„Niespodzianka!"
Obudziła mnie Asuka.
– CHOLERA JASNA, OJCIEC, ILE RAZY MAM CI MÓWIĆ, ŻE MASZ UKŁADAĆ TE GARNKI JAKOŚ SENSOWNIE?!
– Asuka, to ty je wkładałaś do szafy, do jasnej anielki!
Ciężko westchnąłem i zacząłem gapić się w sufit. Kolejny świetny dzień.
Po chwili, nie wiem dlaczego, może ze strachu Gałgan postanowił mnie odwiedzić i ułożył się na moim łóżku. Jakby nie chciał słuchać bezsensownych krzyków Asuki i Akio.
– No już, już – próbowałem uspokoić psa, który zaczął cicho skomleć. – Też trudno mi to znieść, pchlarzu.
Zwierzę odwróciło głowę, jakby obraziło go nazwanie go „pchlarzem". Jęknąłem i w końcu postanowiłem się zwlec z łóżka. Spojrzawszy na telefon zdałem sobie sprawę z faktu, że jest jedenasta i przespałem w sumie z „poprzednim razem" jakieś jedenaście godzin. Nie był to co prawda mój rekord życiowy (w szkole byłem znany z tego, że potrafiłem przespać dwanaście godzin w ciągu doby i nadal być niewyspanym), ale nadal było to imponujące (w negatywnym tego wyrażenia znaczeniu).
– Hej – przywitałem niemrawo ich oboje. Od razu zwrócili głowę w moją stronę:
– Ah, hej, Jin! – Asuka z jakiegoś powodu od razu się uśmiechnęła. Odwzajemniłem ten gest, delikatnie sztucznie się szczerząc. – Chciałbyś może pójść ze mną i...
– Asuka, ale żeby tak od razu z mostu? – westchnął Akio, chwytając się za czoło. Wyglądał, jakby zaczynał mieć dosyć szczerości i prostolinijności swojej córki.
– No co! Po prostu zadaję pytanie, jak się nie zgodzi, to trudno! – jęknęła dziewczyna.
– Mogę wiedzieć, o co chodzi? – spytałem, wyraźnie zmieszany tą sytuacją.
– No już! Ten stary piernik ciągle mi przerywa.
– Asuko Haruko Kazama! – nie miałem pojęcia, że Asuka w ogóle ma drugie imię.
– O jezuuu! – warknęła. – Przepraszam, no.
– Lepiej – westchnął pan Kazama.
– No dobra. Mam iść dzisiaj o szesnastej z przyjaciółką do kina, ale... Chodzi o to, że ojciec nie chce mnie puścić samej, bo mam ten cały szlaban. Poszedłbyś z nami? Żeby wiesz, nas popilnować. Jak nie chcesz to spoko, zrozumiem... – może i jej słowa były bezpretensjonalne, niewinne i ogólnie sprawiały wrażenie „przemiłej kuzynki", tak jej wyraz twarzy mówił „zgódź się, bo złamię ci kark".
– No dobra... – westchnąłem. – Przynajmniej wyjdę, czy co.
– Dzięki! – jej oczy natychmiast pojaśniały i rzuciła mi się na szyję. Aua. – Jin mógłby nas zawieźć do miasta, co nie?
– A dlaczego ja nie mogę pojechać? – spytał Akio pretensjonalnie.
– No przecież Jin też ma prawko!
– Ale dlaczego nie pozwolisz ojcu się zawieźć? Nie ufasz mi?
– Nie o to chodzi! – zaczynałem się gubić, ale to nadal nie była najbardziej zastanawiająca rzecz, jaką miałem usłyszeć.
– No to niby o co? – westchnął mój wujek, także zmieszany tą sytuacją.
– Bo... bo Jin się... podoba Senie.
– Co?! – podobałem się jakiejś koleżance Asuki, pewnie kilka lat ode mnie młodszej. No po prostu skakać z radości.
***
W końcu dotarliśmy do kina. Dziewczyny chciały po filmie jeszcze wstąpić do paru sklepów po seansie, więc byłem skazany na jeszcze dłuższe siedzenie w tym nudnym jak pizda miejscu.
Z braku lepszego zajęcia też kupiłem bilet na ten cały film.
To była jedna z gorszych decyzji w moim życiu.
Film, nie dość, że totalnie nie wpadał w mój gust (jakaś denna komedia), to ciągnął się w nieskończoność. Szczerze mówiąc to miałem wielką ochotę trochę się przespać.
Siedziałem w rzędzie za dziewczynami, więc w sumie nic nie stało mi na przeszkodzie. No, prawie nic.
– Szczerze mówiąc to mnie ten szajs cholernie nudzi – usłyszałem męski głos obok siebie. Czy to naprawdę był..?
– Hwoarang?! – nagle zdumiałem. Przecież nie widziałem, żeby też wchodził na salę... – Jak ty tu...
– Długo by tłumaczyć – rzucił zdawkowo. – Dlaczego właściwie poszedłeś na to badziewie?
– Kuzynka chciała, żebym ją tu zawiózł razem z jej koleżanką, więc... no i nie miałem nic do roboty, więc postanowiłem się przekonać, co z tego wyjdzie... i no.
– Faktycznie musiałeś się nudzić – mruknął chłopak. – Bo to chyba najgorsze gówno, jakie od dawien dawna oglądam.
– Lubisz chodzić do kina? – spytałem, w sumie bez powodu.
– Oh, bardzo. Ostatnimi czasy bardzo często chodzę do kina – z jakiegoś powodu zaśmiał się cicho pod nosem. – Ale tego gówna, co teraz próbuje nazwać się filmem znieść nie mogę. Może pogadamy, czy co?
– W sumie to wszystko jest ciekawsze niż to... coś. To może ja zadam to pytanie, bo trapiło mnie od dłuższego czasu - skąd ty właściwie jesteś? Sory, że pytam, ale, że tak się wyrażę nie brzmisz jak miejscowy. No i śmiesznie przekręcasz niektóre słowa.
– No, na pewno nie jestem stąd – zaśmiał się ponownie. – Byłem... Jestem tu na wakacjach, normalnie mieszkam w Korei.
– Aha – mruknąłem. – Ale całkiem dobrze mówisz po japońsku.
– Taa... moi rodzice byli... są w tej dziurze teraz z powodu pracy, więc...
Nie chciałem mu wypominać, że dość namiętnie używa czasu przeszłego. Myślałem, że to zwykle przejęzyczenie, czy coś w ten deseń. W końcu japoński nie był jego pierwszym językiem.
***
Ani się spojrzeliśmy, a film się skończył. Szczerze mówiąc, całkiem dobrze mi się z nim rozmawiało. Nie miałem pojęcia, że mamy tyle wspólnego. Zgadzaliśmy się w wielu sprawach, mieliśmy podobne poglądy, problemy...
– No nareszcie – westchnąłem i wstałem z fotela, a następnie zadałem pytanie Hwoarangowi, który nadal był rozłożony w fotelu. – Idziesz?
– Mhm. Poczekaj na mnie chwilę.
– Dobra... – to była kolejna rzecz, która wydała mi się przynajmniej trochę dziwna.
– Hej! – krzyknęła Asuka i pomachała mi ręką z dołu. – Chodź, Jin!
Zszedłem po schodach i powitałem obie dziewczyny.
– Rozmawiałeś z kimś przez telefon? Strasznie długo ci to zeszło – stwierdziła moja kuzynka.
– Przez telefon? – zdziwiłem się. – On przecież tu...
– O czym ty mówisz? Nikogo nie słyszałam – powiedziała. – Jin, na pewno wszystko w porządku?
Spojrzałem z osłupieniem na miejsce, gdzie, jak sądziłem, siedział Hwoarang. Nadal tam był. Nawet mi pomachał.
– Chodź już! – zaśmiała się Asuka, na co Sena jej wtórowała. – Chodź, pójdźmy napić się czegoś ciepłego, może po filiżance herbaty ci przejdzie.
– Ale...
Wtedy poczułem, że coś musi być nie tak. Kim on właściwie był? Byłem zdesperowany, by się tego dowiedzieć. By dowiedzieć się czegokolwiek.
Prawda miała być zupełnie nieprawdopodobna, wręcz... nierealna.
***
– Gdzieście byli tak długo? – mruknął wujek Akio, gdy w końcu przekroczyliśmy próg. Gałgan oczywiście nie zapomniał o powitaniu nas, dosłownie na nas skoczył.
– Ach, przedłużyło się, bo wstąpiliśmy jeszcze coś zjeść – odparła Asuka, głaszcząc ucieszonego psa.
– Czyli nie macie ochoty na pizzę?
– Cooo?! Chciałeś pojechać po pizzę i nam nie powiedziałeś?! Wredny jesteś! – oburzyła się moja kuzynka.
– Nie no, jak ci już tak bardzo zależy to mogę zamówić – zaśmiał się pan Kazama. – Jeszcze jesteś głodna?
– Tato, przecież jesteś moim ojcem i powinieneś to od dawna wiedzieć - ja zawsze mam ochotę coś zjeść.
– No tak – roześmiał się Akio. – A ty, Jin?
– W sumie... czemu nie? – wzruszyłem ramionami. Wyjątkowo nawet miałem ochotę się dobrze najeść. Ale następnie coś poczułem, jakby... Możecie uznać mnie za szaleńca, ale ja czułem obecność tego cholernego rudzielca. To było nagłe, poczułem to dziwne mrowienie na plecach, jakie czuje sie, gdy ktoś do ciebie podchodzi z tyłu. I z jakiegoś nie do końca znanego mi powodu miałem potrzebę spotkania się z nim. – Dobra, tylko muszę coś załatwić. Wrócę za jakieś dwadzieścia minut.
Zanim obaj zdążyli zadać jakiekolwiek pytania, bez słowa wziąłem bluzę i wyszedłem na dwór. Gałgan wybiegł za mną.
Stał tam, przy torach, jak zwykle ze wzrokiem wbitym w pustkę. Z jakiegoś powodu, gdy zobaczył go pies, zaczął kulić ogon i cicho warczeć.
– Kim ty w ogóle jesteś? – rzuciłem w jego stronę tonem, który przypominał bardziej rozkaz, niż pytanie.
Milczał. Odwrócił głowę, jakby zawstydzony.
– Wytłumacz mi to... Dlaczego tylko ja cię widzę? Jesteś jakąś halucynacją? Wytworem mojej wyobraźni? Duchem..?
Koreańczyk cicho prychnął pod nosem.
– Masz rację. Należą ci się wyjaśnienia – rzucił w moją stronę. Z oddali było słychać nadjeżdżający szybko pociąg. – Myślałem, że o mnie zapomnisz, ale...
– Zapomnę? O czym ty mówisz? – powiedziałem, wręcz śmiejąc się ponuro z niedowierzania. – Dlaczego miałbym...
Chłopak podszedł bliżej do torów.
– Cóż. Pozwól, że to odpowie na twoje pytanie – powiedział. Stanął na torach. Miałem ochotę krzyczeć „oszalałeś?!" i siłą go stamtąd zabrać, ale... nie mogłem. Po prostu stałem jak wryty i patrzyłem.
Spodziewałem się spektakularnego a zarazem makabrycznego widowiska, tego, że z Hwoaranga zostanie tylko krwawa plama, ale nic takiego się nie stało.
Pociąg najzwyczajniej w świecie przez niego przejechał.
***
Więc no
Przepraszam za długi czas oczekiwania na rozdział ale
Mam chwilowy literacki autyzm i nic, co pisałam mi nie pasowało, i to dzieło jest wynikiem trzech prób. (Do trzech razy sztuka, hę? XDDD)
W każdym razie - w tej książce życzę Wam już wesołych Świąt, bo chyba się już nie zobaczymy aż do Sylwestra XD
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro