Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział sześćdziesiąty

Sophie i Fred szybko zorientowali się, że znaleźli się w łazience Jęczącej Marty.

Duch podleciał do nich i zaczął ich okrążać, przypatrując się im uważnie.

- Nie, nie... To jednak nie wy. Chociaż wyglądacie znajomo - powiedziała Warren.

- Kim są Dorothy i Albert? - zapytał Fred, podczas gdy Sophie zaczęła myśleć o tym, czy zna kogoś o tych imionach.

- Dorothy Stevens była moją koleżanką z domu i jako jedna z nielicznych mi nie dokuczała. Chodziła z Albertem, ale potem się pokłócili - wyjaśniła Marta, a blondynka skojarzyła nazwisko.

To nazwisko miała jej babcia od strony mamy zanim wyszła za dziadka.

Z tym, że jej dziadek  ma na imię Tyler, więc Albert zapewne to jakiś były chłopak Dorothy.

- Jeśli się nie mylę, to chodzi ci prawdopodobnie o moją babcię Dorothy - rzekła Sophie, a Fred spojrzał na nią z zaskoczeniem. Nie spodziewał się, że przyjaciółka będzie wiedzieć o co chodzi duchowi.

- Podobna jesteś do niej trochę. Macie ten sam kolor włosów i oczu - zauważyła Marta. Tak bardzo była zajęta swoim odkryciem, że zapomniała nawet o jęczeniu.

- Nazywam się Sophie Mason i jestem wnuczką Dorothy i Tylera Millsów - rzekła dziewczyna.

- A ja jestem Fred Weasley - przedstawił się rusowłosy.

- Weasley, Weasley... Ile razy już słyszałam to nazwisko, oj dużo razy. Też masz rude włosy jak Albert i... - mówiła Marta, jednak w tej chwili drzwi od łazienki zaczęły się otwierać i duch poleciał zanurkować w toalecie. Sophie wiedzieli, że nie zdążą znaleźć żadnej kryjówki, więc z obawą zobaczyli kto wchodzi.

- Co wy tu robicie? - spytała ich Naomi, która najwyraźniej miała akurat patrol na tym korytarzu. To właśnie ona stanęła w drzwiach, patrząc na nich ze zdziwieniem.

- Wracaliśmy z Wieży Gryfonów i chcieliśmy dotrzeć do Krukonów - Sophie powiedziała prawdę, gdyż nie zamierzała okłamywać przyjaciółki.

- A ja już chciałem opowiedzieć jak gonił nas troll i dzielnie go obezwładniłem - rzekł Fred, a dziewczyny cicho prasknęły śmiechem.

- W tej chwili to lepiej uważać na Filcha, Snape'a, albo Prefektów Ślizgonów, którzy dyżurują na górnych piętrach - stwierdziła Chase, nie zauważając, że ktoś szedł korytarzem.

- Jakieś problemy panno Chase? - z daleka usłyszeli głos Snape'a, który akurat teraz przechodził na tym piętrze.

- Nie, nic takiego, tylko Jęcząca Marta znowu jęczy - Naomi szybko zamknęła drzwi od łazienki i starała się udawać, że nic się nie dzieje. Nie chciała wsypać przyjaciół.

Sophie i Fred postanowili szybko ukryć się w kabinach, z nadzieją, że Snape uwierzy w gadanie Puchonki.

- Proszę, mogłabyś nas nie wydać jak coś? - Sophie spytała cicho ducha z nadzieją, że ta się zgodzi.

- A będę coś z tego miała? - zapytała Marta.

- Na przykład? - zapytała cicho Mason. Fred uznał, że nie ma chyba rzeczy, którą można by dać duchowi, ale na szczęście milczał.

- Kiedy umarłam, Dorothy przychodziła tu od czasu do czasu. Brakuje mi jej, bo to była jedyna osoba, która mi nie dokuczała. Mogłabyś przyprowadzić tu kiedyś swoją babcię, żebym mogła z nią pogadać? - zapytała Warren.

- Dobrze - zgodziła się cicho Sophie, chociaż jeszcze nie wiedziała jak to zrobi. Zresztą będzie musiała się później dopytać babci o coś więcej na ten temat, ale teraz najważniejsze było nie dać się nakryć. Marta zaczęła latać po łazience i jęczeć dosyć głośno, by wydawało się, że tylko ona tam jest.

- Panie profesorze, ja mówię prawdę! Usłyszałam jakiś dźwięk, więc zajrzałam do łazienki i okazało się, że Marta znowu coś jęczala - mówiła Naomi, starając się przekonać Snape'a do swoich racji.

- Doprawdy panno Chase? Czy może znowu kombinujesz, by kogoś obronić? - zapytał ją nauczyciel.

- Ależ ja mówię prawdę - twierdziła uparcie Puchonka, przy okazji przypominając sobie ile razy pomagała ludziom, zamiast ich karać.

Podczas gdy niektórzy traktowali bycie Prefektem jako okazję do odejmowania punktów i dawania szlabanów, ona wolała traktować tą rolę jako kogoś, kto może pocieszyć lub ponoć osobom z danego domu lub innego, gdy coś się stanie. Natomiast przyjaciół nie zamierzała wydawać, w końcu znaleźli się tu dosyć przez przez przypadek i zaraz mieli wrócić do siebie. Nie robili przecież nic złego, tylko wyszli z Pokoju Wspólnego kilka minut za późno.

- To w takim razie może zajrzymy do środka, by zobaczyć jak się ma Marta? - ostatnie słowo Snape wypowiedział ze szczególnym naciskiem, gdyż cały czas wątpił w to, co mówiła Puchonka.

- Ale co tam sprawdzać, przecież mówię panu, że jak zwykle jęczała, że nikt jej nie lubi i wszyscy jej dokuczają - rzekła Chase, starając się zasłonić drzwi i mając nadzieję, że profesor odpuści.

- W takim razie dlaczego tak bardzo ci przeszkadza, że na chwilę zajrzę do tej łazienki? - zapytał mężczyzna.

- Bo... To damska łazienka - stwierdziła Naomi, szukając jakichś argumentów.

- Która jest nieczynna i nie wolno do niej wchodzić, więc nie powinno tam być nikogo oprócz ducha, czyż nie? - spytał mężczyzna rzeczowo.

- Oczywiście panie profesorze, ale ona ma teraz swoje humory i lepiej jej nie przeszkadzać - powiedziała Naomi, co wcale nie pomogło.

- Jako, że to duch, to myślę, że jej humor jest taki jak zawsze. Wchodzę - powiedział mężczyźna, po czym nacisnął klamkę. Blondynka odsunęła się, licząc, że przyjaciele schowali się w kabinach, a Snape tylko rzuci okiem i wyjdzie.

- Co robi mężczyzna w damskiej łazience? Co robicie w mojej łazience? Przyszliście się ze mnie naśmiewać, tak? - odezwała się Marta, kiedy weszli do środka.

- Czy oprócz nas jest tu ktoś jeszcze? - zapytał Snape, ignorując pytania ducha. Nie miał ochoty znowu wyjaśniać Marcie, że ta łazienka jest nieczynna i sprawdza, czy nie ma tu kogoś, kogo tu nie powinno być.

- Nigdy nikt mnie nie odwiedza, jestem samotna i nikt mnie nie lubi - rzekła Warren.

- Nie pytam, czy ktoś cię odwiedza, ponieważ nie wolno tu wchodzić. Ale pytam jedynie, czy w kabinach ktoś się ukrył? - dociekał Snape.

- Ja kiedyś się ukryłam, a potem unarłam - powiedziała Marta, a profesor miał wrażenie, że zaraz straci cierpliwość.

- Skoro nie chcesz mi pomóc, to sam sprawdzę kabiny - stwierdził mężczyzna, po czym podszedł do zamkniętych drzwi.

- Wychodzić stamtąd - nakazał Snape, jednak nikt nie zamierzał go słuchać.

Otworzył pierwszą toaletę, w której nikogo nie było. Podszedł więc do drugiej, która była zamknięta od wewnątrz.

- Masz otworzyć natychmiast, albo zrobię to zaklęciem - nakazał Snape, jednak nie dostał odpowiedzi.

Sophie i Fred wiedzieli, że Snape zaraz ich odkryje, jednak siedzieli cicho, licząc na cud. Naomi stojąc na zewnątrz również próbowała coś wykombinować, natomiast Marta latała po łazience i gadała do profesora eliksirów, który ją ignorował.

- Alohomora!

Severusa nie zdziwiło tak bardzo to, że zobaczył jednego z Weasleyów, gdyż już zdarzało mu się przyłapywać bliźniaków chodzących gdzieś po nocach, żeby zrobić kolejny żart. Co prawda nie wiedział, że ma aż takie dobre relacje z Prefektem Hufflepuffu, ale niezbyt obchodziły go prywatne znajomości uczniów.

- Weasley, cóż za niespodzianka - prychnął mężczyzna.

- Czyżby w którejś z pozostałych kabin ukrywał się twój brat? - spytał Snape, sądząc, że znowu przyłapał bliźniaków na jakimś nowym kawale.

- Nie ma go tutaj - rzekł Fred, licząc, że profesor nie zacznie sprawdzać pozostałych kabin.

- Zaraz się przekonamy - uznał mężczyzna, po czym zaczął rzucać zaklęcie otwierające na pozostałe kabiny.

- Cóż, panny Mason się tu nie spodziewałem. Minus trzydzieści punktów od Gryffindoru, Ravenclawu i Hufflepuffu - rzekł Snape, zanim zdążyli coś powiedzieć.

- Ale za co Puchonom? Przecież ja jestem na patrolu - zdziwiła się Naomi.

- Za to, że nie wykonujesz swoich obowiązków. A teraz wracaj na ten patrol, jeśli nie chcesz utraty kolejnych punktów - stwierdził ostro profesor, a dziewczyna wycofała się, wiedząc, że za wiele nie zdziała. Liczyła, że jej przyjaciołom uda się jakoś z tego wyjść. Tymczasem Marta przyglądała się temu z zaciekawieniem, gdyż w końcu coś się działo.

- To nie tak, jak pan myśli - powiedziała Sophie, chcąc jakoś ich wybronić.

- Fred mnie tylko odprowadzał do Pokoju Wspólnego, bo było późno już. A przecież nie powinniśmy chodzić sami, gdy w każdej chwili do zamku może wejść Syriusz Black - w tej chwili nie było ważne, czy wierzyła w jego niewinność, czy nie. Co prawda Black od dawna już nie próbował wejść do zamku, a Naomi mówiła, że jest bezpiecznym miejscu, jednakże Snape nie musiał tego wiedzieć. Oboje wyszli już z toalety i stanęli przed poirytowanym profesorem.

- Właśnie, chciałem pomoć Sophie przedostać się do Wieży Ravenclawu, ale następnym razem może zostać w Wieży Gryffindoru, jeśli tak będzie lepiej - stwierdził Fred, nie patrząc na to, jak to musiało zabrzmieć.

- Albo odpowiednio wcześniej udacie się do waszych dormitoriów. Macie szlaban - powiedział Snape, nie chcąc słuchać ich wymówek.

- Świetnie, to już kolejny w tym roku - rzekł rudowłosy, przyzwyczajony do tego.

Sophie nigdy wcześniej nie miała szlabanu, więc nie podobało jej się to, zwłaszcza, że nic złego nie zrobili.

- W najbliższą środę o siedemnastej, a teraz idźcie do swoich dormitoriów. Natychmiast - rozkazał im.

W taki sposób poszli do siebie i musieli rozdzielić się po drodze. Sophie nie wiedziała, czy Sally już śpi, ale trochę będzie do opowiedzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro