Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17 Powrót


Kochani! xD Dziś litania na dzień dobry. Otóż zbliżamy się do końca opowieści. Zostały myślę jeszcze jakieś dwa rozdzialiki. Mam nadzieję, że wyrazicie w komentarzach co myślicie o tym i dacie ewentualne uwagi :D

Sama mam pomysł na kolejne opowiadanie, ale nie wiem czy nie powrócę do shotów z powodu zmniejszającego się czasu. Ale będę informować na bieżąco!

Kocham!

Wasza/Twoja

JUri/Deki

Nie mogłam się pogodzić z powrotem do tego stopnia, że walczyłam przy każdej nadarzającej się okazji. Sakura miała na tyle problemy z moimi krzykami, wierzganiem i próbami ucieczki, że w końcu wstrzyknęli mi coś w ramię po czym szybko zasnęłam.

To chyba było nie tylko najlepsze dla nich, ale i dla mnie. Przez ten cały czas śniłam o jego czarnych oczach, dłoniach... nawet słyszałam jego głos. Aż przyszedł czas orzeźwienia. Gdy mnie brutalnie obudzono leżałam już w swoim dawnym pokoju w domu rodzinnym. Nade mną stała jakaś kobieta i nasza pokojówka.

- Wstawaj, ojciec na ciebie czeka w gabinecie- powiedziała obca kobieta, a ja miałam wrażenie, że cały pokój wokół mnie lata w powietrzu. Wstając o mało co nie zwymiotowałam. Wiedziałam jednak, że wróciłam do domu zasad, gdzie się nie odmawia i nie sprzeciwia, inaczej jest jeszcze gorzej. Idąc za kobietą do gabinetu ojca jednak nie czułam już strachu. Po tym co przeżyłam ostatnio jego razy kijem czy gniew były niczym.

- WEJŚĆ! – usłyszałam, gdy kobieta zapukała do drzwi gabinetu, po czym je otworzyła i wepchnęła mnie do środka.

Stanęłam niczym oskarżony jeniec wojenny z podniesioną głową. Wiedziałam, że zaraz zacznie się litania.

- Nigdy nie byłem z ciebie dumny... - zaczął patrząc w okno plecami do mnie – zawsze sprawiałaś problemy, byłaś niepokorna i nie doceniałaś pozycji jaką ci dałem. Jednak nigdy wcześniej mnie tak nie ośmieszyłaś... ucieczka ze ślubu, z domu... zachowałaś się jak zwykła ulicznica! – tu odwrócił się wściekły.

- I wcale tego nie żałuję – odparłam sama będąc w szoku, że się odważyłam! To pierwszy raz kiedy odpyskowałam ojcu.

- Widzę... - odparł zirytowany do granic możliwości. Myślałam, że podejdzie i mnie uderzy, ale zamiast tego kontynuował – ja nie mam już nad tobą kontroli, ale mąż umiejętnie cię ujarzmi.

- Nie wyjdę za mąż – odparłam stanowczo

- Nie wyjdziesz, bo już wyszłaś! – rzucił mi jakiś papier pod nogi. Podnosząc go zadrżałam. Był to akt ślubu, a pod rubryką małżeństwo widniało imię tego capa i moje!

- Podrobiliście mój podpis! To jest niezgodne z prawem! – wrzasnęłam

- Prawo stanowię tu ja! – wrzasnął ojciec – a teraz i twój mąż. Przyjął nasze radowe nazwisko i to on po mnie stanie na czele klanu, nie ty.

- Jesteś potworem! Prędzej się zabiję niż pozwolę byś tak zniszczył mi życie!

- Życie to ty zniszczyłaś mi! Byłaś bezużytecznym dzieckiem! Od dziś nie będziesz tu mieszkać tylko w domu męża. Kaza już czeka na ciebie w samochodzie – odwrócił się ponownie tyłem – natomiast kobieta, która cię przyprowadziła to gospodyni twojego męża Yunko. Będzie miała na ciebie oko.

Łzy cisnęły mi się do oczu... wiedziałam znów, że nic nie zdziałam... i że moje piekło jest jeszcze gorsze niż gdy wyjeżdżałam

- I jeszcze jedno – odezwał się mój ojciec – Sora też poniesie konsekwencje swojego czynu. Wiem, że jest w Rosji i chroni się u oligarchów, ale bez problemu ją dorwiemy. Nie licz więc ponownie na jej pomoc

Zawrzałam...

- Jak zwykle mnie nie doceniasz ojcze... myślisz, że to Sora wszystko wymyśliła? Mylisz się – tu mój ojciec ponownie się odwrócił i spojrzał na mnie

- Ucieczka i wszystko co się z nią wiązało było tylko i wyłącznie moim pomysłem. Na kogoś kto jest całkiem bezużyteczny chyba wystarczająco napsułam ci krwi i popsułam interesy... Ile pieniędzy i akcji straciłeś na ponownym sprowadzeniu mnie do domu? – zapytałam wiedząc, że strata środków jest jego największym piętnem – dobrze, że matka umarła. Żyjąc dłużej z taką gnidą jak ty powiesiłaby się, gdyby nie choroba. Na szczęście los sam ją od ciebie uwolnił!

-YUNKO!!!! – wrzasnął mój ojciec cały czerwony, a kobieta weszła niemal natychmiast

- Zabieraj ją stąd. Niech Kaza a jej porządny wycisk!

To była moja ostatnia rozmowa z ojcem. Wyszłam sama z gabinetu nie pozwalając by wyprowadziła mnie ta paskudna kobieta. Wsiadając do samochodu męża o mało co nie zemdlałam z emocji, złego samopoczucia i ze spadku adrenaliny. Mój „mąż" spojrzał tylko w lusterku na mnie, gdy usiałam na tylnym siedzeniu z Yunko i ruszył, nawet się nie odzywając.

Ja natomiast zastanawiałam się czy nie wyskoczyć z samochodu, ale byłam coraz słabsza nawet by trzymać pion, a co dopiero złapać za klamkę.

Moje myśli krążyły teraz wokół kilku osób. Zastanawiałam się czy Deidara dalej leży w kałuży krwi czy recepcjonistka zdążyła wezwać pogotowie, czy Sasuke zginie w więzieniu z powodu porachunków, czy mój ojciec będzie maczał w tym palce oraz czy Sora z Takumim zdąży wystarczająco się ukryć i czy będą bezpieczni skoro ojciec chce się na niej mścić.

Minęły chyba ze dwie godziny nim zaparkowaliśmy przed pokaźną willą. Kaza wysiadł z samochodu i wszedł do środka. Patrząc jak zbliża się do drzwi i służba mu się kłania znów zebrało mi się na wymioty. Był jeszcze bardziej obleśny niż zapamiętałam. Mały, przysadzisty, łysy i człapał jak kaczka... Wchodząc do jego domu wzbudziłam wielkie zainteresowanie mieszkających tu osób.

Yunko zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju i odezwała się gardłowym głosem

- Od dziś to twoja sypialnia. Ze względu na twoje ostatnie zachowanie pan Kaza zabronił byś opuszczała to pomieszczenie, aż do odwołania. Służba pana Kazy jest wierna więc nie uda ci się ich przekupić. Próby ucieczki też są bezsensowne. Jak zauważyłaś w oknach są kraty i czujniki gdyby ktoś chciał je wyłamać. Ochroniarze pilnują obiektu całą dobę. – wyrecytowała z satysfakcją

- Powiedz Yunko... sama z nim sypiałaś do tego czasu, że jesteś wierna jak suka czy po prostu dobrze ci płaci? – zapytałam z kpiną chociaż wewnątrz miałam ochotę krzyczeć z rozpaczy. Kobieta zrobiła się lekko czerwona, ale nie odpowiedziała. Wyszła poirytowana, jednak ja wiedziałam, że zapewne posługi małżeńskie względem Kazy wypełniała ona.

Gdy zostałam sama przyjrzałam się wnętrzu sypialni. Była w miarę duża i urządzona z przepychem. Miałam pod dostatkiem książek i materiałów do pisania, malowania. Jakby Kaza chciał bym się czymś zajęła, a nie chodziła po ścianach. Trochę odwrotnie niż mój ojciec. W swoim pokoju miałam książki o parzeniu herbaty, a tu dostałam dostęp do wielkich literackich dzieł i wierszy. Po jakiejś godzinie przyszła pokojówka. Zerkała na mnie, ale się nie odzywała, ja natomiast sam nie miałam ochoty na nawiązywanie jakichkolwiek znajomości. Przyniosła wykwintny obiad i ukłoniła się wychodząc. Nie zamierzałam nic brać do ust. Po specyfiku Sakury wciąż miałam efekty uboczne. Trudno się dziwić. Faszerowała mnie tym dwa dni, a potem nie dano mi nawet możliwości wydalić tego świństwa z organizmu. Weszlam więc o łazienki, która podobnie jak sypialnia urządzona była w wyrafinowanym stylu. Siadając w wannie dopiero poczułam jak mięśnie mi się rozluźniają. Zmyłam z siebie cały brud, a kładąc się w wygodnym łóżku chociaż na sekundę poczułam ulgę...

Niestety taki stan nie mógł trwać do końca dnia. Koło godziny dwudziestej usłyszałam przekręcanie zamka w moich drzwiach. Wstałam myśląc, że to służąca z kolacją, jednak zamiast drobnej dziewczyny w pokoju pojawił się Kaza.

Patrzyliśmy na siebie z dobre pięć minut w milczeniu. Ja z pogardą i wstrętem, on z dziwną mieszanką uczuć. Widziałam w nim gniew, ale i jakiś żal, ciekawość i cel...

Po tej dłuższej chwili odezwał się...

- Cieszę się, że zdążyłaś się już zadomowić. Przyszedłem by wyjaśnić tylko drobną kwestię, bo wiem że zasady funkcjonowania w tym domu przekazała ci już Yunko – zaczął, a ja się spięłam zwłaszcza po tym co za moment usłyszałam

- Oczekuje od ciebie tylko jednego... potomka. I mam nadzieję, że będziesz na tyle przydatna, że dasz mi syna – powiedziawszy podszedł do mnie bliżej i zaczął rozpinać pasek spodni. Nie miałam gdzie uciec... Łzy napłynęły mi do oczu, a w gardle utknęła gula.

- Nie waż się mnie tknąć! – powiedziałam zdławionym głosem

- Jesteś moją żoną i musisz wypełniać swoje obowiązki Dekashi –odparł ignorując wszystko

- Podrobiony podpis na sfałszowanym dokumencie nie czyni mnie twoją żoną! – Warknęłam – poza tym chyba nie chcesz brać resztek po innych

Zatrzymał się na sekundę patrząc na mnie

- Co masz na myśli?

- Myślisz, że jestem cnotliwa? Że zachowałam dziewictwo dla takiego capa jak ty!? – wrzasnęłam

- Ja nie dam się poniżać tak jak twój ojciec! – warknął i zamachnął się uderzając mnie w twarz. Aż zadzwoniło mi w uszach, a z wargi popłynęła krew. Znów poczułam się słaba i bezsilna. Mimo mojego oporu i szamotaniny odwrócił mnie bestialsko tyłem do siebie i rozebrał... Na szczęście wszystko trwało krótką chwilę. Gdy skończył i ze mnie wyszedł odezwał się zachrypniętym głosem

- Radzę ci być bardziej uprzejmą dla mnie jeśli nie chcesz bym powtórzył to w taki sposób. Będę przychodził codziennie więc przemyśl to.

Gdy wyszedł z mojego więzienia zwanego sypialnią osunęłam się na podłogę z rozpaczy... Po raz pierwszy w życiu chciałam umrzeć. Jednak w zakamarkach mojej duszy tliła się głupia nadzieja, że jakoś z tego wyjdę... że znów ucieknę. Nim się obejrzałam zasnęłam na podłodze, a w śnie znalazłam ukojenie. Był tam bowiem mój ukochany, który delikatnie szeptał mi do ucha, że jeszcze będzie dobrze i jak bardzo mnie kocha... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro