Rozdział 3 wycieczka krajoznawcza
- Zgwałcą nas i zabiją… zgwałcą i zabiją… - powtarzałam cicho sama do siebie nie mogąc się uspokoić
- Czyli i tak spotka nas lepszy los niż w domu – warknęła na mnie Sora – zamknij się już marudo i idź dalej.
Była ciemna noc, a my przemierzałyśmy rzekę brocząc do pasa w wodzie z dziesięcioma mężczyznami i jedną kobietą, która także nie wzbudzała mojego zaufania.
Jak znalazłyśmy się w takiej sytuacji? Otóż kumpel Sory, Takumi zapewnił nam „przerzut”, czyli najprościej mówiąc nielegalne przejście przez granicę. A że zajmowali się tym ludzie wyjęci z pod prawa trzęsłam się jak osika widząc rosłych mężczyzn z bliznami na twarzy. Na dodatek nie byli Japończykami i złowieszczo na nas spoglądali. Ubrania które zwinęłyśmy z jakiegoś domostwa całkowicie przemokły, a czekała nas jeszcze dwukilometrowa podróż w wodzie by dotrzeć do łódek, które miały nam pomóc wyjechać z kraju.
- Ten siwy łypie na mnie okiem – powiedziałam do Sory
- Podobasz mu się – zironizowała
- Przysięgam, że jeśli wyjdziemy z tego żywe, zabije cię – odparłam wiedząc, że ironia ujawnia się u niej szczególnie w bardzo stresujących sytuacjach.
Przemarznięte w końcu dotarłyśmy do łódek, które chwiały się na wszystkie strony i wcale nie wyglądały na solidne. W niektórych miejscach miały nawet ślady po kulach co świadczyło o tym, ze poprzedni pasażerowie raczej nie dotarli na miejsce żywi. Naszym celem była Rosja. To tam mieszkał Takumi, o którym nigdy wcześniej moja przyjaciółka nie wspominała ani słowem.
- Skąd znasz Takumiego? – zapytałam szeptem, na co moja przyjaciółka lekko się speszyła
- Ze studiów… - ucięła krótko, a ja popatrzyłam na nią podejrzliwie.
Owszem Sora na rok dostała pozwolenie od ojca by wyjechać do Stanów się dokształcić, ale gdy wróciła nie opowiadała zbytnio o ludziach z uczelni. Zazdrościłam jej wyjazdu, ale mi ojciec zdecydowanie by na to nie pozwolił, poza tym nie miało to sensu. Moja edukacja skończyła się na etapie wczesnego gimnazjum więc o studiach mogłam pomarzyć. Uzupełniałam wiedzę na własną rękę z książek, które w tajemnicy przynosiła mi Sora, ale nie było to samo co nauka w szkole.
- Wiem, że pewnie się nie znam, ale czy podróż takim sposobem do Rosji nie zajmie nam miesiące? – podpytałam przyjaciółki. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie mogłyśmy chwile na spokojnie porozmawiać.
- Za 50 km czekać na nas będzie samolot towarowy. Bezpośrednio leci do Rosji. Mam nadzieję, że się uda… - powiedziała Sora przytulając się do mnie by trochę się ogrzać. Byłyśmy przemarznięte i wycieńczone, a nasza podróż dopiero się rozpoczęła. Czułam się jak bohaterka marnego fanfiction gdzie autor nie miał nad nami zupełnie litości.
- Zdrzemnij się, ja będę czuwać – powiedziałam do przyjaciółki nastawiając swoje ramię
- Ty pierwsza, jesteś bardziej wykończona niż ja – odparła
- Nie do końca. W dzień ślubu wypiłam dziesięć energetyków
- Matko… że też żołądek ci to wytrzymał… czemu to zrobiłaś?
- Nie chciałam zasnąć przy tym typie… Wolałam być przytomna i pełna sił by się bronić – odpowiedziałam przypominając sobie jak pod łóżko włożyłam nóż kuchenny, który zwinęłam kucharce. Moje próby ratowania samej siebie były żałosne, a teraz jeszcze wciągnęłam w to Sorę
- Jesteś najdzielniejszą osobą jaką znam – powiedziała moja kuzynka kładąc głowę na moim ramieniu i przymykając oczy.
Nie minęła chwila a zasnęła głębokim snem. Ja natomiast wpatrywałam się w ciemną noc, drżąc na dźwięk każdego szelestu czy plusku wody. Wcale nie byłam dzielna. Gdyby tak było, przyjęłabym swój los takim jaki jest. Ale nie zamierzałam pozwolić by ktoś więcej mnie skrzywdził. Nienawidziłam ojca, podobnie jak on nienawidził mnie. Wiedziałam, że nawet gdy miną lata on dalej będzie mnie szukał… już nie dla korzyści małżeńskich, które nie będą możliwe, a dla zwykłego ukarania niesfornego dziecka, za które ciągle mnie uważał, bez względu na to jak posłuszna byłam.
……………………………………………..
Gdy dopłynęliśmy do brzegu, przemytnicy schowali łódki w zaroślach, a nas przegonili do lasu. Jakby tego było mało doliczyłam się tylko siedmiu osób, a to było aż nazbyt podejrzane. Nigdzie nie było też kobiety, która wsiadała do drugiej łódki. Po chwili z gąszczy wyłonił się jeden z mężczyzn i podszedł do „przywódcy”
- „Oni poymali Vladimira” – powiedział coś w nieznanym mi języku, ale z reakcji innych mogłam się domyśleć co się stało.
Wsiedliśmy do kilku łódek i rozdzieliliśmy się by zwiększyć szanse na przekroczenie granicy w małych grupach. Widać, tamci nie mieli tyle szczęścia co my
- Co teraz? – zapytałam Sory na co cicho odpowiedziała:
- Mamy trzymać się tego największego. To on jest już opłacony by nas zaprowadzić do samolotu. Sora opłaciła już naszą podróż na samym początku. Skąd miałyśmy pieniądze? Dziwnym trafem bankomat, który znalazła w miasteczku przez które przechodziliśmy wypłacił nam sporą gotówkę bez karty. Bez względu co mówiła Sora ja wiedziałam, że ten jej przyjaciel nie jest zwykłym chłopaszkiem… Schakowanie bankomatu, załatwienie przemytów, znajomość takich ludzi… można powiedzieć, że czułam się jak w domu.
- „Poydem so mnoy” – powiedział typ do mnie i do Sory. Moje umiejętności i talenty językowe? Zerowe. Jedynie angielski szedł mi w miarę, ale inne języki były mi zupełnie obce. Patrzyłam głupkowato na niego, póki Sora nie odezwała się
- Mamy iść za nim
- Znasz rosyjski? – zapytałam, a Sora odparła
- Trochę… Takumi mnie uczył.
Gdy przez kolejne godziny szłyśmy po lesie, myślałam że zaraz nogi mi odpadną. Byłam wycieńczona, znerwicowana i przemarznięta. Gdy wreszcie zobaczyłam samolot, który miał nas przetransportować na drugi konieć świata zbladłam, a moje złotawe oczy straciły blask.
- To nawet nie oderwie się od ziemi – skwitowałam patrząc na jakiś wrak
- Jeśli masz rację to jesteśmy w czarnej dupie – odparła Sora, która nigdy nie przejmowała się nazbyt eleganckim słownictwem w naszym gronie.
Podchodząc bliżej do metalowego wraku było mi już wszytsko jedno. Poleci, nie poleci, spadnie… były tylko trzy opcje. Ja zamerzałam i tak spróbować wydostać się stąd albo zginąć. Jednak, gdy już miałyśmy wsiadać, podeszłam do przyjaciółki i spojrzałam na nią wymownie
- Mam ci dać buzi, że tak na mnie patrzysz? – zapytała zdezorientowana
- Muszę siusiu… - odparłam zawstydzona, a Sorze mimowolnie drgnął kącik ust
- Drzewek masz tu pod dostatkiem, nie krępuj się
- Nie mogłabyś go zapytać o toaletę, skoro znasz rosyjski? – dopytałam. Nigdy nie załatwiałam swoich potrzeb „w dzikiej naturze”
- Dekuś skarbie… ja wiem… ja wiem, że społecznie jesteś ograniczona i przyzwyczajona do innych warunków. Ale rozejrzyj się uważnie. Ten człowiek sam sra byle gdzie i nawet się nie podciera, sądząc po zapachu. Nie ma tu łazienki, a jedynie co mogę ci zaofiarować to tamten krzaczek – wskazała mi małe drzewko parę metrów dalej.
Nie obraziłam się na tekst o tym, że jestem ograniczona. W głębi siebie wiedziałam, że mam braki w interakcjach z ludźmi bo za bardzo nie wolno mi było wśród nich przebywać. Byłam pokazywana tylko ważnym gościom i umiałam rozmawiać głównie z osobami z wyższych sfer. Nie znałam normalnego życia, a gdy Sora mnie uświadomiła dopiero dotarło do mnie jak irracjonalna była moja prośba. Popatrzyłam na nią na co westchnęła i się odezwała
- Pójdę z tobą i dopilnuje by nikt nie patrzył na twój blady tyłek
- Dziękuję – uśmiechnęłam się radośnie. Jednak nawet tu nie miałam szczęścia. Kucając i oddając swoją potrzebę poczułam niesamowity ból. Sora odwracając się i widząc mnie w takiej sytuacji ledwo powstrzymywała śmiech
- Serio? Sikałaś na pokrzywy?
- Jesteś okropna… nawet nie wiesz jak boli- podciągnęłam majtki jednocześnie rozmasowując bolące pośladki.
- Chodź już, wołają na – Sora nagle spoważniała, a ja ignorując pieczenie nie tylko pośladków, ale i miejsc intymnych poszłam razem z przyjaciółką.
Stanęłyśmy naprzeciwko sporych rozmiarów drewnianej skrzyni, a przemytnik coś gadał i gestykulował. Był na tyle dobrym ekspresjonistą, że momentalnie zrozumiałam o co chodzi. Zrobiłam krok do przodu, a Sora mnie powstrzymała
- Czekaj… to mi już przestaje się podobać… nie narażę Cię na to Deki – powiedziała, a ja zobaczyłam w jej oczach strach, który do tej pory tak ładnie ukrywała
- Wiem co o tym sądzisz, bo ja uważam tak samo, ale… dla mnie nie ma już ratunku. Albo wejdę do tej skrzyni i tylko niebiosa wiedzą co się ze mną stanie, albo wrócę do ojca, który będzie mniej łaskawy niż bandyci tutaj obecni – uniosłam kolano i usiadłam w drewnianym pudle. Sora jeszcze chwile popatrzyła na mnie, po czym powiedziała coś po rosyjsku do typa, który tylko się uśmiechnął i gdy usiadła obok, założył wieko na skrzynie. Ogarnęła nas totalna ciemność…
- Co mu powiedziałaś? – zapytałam przybliżając się do Sory i łapiąc ją za rękę, gdy poczułyśmy jak skrzynia się powoli unosi.
- Że jeśli po drodze zginiemy, to wrócę i będę go straszyć do końca jego dni – odparła. Nie rozmawiałyśmy już wtedy dłużej. Byłyśmy za bardzo zestresowane tym co dzieję się ze skrzynią. Nie wiedziałyśmy nawet ile będziemy w niej siedzieć, ani czy z niej wyjdziemy. Wiedziałyśmy jedyne, że nawet jeśli mamy zginąć to tak jak chcemy, a nie tak jak zaplanował mój ojciec…
I tak 3 rozdzialik za nami gwiazdeczki xd podobalo się?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro