Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Ciało przy ciele, skóra przy skórze, usta przy ustach, a z nich wydobywający się ciepły, drżący oddech.

Mimo iż na zewnątrz panowała wichura i temperatura nie przekraczała dziesięciu stopni, to my byliśmy rozgrzani i podnieceni jak jeszcze nigdy wcześniej.
Jego ciche westchnięcia, gdy obdarowywałem skórę na jego szyi pocałunkami, były moją muzyką, której mógłbym słuchać codziennie. Jego nogi oplecione wokół moich bioder, proszące o jeszcze bliższy kontakt, wywoływały westchnięcia, z każdym otarciem.
A jego dłonie błądzące po mojej nagiej klatce piersiowej i zatrzymujące się na rozporku moich spodni, wróciły mi trzeźwe myślenie.

--Frank. --Odsunąłem się od jego ust i spojrzałem mu w oczy.

--Gerard, błagam... --Podniósł się do pozycji siedzącej, a stolik, na którym siedział pozwalał mu górować nade mną. Oparł swoje czoło o moje i potarł swoim nosem mój.

--Kochanie, ja też chce, ale dobrze wiesz, że nie możemy. Jeszcze trochę...--Powiedziałem i go pocałowałem.

--Ugh, okej... A teraz wybacz, ale muszę się pozbyć małego problemu. --Odsunął mnie od siebie i z rumieńcem na twarzy pobiegł do łazienki.

--Chyba nie jest taki mały, co? --Zaśmiałem się widząc jeszcze bardziej czerwonego Franka. Ten chłopak mnie zaskakiwał. W jednym momencie był napalonym, gotowym do wszystkiego nastolatkiem, a po chwili był zawstydzonym dzieckiem. W jednej chwili mógł być groźny, a po chwili czułym i zatroskanym kochankiem. Kochałem go całym moim sercem, a on mnie, a przynajmniej takie miałem wrażenie.

Poznaliśmy się rok temu, a nasza opowieść zaczęła się sześć miesięcy temu, kiedy musieliśmy uciec z domu. To znaczy Frank musiał przed ojcem tyranem, który zatłukłby go na śmierć, za bycie gejem. Krążyliśmy po New Jersey z marnymi oszczędnościami, chodziliśmy do jakiejś marnej pracy i żyliśmy chwilą. Nie martwiliśmy się o dach nad głową, bo było ciepło, ale wraz z wrześniem przyszły pierwsze chłodne dni, a w październiku było tylko gorzej. Udało nam się znaleźć tymczasowe schronienie, co prawda nie są to jakieś luksusy, ale dało się przeżyć. Aktualnie znajdujemy się w Bellevile, gdzie spotkałem się z bratem oraz niedługo ma zawitać tu mój dobry przyjaciel - Ray, który ma zgarnąć nas do siebie do czasu aż nie znajdziemy sobie jakiegoś nowego domu.

Wziąłem paczkę papierosów i butelkę wody, po czym usiadłem na materacu i odpaliłem jedną używkę. Poznałem go, gdy przyszedł do Mikey'go. Oboje byli w ostatniej klasie liceum i musieli się uczyć do egzaminów. Nie zwracałem na niego szczególnej uwagi, przyjaciel mojego brata to jego przyjaciel, a ja się nie powinienem wtrącać. Pamiętam jak kiedyś wbiegł do mojego pokoju i trzasnął drzwiami, po czym się o nie oparł. Chyba nie spodziewał się, że będę w środku, bo gdy na mnie spojrzał, to miał zdziwioną minę i dopiero po chwili rozejrzał się po pomieszczeniu.

--Musiałem pomylić drzwi, przepraszam. --Powiedział wtedy. --Mikey mnie goni z wiadrem lodowatej wody i musiałem uciec, myślałem, że wbiegłem do łazienki.

--Spoko. --Odłożyłem książkę na stolik nocny i wstałem, po czym do niego podszedłem. --Równie dobrze mógłbyś mnie zastać nagiego, kiedy to zmieniałbym ubrania.

Zaśmiałem się widząc jego czerwone policzki i otworzyłem drzwi. Z moich ust wydobył się krzyk, a z ust Mikey'go śmiech.

Oblał mnie LODOWATĄ wodą, która była DLA Franka.

--No to teraz się chyba musisz rozebrać, co? --Powiedział Frank śmiejąc się razem z moim bratem.

Aż sam się zaśmiałem na to wspomnienie. To były piękne, beztroskie czasy, kiedy jeszcze nie musiałem wchodzić w to dorosłe życie.

--Ubierz się, bo zmarzniesz.--Frank okrył mnie kocem, po czym sam się pod nim schował i wtulił się w mój tors. --O czym myślisz?

--Przypominam sobie różne sytuację z życia. --Zaciągnąłem się papierosem i wydmuchałem dym wprost na jego twarz. --Pamiętam jak Mikey oblał mnie zimną wodą.

--Tak, to było piękne. --Zaśmiał się i zabrał ode mnie używkę, zaciągając się nią.

--Pamiętam jak byliśmy w bibliotece i pisnąłeś jak mała dziewczynka, bo zobaczyłeś pająka. --Zacząłem się śmiać. Byliśmy w bibliotece, bo musiałem wypożyczyć kilka książek i nagle do moich uszu doszedł pisk. Na początku myślałem, że to jakaś dziewczynka, ale po chwili przyszedł do mnie Frank i się do mnie przytulił.
Frank bał się pająków.

--Nie śmiej się! On był straszny! --Pisnął.

--Był malusi. --Powiedziałem, a Frank prychnął. Włożył papierosa między moje wargi i oplótł mnie ramionami w talii. --Jutro pójdę do Mikey'go. --Powiedziałem kręcąc jego włosy na palcu.

--Widziałeś się z nim wczoraj. Nie możemy tak często wychodzić w tak zaludnione miejsca, Gerard. Jesteśmy w mieście rodzinnym, wszyscy nas tu znają. Jak mój ojciec mnie dopadnie, to nawet boje się myśleć, o tym co mi zrobi.

--Chce się z nim pożegnać po prostu. Pojedziemy z Ray'em do Jersey City i tam po mieszkamy trochę, a potem pogadam z Andy'ym i może nas przyjmie do siebie w Ohio.

--Ohio? To daleko trochę...

--Wiem Frank, ale nie mamy wyjścia. On mógłby załatwić mi pracę. --Powiedziałem i przytuliłem go do siebie jeszcze mocniej. --Tam będziemy bezpieczni... --Zamknąłem oczy. Zasnąłem przy nim, tak jak codziennie. Chciałbym aby już było tak na zawsze.


***
Może uda mi się to napisać.

Do jakiej szkoły poszliście? Ja do technikum

Słów: 858
18.09.2019

Ps. Postanowiłam napisać całość i dopiero później opublikować. Od razu uprzedzam, że drugi rozdział będzie słaby, ale później się trochę rozkręci. Nie będzie to też niewiadomo jak długie ff, ale napisze drugą część

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro