Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Grudzień zbliżał się sporymi krokami, a z tym święta. Pełno osób już tym żyło, w radiu świąteczne piosenki, na witrynach sklepowych najróżniejsze ozdoby.
Aż się rzygać chciało.

Nasze życie też jakoś się toczyło, pieniędzy nie brakowało, mieszkanie było, a ja nauczyłem się swojej pracy. Nie byłem z niej dumny, ale jakoś przeżyć trzeba. Frank też znalazł pracę, przez co jeszcze mniej czasu spędzaliśmy razem i tak jakoś się od siebie odsunęliśmy. Zazwyczaj wracał późno, kiedy ja już spałem i tylko rano mieliśmy trochę czasu razem. Czasami czekałem na niego do późnej nocy, ale zazwyczaj zasypiałem z wymęczenia. Może tak już powinno po prostu być?

Aktualnie Franka nie było w domu, a Andy tłumaczył mi co się znajduje w paczce, którą mam dostarczyć, miejsce spotkania i ile pieniędzy z tego będzie. To była o wiele większa paczka i droższa.
Wziąłem ją w ręce i położyłem w swoim pokoju na łóżku, obok plecaka, po czym poszedłem do toalety. Chyba czułem się zbyt pewnie i zbyt bardzo wykorzystywałem nieobecność Franka, że pozwalałem sobie na takie rzeczy, bo nawet nie pomyślałbym, że brunet wróci wcześniej do domu.

A wrócił i akurat zobaczył to czego nie powinien.

--Frank? Nie powinieneś być w pracy? --Zapytałem ze strachem, mając nadzieję, że chłopak nie domyśli się zawartości pakunku.

Jaki ja byłem głupi, przecież czytał jej skład, który niestety zawsze musiał być doczepiony.

--G-Gerard? Co to jest? -- Spojrzał na mnie przerażony.

--To...

--Bierzesz to? Czy handlujesz? --Zapytał, a ja spuściłem głowę. --Odpowiedz mi do cholery! --Uniósł głos.

--Muszę jakoś zarabiać, Frank. Andy pozwolił nam tu mieszkać dzięki temu, że dostaraczam dragi.

--Kurwa, Gerard...

Było mi wstyd. Jak mogłem dopuścić, aby to zobaczył? Podszedłem do niego i zabrałem mu paczke, którą schowałem do plecaka i wyszedłem z domu. Frank coś krzyczał, ale po prostu uciekłem. Pogadam z nim jak wrócę, ale do tej pory muszę ułożyć wszystkie myśli.

Po dziesięciu minutach drogi byłem na miejscu, gdzie klient już czekał. Dałem mu paczke, on mi pieniądze i ruszyłem w drogę powrotną. W tą stronę już mi się tak nie spieszyło, tak jak wcześniej. Co jeżeli Frank będzie kazał mi z tym skończyć, co gorsza jeśli nie będzie chciał mnie już znać?
Wszedłem do sklepu i kupiłem paczke papierosów i jakiś tani alkohol, byle nie piwo.
Po jakiś dwudziestu minutach byłem w domu. Nacisnąłem klamkę, a drzwi ustąpiły, co oznaczało, że ktoś musiał być w domu.

--Gerard, wytłumaczysz mi to? --Frank stał na końcu korytarza.

--Przepraszam, Frank.

--Nie przepraszaj, po prostu wytłumacz. --Poprosił, a ja to zrobiłem.

*****

--Obiecaj tylko, że nie wpakujesz się w większe kłopoty... --Powiedział po dłuższej chwili milczenia.

--Nie mam nawet takiego zamiaru, ale... --zrobiłem przerwę, aby napić się trochę kawy. --Ale obiecaj, że jeżeli złapią mnie gliny, lub co gorsza coś mi się stanie, to wrócisz do rodzinnego domu.

--Co? Gerard, czyś ty oszalał? Ojciec mnie zabije!

-To mu powiedz coś, przez co nie będzie chciał cię "zabijać". Postaw mnie w jak najgorszym świetle, powiedz, że zmusiłem cię do tego, cokolwiek kurwa. --Złapałem go za rękę. --Chce abyś był bezpieczny, a tutaj nie będziesz, nie gdy będziesz sam.

--Gerard...

--Frank, proszę. --Przerwałem mu.

--Okej, ale mam nadzieję, że nigdy nie będzie takiej konieczności. --Ścisnął mocniej moją dłoń.

--Nie mam zamiaru cię zostawiać.


***
Gówno

[Słów: 539]

9.12.2019

Muszę przystopować z wstawaniem rozdziałów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro