końcu taka już jestem i mnie nie zmieni. Choćby nawet torturowaniem i męczarniami.
— Ależ jest. Bez niego w Piekle i tej całej zgrai i jest o wiele lepiej! — rzekł uradowany.
— To w czym problem? Ty masz swoje życie w Piekle, a my swoje na Ziemi. Czemu chcesz nas zniszczyć, skoro już się nas pozbyłeś? — powiedziałam prosto z mostu.
Nie obwijałam w bawełnę. Chciałam być szczera z samym Szatanem. Nie chcę kolejnych zemst z jego strony za kłamstwa i inne przewinienia.
Samiel zastanawiał się przez chwilę nad tym, jak ma odpowiedzieć, po czym westchnął i odparł łagodnym tonem głosu:
— Sam nie wiem. Chciałam zemsty, ale czy czasem już się nie zemściłem. Może dlatego, że ciągle mi się nie udawało tego ziścić? Jak się nad tym zastanowić nie ma to najmniejszego sensu!
Czyżby zrozumiał?
— Wiesz co, Laro. Jednak jest w tobie coś wyjątkowego, co sprawia, że umiesz przekonać nawet samego diabła, jeśli będzie trzeba. Mimo że była to zwykła rozmowa. Nie powinienem już się mieszać w wasze sprawy, jednak zapamiętaj sobie jedno, ja wrócę i będę chciał wtedy czegoś zupełnie innego, niezwiązanego z wami. Jak na razie muszę się z tobą pożegnać. Może dobrze, że to zrobiłem i tutaj przyszedłem — dodał, oglądając się wokół siebie, po czym już go nie było. Zniknął a wraz z nim ciemność, ocean, sala walk.
Czyżbym się budziła? Zaraz, czy Samiel, w końcu zrozumiał?!
"Jednak zapamiętaj sobie jedno, ja wrócę i będę chciał wtedy czegoś zupełnie innego, niezwiązanego z wami".
O co mu mogło wtedy chodzić? Kiedyś na pewno go jeszcze spotkamy i to może niedługo, ale jak na razie trzeba wykonać misję, która jest już łatwiejsza. Jedno ogniwo zrozumiało... I to najgorsze...
***
Otworzyłam swoje ociężałe powieki, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, był biały sufit i ciepłe rażące światło od żarówek. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje, ale dość szybko przypomniałam sobie, że zasłabłam i chyba zemdlałam, a potem pojawił się ten sen, którym był Samiel. Nie wiem, czy to, co widziałam, było tylko moim wyobrażeniem, czy może jednak Samiel ze mną rozmawiał. Cóż dowiem się tego na... MISJA! Zapomniałam, musimy szybko się tam dostać.
Gwałtownie wstałam, ale szybko położyłam się z powrotem, bo zawroty były piekielne, krzyknęłam z bólu, bo już nie mogłam tego znieść. To tak bolało. Po chwili poczułam na swoim ciele coś, co jest do mnie przypięte. Podniosłam delikatnie rękę, na której zauważyłam wenflon wbity w moją żyłę na nadgarstku. Kto to zrobił? Jedyny, który się na tym zna, jest Harry albo Leo. Muszą tutaj być. Gdzie są wszyscy? Czas tutaj tak mi się nieubłaganie dłuży. Zupełnie jakby pojęcie czas nie istniało.
Po jakimś czasie usłyszałam otwieranie drzwi i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby te drzwi nie otworzyły się z hukiem. Jakby ktoś mocno nimi szarpnął i był dość zdenerwowany. Lekko przechyliłam głowę na bok, oczekując tej osoby. Obraz nie rozmazywał mi się już tak bardzo, ale nadal miałam wrażenie, jakby ziemia sama z siebie ożyła i ruszała się w różnych kierunkach. Przez to nie mogłam kompletnie wstać, jedyne co mogłam to poruszyć swoimi kończynami na boki.
Zobaczyłam znajomą mi wysportowaną sylwetkę, by to Mefisto. Jak dobrze było go widzieć. Wyglądał na bardzo spiętego, co mnie trochę przeraziło. To moja wina... To wszystko przeze mnie. To ja wzięłam ponad całą paczkę tych tabletek i to wszystko przez moje nerwy.
Mefisto nic nie mówiąc, usiadł obok mnie, po czym złapał moja dłoń i ją delikatnie dotykając, powiedział z wyrzutami sumienia:
— Lara, nie waż się robić tego nigdy więcej.
— Czego? — zapytałam, choć dobrze znałam odpowiedź na to pytanie.
— Prawie przedawkowałaś przez to wszystko leki, ale jakoś Harry zdążył cię uratować. Gdybym był ostrożniejszy na pewno, by nigdy do tego nie doszło. Nie zrobię tego samego błędu — odpowiedział poważnie.
Nie. Nie. Nie. To nie jest wina, tylko moja. To ja nie pomyślałam i brałam jak narkomanka.
— To nie twoja wina, to ja mogłam uważać i tak tego nie brać. Nie wiedziałam, że są aż takie mocne — oznajmiłam, mrużąc oczy, bo zawroty mi przeszkadzały.
Nie chcę, by talk myślał. Wiem, że się o mnie troszczy, ale niech nie zwala całej winy na siebie. Czuję się przez to winna i jak skazany za morderstwo, którego broni prawnik, który o niczym nie ma pojęcia i przestawia informacje, które są poniekąd fałszywe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro