XIII
Parking przed szkołą był praktycznie pusty, dlatego znalezienie Johna nie sprawiło Sherlockowi trudności. Blondyn opierał się o nieduży srebrny samochód. Auto było dość stare i brudne. Lakier był porysowany a zderzak lekko zepsuty. Sherlock od razu wiedział, że samochód nie może należeć do Johna, on był ostrożny. Nie chodziło tu o pieniądze ale widać było, że właściciel samochodu nie umiał parkować i był dość nieuważnym kierowcą.
Kiedy John zobaczył Sherlocka odchrząknął i poprawił swój duży, niebieski sweter po czym wsiadł do samochodu a tuż za nim Holmes. Obaj zapieli pasy ale zanim ruszyli, John siłował się z odpaleniem samochodu, co chwile na niego bluzgając.
- Gdzie jedziemy? - spytał w końcu brunet.
- Do mojej babci, dopiero teraz możemy podjechać po papiery - auto odpaliło. John obrócił się, patrząc przez tylną szybę, zawrócił samochodem i wyjechał z parkingu. Nie odzywali się do siebie.
John cały czas myślał o tym, że powinien przeprosić młodszego Holmesa. Pomimo, że było mu przykro z powodu kłamstw przyjaciela, przesadził. Pogrążył go na oczach Irene, Mary i całej restauracji, przy okazji zdradzając dziewczynom jego sekret. Dodatkowo, co jeśli się wyziębił? Wracał wieczorem, kiedy było zimno i wiało, mokry. Sam też oczekiwał przeprosin. Nie lubił kłamstw. Najbardziej jednak chciał przeprosić Irene. Miał o niej zbyt złe zdanie, a ta okazała się być zupełnie inną osobą. To był pierwszy punkt na liście do zrobienia, gdy wróci do szkoły.
- Przepraszam- powiedział gdy wyjechali z miasta. - Głupio się zachowałem, po prostu martwię się o Ciebie.
- Och... - był dość zdziwiony słowami przyjaciela, jednak nie codziennie słyszał, że ktoś się o niego martwi. - Też Cię... przepraszam - bardziej spytał niż stwierdził. Sherlock naprawdę nie umiał w relacje międzyludzkie.
Znowu nastała niezręczna cisza. Sherlock nie wiedział czemu, przecież przeprosił. Miał wrażenie, że gdyby się odezwał coś by wybuchło. Wolał poczekać w ciszy póki John nie odezwie się pierwszy, ten jednak był zbyt skupiony na drodze, żeby wymyślić jakiś temat do rozmowy.
- Ty znasz mój sekret, to ty mi zdradź swój - wypalił nagle brunet. Nie mógł znieść ciszy. John się tylko zaśmiał.
- A co chciałbyś wiedzieć?
- Nie wiem, nie opowiadasz dużo o sobie. Wydaje mi się, że wiem o tobie dużo ale wciąż za mało.
- Bo ty tak dużo o sobie mówisz... - powiedział ironicznie.
- Nie mówię, ale ty przeszukujesz internet, żeby znaleźć coś o mnie, o Tobie nic nie ma.
- Skąd wiesz, że wyszukuje Twoje nazwisko w sieci?
- To oczywiste, skąd indziej mógłbyś wiedzieć? Swoją drogą, myślałem, że usunąłem ten komiczny blog. Więc? Sekret za sekret.
John zastanawiał się przez chwilę. Nie wiedział co mógłby zdradzić Sherlockowi, nie znali się na tyle długo, by mógł mu powiedzieć o każdym najmniejszym szczególe ze swojego życia. Swoją drogą, nie powiedziałby mu nawet gdyby byli przyjaciółmi od lat, są rzeczy, o których nie warto mówić.
- Jestem biseksualny, miałem kiedyś chłopaka, nazywał się Sholto. Wyjechał do stanów i nasz kontakt się urwał. Miałem piętnaście lub szesnaście lat, on za to był starszy. Wyjechał na studia.
- Przykro mi.
Zdecydowanie obaj nie spodziewali się, że Sherlock to powie.
Kiedy znowu zanosiło się na ciszę, John postanowił włączyć radio. Akurat zaczynała się jedna z jego ulubionych piosenek zespołu ,,Queen" więc podkręcił głośność.
This thing called love, I just can't handle it
This thing called love, I must get round to it
I ain't ready
Crazy little thing called love
Spojrzał na Sherlocka, który odwrócił głowę w stronę szyby, zanikając we własnym świecie. Bardzo chciał wiedzieć o czym ten teraz myśli. W jego oczach był widoczny ten błysk, ten, który znaczył tętniącą w nim nadzieje. John, stop, pomyślał, skup się na drodze bo inaczej ten błysk będzie martwy jak w coś wjedziesz.
***
Irene szła korytarzem męskiego internatu. Nienawidziła tam być. Zawsze tam śmierdziało. Chłopcy z innych klas się na nią patrzyli a potem oceniali jej kształty. Nie wstydziła się swojej sylwetki, ba, nawet ją lubiła. Po prostu irytowało ją to, nie pozwoliła im patrzeć, dotykać ani wytykać jej palcami czy mówić różne chore rzeczy. W szczególności, że prawie nie znała tych chłopaków, większość tylko z widzenia.
Bez pukania weszła do dwudziestki jedynki, taki miała zwyczaj, wchodziła gdzie chciała. O dziwo zamiast zobaczyć tam Sherlocka i Johna zastała Jima, który grzebał w szufladzie biurka. Brunet, kiedy usłyszał, że drzwi się otworzyły wyprostował się i zamknął szufladę. Spojrzał na Adler i zmrużył oczy.
- Co robisz? - spytała.
- A ty?
- Chciałam porozmawiać z Sherlockiem, wiesz gdzie jest?
- Też chciałem, ale go nie ma jak pewnie zauważyłaś. O czym chcesz z nim rozmawiać?
- A ty? - ciągle odpowiadali pytaniem na pytanie.
- Sprawy prywatne. Nie odpowiedziałaś na pytanie - przysunął się o krok i schował ręce do kieszeni spodni, uważnie przyglądając się ruchom dziewczyny.
- Też - na jej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. - Po co przeszukiwałeś ich rzeczy?
- Nie wiem czy zauważyłaś ale Eurus i John zniknęli bez śladu, a potem też Sherlock. Nie wydaje Ci się to podejrzane?
- To nie jest powód do przeszukiwania ich rzeczy...
- POMYŚL! - wrzasnął. Irene się wystraszyła, jednak nawet nie drgnęła. Patrzyła w jego ciemnie oczy, które z dnia na dzień ogarniało szaleństwo. - A może zostawili coś w tej stercie śmieci, co naprowadziłoby mnie na nich? A co jeśli John coś zrobił któremuś z nich? - przerwał na chwile. - Nie... - zaśmiał się. - Prędzej oni jemu. Eurus... Eurus umie się obronić.
Przez chwilę dziewczyna zastanawiała się nad słowami kolegi. Zmrużyła lekko oczy a ten wyminął ją.
- Chciałeś mu powiedzieć? - chłopak zatrzymał się w drzwiach, Irene odwróciła się do niego i patrzyła na zakłopotanego Jima, trzymającego klamkę. - Cóż, to by do Ciebie pasowało. Kochasz takie dramaty, kiedy wszyscy zwracają na Ciebie uwagę.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz - powiedział po chwili ciszy. Przez cały czas się uśmiechał, jednak przez to, że stał odwrócony, Irene nie mogła tego dostrzec. Chociaż sama przez cały czas miała uśmiech na twarzy.
- Ty i Sherlock. Jesteś zazdrosny, prawda? Biednemu Jamesowi Moriarty'emu ktoś odbił obiekt westchnień. Co zrobisz? Myślisz, że jak powiesz Holmesowi co czujesz to John nagle zniknie z jego życia? Żyli długo i szczęśliwie, bez Ciebie.
Stał chwile w bezruchu, patrząc się w ścianę przed nim. Zaśmiał się po chwili. Nie głupi pomysł, pomyślał, wychodząc z pokoju i kierując się do swojego. Idąc pogwizdywał nieznaną Irene melodię. Po chwili było słychać tylko trzask drzwiami.
Dziewczyna po chwili namysłu ruszyła w ślady Jima, wychodząc z pokoju i kierując się do żeńskiej części internatu.
***
Mary siedziała przy biurku i uczyła się do najbliższego sprawdzianu. Nie szło jej to zbyt dobrze. Przez cały czas myślała o tym, gdzie może podziewać się John. Był już wieczór a ten ani się nie pojawił, ani nie zadzwonił. Zniknął. Martwiła się o niego. Nie byli parą ani nie znali się długo. Sam fakt, że zaginął był dostatecznym powodem zmartwień.
Jej próby uczenia się przerwał wpadający do pokoju Greg. Jego twarz wyrażała tak dużo emocji, że ciężko było je odróżnić. W jego oczach jednak, przeważał strach. Blondynka natychmiast podniosła głowę i spojrzała na stojącego w drzwiach nastolatka. Wstała z krzesła.
- Co się stało? Wiesz co z Johnem? Wszystko okej? - zaczęła pytać, nie dając dojść mu do słowa.
- Sherlock też zaginął - odpowiedział w końcu.
- Muszą być razem, to logiczne. Trochę się boję, że to może być coś gorszego niż ucieczka z lekcji...
- Też tak sądze Mary. Graliśmy w piłke na boisku. Wtedy nie wiedziałem kto to był, ale to był Sherlock, wchodził do czyjegoś samochodu... John nie ma prawa jazdy, ani samochodu. Jestem prawie pewien, że zostali porwani.
- Dlaczego wtedy do niego nie podszedłeś!? - krzyknęła na niego, była przerażona.
- Nie wiedziałem, że to on. Nie rozpoznałem.
- Och Boże! Przecież oni mogą być wszędzie! - zaczęła panikować. - Mogą być martwi, cokolwiek!
Greg spojrzał na podłogę, po czym położył dziewczynie rękę na ramieniu. Wyglądał jakby składał jej kondolencje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro