XIV
Wieść o rzekomym uprowadzeniu Eurus, Johna i Sherlocka szybko rozniosła się po szkole. Uczniowie martwili się o swoje życie i o życia zaginionych kolegów. Wiadomości szybko dostały się do nauczycieli a potem też do opiekunów uczniów. Ciekawy był fakt jak jedna plotka mogła rozpętać panikę na całe miasto i to w kilka godzin. Mieszkańcy Londynu przestali wypuszczać swoje dzieci na dwór a te wcale nie protestowały.
Jakkolwiek opiekunowie Johna nie zignorowaliby wiadomości o zniknięciu Johna, tak Mycroft szczerze zaczął się martwić. Potwierdził, że Eurus jest bezpieczna jednak nie miał pewności co do brata, który mu się raczej nie spowiadał. Starzy Holmes pomimo swojej częstej arogancji troszczył się o Sherlocka, który był jego oczkiem w głowie. Kiedy dostał wiadomość o zaginięciu, od razu rozkazał policji rozpocząć poszukiwania. Mimo, że ostatnio widziano go zaledwie trzy godziny temu, Mycroft był przerażony, wiedząc, że mógł być wszędzie i z kimkolwiek. W szczególności, że ostatnio był widziany przy podejrzanym samochodzie.
***
- Sherlock, wstawaj - John szturchnął chłopaka w ramię od razu po zaparkowaniu przed niedużym domem na wsi.
- Co? - mruknął pod nosem, był ledwo przytomny.
- Jesteśmy już, chodź.
- Gdzie? Ach, no tak - rozpiął pasy i wysiadł z samochodu.
Było już ciemno. Dochodziła dwudziesta. Musieli być daleko od Londynu skoro jechali trzy godziny. Holmes nawet nie pamiętał kiedy zasnął. Rozejrzał się po okolicy, prostując plecy. Spanie na siedząco, opierając głowę o szybę nie należało do najwygodniejszych pozycji do snu. John przez chwilę patrzył na kolegę po czym ruszył w stronę domku. Zapukał do drzwi, Sherlock podszedł w jego stronę i przez chwilę stali na ganku. Ciszę zakłócał tylko jakiś robak, kręcący się przy lampie.
Drzwi otworzyła starsza kobieta. Uśmiechnęła się szeroko po czym przytuliła wnuka i zaprosiła chłopców do środka. Kiedy ona i John rozmawiali o dość przyziemnych tematach Sherlock rozejrzał się po domu. Jego uwagę przykuła dziewczyna, mniej więcej w wieku Eurus. Siedziała na kolanach na dywanie przeglądając jakieś pudło z wielkim napisem „Agnes". Od razu przyszło mu do głowy, że dziewczyna to może być Harriet, o której wspomniała Mary, czyli młodsza siostra Johna. Bardziej go jednak zastanawiała tajemnicza Agnes.
- A to twój chłopak? - zapytała staruszka, mrużąc oczy i przyglądając się Holmesowi.
- To... nie... - zaczął się tłumaczyć John.
- Sherlock Holmes - przedstawił się i podał kobiecie rękę na przywitanie.
- Nie jesteśmy parą.
-Och, oczywiście - mrugnęła do Johna na co ten rozmasował skroń. - Wyjęłam rzeczy Agnes i kilka bibelotów co ostatnio zostawiliście z Harry. W piwnicy powinno być pudło z rzeczami twojego dziadka, ale nie mogłam znaleźć. Poszukacie sobie, prawda?
- Oczywiście, tylko szybko o ile można, śpieszy mi się - powiedział Sherlock, splatając ręce za plecami.
- A gdzie niby? Późno jest i daleko do Londynu. Na noc zostaniesz, John Cię jutro odwiezie. Sypialnie gościnną mamy. Harry wzięła pokój Agnes to dla was jak znalazł, łóżko dwuosobowe. Głodni jesteście? - spojrzała na Sherlocka. - Ty to na pewno, ile żeś nie jadł? Trzy? Cztery dni?
- Dwa - odpowiedział i natychmiast pożałował, czując na sobie wzrok Johna. Ten „lekarski" wzrok.
- Winie twoją matkę. John, idź poszukaj w piwnicy tego pudła, bo mi tu zaraz zemdleje chłopak - złapała go za nadgarstek i pociągnęła do kuchni.
Sherlock usiadł przy stole w kuchni, która służyła też za jadalnie. Kobieta włączyła palnik aby nagrzać stojący na nim garnek z zupą. Zaczął rozglądać się po kuchni. Na ścianie wisiały oprawione w ramkę kilka zdjęć. Najbardziej zainteresowało go zdjęcie sprzed kilku lat. Był tam John, miał na zdjęciu około dwunastu lat, dziewczynkę, którą prawdopodobnie była Harry, podobną do niej kobietę oraz jakiegoś mężczyznę. Obok wisiało zdjęcie nastolatki, łudząco przypominającą Harriet, jednak to nie mogła być ona. Zdjęcie było czarno-białe, a dziewczyna miała włosy upięte w fryzurę, która modna była około dwudziestu lat temu. Prawdopodobnie dziewczyną ze zdjęcia była matka Johna.
W tym czasie, kiedy danie się grzało, Sherlock postanowił porozmawiać z siedzącą w salonie Harry, która zignorowała przybycie swojego brata. Wstał od stołu i poszedł do salonu, w którym grało radio. Wokół dziewczyny leżała masa porozrzucanych rzeczy, kartki papieru, nuty, płyty z filmami, lalka, biżuteria i kilka innych rzeczy. Stanął obok niej. W końcu ta na niego spojrzała. Wstała od pudła. Była od niego o wiele niższa, więc żeby spojrzeć mu w oczy musiała przechylić głowę do tyłu.
- Jesteś Sherlock, prawda? John o Tobie dużo mówił - jego prawy kącik ust lekko się podniósł, nawet tego nie zauważył.
- A ty Harriet? O Tobie John dużo nie opowiadał. Tak w zasadzie to w ogóle.
- To skąd pomysł, że mogę być Harriet?
- Domyśliłem się. Okazało się, że o Tobie opowiada innym. Co John o mnie mówi?
- Ciekawe rzeczy - zaśmiała się, siadając na kanapie.
- Na przykład?
- Na przykład, że to nie Twój interes. To co John mówi mi zostaje u mnie - podkreśliła ostatnie słowo.
- Jesteś bardzo lojalna i umiesz dotrzymywać tajemnic - zauważył.
- Nie jesteś zbyt odkrywczy.
- Clara to twoja dziewczyna, czy pijacki, przelotny romans? Lubisz alkohol.
- Cofam swoje słowa - zaśmiała się i spuściła wzrok po czym oblizała usta. Znowu spojrzała na Sherlocka. - Skąd wiesz?
- Od jakiegoś czasu uczę się sztuki dedukcji. Nie jest to trudne a czasem się przydaje. Masz na ręce mały tatuaż z napisem „Clara",który nieskutecznie próbujesz zakryć. Widać, że nie jest profesjonalny, nie zrobiono Ci go w żadnym studiu, zrobił Ci to jakiś znajomy. Jeśli wytatuowałaś sobie imię tej dziewczyny to albo jesteście lub byłyście razem, albo byłyście pijane, a kolega o nic nie pytał tylko robił.
- Masz mnie- podniosła ręce w obronnym geście. - Nie mów Johnowi, zabije mnie za tatuaż. Ustalmy, że byłam młoda i głupia.
- A już nie jesteś?
Zaśmiała się. Wtedy do pokoju wszedł John, trzymając dość duże pudło. Sherlock spojrzał na w jego kierunku, ucieszył się, że znajdzie odpowiedź na nurtujące go pytanie. Dopiero chwilę później zobaczył podwinięte rękawy Johna i kilka siniaków na jego przedramieniu. Od razu odwrócił wzrok.
- Pójdziemy ma górę? Nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Sherlock skinął głową i ruszył tuż za Johnem w górę po drewnianych schodach.
***
Weszli do dość sporego pokoju gościnnego z podwójnym łóżkiem i balkonem. John speszył się, gdy dowiedział się, gdzie ma spać. Odłożył pudło na podłogę i usiadł obok, przeszukując jego zawartość. Sherlock rozglądał się po pokoju, co chwilę zaglądając przez ramię Johna. Ciekawiło go, czego szukał John i czego ostatecznie się dowie. Po chwili blondyn wstał i podał przyjacielowi ciemnoniebieski zeszyt z kilkoma pozaznaczanymi stronami.
- Tutaj zapisywał wszystkie sprawy i postępy w śledztwach. Sprawa Victora powinna być gdzieś na końcu - oparł się o biurko i skrzyżował ręce na piersiach, obserwując siadającego na łóżku Sherlocka. Brunet czytał notatki w poszukiwaniu znanego mu nazwiska.
- Mam. Victor Trevor - John skinął głową. - „Około dziewiątej rano przyszło zgłoszenie. Znaleziono w wodzie martwego chłopaka. Świeży trup, zamordowany od kilku do kilkunastu godzin przed znalezieniem. Mam zakaz zajmowania się sprawą, rozkaz z góry. Powiadomiłem jego rodzinę i przyjaciół o tym, że popełnił samobójstwo, ale to nieprawda, rozkaz z góry." - John zmrużył oczy i zaśmiał się nerwowo.
- Co? To wszystko?
- Dalej są puste kartki. To bez sensu. Góra, dla niego to musiał być ktoś wysoko postawiony, nie dużo osób może dać rozkaz inspektorowi. Kogo wysoko postawionego może interesować Victor? - odłożył zeszyt obok. - Mycroft, cholera. Zajmuje się polityką, jest młody ale jest bardzo wysoko postawiony. Nie wiem czemu.
- Dlaczego miałby to robić?
- Nie wiem. Nie chciał mnie załamywać? Może kogoś chronił?
- Na przykład Ciebie lub Eurus. Cokolwiek się stanie starsze rodzeństwo zawsze obroni te młodsze. W szczególności, że z twoich opowieści wynika, że Mycroft jest dość nieczuły.
Sherlock skinął głową. Spojrzał na swoje ręce po czym na Johna.
- Eurus ma za swoje - odchrząknął. - Siedzi w Francji, nie chcę, żeby siedziała w jakichś zakładach. Mówi się trudno, ani Trevora ani Powersa do życia nie przywrócimy. Zostało się tylko pogodzić z rzeczywistością.
John wstał i usiadł obok Sherlocka. W tamtym momencie nie straszna mu była bliskość. Ich nogi się stykały a jego dłoń wylądowała na ramieniu bruneta.
- Głodny? - spytał po kilku minutach ciszy.
- Jak cholera.
~~~
Przepraszam za błędy, przysięgam, że nie widzę ich gdy sprawdzam xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro