XVIII
Przechodząc przez dużą drewnianą bramę, nie było od razu wiadomo na czym skupić wzrok. Z każdej strony była masa ciekawych rzeczy, od pięknych kwiatów, przez różne drogie wina, aż po dziwne zabawy, o których mało kto miał pojęcie. Te wesele różniło się od tych jakie znali Sherlock, John i Harry. Nie było typowe, nudne, na biało udekorowanej sali z małymi porcyjkami jedzenia. To było duże wesele, którego większość czasu miała miejsce na dworze, a w dwóch, białych namiotach znajdowały się miejsca dla gości, stół szwedzki oraz orkiestra.
Większość ludzi była już pijana i nie zwróciła uwagi na nowo przybyłych nastolatków. Harry postanowiła skorzystać z okazji, łapiąc brata pod ramię i ciągnąc go na parkiet w namiocie. Sherlock przez chwilę patrzył jak Harriet próbuje zmusić brata do tańca, potem postanowił, że zabawi się w pojedynke. Podszedł do małego stoliku, przy którym kilku wciętych już mężczyzn grało w karty. Sherlock nie był pewien co to za gra, więc obserwował. Po chwili zrozumiał, to był poker. Grywał w niego kiedyś, ale szybko mu się znudziło, po tym, gdy przegrał prawie wszystkie swoje pieniądze, od tamtej pory stara się mniej zakładać, jednak nie zawsze to wychodzi. Z zamyślenia szybko wyrwało go dwóch graczy, pytających o dołączenie do gry. Sherlock odmówił. Poszedł dalej.
Przechadzając się między ludźmi i stołami nic go nie zaciekawiło na tyle, by się zatrzymać i zabawić. Usiadł więc przy stole na którym leżało tanie wino. Jedno z pięciu miejsc było zajęte przez szatynkę w fioletowej sukience, jednak ten zignorował ją, nalewając sobie właśnie to tanie wino.
- Cześć - zaczepiła go dziewczyna. Była mniej więcej w jego wieku. - Jestem Janine.
- Sherlock - nie spojrzał nawet na nią.
- Nie jesteś zaproszony, prawda? Parka, z którą się tu wkradłeś tańczy w samym rogu wśród pijaków. Ukrywacie się?
- Kiepski początek znajomości. - uśmiechnął się po czym odwrócił się w jej kierunku. - Skoro już nas przyłapałaś to przynajmniej nie mów nikomu.
- Oczywiście. Jestem cichutko jak myszka. Pod warunkiem, że zechcesz mi pomóc - powiedziała, oglądając swoje paznokcie. Sherlock westchnął głośno. - Panna młoda to moja siostra, Elizabeth. Dała mi zaproszenie dla mnie i osoby towarzyszącej. Wyśmiała mnie, że i tak nikogo nie znajdę do tego czasu. Chciałam jej utrzeć nosa, ale mój chłopak o ironio się rozchorował. Przez jeden wieczór pobawisz się w niego, w zamian ty i ta dwójka będzie mogła zostać ile będzie chciała. Co ty na to?
- Czyli mam rozumieć, że jak się nie zgodze to wypadamy stąd?
- Zgadłeś.
- Okropna jesteś... - chciał propozycje odrzucić, jednak myśl o tym, że znowu będą musieli szukać miejsca do przesiedzenia cały dzień skutecznir go zniechęciła. Dodatkowo obawiał się co będzie jeśli ta powie reszcie. Mile poproszą ich o wyjście, czy skopią i pobiją? Nie ryzykował. - Niech ci będzie.
- Dobrze, że jesteś ubrany w miare elegancko. Twoi znajomi trochę mniej, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
- Czyli co mam robić?
- Nic specjalnego. Będziemy spędzali razem czas i potem przedstawie cię siostrze. Bardzo proste zadanie.
Siedziała jeszcze chwilę przy stoliku, nie odzywając się szczególnie. Sherlock mógł wówczas dokładniej się jej przyjrzeć. Oprócz kilku ciekawych rzeczy, których z niej wyczytał, bez problemu doszedł do wniosku, że jest bardzo ładną dziewczyną. Chociaż jej dziwny charakter mógł ją lekko w jego oczach oszpecić. W końcu kto normalny podchodzi do obcej osoby, prosząc o to, by ta udawała jej partnera? Kto wie, kim mógłby się okazać Sherlock. A nuż był seryjnym mordercą, poszukującym swej ofiary na chucznych weselach, zgarniającym kobiety do samochodu, a następnie gwałcąc, zabijając i paląc, niekoniecznie w tej kolejności. Nie myślał nad tym długo. To były dziwne myśli.
Janine zaproponowała, aby Sherlock poszedł z nią coś zjeść. W końcu co to za randka bez jedzenia. Słysząc te słowa przez głowę Sherlocka od razu przeleciała myśl, o tym, kto normalny organizuje randkę na weselu i to jeszcze z obcym mężczyzną. Teraz zastanawiał się, czy może to ona jest tym mordercą. Przykro by było, gdyby ktoś umarł na ślubie. I to jeszcze ktoś niezaproszony.
Ostatecznie Sherlock i Janine zjedli jakieś jedzenie z wielkiego szwedzkiego stołu. Małe, ale wyśmienite przękoski, których Sherlock zidentyfikować nie potrafił. Ważniejszym faktem było to, że były dobre. Usiedli przy stoliku. Janine postanowiła w końcu poznać swojego „partnera". Zaczęli rozmawiać, na ważniejsze i na bardziej błache tematy, jednak Holmes nie mógł powiedzieć, że dyskusja go znurzyła. Rozmowy z szatynką były faktycznie dość ciekawe. Umiała ugryźć temat z najlepszej strony, wiedziała też trochę w każdej sprawie.
Po długiej pogawędzce, Janine doszła do wniosku, że czas najwyższy dojść do punktu kulminacyjnego ich związku i przedstawić bruneta swojej siostrze, pannie młodej.
Podeszli do młodej kobiety w białej, skromnej sukni tańczącej wraz z niewiele starszym od niej blondynem. Widać było, że trochę już wypili jednak nie można było nazwać ich pijanymi. Janine odchrząknęła, zdobywając tym samym uwagę siostry oraz szwagra.
- A kogo mi tu przyniosło- powiedziała rozbawionym tonem blond włosa panna młoda. - A ten to kto?- zapytała, przyglądając się uważnie Sherlockowi.
- Sherlock - przedstawił się elegancko, lekko ukłaniając się w stronę nowożeńców. - Jestem osobą towarzyszącą Janine.
- Miło mi. Jestem Hamish, moją żonę Elizabeth napewno znasz - uśmiechnął się. Sherlock dopiero w tamtym momencie zwrócił na niego uwagę. Pierwszym co zauważył było to, że był cholernie niski. - Jesteście parą, mamy rozumieć?
- Zgadza się - odpowiedziała Janine, łapiąc swojego towarzysza za dłoń. Holmes rozejrzał się, na szczęście Johna nie było nigdzie w okolicy.
- Byłyby z was ładne dzieci - powiedziała śmiejąc się Elizabeth, uważnie przyglądając się Sherlockowi. Analizowała go od stóp do głów. Złapała Hamisha za ramię. - My już idziemy. Bawcie się dobrze gołąbeczki.
Kiedy para młoda odeszła Janine puściła rękę Sherlocka wzdychając.
- Nie wydawała się być taka zła.
- Bo to pieprzona pozerka! - uniosła się dziewczyna. - W głębi ducha była wściekła.
- Wierzę na słowo. - dodał ciszej. - Jest już późno, będę się powoli zbierał.
- Och, poczekaj jeszcze godzinę. Na oczepiny. - Sherlock zerknął na zegarek. Faktycznie, godzina go nie zbawi. Westchnął po czym przytaknął dziewczynie, na znak pozostania.
Kolejna godzina minęło bardzo szybko. Sherlock i Janine non stop tańczyli, niezmiernie się przy tym bawiąc. Trochę wypili, jednak nawet bez alkoholu bawiliby się tak samo dobrze. Janine śmiała się do utraty tchu w momentach kiedy, Sherlock wykonywał masę nieco zabawnych ruchów, ledwo się przy tym trzymając na nogach. Lub kiedy kłócił się z pijanymi gośćmi. Lub kiedy pouczał skrzypka. Lub kiedy sam się śmiał tak bardzo, że ciężko było się nie śmiać razem z nim. Nadszedł czas oczepin. Orkiestra ucichła. Bardziej pijani skończyli tańczyć. Mniej pijani skończyli pić.
Sherlockowi nie bardzo odpowiadało, że przerwano im zabawe, zmuszając gości do grania w jakieś głupie gry. Pierwszą grą było oczywiście rzucenie kwiatów przez pannę młodą. Kobieta, która złapie bukiecik miała pierwsza wyjść za mąż. Grupa młodych kobiet stanęła za Elizabeth, tańcząc w rytm muzyki, kiedy ta ucichła, bukiecik był już w powietrzu. Złapała go Janine, która spojrzała się na Sherlocka, a ten automatycznie się do niej uśmiechnął. Elizabeth również spojrzała na bruneta z wielkim bananem na twarzy. Holmes poczuł stres kiedy masa ludzi zaczęła również na niego spoglądać. Nie chciał tam dłużej siedzieć, wtedy przypomniał sobie, od jak dawna nie widział swojego przyjaciela. Wstał od stołu, przykuwając uwagę dużej ilości gości, a w szczególności zaniepokojonej Janine, która od razu ruszyła za nim, łapiąc go za przedramię by nadążyć. Brunet nie protestował.
- Coś się stało? - spytała lekko zaniepokojona. - Chodzi o bukiecik?
- Byłem tu z przyjaciółmi i nie wiem, gdzie oni się podziali.
- Ano tak. Zapomniałam o nich...
Wyszli razem z małego dworka, na którym odbywało się przyjęcie. Było już późno, ciemno i chłodno, więc Sherlock dał dziewczynie swoją marynarkę. Ruszyli razem w stronę parkingu, gdzie stał samochód Johna. Sherlock odetchnął z ulgą gdy właśnie tam zobaczył rodzeństwo. Harriet siedziała w samochodzie, a John majstrował przy czymś pod klapą auta. Podeszli do samochodu.
- Jesteś już.
- Długo czekacie?
- Z dwadzieścia minut. - spojrzał na szatynkę. - Byliśmy już zmęczeni, a Harry słyszała, że czekasz do oczepin. Kim ona jest? - zadał w końcu to nurtujące go pytanie.
- Janine. Moja udawana dziewczyna. - John zmarszczył brwi. - Jedźmy już.
Przytulił dziewczynę na pożegnanie i wsiadł do auta. Odjechali, a ten przez cały czas patrzył na nią. Z tego wszystkiego, zapomniał odebrać marynarki.
***
Po odwiezieniu Harry do domu, od razu pojechali do szkoły. Weszli po cichu, drzwi do placówki cudem były otwarte. Ruszyli do swojego pokoju. Ku ich zaskoczeniu nie byli tam sami. Światło było zapalone, a na łóżku Sherlocka siedział Moriarty, układając w rękach kostkę rubika.
- Potrzebujesz jakiejś pomocy? - spytał po chwili ciszy i intesnywnego wpatrywania się John.
- Nie. - oderwał wzrok od kostki. - Założyłem się z Irene, że wrócicie tej nocy i... - wstał, podszedł do Sherlocka i złapał go za rękę, na co obaj chłopcy rzucili mu zdziwione spojrzenie - ... i to jako para. - puścił rękę chłopaka. - Może nie jako para, ale napewno nie jako tylko przyjaciele. Ona stwierdziła, że wrócicie jutro rano, też jako para w sumie... ale ważne, że wygrałem. Narazie!
Wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro