Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Frank wprowadził się znowu do rodziców. Nie wierzył w to co się stało.

A stało się to, czego najbardziej się bał - stracił rodzinę. Kobieta miała już go dosyć, powiedziała mu, że widzi, że jej nie kocha, że zniszczył ich rodzinę.

Był piątek wieczór, Frank poszedł do sklepu monopolowego i kupił kilka piw, które od razu wypił.
Nie był pijany, ale nie wiedząc dlaczego, jego nogi pokierowały go w stronę domu Way'ów.
Zapukał w dębowe drzwi i czekał. Dłużyło mu się strasznie, ale w końcu otworzył mu Gerard. Był w piżamie, z włosami rozwalonymi na wszystkie strony i wyglądał jakby dopiero się obudził.

--Frank? Nie ma Mikey'ego. --Powiedział po chwili.

--Właściwie, to przyszedłem do ciebie. --Wymamrotał. Miał straszną ochotę go pocałować.
Gerard wyglądał na zdziwionego, ale nic nie odpowiedział.
--Wiesz, ja chyba... Ja chyba dalej cię kocham...

--Oh, Frank... Ja-

I wtedy brunet złączył ich usta w początkowo niepewnym pocałunkiem, ale gdy Gerard go nie odrzucił, a wręcz przeciwnie - oddał pieszczotę, to pogłębił pocałunek i wepchnął ich do środka mieszkania, przyciskając czerwonowłosego do ściany.

Gerard kopnął drzwi, które zamknęły się z hukiem i poszli w stronę pokoju starszego, po drodze zdejmując z siebie ubrania. To było coś na co oboje od dawna czekali i chociaż wiedzieli, że jest to złe, to nie przerywali tego.

Frank siedział na Gerardzie okrakiem i obdarowywał skórę na jego szyi pocałunkami, co jakiś czas ją przygryzając. Przestał dopiero, gdy poczuł jego dłonie na rozporku swoich spodni. Wyprostował się i spojrzał na niego, wahając się.

--Frank, jeżeli tego nie chcesz, to powiedz.

Zero odpowiedzi.

Way przekręcił ich tak, że teraz to on górował, a brunet oddał się jego dotykowi.

Wszystko działo się powoli, tak jak za ich pierwszym razem. Nie spieszyli się, nie wymagali od siebie nic. Po prostu się kochali.

Następnego dnia Gerard obudził się pierwszy, dalej nie mogąc uwierzyć, w to co się stało.
Leżał obejmując ramieniem bruneta, kiedy usłyszał trzask drzwi frontowych. Zerwał się z łóżka i założył na siebie bieliznę i kiedy chciał już wychodzić z pokoju, to jego brat do niego wszedł.

--Gerard, rozumiem, że... Czekaj, co Frank tu robi... Z tobą w łóżku?

--Oh, ja...

--Co? --Odezwał się Frank. Wszyscy spojrzeli się na niego, a on zrozumiał jak to wygląda i przypomniał sobie co działo się poprzedniej nocy. --Cholera...

Okrył kołdrą biodra i wstał szukając bielizny. Gerard i Mikey wyszli z pokoju i poszli do kuchni, zrobić kawę. Między nimi wisiała niezręczna cisza, którą obaj bali się przerwać. Mikey nie wiedział z której strony ugryźć temat, a Gerard nie wiedział jak dużo Mikey wie i nie chciał się przypadkiem "wygadać".

--Więc... --Zaczął młodszy. --Co robi tu Frank?

--No wiesz, przyszedł wieczorem i... Tak jakoś wyszło...

--Że się przespaliście?

--Tak... Znaczy! Nie, czekaj! Nie, nie...

--Gerard. --Do pomieszczenia wszedł Frank. --Możemy pogadać?

Czerwonowłosy kiwnął głową i poszli do pokoju. Stali i patrzyli przez chwile sobie w oczy, nie wiedząc jak rozpocząć temat. W końcu po chwili brunet odchrząknął i powiedział cicho:

--Wiesz... Zapomnijmy o tym. --Gerard czuł jakby zatrzymało mu się serce.

--C-co? Dlaczego?

--To nie powinno mieć miejsca. Byłem pijany i... I no. --Frank ubrał kurtkę i poszedł w stronę wyjścia.

--Proszę, Frank, nie rób mi tego...

--Ty już raz odszedłeś, więc teraz odchodzę ja. Przepraszam, Gerard.

I wyszedł.


***

Ta książka zmienia się w shit

[Slow:555]
21.01.2020

Edit. C R I N G E

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro