Rozdział sześćdziesiąty
Sophie i Fred szybko zorientowali się, że znaleźli się w łazience Jęczącej Marty.
Duch podleciał do nich i zaczął ich okrążać, przypatrując się im uważnie.
- Nie, nie... To jednak nie wy. Chociaż wyglądacie znajomo - powiedziała Warren.
- Kim są Dorothy i Albert? - zapytał Fred, podczas gdy Sophie zaczęła myśleć o tym, czy zna kogoś o tych imionach.
- Dorothy Stevens była moją koleżanką z domu i jako jedna z nielicznych mi nie dokuczała. Chodziła z Albertem, ale potem się pokłócili - wyjaśniła Marta, a blondynka skojarzyła nazwisko.
To nazwisko miała jej babcia od strony mamy zanim wyszła za dziadka.
Z tym, że jej dziadek ma na imię Tyler, więc Albert zapewne to jakiś były chłopak Dorothy.
- Jeśli się nie mylę, to chodzi ci prawdopodobnie o moją babcię Dorothy - rzekła Sophie, a Fred spojrzał na nią z zaskoczeniem. Nie spodziewał się, że przyjaciółka będzie wiedzieć o co chodzi duchowi.
- Podobna jesteś do niej trochę. Macie ten sam kolor włosów i oczu - zauważyła Marta. Tak bardzo była zajęta swoim odkryciem, że zapomniała nawet o jęczeniu.
- Nazywam się Sophie Mason i jestem wnuczką Dorothy i Tylera Millsów - rzekła dziewczyna.
- A ja jestem Fred Weasley - przedstawił się rusowłosy.
- Weasley, Weasley... Ile razy już słyszałam to nazwisko, oj dużo razy. Też masz rude włosy jak Albert i... - mówiła Marta, jednak w tej chwili drzwi od łazienki zaczęły się otwierać i duch poleciał zanurkować w toalecie. Sophie wiedzieli, że nie zdążą znaleźć żadnej kryjówki, więc z obawą zobaczyli kto wchodzi.
- Co wy tu robicie? - spytała ich Naomi, która najwyraźniej miała akurat patrol na tym korytarzu. To właśnie ona stanęła w drzwiach, patrząc na nich ze zdziwieniem.
- Wracaliśmy z Wieży Gryfonów i chcieliśmy dotrzeć do Krukonów - Sophie powiedziała prawdę, gdyż nie zamierzała okłamywać przyjaciółki.
- A ja już chciałem opowiedzieć jak gonił nas troll i dzielnie go obezwładniłem - rzekł Fred, a dziewczyny cicho prasknęły śmiechem.
- W tej chwili to lepiej uważać na Filcha, Snape'a, albo Prefektów Ślizgonów, którzy dyżurują na górnych piętrach - stwierdziła Chase, nie zauważając, że ktoś szedł korytarzem.
- Jakieś problemy panno Chase? - z daleka usłyszeli głos Snape'a, który akurat teraz przechodził na tym piętrze.
- Nie, nic takiego, tylko Jęcząca Marta znowu jęczy - Naomi szybko zamknęła drzwi od łazienki i starała się udawać, że nic się nie dzieje. Nie chciała wsypać przyjaciół.
Sophie i Fred postanowili szybko ukryć się w kabinach, z nadzieją, że Snape uwierzy w gadanie Puchonki.
- Proszę, mogłabyś nas nie wydać jak coś? - Sophie spytała cicho ducha z nadzieją, że ta się zgodzi.
- A będę coś z tego miała? - zapytała Marta.
- Na przykład? - zapytała cicho Mason. Fred uznał, że nie ma chyba rzeczy, którą można by dać duchowi, ale na szczęście milczał.
- Kiedy umarłam, Dorothy przychodziła tu od czasu do czasu. Brakuje mi jej, bo to była jedyna osoba, która mi nie dokuczała. Mogłabyś przyprowadzić tu kiedyś swoją babcię, żebym mogła z nią pogadać? - zapytała Warren.
- Dobrze - zgodziła się cicho Sophie, chociaż jeszcze nie wiedziała jak to zrobi. Zresztą będzie musiała się później dopytać babci o coś więcej na ten temat, ale teraz najważniejsze było nie dać się nakryć. Marta zaczęła latać po łazience i jęczeć dosyć głośno, by wydawało się, że tylko ona tam jest.
- Panie profesorze, ja mówię prawdę! Usłyszałam jakiś dźwięk, więc zajrzałam do łazienki i okazało się, że Marta znowu coś jęczala - mówiła Naomi, starając się przekonać Snape'a do swoich racji.
- Doprawdy panno Chase? Czy może znowu kombinujesz, by kogoś obronić? - zapytał ją nauczyciel.
- Ależ ja mówię prawdę - twierdziła uparcie Puchonka, przy okazji przypominając sobie ile razy pomagała ludziom, zamiast ich karać.
Podczas gdy niektórzy traktowali bycie Prefektem jako okazję do odejmowania punktów i dawania szlabanów, ona wolała traktować tą rolę jako kogoś, kto może pocieszyć lub ponoć osobom z danego domu lub innego, gdy coś się stanie. Natomiast przyjaciół nie zamierzała wydawać, w końcu znaleźli się tu dosyć przez przez przypadek i zaraz mieli wrócić do siebie. Nie robili przecież nic złego, tylko wyszli z Pokoju Wspólnego kilka minut za późno.
- To w takim razie może zajrzymy do środka, by zobaczyć jak się ma Marta? - ostatnie słowo Snape wypowiedział ze szczególnym naciskiem, gdyż cały czas wątpił w to, co mówiła Puchonka.
- Ale co tam sprawdzać, przecież mówię panu, że jak zwykle jęczała, że nikt jej nie lubi i wszyscy jej dokuczają - rzekła Chase, starając się zasłonić drzwi i mając nadzieję, że profesor odpuści.
- W takim razie dlaczego tak bardzo ci przeszkadza, że na chwilę zajrzę do tej łazienki? - zapytał mężczyzna.
- Bo... To damska łazienka - stwierdziła Naomi, szukając jakichś argumentów.
- Która jest nieczynna i nie wolno do niej wchodzić, więc nie powinno tam być nikogo oprócz ducha, czyż nie? - spytał mężczyzna rzeczowo.
- Oczywiście panie profesorze, ale ona ma teraz swoje humory i lepiej jej nie przeszkadzać - powiedziała Naomi, co wcale nie pomogło.
- Jako, że to duch, to myślę, że jej humor jest taki jak zawsze. Wchodzę - powiedział mężczyźna, po czym nacisnął klamkę. Blondynka odsunęła się, licząc, że przyjaciele schowali się w kabinach, a Snape tylko rzuci okiem i wyjdzie.
- Co robi mężczyzna w damskiej łazience? Co robicie w mojej łazience? Przyszliście się ze mnie naśmiewać, tak? - odezwała się Marta, kiedy weszli do środka.
- Czy oprócz nas jest tu ktoś jeszcze? - zapytał Snape, ignorując pytania ducha. Nie miał ochoty znowu wyjaśniać Marcie, że ta łazienka jest nieczynna i sprawdza, czy nie ma tu kogoś, kogo tu nie powinno być.
- Nigdy nikt mnie nie odwiedza, jestem samotna i nikt mnie nie lubi - rzekła Warren.
- Nie pytam, czy ktoś cię odwiedza, ponieważ nie wolno tu wchodzić. Ale pytam jedynie, czy w kabinach ktoś się ukrył? - dociekał Snape.
- Ja kiedyś się ukryłam, a potem unarłam - powiedziała Marta, a profesor miał wrażenie, że zaraz straci cierpliwość.
- Skoro nie chcesz mi pomóc, to sam sprawdzę kabiny - stwierdził mężczyzna, po czym podszedł do zamkniętych drzwi.
- Wychodzić stamtąd - nakazał Snape, jednak nikt nie zamierzał go słuchać.
Otworzył pierwszą toaletę, w której nikogo nie było. Podszedł więc do drugiej, która była zamknięta od wewnątrz.
- Masz otworzyć natychmiast, albo zrobię to zaklęciem - nakazał Snape, jednak nie dostał odpowiedzi.
Sophie i Fred wiedzieli, że Snape zaraz ich odkryje, jednak siedzieli cicho, licząc na cud. Naomi stojąc na zewnątrz również próbowała coś wykombinować, natomiast Marta latała po łazience i gadała do profesora eliksirów, który ją ignorował.
- Alohomora!
Severusa nie zdziwiło tak bardzo to, że zobaczył jednego z Weasleyów, gdyż już zdarzało mu się przyłapywać bliźniaków chodzących gdzieś po nocach, żeby zrobić kolejny żart. Co prawda nie wiedział, że ma aż takie dobre relacje z Prefektem Hufflepuffu, ale niezbyt obchodziły go prywatne znajomości uczniów.
- Weasley, cóż za niespodzianka - prychnął mężczyzna.
- Czyżby w którejś z pozostałych kabin ukrywał się twój brat? - spytał Snape, sądząc, że znowu przyłapał bliźniaków na jakimś nowym kawale.
- Nie ma go tutaj - rzekł Fred, licząc, że profesor nie zacznie sprawdzać pozostałych kabin.
- Zaraz się przekonamy - uznał mężczyzna, po czym zaczął rzucać zaklęcie otwierające na pozostałe kabiny.
- Cóż, panny Mason się tu nie spodziewałem. Minus trzydzieści punktów od Gryffindoru, Ravenclawu i Hufflepuffu - rzekł Snape, zanim zdążyli coś powiedzieć.
- Ale za co Puchonom? Przecież ja jestem na patrolu - zdziwiła się Naomi.
- Za to, że nie wykonujesz swoich obowiązków. A teraz wracaj na ten patrol, jeśli nie chcesz utraty kolejnych punktów - stwierdził ostro profesor, a dziewczyna wycofała się, wiedząc, że za wiele nie zdziała. Liczyła, że jej przyjaciołom uda się jakoś z tego wyjść. Tymczasem Marta przyglądała się temu z zaciekawieniem, gdyż w końcu coś się działo.
- To nie tak, jak pan myśli - powiedziała Sophie, chcąc jakoś ich wybronić.
- Fred mnie tylko odprowadzał do Pokoju Wspólnego, bo było późno już. A przecież nie powinniśmy chodzić sami, gdy w każdej chwili do zamku może wejść Syriusz Black - w tej chwili nie było ważne, czy wierzyła w jego niewinność, czy nie. Co prawda Black od dawna już nie próbował wejść do zamku, a Naomi mówiła, że jest bezpiecznym miejscu, jednakże Snape nie musiał tego wiedzieć. Oboje wyszli już z toalety i stanęli przed poirytowanym profesorem.
- Właśnie, chciałem pomoć Sophie przedostać się do Wieży Ravenclawu, ale następnym razem może zostać w Wieży Gryffindoru, jeśli tak będzie lepiej - stwierdził Fred, nie patrząc na to, jak to musiało zabrzmieć.
- Albo odpowiednio wcześniej udacie się do waszych dormitoriów. Macie szlaban - powiedział Snape, nie chcąc słuchać ich wymówek.
- Świetnie, to już kolejny w tym roku - rzekł rudowłosy, przyzwyczajony do tego.
Sophie nigdy wcześniej nie miała szlabanu, więc nie podobało jej się to, zwłaszcza, że nic złego nie zrobili.
- W najbliższą środę o siedemnastej, a teraz idźcie do swoich dormitoriów. Natychmiast - rozkazał im.
W taki sposób poszli do siebie i musieli rozdzielić się po drodze. Sophie nie wiedziała, czy Sally już śpi, ale trochę będzie do opowiedzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro