Rozdział trzydziesty siódmy
Następny dzień rozpoczął się od konfrontacji z Eveline.
Sophie wstała rano z łóżka i poszła do łazienki, a kiedy z niej wyszła, brunetka już siedziała na łóżku.
- Nadal się gniewasz za tamto? Przepraszam, nie miało to tak zabrzmieć - stwierdziła.
- Ale zabrzmiało źle - odparła Sophie.
- Po prostu zdziwiłam się, że tak po prostu stanęłaś w jej obronie, to raczej w stylu Gryfonów - stwierdziła Fletcher.
- Część mojej rodziny to Gryfoni, więc może coś w tym jest - odrzekła Sophie.
- Naprawdę nie wiem, co ci jest. Wcześniej ci nic nie przeszkadzało, a teraz nagle się coś zmieniło - powiedziała Eveline.
- Może się coś zmieniło, może nie. A na razie to idę na śniadanie - stwierdziła Sophie, po czym wyszła z dormitorium.
Nie wiedziała, co tym sądzić. Może powinna posłuchać, co ma do powiedzenia? Ale z drugiej strony to brzmiało nadal jak pretensje.
Jednak gdy usiadła w ławce na zaklęciach, Eveline od razu zajęła miejsce obok.
- Ja wiem, że ostatnio się trochę pokłóciłyśmy. Ale naprawdę będziesz się gmiewać o taką błahostkę? - zapytała Fletcher.
- Może to dla ciebie była błahostka, ale dla mnie nie - rzekła Sophie i starała się skupić na lekcji.
- Moi drodzy, zostało wam już niewiele czasu do SUMów. Poproszę o wypracowania, które mieliście oddać - powiedział Flitwick.
- Sophie, przecież tylko tak powiedziałam. A ty zaraz się obrażasz. Już zapomniałaś, jak dobrze było przez ostatnie lata? - spytała Eveline cicho.
- Kto nie przyniósł na dziś wypracowania, otrzymuje Trolla jako pierwszą ocenę w tym semestrze - mówił cały czas profesor. Oddała wypracowanie, jednak gdy nauczyciel poszedł dalej zbierać pergaminy, Fletcher znowu zaczęła gadać:
- Ja ci nawet chciałam dać prezent, ale bałam się, że moja sowa może zostać przez kogoś przejęta. Masz tu proszę ciastko - rzekła Eveline, wyjmując z torby jakieś zawiniątko, w którym było coś brązowego.
Sophie nie wiedziała, co jest bardziej dziwne. Jej gadanie czy to, że nagle daje jej ciastko w środku lekcji, czego nigdy wcześniej nie robiła.
- Podczas lekcji się nie je i nie rozmawia. Konfiskuję to, a panna Fletcher ma zaraz się przesiąść do ławki przede mną - koło nich stanął profesor Flitwick, gniewnie patrząc na brunetkę i zabierając zawiniątko. Następnie włożył je do szuflady biurka.
Sophie ucieszyła się, że została sama w ławce. To co dzisiaj się działo, było naprawdę niekomfortowe.
Lekcja w końcu dobiegła końca, a następne były eliksiry. Tak więc razem z Fredem zajęła miejsce przy ich stanowisku.
- SUMy coraz bliżej, a większość z was nadal nic nie umie. Mam nadzieję, że przynajmniej części z was nie będę musiał już w następnym roku widzieć. A teraz macie wykonać ten eliksir, którego przepis zapisałem na tablicy - powiedział Snape, rozpoczynając lekcję.
- Jak się dzisiaj czujesz? - spytał Fred, kiedy zabrali się za przygotowanie wywaru.
- Dziwnie. Szczerze to nie wiem, co sądzić o tym - rzekła Sophie.
- Chcesz, to opowiedz. Zawsze mogę komuś zrobić jakiś żart za to - stwierdził Fred.
- Przed świętami znowu pokłóciłam się z Eveline. Chodziło o to, że stanęłam w obronie Luny Lovegood, gdy ją wyzywali - rzekła Sophie.
- To ładnie z twojej strony. A co ona na to? - zapytał rudowłosy.
- Ona stwierdziła, że nie powinnam tego robić, bo psuję sobie opinię. A teraz niby przepraszała, ale robiła to w taki sposób, jakbym sobie to wszystko wymyśliła - wyznała Sophie. Nie chciała od razu na nią skarżyć, ale potrzebowała kogoś, kto powie, że ma rację. Kto ją pocieszy.
- Dobrze zrobiłaś. A ona wolałaby, żeby się jeszcze może dołączyć do nich? - zapytał Fred.
- Nie mam pojęcia o co jej chodzi. Naprawdę, co ja mam o tym wszystkim myśleć? - zastanawiała się Sophie, mieszając w kociołku.
- Rób tak, byś się dobrze z tym czuła. To jest ważne - rzekł chłopak.
- Dziękuję - odpowiedziała dziewczyna.
- Zawsze możemy zrobić jej jakiś żart - zasugerował Fred.
- Pewnie by jeszcze twierdziła, że się cieszy, więc nie wiem czy by to coś dało - powiedziała Sophie.
- Zrobilibyśmy taki dowcip, żeby go popamiętała. Będzie dobrze - rzekł Fred.
- Mam nadzieję - odparła Krukonka.
- Macie być cicho - powiedział profesor Snape do uczniów. Krążył między stanowiskami, gotowy do oceny wszystkich prac.
- Przypominam o wypracowaniu, które mieliście zrobić przez święta. Wszyscy wychodząc, mają je położyć na moim biurku - nakazał Severus.
Sophie skupiła się na robieniu wywaru, jednak postanowiła później pomyśleć o tym wszystkim. Jasne, miała to zrobić przez święta, jednak to niewiele dało, skoro teraz są jeszcze nowe rzeczy.
Przez resztę lekcji starała się unikać Eveline, która starała się przekonać ją do swojej racji. Popołudniu zaszyła się w bibliotece, by odrobić lekcje i liczyła, że tamta jej nie znajdzie. Miała jej już powoli dość, ale zarazem nie chciała się poddawać. To było trudne do pogodzenia.
Siedziała przy stoliku, gdy nagle usłyszała, że ktoś idzie. Choć do biblioteki mógł przyjść każdy, w pierwszym momencie się wzdrygnęła.
- Spokojnie, to tylko my. Nie ma tu chyba jej - powiedziała Sally, a za nią przyszła Naomi.
- Przestraszyłaś się, że to ona? - spytała Chase.
- Szczerze to tak. Dzisiaj miałam z nią małą rozmowę rano - odparła Sophie.
- W końcu - stwierdziła Sally.
- Co w końcu? - zapytała Mason.
- Może ci już odpuści - rzekła Naomi.
Dziewczyny usiadły po obu stronach Sophie i zaczęły rozmawiać.
Nie wiedziały jednak, że ktoś przyszedł właśnie do biblioteki i zobaczył je zza regałów. Nie spodobało się to tej osobie i uznała, że trzeba będzie coś z tym zrobić.
- Może chodźmy do Pokoju Wspólnego Puchonów, bo tam przynajmniej nie przyjdzie - zaproponowała Naomi po kilku minutach.
- Jasne, a ty Sophie? - spytała Sally.
- Pewnie. W sumie byłam głównie u Gryfonów w Pokoju Wspólnym, więc jeszcze nie widziałam innych - przyznała Sophie.
Zabrała swoje rzeczy i we trzy wyszły z biblioteki. Nie wiedziały, że ktoś je widział i słyszał wcześniej.
Gdy dziewczyny znalazły się w Pokoju Wspólnym Hufflepuffu, Sophie pomyślała, że jest tu całkiem ładnie i przytulnie. Pomachała siedzącym nieopodal Megan, Susan i Hannah, a następnie dziewczyny usiadły na jednej z kanap.
- Ja bym was bardzo chętnie przyjęła do mojego dormitorium, ale niestety moje współlokatorki nie chcą się zamienić - rzekła Naomi.
- A nie dałoby się ich chociaż namówić, żeby ją przyjęły do siebie? - zapytała Sally.
- Nie sądzę, nikt nie chce z nią mieszkać - odparła Chase.
- Temu to się nie dziwię - stwierdziła Diggle.
- Sally, a powiesz mi w końcu, co się stało wtedy w pociągu? - zapytała Sophie.
- Niech będzie - zgodziła się Sally.
Jedenastoletnia szatynka patrzy ostatni raz na ojca, który odprowadził ją na pociąg i przeciska się korytarzem. W końcu dociera do tego, który zajmuje tylko brunetka. Postanawia się przywitać.
- Cześć, jestem Sally Diggle.
- A ja Eveline Fletcher. Lubisz pomagać?-- spytała brunetka.
- Zależy komu - odparła Sally. To pytanie wydało jej się już dziwne. Niby takie niewinne, ale jednak było pierwszym co usłyszała, nawet jeszcze nie zdążyła dobrze wejść.
- Przydałby mi się ktoś do robienia za mnie różnych rzeczy - stwierdziła Eveline.
- Nie będę twoim skrzatem domowym. I w taki sposób nie zdobędziesz przyjaciół, wiesz? - powiedziała Sally.
- Nie zależy mi na przyjaźniach. Zależy mi na kontaktach i układach. Pokażę ci, z kim warto się zadawać - stwierdziła Fletcher.
- Nawet nie myśl, że kiedykolwiek się z tobą zaprzyjaźnię - powiedziała Sally, po czym wybiegła z przedziału.
- Wychodząc, zobaczyłam ciebie i uznałam, że powinnam cię ostrzec. Następnie ruszyłam dalej korytarzem i spotkałam Naomi kilka przedziałów dalej. Zaczęłyśmy rozmawiać i miałyśmy nadzieję, że trafimy do jednego domu i dormitorium. Jednak niestety, gdy trafiłam do jednego domu i dormitorium z Fletcher, uznałam, że przynajmniej uda mi się ją jakoś ignorować. Jednak jej docinki były tak częste, że musiałam je odpierać i się rewanżować - powiedziała Sally.
- Nie wiedziałam, że tak to wyglądało. Jak ja weszłam, zachowywała się inaczej i ominęła temat twojego wyjścia - stwierdziła Sophie.
- Myślę, że uznała, że w taki sposób nic nie zyska i lepiej będzie zrobić to w inny sposób - rzekła Naomi.
- Możliwe - odparła Sophie. Wreszcie poznała prawdę, która ją zaskoczyła. Nie spodziewała się, że było aż tak źle.
Czyli serio przez te wszystkie lata tak myślała? I oszukiwała, bo chciała mieć z tego korzyści?
- Spokojnie, damy radę. Nic nam przecież nie zrobi poza gadaniem - stwierdziła Sally.
- Oby - odparła Sophie, choć zastanawiała się, czy naprawdę tak będzie.
W końcu Krukonki niechętnie musiały wrócić do swojego dormitorium. Wdrapały się na samą górę, do Wieży Ravenclaw. Gdy weszły do środka, wszystko wyglądało tak samo jak rano.
- Chyba jej nie ma - uznała Diggle, po czym poszła do łazienki.
Sophie podeszła do łóżka i gdy odsłoniła kołdrę, zobaczyła tam jakieś strzępy papieru. Gdy je ułożyła, zobaczyła, że jest to ich zdjęcie ze świąt, które miała w swoim kufrze.
W kufrze panował bałagan, jakby ktoś jej tam grzebał.
- Co się stało? - zapytała Sally, wychodząc z łazienki.
- Ktoś tu był, grzebał w moich rzeczach i podarł to zdjęcie - powiedziała Sophie.
- Może to ona? Ale dlaczego i skąd wiedziała o tym? - zastanowiła się Diggle.
- Nie wiem, ale to trochę straszne - stwierdziła Mason.
Nie wiedziała, czy ktoś chce ją nastraszyć czy co zrobić, ale nie wyglądało to zbyt miło. Skoro była w stanie grzebać w jej rzeczach i zostawiać taki ślad, co jeszcze mogła zrobić?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro