Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Ciemnoczekoladowe oczy"

Podmuch wiatru lekko poruszył jego przydługimi, rudymi włosami, odsłaniając jego lekko wcześniej zakrytą twarz.
Powiedzenie, że był ładny było przynajmniej niedopowiedzeniem. Był olśniewająco przystojny. Dziwne. Chyba pierwszy raz od dwóch lat ktoś naprawdę mi się spodobał.
W jego ciemnobrązowych oczach można było zauważyć coś w rodzaju głębokiego zdziwienia. Wrażenie to pogłębiało to, że miał lekko rozchylone usta, jakby zaraz miał zbierać szczękę z podłogi.

– Uhm... P-przepraszam... – odpowiedział na mój krzyk. Miał ciekawy akcent.

– Kurwa, człowieku, przez ciebie miałem jebane ataki paniki! Myślisz, że możesz sobie tak bezkarnie stalkować ludzi?! – nie poznawałem samego siebie. Nie dość, że tak wybuchłem, to jeszcze... nieświadomie zacząłem patrzyć mu w oczy. W jego oczy w kształcie migdałów w kolorze ciemnej czekolady. "Co się ze mną, do cholery dzieje?!", pomyślałem. Krzyczałem na niego, ale jednocześnie... w głębi serca nie byłem na niego zły.

– Spokojnie, koleś, okej?! – odpowiedział mi chłopak. Sprawiał wrażenie bardzo zagubionego w tej całej sytuacji, podobnie jak ja. – Ja po prostu... nie wiedziałem, że tak zareagujesz.

– Jak niby miałem zareagować? – roześmiałem się sarkastycznie.

– Eh, rozmowa z tobą to bezsens – westchnął chłopak. – To chyba jakaś klątwa - jak już z kimś rozmawiam, to muszę od razu się z nim kłócić?

– Nawzajem, równie dobrze mógłbym mówić do ściany – prychnąłem.

– Gbur.

– Stalker.

– Nerwus.

– Zwykły idiota.

Wymienialiśmy przezwiska niczym rasowe przedszkolaki. Po jego minie można było odnieść wrażenie, że musiało go to bawić. Cóż, ja nie miałem takiego dobrego humoru.

– Pieprzony buc...

– Dobra, dość – najwyraźniej rudy już miał dosyć, bo już skręcał się ze śmiechu. – Wiesz co? Lubię cię.

Poczułem się... dziwnie. Chociaż z drugiej strony - pomyślałem, że to chyba najdziwniejszy start znajomosci, jakiego w życiu doświadczyłem.

– Nie łapię cię... – jęknąłem. – Najpierw się wykłócasz, a potem mówisz, że niby mnie lubisz?! Co ty, człowieku, chorobę dwubiegunową masz, czy co?!

– Ty za to masz chyba nerwicę – westchnął rudy, nadal z szelmowskim uśmiechem. Cóż, tym razem nie trafił z chorobą psychiczną. – „Współkochać przyszedłem, nie współnienawidzić"

– Co znowu?

– „Antygona". Literatura klasyczna jest momentami naprawdę życiowa.

Tym razem na serio mnie rozbroił.

– Dobra, teraz naprawdę się zgubiłem w twoim toku rozumowania.

– Tu nie jest nic do rozumienia – zaśmiał się.

– ... Kim ty właściwie jesteś? I po co tu się szwendasz, i najważniejsze - po chuj mnie stalkujesz?

– Czy to jakiś wywiad? – prychnął cynicznie chłopak. – Dobra, niech ci będzie. Hwoarang jestem. Powiedzmy, że jestem... przywiązany do tego miejsca i że, jakkolwiek źle to zabrzmi, zaciekawiłeś mnie.

Faktycznie, zabrzmiało to bardzo źle.

– Co mam rozumieć przez to, że cię „zaciekawiłem"?

– Zadajesz dużo pytań, wiesz? – jęknął chłopak. Odgarnął swoje włosy zamaszystym gestem dłoni. Z jakiegoś powodu uznałem to za atrakcyjne.

– Eh, nieważne – spojrzałem na swój nieistniejący zegarek. – Późno już. Pójdę już, czy co.

– N-... – chłopak urwał i dokończył zdanie już w innej manierze: – ...znaczy, jak tam chcesz.

W odpowiedzi jedynie cicho prychnąłem i włożyłem do uszu słuchawki, odchodząc w kierunku domu.
Po chwili ostatni raz spojrzałem za siebie, jakby sprawdzając, czy Hwoarang oby nie wodzi już za mną wzrokiem.

Byłem wyjątkowo zdezorientowany. Chłopak zniknął.
Było to o tyle dziwne, że byliśmy na otwartym polu, raczej brakło tu miejsc do ukrycia się.
Postanowiłem jednak to zignorować i żwawo ruszyłem.

***

Kiedy dotarłem do domu, Akio i Asuki jeszcze tam nie było. Gałgan oczywiście nie zapomniał o przywitaniu mnie, oparł się o mnie przednimi łapami i chyba miał zamiar zalizania mnie na smierć. W końcu uwolniłem się od niego i ten ze spuszczoną głową udał się na swoje legowisko.

Szczerze mówiąc, byłem trochę głodny. W związku z tym postanowiłem zaprezentować pełnię swych kulinarnych umiejętności i przygotować obiad. Lekko zdziwił mnie fakt, że miałem na to ochotę. Może wywołane było to złością, jaką wzniecił we mnie ten cały Hwoarang...

Zrobiłem rekonesans wyposażenia kuchni. Poza (oczywiście, kto by się tego spodziewał) solidnym zapasem mleka sojowego do tofu były tam też podstawowe składniki do zrobienia curry - ryż, trochę kurczaka i mrożonych warzyw, sos sojowy i jakieś przyprawy.

Gdy praca wrzała i mieszałem wszystko razem w garnku, moja kuzynka i wujek akurat wchodzili do mieszkania. Oczywiście Gałgan nie zapomniał o przywitaniu ich.

– O ja, co to za zapach? Robisz curry?! Kocham curry! – Asuka wręcz krzyknęła i podbiegła do mnie i zajrzała do garnka. Jej pies pobiegł za nią, merdając ogonem.

– Asuka... – westchnął jej ojciec. – Czyli już ci przeszło?

– Po tym, jak mam potencjalną możliwość zjedzenia curry? Oczywiście!

– A... co się stało, jeśli mogę wiedzieć? – spytałem od niechcenia, nakładając każdemu po porcji dania.

– Asuka wdała się w bójkę z jednym chłopakiem...

– Bo przezywał mnie od krowy mlecznej! – burknęła Asuka, już z buzią pełną curry. – Gdybyś był na moim miejscu to też byś mu przywalił w ten głupi ryj. Rozumiem, że ustawiłam się w kolejce, w której stoi trochę mniej dziewczyn, ale...

– ... naprawdę nie wiem jakim cudem udało ci się wmówić dyrektorce, że to było w ramach samoobrony... – westchnął Akio.

– Ale przynajmniej zaprezentowałam mu prawy sierpowy w najlepszym wydaniu stylu Kazama, tatku – zarechotała dziewczyna.

– ... nazywaj to jak chcesz, dla mnie i tak masz szlaban.

– Tato! – oburzyła się dziewczyna. – Powinieneś wspierać swoją córkę, gdy robi coś słusznego, a nie...

– Samosąd to nie sprawiedliwość, znasz moje poglądy w tej sprawie.

– Zawsze musisz być taki? – jęknęła nastolatka.

– Siedź cicho i lepiej jedz – rzucił mężczyzna, na co Asuka jeszcze bardziej spochmurniała. – Swoją drogą, całkiem dobrze gotujesz, Jin.

– Dzięki... – mruknąłem i wymusiłem uśmiech. – W końcu to przepis mamy...

– Yhm. To do niej podobne. Od dziecka była świetna w kuchni.

Obaj przez chwilę milczeliśmy. Moja mama stała się czymś w rodzaju tematu tabu w naszej rodzinie. W sumie, gdy żyła też nim była. W końcu ta cała historia z moim ojcem...

Na wzmiankę o niej się coś we mnie lekko poruszyło, ale nie dałem po sobie znać, że specjalnie się przejąłem. W końcu powinienem już dawno dać z tym spokój, minęły już trzy lata...

– Wszystko w porządku? – upewnił się wujek. Wyglądał na zmartwionego.

– Ta. Po prostu... wzięło mnie na wspominki – wymusiłem uśmiech.
***

Nadszedł wieczór. Oglądaliśmy razem z Asuką (albo raczej tylko ona oglądała, bo ja jakoś fabułą za bardzo zainteresowany nie byłem - ciekawszy był dla mnie mój telefon z Twitterem) chyba setną powtórkę odcinków „Przyjaciół". Szczerze mówiąc, nigdy szczególnie nie lubiłem tego serialu. Wujek wkręcił się w czytanie „Folwarku zwierzęcego" George'a Orwella, który był ponoć jego ulubioną książką. Miałem to jako lekturę w trzeciej klasie liceum i szczerze mówiąc, nie zapamiętałem wiele poza tym, że z kolegami stwierdziliśmy, że określenie "komunistyczne świnie" było użyte w tym utworze w znaczeniu dosłownym. Świnie przeprowadzające rewolucję bolszewicką.

– Jin? – wujek przerwał lekturę i zwrócił się do mnie.

– Tak?

– Słuchaj... wychodzę dzisiaj z kumplami ze studiów na piwo i prawdopodobnie nie bardzo będę z rana mógł to zrobić... Masz prawo jazdy, prawda?

– Tato, przecież mogę jechać rowerem, jak zwykle! – jęknęła moja kuzynka, przerywając mi moje "tak, mam prawko".

– Asuka, przecież masz szlaban – westchnął Akio, na co dziewczyna strzeliła focha i prychnęła na niego pod nosem. – ... w każdym razie. Czasem dowożę z rana tofu do tego hotelu przy plaży na śniadanie. Dałbyś radę tam podjechać gdzieś o piątej rano?

"Chyba ochujałeś" pomyślałem. Nawet dla mnie piąta rano to była jeszcze noc. I Asuka jeździła tam rowerem? O piątej rano?

– Ehhhh... okej – powiedziałem to chyba wbrew swej woli. Ale było już za późno, żeby się wycofać.

***

Kiedy następnego dnia wstałem o czwartej czterdzieści, przypomniałem sobie, jak bardzo nienawidzę życia. Gdy wstałem, albo raczej sturlałem się z łóżka z mojego gardła wydobył się donośny jęk niezadowolenia. Stwierdziłem, że jestem tak zmęczony, że i tak gdy wrócę to położę się z powrotem do łóżka, więc zamiast się przebrać, włożyłem spodnie dresowe udając, że wcale nie mam na sobie piżamy.

Niechętnie zszedłem na dół i wziąłem z umówionego miejsca kluczyki do wiekowego Passata wujka. Co ja, Takumi Fujiwara jestem żebym rozwoził tofu?

Usiadłszy za kierownicą i odpaliwszy silnik zdziwiłem się, że nadal pamietam gdzie jest sprzęgło. Nie jeździłem chyba od dwóch lat...

Podczas mojej "wycieczki" nie wydarzyło się nic specjalnego. Zawiozłem "towar" do odbiorcy, wszystko przebiegło zgodnie z planem. Ciekawe rzeczy zaczęły się dziać dopiero po tym, jak dotarłem do domu.

– Siema – usłyszałem, gdy wszedłem do budynku. Prawie podskoczyłem ze strachu, gdyż nie był to głos ani Akio, ani Asuki, tylko...

– Hwoarang? Co ty do cholery tu robisz?!

– Od kiedy odwiedzenie kogoś jest karalne? – parsknął chłopak. Dziwne, pomyślałem. Nie słyszałem, żeby drzwi się otwierały, ani żeby za mną podążał.

– Nie wiem, ja nie uważam twojego zjawienia się za przyjemność – mruknąłem.

– No nie bądź znów taki – zaśmiał się. – Może pogadalibyśmy... czy co.

– Człowieku, jest piąta rano. Jedyne o czym teraz marzę, to jeszcze z parę dobrych godzin snu.

– Ah. Racja – wydawał się być zaskoczony tak elementarnym faktem, jak obecnie panująca godzina. – To... może spotkalibyśmy się później?

– Eh... Jeśli tak ci znów zależy.

– Dzięki! To... do zobaczenia – uśmiechnął się do mnie i wyszedł.

– Czekaj! Nie ustaliliśmy nawet miej... – zanim skończyłem, zdałem sobie sprawę, że chłopak już wyszedł.

Ciężko westchnąłem. Nie rozumiałem go. Czego Hwoarang właściwie chciał? Był co najmniej... dziwny.
Jednak nie pomyślawszy o tym wiele więcej udałem się na górę, by nadrobić te kilka brutalnie mi odebranych godzin snu.

Mówiłem, że uważałem go za dziwnego? Wbrew pozorom jego „dziwność" dopiero zaczynała się rozkręcać...

****
Nie mam teraz nic do powiedzenia
Naprawdę XDDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro