Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I

Opadał na dno, które wydawało się być tak odległe od powierzchnii mimo, że tak nie było. To dno, było ciemne, trafiały tam pojedyncze promienie zimnego światła księżyca w pełni na nocnym niebie. A on opadał, opadał tak póki jego plecy nie zderzyły się z tym właśnie dnem. Poczuł ból, zimno, dreszcz i przerażenie. W końcu nie umiał pływać. Sięgnął dna a ucisk w płucach stał się zbyt potężny. On tonął. Usłyszał śmiechy i krzyki tej jednej osoby, która faktycznie się o niego troszczyła. Ból w płucach go kuł, nie oddychał od zbyt długiego czasu.

Bo przecież dzieci, nie mogą mieć problemów.

***

Sherlock siedział na beżowej kanapie, rozglądając się po pomieszczeniu. Był ranek więc źródłem światła było słońce, które oświetlało pokój w tak uspakajający sposób. Za oknem ćwierkały ptaki a firany lekko falowały przez jesienny, chłodny wiatr.

Na przeciwko niego, na niebieskim fotelu siedziała przyjaźnie uśmiechnięta kobieta o nie wiadomo czy szczerym uśmiechu i pięknych oczach, nie mogłaby nie zauważyć jak chłopakowi trzęsą się ręce.

- Dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś, Sherlocku. - powiedziała kobieta, przyglądając się nastolatkowi. - Kiedy to miało miejsce?

- Byłem chyba w trzeciej gimnazjum, nie pamiętam.. - powiedział, spokojnym tonem, który przez cały czas był opanowany, nawet mimo stresu jaki odczuwał.

- Rozumiem, a ta jedna osoba? Kto to?

- Przyjaciółka - powiedział raczej od niechcenia.

Molly Hooper nie była odważną dziewczyną, zamiast tego była miła, przyjazna i pomocna. Dziewczyna ta była urocza, zawsze umiała doradzić Sherlockowi gdy ten sobie nie radził. Ona zmusiła go do pójścia do Pani psycholog niedaleko ich internatu.

- Sherlocku, boisz się. Wiem, że masz hydrofobię ale boje się, że mogłeś się też nabawić poważnej traumy.

***

Hałas jeżdzących po skrzypiącej podłodze kółek walizki słychać było w całym internacie. Dodatkowo jeszcze to jedno nieszczęsne kółko, które hałasowało najbardziej, zaczepiając się o dywany.

Walizkę, ciągnął za sobą John Watson, idący wraz ze swoim przyjacielem Gregiem Lastrade prosto do wskazanego pokoju. John i Greg byli typowymi maturzystami, popularnymi chłopakami i sportowcami. John chodził do klasy medycznej natomiast Greg do policyjnej, mundurowej. Znali się około dwóch lat, jednak dla Johna, Greg był jedną z jego bliższych osób. Mimo, że znało go całkiem sporo osób, to nie miał prawdziwych przyjaciół. Czuł, że wszyscy dookoła są fałszywi lub chcą go poznać tylko dla jego popularności.

Szli cicho, było wcześnie i wielu uczniów po prostu jeszcze spało. Woleli zachować ciszę, na wszelki wypadek. Dotarli przed drzwi o numerze dwadzieścia jeden. Pokój, o którym trąbiło w całej szkole, a bardziej o jego lokatorze.

Johna nigdy nie interesowały plotki jednak słuchał wielu opowieści Grega o swoim nowym współlokatorze. Pomimo, że Greg przepadał za Sherlockiem, musiał opowiedzieć mu te złe aspekty mieszkania z młodszym chłopakiem z drugiej klasy.

Był dopiero wrzesień a ten chłopak chodził do tej szkoły zaledwie rok, a uczniowie jak i nauczyciele już go sobie zapamiętali. To palenie na parkingu, to posiadanie w pokoju nielegalnych substancji po eksperymenty na martwych zwierzętach. Cóż, „wszystko dla nauki."

- Więc, to jest ta słynna dwudziestka jedynka? - spytał retorycznie, wyciągając klucze z kieszeni kurtki. - Naprawdę muszę tu zamieszkać? Ta Hooper prosiła Ciebie...

- Tak, ale ty, drogi przyjacielu wprowadziłeś się w końcu do internatu, a ja już mam pokój. - uśmiechnął się do chłopaka, który nieudolnie próbował włożyć klucz do zamka. - Poza tym, ty się bardziej nadajesz do pilnowania nie ogarniętego chłopaka niż ja. Znam Sherlocka, ale nie mogę do niego dotrzeć...

John kiwnął głową, gdy w końcu po szarpaninie z drzwiami udało mu się je otworzyć. Powiedział tylko „voilá," ustępując koledze w drzwiach i głupio się przy tym uśmiechając.

Razem weszli do środka. Pokój, jeśli chodzi o porządek, zostawiał sobie wiele do życzenia. Na podłodze walała się masa różnych papierów, natomiast na biurku stały dziwne substancje chemiczne. Nie wyglądał on aż tak źle jak na szesnastolatka, jednak gdyby czyjaś matka zobaczyła, że tak mieszka jej dziecko, wyszłaby z siebie i stanęła obok. John od razu wiedział, że lokator tego pokoju jest... specyficzny.

***

Jak na Londyn i to jesienią padało. Od szyby odbijały się krople deszczu spływające po niej w dół co chwile łącząc się ze sobą. Wiatr kołysał drzewami, powodując szum. Sherlock skupiał swoją uwagę na tych właśnie kroplach, zastanawiając się nad czymś, zapewne kibicował kroplom w wyścigu. Stukał długopisem o drewnianą ławkę, doprowadzając swoją koleżankę do szału.

Był to język francuski, którym Sherlock nigdy się nie interesował, wystarczało mu, że mówił po angielsku. Niestety profesor szybko zobaczyła jego brak uwagi na lekcji.

- William, que voyez-vous là?* - spytała, czym szybko zwróciła na siebie uwagę Holmesa, który bez problemu zrozumiał pytanie.

- Rien... **- odpowiedział szybko, przepisując tekst napisany na tablicy, który przez pismo profesor wyglądały jak hieroglify.

Profesor tylko pokręciła głową z dezaprobatą, wracając do lekcji. Molly Hooper, przyjaciółka Sherlocka, która siedziała z nim w ławce spojrzała na chłopaka ze zmartwieniem.

Gdy zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli z sali, Molly podbiegła za Sherlockiem, kierującym się do internatu. Chłopak, widząc ją zwolnił, wiedząc, że tak niska dziewczyna nie nadąży za nim. Był raczej wysokim chłopakiem, w szczególności na swój wiek. Trenerzy często chcieli go w drużynie koszykówki, ale sport raczej nie był dla niego. Przynajmniej nie miał dużego problemu ze starszymi chłopakami.

- Wszystko okej? Wydawałeś się być... rozkojarzony... - powiedziała, poprawiając swój brązowy kucyk i zerkając na Sherlocka.

- Tak, wszystko dobrze. Po prostu się zamyśliłem - odpowiedział nawet nie patrząc na dziewczynę. Ta jednak była zmartwiona jego stanem o czym ten wiedział, wolała jednak nie dopytywać.

- Załatwiłam Ci tego współlokatora... jak obiecywałam z Mike'm. Dzisiaj powinien się wprowadzić - oznajmiła cicho.

- Kto to taki? - spytał z lekkim zmartwieniem w głosie. Molly jednak nie spodziewała się takiej odpowiedzi.

- Myślałam, że... nie ważne. John Watson, kolega Grega.

Sherlock kiwnął głową, w tamtym momencie się rozstali. Molly weszła do żeńskiego internatu a Sherlock do męskiego, nawet się nie pożegnali.

***

Stał przed pokojem numer dwadzieścia jeden. Od razu wiedział, że jego współlokator już tam jest. Lekko zawinięty dywan i porysowany zamek, Holmes zawsze trafiał kluczem. Westchnął, złapał za klamkę i wszedł do środka.

Na krześle przy biurku siedział chłopak, był to niski, opalony blondyn ubrany w jasny sweter. Nikt nadzwyczaj ciekawy. Chłopak ten słuchał muzyki na słuchawkach, pisząc coś w zeszycie.

John zobaczył chłopaka dopiero wtedy, kiedy ten trzasnął drzwiami, zwracając tym samym na siebie uwagę. Watson spojrzał na bruneta, zdejmując słuchawki, dokładnie mu się przyglądając. Od razu stwierdził, że chłopak ten na swój sposób jest dość czarujący.

- John Watson - przedstawił się, wstając i podchodząc do chłopaka.

- Umiem grać na skrzypcach o trzeciej w nocy, czasami nie mówię cały dzień a potem nie mogę się zamknąć. Nie będzie Ci to przeszkadzać? - upewnił się, chcąc zniechęcić chłopaka do mieszkania z nim.

- Em... nie. Ale hola, nie przedstawiłeś mi się... - powiedział, patrząc na Sherlocka, którego mimika nie zmieniła się ani razu podczas rozmowy. Znał jego imię, postanowił poprawić zanikającą kulturę osobistą chłopaka.

- Sherlock Holmes.

~~~

* William, co tam widzisz? [Łiliam, ke woje wu la?]

** Nic [rię]
Tłumaczone w google tłumacz, więc jak ktoś tu mówi po francuzku to przepraszam xD
Przepraszam też za wszystkie błędy w ojczystym języku.

Rodziały będą się pojawiać co tydzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro