VIII
Na dworze było już ciemno a księżyc w pełni odbijał swoje zimne światło na tafli głębokiego jeziora. Noc była piękna i wyjątkowa. Sherlock i Molly siedzieli na molo, spokojnie rozmawiając na przeróżne tematy. Mogli sobie zaufać, na tym polega przyjaźń. Holmes mówił jej jak najwięcej, to się skarżył na Jima, to na Morana, to na Carla, to na rodzinę. Nagle usłyszeli za sobą znany głos, który pogwizdywał w stronę Hooper, wołając jej nazwisko. Sherlock szybko rozpoznawszy głos, wstał i podszedł do trzech chłopaków, po których środku był Carl Powers. Zaczęli się kłócić. Molly próbowała załagodzić sytuacje jednak w ogóle jej to nie szło. Wtedy Carl, pchnął bruneta a ten wpadł do jeziora. Wystraszona dziewczyna krzyczała jego imię, wołała go, prosiła, błagała. Chłopacy nie wiedząc co zrobić z krzyczącą dziewczyną, złapali ją tak aby nie pobiegła się naskarżyć.
A on tylko opadał na dno.
I tak właśnie minął pierwszy obóz bez Victora Trevora.
***
Policja już od dobrej godziny przeszukiwała teren. Było późno, ciemno i chłodno a funkcjonariusze co chwile przeszukiwali czy przesłuchiwali imprezowiczów. Trudno się nie domyśleć, że policjanci znaleźli też nielegalne substancje w domu państwa Adler. Pod rezydencją zebrała się też masa rodziców uczniów i studentów. U Carla Powersa stwierdzono zgon przez utopienie. Prawdopodobnie wystarczyło kilka minut więcej żeby ratownikom medycznym udało się ocalić życie chłopaka.
Wokół była napięta atmosfera. Policjanci przepytywali wszystkich i ze względu na narkotyki i śmierć kolegi. Cała wina spadła na państwo Adler oraz ich córkę, którzy ponoszą odpowiedzialność za całą imprezę.
Po jakimś czasie pod dom podjechał czarny samochód, z którego wysiadł Mycroft, zwracając na siebie uwagę rodzeństwa i niektórych policjantów. Nie spojrzał nawet na młodszych i pierwsze co to zaczepił funkcjonariusza kierującego akcją. Po kilku minutach gadania podszedł do rodzeństwa. Na jego twarzy widać było zmartwienie i strach, co faktycznie zdziwiło młodszą od niego dwójkę.
- Chcą Ci sprawdzić obecność narkotyków we krwi - powiedział do brata, spuszczając głowę. John natychmiast spojrzał na Sherlocka z lekkim zmartwieniem jednak brunet zdawał się być w zupełnie innym świecie.
- Po co? - jego ton był całkowicie pusty.
- Bo wiedzą, że kartoteki to ty czystej nie masz. Chcą sprawdzić Ciebie i tą całą „Adler" - nazwisko wymówił od niechcenia. - Chodź.
Podeszli razem pod ambulans. W prawdzie, Sherlock bardziej został tam zaciągnięty siłą. Mycroft pchnął brata by skupić na sobie jego uwagę.
- Powiedz mi, ćpałeś? - spytał a w jego głosie słychać było zmartwienie i niezadowolenie. Sherlock tylko przewrócił oczami i podał mu kartkę, którą wyjął z kieszeni kurtki. Mycroft przeczytał jej treść po czym pacnął chłopaka w głowę. - Ty mądry jesteś!? Po co ty to bierzesz do jasnej cholery!? Ty tak nałogowo?
- Nie. Pierwszy raz od może dwóch lat lub roku...
- Lekarz zaraz przyjdzie. Idź do ambulansu.
- Ale... - nie dokończył gdy przerwał mu brat
- Idź.
Sherlock spuścił, głowę i zacisnął zęby. Wszedł do ambulansu, dopiero wtedy Holmes zauważył, siedzącego na przeciwko rudzielca.
- Czym ty się tak przejmujesz? Do miłych nie należał...
- Tak, ale ma to związek z twoją śmiercią. Te same obrażenia i też zmarliście na wskutek utopienia - skrzyżował ręce na piersiach, zagłębiając się w myślach.
- Podejrzewasz kogoś?
- Eurus. Do obu zbrodni miała motyw. Nie powiążą tego z twoją sprawą więc dla nich grono podejrzanych to oni wszyscy. Dla mnie tylko Eurus, Jim, Molly i Irene. No i ja, wtedy też byłem naćpany. Chociaż Molly by tego nie zrobiła... chyba.
- Nie ma to jak podejrzewać samego siebie - zaśmiał się. - Czekaj, czemu Adler?
- Nie lubiła Ciebie. Dodatkowo mogła zorganizować imprezę tylko do zamordowania Carla.
Do ambulansu wszedł lekarz. Gdy pobrał krew bruneta wyprosił go z karetki. Sherlock minął się z wystraszoną Irene, wychodząc. W jakiś sposób zrobiło mu się szkoda tej dziewczyny. Pomimo, że była podejrzana, nie obwiniał jej. Wątpił, że to była ona. Spojrzał na brata, który kłócił się z policjantami. Zignorował go i poszedł prosto w stronę Johna, który na niego oczekiwał.
- Zachowałeś się odważnie - pochwalił go z delikatnym uśmiechem.
- Ty też - przerwał na chwilę. - Jak szybko wiedziałeś, że został zamordowany i powiązałeś te dwie sprawy?
- Jak mi go podawałeś, pierwsze co zobaczyłem to rana na głowie. Powiązałem to szybko ale chciałem wiedzieć czy żyje - John skinął głową na znak zrozumienia.
- W przyszłym miesiącu możemy podjechać do mojej babci po dokumenty mojego dziadka. W tym nie da rady, wyjechała gdzieś.
- Im szybciej tym lepiej - uśmiechnął się do niego, co na jego twarzy nie było często widoczne.
Chciał już odejść gdy nagle, tuż przed nim pojawiła się Sally Donavan. Jakby wyrosła z ziemi. Nim zdążył zareagować, ręka dziewczyny wylądowała na policzku Holmesa, zostawiając przy tym odcisk na jego twarzy.
- Zamordowałeś go! Świr! - wrzasnęła mu prosto w twarz.
- Skąd takie oskarżenia? - wtrącił się John.
- To na pewno on! Jest pojebany, zabił mi chłopaka! Czemu ty w ogóle stajesz w jego obronie? To psychopata, świr i dziwak. A do tego zapewne pedał - wrzeszczała, niektórzy zwrócili na nich zbyt wiele uwagi, niż John i Sherlock by tego chcieli. Holmes tylko przełknął ślinę jak usłyszał słowo ,,pedał"- Przysięgam, udowodnię, że to ty. Liczę, że skończysz tak samo jak Carl!
***
Adler poszczęściło się jeśli chodzi o przyjęcie. Mogła mieć na głowie kuratora lub poprawczak, zamiast tego trafiła do internatu. Nie dlatego, żeby dostała nauczkę, tylko dlatego, żeby nie psuć reputacji rodziny. Państwo Adler byli znani i lubiani. Posiadali nawet własną stajnie i często urządzali drogie wyścigi konne, w których pani Adler brała udział. Już tydzień po całym zdarzeniu zamieszkała w internacie szkoły.
Weszła do pokoju, który miał do niej należeć. Było tam czysto i całkiem ładnie. Cała masa roślin, książek i zdjęć. Pokój ten miał w sobie coś magicznego. Po dwóch jego stronach stały takie same, drewniane łóżka. Połowa Adler była praktycznie pusta, prócz kilku roślin, które musiała poustawiać jej nowa współlokatorka, której Irene jeszcze nie znała.
Szybko się rozgościła. Położyła na łóżku kilka poduszek i koc a jej szafa była już pełna ciuchów. Kilka szafek zdobiły już książki do klasy dziennikarskiej.
Kiedy skończyła otworzyły się drzwi. Do pokoju weszła dziewczyna, którą ta już miała okazję zobaczyć na imprezie. W jednym uchu miała słuchawkę a w ręku jakąś książkę. Zatrzaskując drzwi dopiero zobaczyła nową współlokatorkę. Przełknęła ślinę, rozpoznając kim jest dziewczyna. Wyglądała na bardzo wystraszoną.
- Molly Hooper, tak? - spytała ostrożnie, widząc reakcje dziewczyny.
- Tak... a ty.. Irene Adler? - spytała, wiedząc jak oczywiste jest te pytanie. Cała się zaczerwieniła a brunetka zaśmiała się.
- Tak. Nie ugryzę Cię, spokojnie. Nie stresuj się tak - Molly uśmiechnęła się lekko. - Noo.. to do końca szkoły jesteś na mnie skazana. Będę raczej problematyczna ale liczę, że się polubimy - szatynka nie odpowiedziała. - Przyjaźnisz się z Sherlockiem, prawda? - kiwnęła głową na tak. - A tobie, nieszczęśnico, on się podoba, albo więcej. Współczuję - uśmiechnęła się a Molly nie wiedziała czy to był przyjacielski uśmiech, czy wręcz odwrotnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro