Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Ich dzieci były jeszcze w przedszkolu, więc Frank wraz z Jamią, mogli zrobić sobie romantyczny obiad. Ugotowali coś razem, obejrzeli film, przytulali się do siebie i ogólnie spędzili miło czas.

Tymczasem Mikey był w swojej kawiarni, w której jak zawsze był tłum. Właśnie podawał kawę miłej blondynce, kiedy to do pomieszczenia wszedł wysoki (ale nie wyższy od Mikey'a) czerwonowłosy chłopak, z ciemnymi okularami na nosie, skórzanej kurtce, czarnej koszulce, tego samego koloru spodniach i butach wojskowych. Podszedł do blondyna i zdjął okulary, a Mikey poczuł jak staje mu serce.

--Gerard? Co ty tu robisz?

--Dzień dobry, poproszę karmelową latte i może kawałek szarlotki. --Powiedział nie zwracając uwagi na słowa brata.

--Na miejscu, czy na wynos? --Mikey uśmiechnął się sarkastycznie.

--Na miejscu. --Zapłacił odpowiednią sumę, po czym skierował się do wolnego stolika.
Gdy Mikey podszedł z gotowym zamówieniem Gerarda, do jego stolika, to usiadł na przeciwko niego i wpatrywał się w niego intensywnie.

--A więc? Co tu robisz? --Ponowił pytanie.

--Powracam. Niedawno wyszedłem z więzienia.

--Masz gdzie się zatrzymać? --Mimo iż był zły, to nie mógł zostawić własnego, jedynego brata na lodzie.

--Pójdę do matki, a jak mnie nie przyjmie, no to coś się wymyśli. --Upił łyk kawy i pochwalił ją.

--Możesz się u mnie zatrzymać. Z pracą też nie będzie problemu, mogę cię zatrudnić.

Gerard uśmiechnął się delikatnie i podziękował.

--Jesteś moim bratem, nie mogę cię zostawić. Jesteś mi najbliższy, zawsze mi pomagałeś. --Dodał.

--Dzięki, Mikey. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.

--Nie masz za co.

--Wiesz może co u Franka? --Zapytał Gerard, a Mikey się chwilowo zawiesił. Powinien mu powiedzieć?

--Wiesz... Frank ma się dobrze. Nie widziałem go dawno.

--Wiesz gdzie mieszka?

--Tak wiem, ale Gerard... Nie wiem czy to dobry pomysł, abyś się z nim spotykał...

--Co, dlaczego?

--Ułożył sobie nowe życie...

--Ah, rozumiem. --Zrobiło mu się przykro, ale rozumiał to. Przecież sam kazał mu zacząć żyć na nowo, prawda?

*

--Tato! Tato! --Cherry podbiegła do ojca i się do niego przytuliła.

--Hej, miśka, jak tam? --Frank wziął ją na ręce, a dziewczynka pokazała mu rysunek, który narysowała. --Oo, jakie śliczne.

--Powiesimy to gdzieś?

--Oczywiście! Na strychu gdzieś powinniśmy mieć tablice korkową, pójdę jej poszukać, dobrze? -- Dziewczynka pokiwała głową, a brunet poszedł na poddasze. Szperał w różnych kartonach, kątach, półkach, ale nie mógł znaleźć tego co potrzebował.
Gdy chciał zejść na dół, to jego wzrok przykuł jeden większy karton. Nie pamiętał o nim, nie miał pojęcia co w nim jest, więc postanowił go otworzyć.
Były tam różne książki, komiksy, nawet rysunki, ale... Ale to nie były jego rysunki.
Doskonale poznał ten styl.

--Gerard... --Szepnął.

Miał o nim zapomnieć, wymazać z pamięci, cokolwiek! Przez tego człowieka stoczył się na dno, a teraz...? A teraz go wspomina.

Szperał dalej w kartonie i wziął do ręki jedną z książek. Była inna, miała fioletową okładkę, bez żadnego napisu. Otworzył ją i na pierwszej stronie był jego rękopis;

"Mam nadzieję, że ci się spodoba. Wiem, że to nic szczególnego, ale chce aby przypominała ci o mnie, o naszej miłości. Historia osób w tej opowieści jest bardzo podobna do naszej, wiesz?

Kocham cię.
Frank"

Po jego policzkach mimowolnie poleciały łzy. Pamiętał jak ją kupował. W środku było jeszcze coś, a mianowicie zdjęcie, ale nie byle jakie. Był na nim Gerard i Frank siedzący mu na kolanach.
Pamiętał jak Ray im je zrobił.

Schował je do kieszeni, a resztę spowrotem spakował do pudełka i odłożył, na kttórąś z półek. Gdy wreszcie się trochę ogarnął, to zszedł na dół.


***

[Słów: 576]

12.01.2020

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro