Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Frank wracał z pracy i przystanął obok kawiarni młodszego Way'a. Dawno go nie widział, ale w końcu nie miał z nim żadnej spiny, a teraz jedyne czego potrzebował, to mocna kawa, więc nie myśląc długo, wszedł do środka. Poluzował krawat i z uśmiechem podszedł do lady.

--Dzień dobry, co poda... Frank? --Mikey wyglądał na bardzo zaskoczonego, ale też szczęśliwego.

--Cześć, czarną kawę, na wynos.--Mruknął i dał kilka dolarów. --Co tam słychać u ciebie?

--Powiem szczerze, że dobrze. A u ciebie?

---Też. Ułożyłem jakoś życie... Zresztą, pewnie słyszałeś.

--Tak, ale chciałbym usłyszeć to też od ciebie, jak od dobrego starego kumpla. --Napój się robił, a chłopcy rozmawiali.

--Dobra, ja się będę już zbierać. Cześć. --Frank się uśmiechnął i wyszedł.
Nie miał pojęcia, że Gerard go widział. Nie miał pojęcia, że chciał do niego podejść i go przytulić.
Nie miał pojęcia, że Gerard uronił kilka łez, widząc go.

Dorósł i to bardzo. Jego rysy twarzy się zaostrzyły, pojawił się na niej delikatny zarost, skrócił włosy i wyjął kolczyki - te z uszu, jak i z nosa i wargi. A poza tym schudł. Bardzo schudł, ubrania wręcz na nim wisiały.
Czerwonowłosy wziął się z powrotem za wycieranie stołów, udając, że sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca.

Tymczasem Frank szedł powolnym krokiem przez ulicę Belleville, pijąc kawę i paląc papierosa. Nie wiedział dlaczego, ale bardzo chciał zapytać Mikey'a o Gerarda. Wiedział, że powinien dać sobie z tym wszystkim spokój, zapomnieć o przeszłości (no przynajmniej tej związanej ze starszym z Way'ów) i ruszyć na przód.

Za to Gerard po skończonej pracy, zamiast do domu, to poszedł do parku. Chciał przemyśleć wszystko. Może powinien zagadać do Franka? Może on go nie nienawidzi? Chciałby być chociaż jego przyjacielem. Wiedział, że nie miał co liczyć na związek, ale... Ale chciał spróbować.

Czerwonowłosy odpalił papierosa i obserwował przechodzących ludzi. Jakie ogromne było jego zdziwienie, gdy zobaczył Franka. Naprawdę to miasto jest takie małe, że musi wszędzie go widzieć?
Wsunął na nos okulary i spuścił głowę, tak, że włosy zasłaniały jego twarz. Wiedział, że go nie pozna, w końcu też zmienił się przez te kilka lat.
Brunet przeszedł obok niego szybkim krokiem nie zwracając na niego większej uwagi, a Way obejrzał się za nim.

Frank czuł się obserwowany, ale nie dbał o to w tamtej chwili. Spieszył się.

Minęło kilka tygodni. Gerard starał się unikać Franka, co było coraz trudniejsze, bo ten coraz częściej był u jego brata.

Dzisiaj akurat miał zmianę po południu, były tłumy i wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że był sam. Dosłownie, osoba, z którą dzisiaj pracował, się nie zjawiła.
Na szczęście jednak przyszedł Mikey i Gerard trochę odetchnął. Podchodził do kolejnego stolika, kiedy ktoś go złapał za fartuch.

--Mógłby mnie ktoś wreszcie obsłużyć? --Gerard zamarł. Znał ten głos. Może go nie pozna?

--Przepraszam, co podać? --Mruknął, Frank złożył zamówienie. Nie patrzyli się na siebie, tamten był zajęty przeglądaniem twittera.

Czerwonowłosy przyniósł zamówienie Franka, a ten uraczył go spojrzeniem i zamarł. Tej twarzy nigdy nie zapomni, choćby nie wiadomo co się z nią stało.

--Gerard... Coś ty zrobił z włosami? --To było jego pierwsze pytanie.

--Frank... Może później, co?

--Później? Kurwa mać, nie było cię prawie sześć lat.

--Jestem w pracy.

Odszedł od niego, a Frank wyżył swoją złość na twitterze.

Wiedział, że kiedyś go spotka, ale nie przypuszczał, że tak szybko.

Gdy w końcu Gerard był wolny, to podszedł do stolika Iero i usiadł na przeciwko niego. Patrzył na swoje dłonie na stoliku, a brunet patrzył wyczekująco na niego.

--Więc? Od kiedy jesteś w mieście? --Zaczął.

--Ponad miesiąca. --Mruknął cicho. Nie tak wyobrażał sobie ich pierwszą konwersacje.

--Aha super. Super, że dopiero teraz się o tym dowiaduje.

--Co u ciebie słychać, Frank?

--Co u mnie słychać? Wiesz, zajebiście, mam żonę, niedługo trzecie dziecko, jestem szczęśliwy. Szczęśliwy, bo nie było ciebie. --Jego usta wygięły się w łuk, kiedy Gerard na niego spojrzał. Ich spojrzenia się skrzyżowały, a starszy poczuł dziwny ścisk w żołądku. Wiedział co to oznacza, nie może czuć do niego nic. Nie może go kochać.

--Frank, przepraszam.... Wiem, że zjebałem, ale-

--Oh tak, zjebałeś. Po całości. Cholera, Gerard, obiecałeś mi coś! --Powiedział głośniej i uderzył ręką w stół.

--Przep-

--Przestań! Przez ciebie się stoczyłem! Chcesz wiedzieć co się u mnie działo? Powiem ci. Byłem uzależniony, kurwa prawie umarłem! To wszystko twoja wina, żałuje, że cię kiedykolwiek spotkałem! --Teraz już krzyczał, po czym po prostu wstał i wyszedł.

Frank ma rację - pomyślał.
Przecież to przez niego wszystko się stało. Gdyby tylko skończył z tymi cholernymi dragami... Mógłby teraz siedzieć obok Franka, trzymać go za rękę i całować.

Poczuł jak oczy go pieką i zamrugał szybko, aby powstrzymać łzy, ale nic to nie dało. Wstał i wyszedł.


***
Więc, no
Nie tak to miało wyglądać xD

[Słów: 783]

14.01.2020

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro