Rozdzial 1 Decyzja Ofiary
Stałam niczym słup soli nieruchomo przed urzędnikiem wymawiającym właśnie moje imię i tytuły. Mimo że nie było tego widać wewnątrz krzyczałam z rozpaczy. Ubrana w białą suknie z prawdziwego jedwabiu z dwumetrowym welonem, ściskałam z całych sił bukiet trzymany w rękach. Nawet nie chciałam patrzeć w stronę mężczyzny za którego kazał mi wyjść ojciec. Doskonale wiedziałam jak wygląda i jaką budzi we mnie odrazę. Niższy o głowę, przysadzisty z brzuszkiem, koleś po pięćdziesiątce i najlepszy przyjaciel mojego ojca.
Jako jedyna córka zostałam kartą przetargową by zapewnić w klanie wpływy, majątek i wszelkie ważne konwekcje. Od dziecka marzyłam o ślubie na którym będą same ważne osoby i klany, teraz jednak przeklinałam się za to. Ale cóż może rozumieć dziecko? Ja sama nie rozumiałam, czemu ojciec mi to robi. Był głową klanu Makuda, jednego z najsilniejszych w Japonii. Miał powiązania z mafią, rządem i innymi kreaturami. Jak na złość urodziła mu się tylko jedna córka, a żona umarła kilka lat temu. To wraz ze śmiercią matki dla mnie zaczęło się piekło. Myślałam, że ojciec ponownie się ożeni i będzie chciał mieć syna, ale zamiast tego miał przelotne romanse uważając, że żadna z kobiet nie jest go godna. Jego małżeństwo z mamą także było zaaranżowane i nie należało do najszczęśliwszych, ale tylko ona trzymała ojca jeszcze na pograniczu człowieczeństwa. Do momentu póki nie zabrała jej choroba.
W dniu pogrzebu ojciec wypisał mnie ze szkoły i zatrudnił indywidualnych nauczycieli, którzy nie uczyli matematyki, historii kraju, a jak być posłusznym członkiem klanu. Paranoja...
Dzień przed tym żałosnym ślubem, gdy powiedziałam, że nie wyjdę za mąż, kazał „doprowadzić mnie do pionu" swoim ludziom. Nawet nie miał na tyle odwagi by samemu mnie uderzyć. Gdy urzędnik ponowił swoje „ Czy ty Dekashi Makuda bierzesz sobie jego za męża" postanowiłam, że nie dam się złamać. Nie wyjdę za mąż. A z racji, że przez ostatnie pół roku ludzie ojca mnie pilnowali tylko teraz była szansa na ucieczkę. Nie namyślając się wiele, zamknęłam oczy i teatralnie osunęłam się na podłogę udając omdlenie.
Podniosła się gwara i szept zaskoczonych gości, a pan młody nawet nie schylił się by mi pomóc. Zrobili to inni wynosząc mnie do innego pokoju bym mogła zaczerpnąć powietrza. Gdy poczułam ciepły uścisk dłoni i delikatne gładzenie kciukiem wiedziałam już, że jest przy mnie Sora, moja przyjaciółka.
- Wyjdźcie wszyscy zemdlała z emocji i duchoty! Za dziesięć minut dojdzie do siebie, sprowadźcie lekarza – krzyknęła do ludzi ojca zamykając drzwi pomieszczenia. Otwierając szybko oczy, zerwałam się na równe nogi
- Gdzie masz kluczyki od auta? – zapytałam zdejmując welon i wyrzucając bukiet do kosza. Zdziwiona patrzyła na mnie jak na pacjenta szpitala psychiatrycznego
- Matko Sora obudź się! Mam tylko 10 minut – ponagliłam
- Na co? – zapytała przerażona
- Na ucieczkę. Nie wyjdę za tego oblecha – powiedziałam – tylko teraz ludzie ojca na chwile spuścili ze mnie oko.
- Przemyślałaś to? Ojciec cię zabije...
- Tylko jeśli mnie znajdzie – powiedziałam wychodząc przez okno na zewnątrz w tej cholernej ciągnącej się w nieskończoność sukni. Stojąc na zewnątrz zobaczyłam jak moja przyjaciółka podąża moim śladem
- A ty co odwalasz? – zapytałam
- Nie zostawię cię samej. I tak nic mnie tu nie trzyma, a jako wasza daleka, osierocona krewna zapewne czeka mnie ten sam los co ciebie. Wujek nie pomaga przecież za darmo – zaśmiała się ironicznie, ale nie miałyśmy czasu na dalsze rozważania. Czym prędzej wsiadłyśmy do samochodu, a ja przekręcając kluczyki w stacyjce czułam jak adrenalina przepływa przez wszystkie zakamarki mojego ciała. Bałam się czy ta spontaniczna decyzja wypali, ale wiedziałam jedno... muszę spróbować i muszę być wreszcie wolna.
Ta da! xD Nie ma to jak zacząć od skandalu!
Kocham!
Wasza/Twoja
Juri/Deki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro