Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#5 Jenna?

Ze snu wybudza mnie dźwięk kroków. Kroki odbijały się od ścian niczym echo. Wiedziałam, że nie jestem w swojej sypialni. Otwieram oczy.
Okazało się, że spałam na zwykłym, starym kocu. Nie wierzę. Jestem za kratami. To Klaus aż tak się mnie boi?
O właśnie, a co do Klausa...
- Niezłe przedstawienie wczoraj dałaś. Przyjaciele chcieli ci pomóc? 
Spuszczam wzrok.
- Pewnie się zastanawiasz, dlaczego siedzisz w klatce? Otóż, gdyby twoi PRZYJACIELE- zbyt mocno to akcentuje - znów pomyśleli o zabawie w Supermana, to czy tak, czy siak, nie dadzą rady ci pomóc. Kraty są nasączone werbeną. Żaden wampir nie będzie w stanie ich otworzyć. Są też żaroodporne, w razie sztuczek wiedźmy.
- Idź do piekła. - stanowczo odpowiadam
- Shhh, nie dałaś mi dokończyć. Umawialiśmy się, że za każdy twój wybryk rodzina przepłaca życiem, tak? - czuję serce w gardle - Miał być to Damon, jednak stwierdziłem, że ona będzie ciekawsza.
Ona. Boże. Bonnie, Caroline...
Nagle dwóch mężczyzn wchodzi do pomieszczenia. Podtrzymują na swoich ramionach bardzo ruchliwą postać.
- Jenna! - krzyczę zdesperowana.
Kobieta patrzy się na mnie ze łzami w oczach, bardzo wystraszona. Wyrywa się od tych tyranów i podbiega do mojej klatki.
- Elena - szepcze - boję się.
Przecieram policzki i z uśmiechem odpowiadam.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Nagle staje przy nas Klaus.
- Jenna Sommers, prawowity opiekun Jeremy'iego i Eleny Gilbert. W związku. Została przemieniona niecałą godzinę temu. Jej hormony buzują, a kły powoli rosną.
Jestem wściekła. Skupiam się na oczach tyrana i wykrzykuję.
- Dlaczego?! Powiedz mi, dlaczego?!
- Złamałaś regulamin. Teraz będzie kara. - podnosi podbródek Jenny - Ostatnie słowa przed śmiercią?
- Będzie bolało?
Pierwotny uśmiecha się szyderczo.
- Niezupełnie. - mówi, po czym wbija brutalnie drewniany kołek w jej klatkę piersiową. Kobieta upada, przestaje oddychać. Skóra robi się biała.
- Jenna! - krzyczę - Jenna! - płaczę - Jenna!
- Ona cię już nie usłyszy, - szepcze Klaus - jest na to za późno, my little lady.
Podnoszę się, zamachuję i uderzam prawą nogą kraty.
- Idź do piekła, rozumiesz?! Gnij tam każdego dnia, na zawsze!
Ten jedynie się uśmiechnął.
- Dziękuję - odpowiada z podniesioną głową i natychmiastowo znika.

Ciało Jenny zostało usunięte dopiero kilka godzin później. Sama przez ten czas wyłam. 

O godzinie około 18:00 do pomieszczenia wtaranował Pierwszy, z krzesełkiem. Usiadł naprzeciwko mojej klatki i się uśmiechał.
- Czego chcesz, Mikaelson. - mówię przez zęby
- Porozmawiać, nie mogę?
- Nie. 
Spoważniał.
- Nie myśl tylko, że jestem okrutny. Zawarliśmy umowę. Ty jej nie przestrzegłaś. Tyle.
- Ciebie tak naprawdę gówno obchodzi ta umowa. Sprawianie ludziom ból traktujesz jako przyjemność. 
Zaśmiał się.
- Oj, Elena. Gdybyś poznała moją historię, to byś mnie zrozumiała. - drży mu telefon w kieszeni - A teraz wybacz, muszę odebrać. Ciekawe kto dzwoni. - patrzy w wyświetlacz - Oo, starszy Salvatore. Aż włączę na głośnik.
- Hello, w czym mogę pomóc?
- Mamy trumny, Klaus. Wszystkie. 
- Nie ma takiej opcji. Są idealnie ukryte w...
- Portland? - przerywa mu Damon.
- Jak wy...
- Znaleźliśmy je? Wiesz, Stefan przez przypadek wyssał krew Scooby'iego Doo. Odziedziczył przez to idealny węch i...
- Czego chcecie.
- Pytanie durne. Oczywiście, że Eleny.
- Nie ma takiej opcji.
- Więc nie licz też na rodzinę. Kto pierwszy? Rebekah, Kol, czy może Elijah? 
- Nie zrobisz tego.
- To spójrz na wyświetlacz.
Na ekranie pojawił się Damon z uśmiechem.
- Dobrze mnie widzisz? - pyta
- Każdy twój pryszcz. 
- Auć. Zabolało. No nie ważne - przełącza kamerkę na tylną - To tak. Tu jest twoja siostra, Rebekah. - Otwiera trumnę. - Wygląda mało seksownie z tym sztyletem w sercu. Może by tak go... wyjąć? 
- Już, stop, koniec. Gdzie się spotykamy?
- U nas. Ty Elena, my trumny. Bez sztuczek jednak proszę. 
- Dobrze. Za godzinę będę. Do widze...
- Ej! Ja ci pokazałem trumny, ty mi pokaż ją! 
- Nie ma problemu - Klaus włącza tylną kamerę - Oto Elena Gilbert, cała i zdrowa. No, może trochę psychicznie wykończona. W końcu na jej oczach wbiłem w Jennę drewniany kołek. Życie bywa trudne, prawda?

- Elena... - mówi Damon - zaraz będzie po wszystkim, obiecuję. Do widzenia, Mikaelson.

O 20:00 byliśmy na miejscu. O dziwo, siedziałam koło tego potwora. On kierował. Dla bezpieczeństwa związał linami moje nadgarstki i kostki. Boli.
- Jesteśmy, my little lady. - powiedział, po czym zaniósł mnie na rękach przed drzwi 

- Mógłbyś już sobie darować ten sznurek, Klaus.
- Mógłbym, ale jesteś piękna i lekka, więc to jedynie dla mnie przyjemność.
Patrzę na niego z irytacją. 
Wchodzimy w wielkim stylu do salonu. Tam już czekają na nas wszyscy. Dosłownie. Alaric, Caroline, Bonnie, Stefan, Jeremy i... Damon. Za nimi stoi pięć trumien. 
- Najpierw trumny.
- Najpierw Elena. - odpowiada Damon.
- Trumny.
- Elena. - mówi Alaric.

Klaus szyderczo się uśmiecha.
- No to Elena. - unosi mnie do góry i upuszcza. 
Nie miałam jak się bronić, więc upadam z krzykiem. Boli mnie każda część ciała, najbardziej plecy i głowa...
Dziewczyny do mnie podlatują i szybko rozwiązują liny. Następnie Ric bierze mnie na ręce i zanosi po schodach do sypialni.
- Mogę przecież chodzić 
- Nie na mojej warcie. Nie po tym, co przeżyłaś. 
Kładzie mnie na łóżko. Siadł obok. Schował twarz w dłoniach.
- Czyli wiesz?
- Byłem przy rozmowie Damona z Klausem. Cierpiała?

- Nie mogę tego określić. Mogę za to ci zapewnić, że umarła w spokoju. - przytulam mężczyznę - Będzie okej.

- Muszę go zabić.
- Nie dasz rady, Ric. Jest niezniszczalny. 
- Nie do końca. Wiesz, kto był w tych trumnach?
- Jego rodzina.

- Dokładniej, rodzeństwo. Cóż, Klaus chciał trumny, więc dostał trumny. Gorzej z zawartością. 
Patrzę na niego ze zdziwieniem. 
- I co to da?
- Jak to co? To Klaus ich zasztyletował na kilkaset lat. Myślisz, że nie będą chcieli się zemścić?
Uśmiecham się.
- Genialne, prawda? A do tego nie musimy nic robić.
Spoważniałam. Zapomniałam o kartkach na biurku.
- Wiesz, wcześniej napisałam ci list pożegnalny... Czytałeś go? 
- Tak i nie bój się. Polubiłem ich. A jednak można być łowcą wampirów, lubiącym wampiry.
- Jesteś łowcą wampirów?

- Od dziesięciu lat. Takie hobby. 
- Czyli akceptujesz Damona, Stefana i Caroline?

- Od Caroline nigdy bym się nie odwrócił. Stefana podziwiam za dietę, a Damon... Podbił moje serce. Polubiliśmy się, a nawet chyba zaprzyjaźniliśmy.

Od razu czuję się lepiej. Ric i Damon przyjaciółmi, idealnie!
- Dobra, księżniczko. Idę tam do nich na dół, pogadać. Wyślę tu kogoś do ciebie.
- Już nie potrzebuję ciągłego patrolu.

- Mojego chyba pragniesz każdego dnia. 
Damon. Nie widziałam go zaledwie jeden dzień, a tęskniłam za nim mocniej z każdą godziną. 

Ric wyszedł, puszczając mi oczko. Damon kładzie się koło mnie na łóżku, wyciąga rękę i gładzi nią mój policzek.
- Tęskniłem, wiesz?
- Ja też. - odpowiadam ze łzami w oczach. Wtulam się w jego klatkę piersiową. On obejmuje mnie ramieniem. 
- Nie chcę nic mówić, ale chyba oboje musimy się odświeżyć.
Dopiero teraz zauważyłam jego brudną twarz. Sama nie byłam lepsza.

- Chyba tak. - odpowiadam z uśmiechem.

Wzięliśmy wspólną kąpiel w wannie, a następnie cieszyliśmy się sobą. Masa pocałunków, miziania i przytulania. Potem była tylko 5:00 nad ranem i doszliśmy do wniosku, że wypadałoby pójść spać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro