8
◻
Grudzień zbliżał się sporymi krokami, a z tym święta. Pełno osób już tym żyło, w radiu świąteczne piosenki, na witrynach sklepowych najróżniejsze ozdoby.
Aż się rzygać chciało.
Nasze życie też jakoś się toczyło, pieniędzy nie brakowało, mieszkanie było, a ja nauczyłem się swojej pracy. Nie byłem z niej dumny, ale jakoś przeżyć trzeba. Frank też znalazł pracę, przez co jeszcze mniej czasu spędzaliśmy razem i tak jakoś się od siebie odsunęliśmy. Zazwyczaj wracał późno, kiedy ja już spałem i tylko rano mieliśmy trochę czasu razem. Czasami czekałem na niego do późnej nocy, ale zazwyczaj zasypiałem z wymęczenia. Może tak już powinno po prostu być?
Aktualnie Franka nie było w domu, a Andy tłumaczył mi co się znajduje w paczce, którą mam dostarczyć, miejsce spotkania i ile pieniędzy z tego będzie. To była o wiele większa paczka i droższa.
Wziąłem ją w ręce i położyłem w swoim pokoju na łóżku, obok plecaka, po czym poszedłem do toalety. Chyba czułem się zbyt pewnie i zbyt bardzo wykorzystywałem nieobecność Franka, że pozwalałem sobie na takie rzeczy, bo nawet nie pomyślałbym, że brunet wróci wcześniej do domu.
A wrócił i akurat zobaczył to czego nie powinien.
--Frank? Nie powinieneś być w pracy? --Zapytałem ze strachem, mając nadzieję, że chłopak nie domyśli się zawartości pakunku.
Jaki ja byłem głupi, przecież czytał jej skład, który niestety zawsze musiał być doczepiony.
--G-Gerard? Co to jest? -- Spojrzał na mnie przerażony.
--To...
--Bierzesz to? Czy handlujesz? --Zapytał, a ja spuściłem głowę. --Odpowiedz mi do cholery! --Uniósł głos.
--Muszę jakoś zarabiać, Frank. Andy pozwolił nam tu mieszkać dzięki temu, że dostaraczam dragi.
--Kurwa, Gerard...
Było mi wstyd. Jak mogłem dopuścić, aby to zobaczył? Podszedłem do niego i zabrałem mu paczke, którą schowałem do plecaka i wyszedłem z domu. Frank coś krzyczał, ale po prostu uciekłem. Pogadam z nim jak wrócę, ale do tej pory muszę ułożyć wszystkie myśli.
Po dziesięciu minutach drogi byłem na miejscu, gdzie klient już czekał. Dałem mu paczke, on mi pieniądze i ruszyłem w drogę powrotną. W tą stronę już mi się tak nie spieszyło, tak jak wcześniej. Co jeżeli Frank będzie kazał mi z tym skończyć, co gorsza jeśli nie będzie chciał mnie już znać?
Wszedłem do sklepu i kupiłem paczke papierosów i jakiś tani alkohol, byle nie piwo.
Po jakiś dwudziestu minutach byłem w domu. Nacisnąłem klamkę, a drzwi ustąpiły, co oznaczało, że ktoś musiał być w domu.
--Gerard, wytłumaczysz mi to? --Frank stał na końcu korytarza.
--Przepraszam, Frank.
--Nie przepraszaj, po prostu wytłumacz. --Poprosił, a ja to zrobiłem.
*****
--Obiecaj tylko, że nie wpakujesz się w większe kłopoty... --Powiedział po dłuższej chwili milczenia.
--Nie mam nawet takiego zamiaru, ale... --zrobiłem przerwę, aby napić się trochę kawy. --Ale obiecaj, że jeżeli złapią mnie gliny, lub co gorsza coś mi się stanie, to wrócisz do rodzinnego domu.
--Co? Gerard, czyś ty oszalał? Ojciec mnie zabije!
-To mu powiedz coś, przez co nie będzie chciał cię "zabijać". Postaw mnie w jak najgorszym świetle, powiedz, że zmusiłem cię do tego, cokolwiek kurwa. --Złapałem go za rękę. --Chce abyś był bezpieczny, a tutaj nie będziesz, nie gdy będziesz sam.
--Gerard...
--Frank, proszę. --Przerwałem mu.
--Okej, ale mam nadzieję, że nigdy nie będzie takiej konieczności. --Ścisnął mocniej moją dłoń.
--Nie mam zamiaru cię zostawiać.
◻
***
Gówno
[Słów: 539]
9.12.2019
Muszę przystopować z wstawaniem rozdziałów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro