Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

- Przestań się wiercić! - warknęła, delikatnie zszywając brew brata, który ból głowy popijał aspiryną.

John siedział na swoim łóżku, patrząc na delikatność dziewczyny. Chociaż, rozmawiając z nią wydawała się być groźna, to wobec Sherlocka taka nie była. Martwiła się. Wydawała się być zatroskaną, miłą osobą.

- Nie wiedziałem, że masz siostrę... - powiedział, chcąc rozluźnić napiętą atmosferę.

- Brata też - odpowiedział beznamiętnie, biorąc ostatni łyk aspiryny.

- O co im chodziło?

- Nie twoja sprawa - burknęła.

John przewrócił oczami. Eurus dość szybko skończyła pracę. Odłożyła igłę na bok i otrzepała ręce. Sherlock delikatnie dotknął rany po czym syknął a dziewczyna, widząc to lekko uderzyła go w rękę, krzycząc „zostaw." John jedynie przyglądał się całej sytuacji. Wyglądali jakby mieli bardzo dobry kontakt. On też chciałby mieć taki z siostrą.

- Jest prawie druga. Wracam do siebie. Sherlock, przyjdź jutro o dziewiątej do mojego pokoju. Oprócz mnie, Mycroft ma do Ciebie sprawę - odwróciła się przy czym machnęła włosami po czym wyszła z nad przeciętną gracją.

***

Przemierzał puste korytarze akademika. Większość dziewcząt albo gdzieś zgonowała albo po prostu wyjechała na weekend. Te które zostały, Sherlock po prostu zbywał. Stanął przed szesnastką i bez żadnego pukania wszedł do środka.

Na jednym z dwóch łóżek siedziała Eurus, czesząc swoje długie, ciemne włosy. Nie spojrzała na brata. Sherlock po prostu zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się po pokoju. Rudy chłopak, który łaził za nim niczym cień, przyglądał się szatynce.

- Mieliśmy może z dziesięć lat, ona mi się tak cholernie podobała. Mówiłem Ci - powiedział, obserwując z jaką gracją dziewczyna jeździ szczotką po swoich włosach. Sherlock przewrócił oczami, rozchylając lekko usta. - Podobała mi się, nie dziwię się, że ostatecznie skończyłem wraz z tobą. Oboje jesteście tak samo zjebani- stwierdził, na co Sherlock spiorunował go wzrokiem.

- Chodź - burknęła, biorąc torbę. Wyszła z pokoju a tuż za nią Holmes.

Wyszli z akademika i kierowali się do głównej bramy. Kiedy wyszli z terenu szkoły, Eurus rozejrzała się po czym ruszyła do czarnego samochodu.

Razem wsiedli do auta, który prowadził szatyn. Na tyle samochodu leżała czarna parasolka. Mężczyzna ten, spojrzał na dwójkę przez lusterko, po czym sięgnął do torby. Wyjął z niej teczkę z dokumentami.

- Eurus, załatwiłem to z tymi zdjęciami. Następnym razem nie wysyłaj zdjęć trupów kotów i psów do znajomych. A ty Sherlock? Wstyd. Pijany pobił się ze starszymi chłopcami - rzekł spokojnie a jego ton się nie zmieniał.

- Następnym razem ich pozabijam - warknęła, wyglądając przez zaciemnioną szybe samochodu.

- Uspokój się Eurus... właśnie Sherlock, mam coś dla Ciebie - podał teczkę chłopakowi z tyłu.

Rudy prawie rzucił się w jego stronę by dokładnie przyjrzeć się teczce. Eurus, udając niezainteresowanie przedmiotem, spojrzała na nią kątem oka. Sherlock zdziwiony otworzył teczkę, a jego oczom ukazały się zdjęcia Victora, o mokrych włosach. Był trupio blady a wokół niego był piasek i kilka glonów.

- Dobra, Mycroft, co to ma kurwa być - spytał zirytowany.

- Wyrażaj się braciszku. To zdjęcia Victora Trevora po tym jak został znaleziony w rzece. Dostałem do nich dzisiaj dostęp - uśmiechnął się.

- Ale po co mi to dajesz? Mycroft nie mam zamiaru tego oglądać!

- Użyj w końcu mózgu bo od czegoś go masz. Przyjrzyj się, nic nie widzisz?

- O czym ty...

- Przyjrzyj się! Nie zrobiono mu sekcji, gdyby go obejrzano, wiedziałbyś, że to...

- Morderstwo - otworzył szerzej oczy, słowo ledwo przeszło mu przez gardło. - To było morderstwo, ślady krwi na włosach i kilka zadrapań. Zanim utonął, uderzono go w głowę, a jeszcze wcześniej bił się z kimś...

- Stwierdzili, że zapewne uderzył się w głowę gdy skakał z mostu. Zadrapania nie wzbudziły podejrzeń, miał czternaście lat i lubił się wspinać. Nic dziwnego. Gdyby przeprowadzono sekcje, skończyłoby się to zupełnie inaczej.

Eurus wyrwała Sherlockowi z dłoni teczkę aby przyjrzeć się zdjęciu. Spojrzała pare razy na Mycrofta, a potem na zdjęcia. Wyrwanie teczki nie było dla niej trudne. Chłopak był kompletnie sparaliżowany, patrzył przed siebie z niedowierzaniem.

Czuł jakby cały świat mu się zawalił. Przez cały czas obwiniał go. Był wściekły i zdesperowany. Był przez cały czas pewien, że jego Victor popełnił samobójstwo. Teraz wiedział, że tak nie było. Przez dwa lata mógł znaleźć jego zabójcę, zamiast tego obwiniał go. Teraz obwiniał siebie.

- No to zdaje się, że masz problem Sherly. Znajdź mojego zabójcę i go zamorduj. Definicja miłości poczeka... - powiedział rudy, zdecydowanie spokojniejszym i mroczniejszym tonem.

***

Wyszli z samochodu, kierując się w stronę swoich części internatu. Nagle Sherlock zatrzymał się i spojrzał na zamyśloną szatynkę.

- Eurus, czekaj - powiedział na tyle cicho żeby nie zwracać na siebie uwagi, ale na tyle głośno żeby usłyszała. Odwróciła się - chciałaś coś chyba.

- Ah tak... - powiedziała, poprawiając spadający na jej czoło kosmyk. - Dziękuję.

Zaskoczyła go tymi słowami. Uśmiechnęła się i ruszyła do internatu. Sherlock przez chwile stał osłupiały, po czym szybko ruszył do szkoły.

***

Molly stała przed męskim akademikiem, zerkając co chwile na zegarek. Robiło się już ciemno, dodatkowo kropił deszcz, co nie bardzo jej się podobało. Po chwili z internatu wyszedł Jim Moriarty. Zanim podszedł do dziewczyny, wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Odpalił jednego i zaciągając się tytoniem podszedł do dziewczyny. Ta odsunęła się od niego, nie chcąc wąchać ohydnego zapachu papierosa.

Jim wyjął komórkę z kieszeni. Odblokował po czym podał go dziewczynie. Otworzone były sms-y z numerem o nazwie „Sherly."

- Nie rozumiem... - powiedziała, oddając chłopakowi telefon. - Victor popełnił samobójstwo...

- Victor Trevor został zamordowany. Mycroft miał dostęp do danych policyjnych, domyślił się i dał zdjęcia Sherlockowi - powiedział beznamiętnie po czym wypuścił dym z ust.

- Cholera... zamordowany? Kto by mu zrobił coś tak okrutnego?

Jim wzruszył ramionami. Rzucił papierosa na ziemię i przydeptał, zgaszając go przy tym. Wziął oddech rześkim powietrzem i rozejrzał się dookoła.

- Myślisz, że Victor mógł znać zabójcę? - spytał, patrząc na przejeżdżające niedaleko samochody.

- Nie wiem... to było tak dawno temu... - patrzyła na swoje palce, które wyginała ze stresu.

- Posłuchaj... - westchnął. - Mam wrażenie, że na Sherlocku zależy nam tak samo w tej chwili. Nie chce się z tobą więcej kłócić bo teraz jako dobrzy przyjaciele musimy być z nim. Przepraszam Cię.

Dziewczyna podniosła lekko spojrzenie na wyższego chłopaka. Nie wiedziała czy mu wierzyć. Jim Moriarty nie należał do szczerych osób, żałujących błędów. Nigdy taki nie był. Wiedziała, że zależało mu na Sherlocku jednak nie wiedziała, że ten kiedykolwiek ją przeprosi. Dodatkowo był świetnym aktorem, odgrywanie takich przeprosin nie sprawiło by mu problemu, zważając na to, że na niej nie zależało mu pewnie w ogóle.

- Tak. Jasne, znaczy nic się nie stało. To nie była twoja wina... - powiedziała ciszej, obawiając się jego reakcji.

Chłopak tylko pokiwał głową, wracając do internatu. Kiedy się oddalił, dziewczyna poczuła wielką ulgę, po czym szybko wróciła do żeńskiej części.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro