Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział szesnasty

Mecz Quidditcha między Gryffindorem, a Hufflepuffem miał rozegrać się już w tą sobotę. Tak więc wszyscy byli tym podekscytowani. Nie spodziewali się jednak, w jakich warunkach się to odbędzie.

- Oczywiście kibicujemy Gryfonom - zapowiedziała Eveline, kiedy Krukonki przygotowywały się do oglądania meczu.

- To dobrze, przynajmniej będę daleko od ciebie, wśród Puchonów - wtrąciła się Sally.

- Czyli wolisz kibicować przegranym? Niewiele im to pomoże - stwierdziła Fletcher.

- Jeszcze zobaczymy, kto przegra - odparła Diggle, po czym wyszła z dormitorium.

- Jestem pewna, że Gryfoni ich pokonają - rzekła Eveline.

- Może - powiedziała Sophie. Sama nie interesowała się za bardzo Quidditchem, ale wiedziała, o co w nim chodzi. Zresztą wszyscy starali się kibicować wybranym drużynom,  była to dobra okazja do rywalizacji oraz zdobycia punktów.

- Clara pewnie już czeka na dole. Chodźmy - powiedziała Eveline.

Po chwili Krukonki poszły w stronę boiska do Quidditcha. Były w płaszczach przeciwdeszczowych, gdyż dzień był bardzo pochmurny oraz deszczowy.

W końcu jednak usiadły koło kibiców Gryffindoru i zaczęły oglądać mecz. Nie zapowiadał się on zbyt kolorowo, zważywszy na trudną widoczność.

- Gryffindor! Niech wygra Gryffindor! - Fletcher nieprzerwanie skandowała. Zresztą pozostali kibice zarówno Gryfonów, jak i Puchonów starali się przebić przez szum deszczu.

Sophie natomiast trzymała kciuki, jednak nie krzyczała. Po pierwsze i tak nikt jej by nie usłyszał w tym wszystkim, a po drugie nie czuła się na tyle pewnie, by głośno coś powiedzieć.

Szukający Gryffindoru miał wyraźny problem, gdyż kilkukrotnie niemal zderzył się z tłuczkiem. W końcu zarówno Potter i Diggory zaczęli się ścigać po złoty znicz.

Nagle jednak coś się wydarzyło, gdyż Harry zatrzymał się, a później zaczął spadać. Zrobiło się też jeszcze zimniej. W końcu upadł nieprzytomny na ziemię. Dumbledore natychmiast zareagował, wbiegając na boisko i rzucając kilka zaklęć

W tym samym czasie Cedrik złapał znicza, a gdy się obejrzał, zobaczył nieprzytomnego Pottera.

Mecz się skończył, a Harry został zabrany do Skrzydła Szpitalnego na noszach. Diggory twierdził, że może powtórzyć mecz z powodu złych okoliczności, ale oficjalnie uznano, że Hufflepuff wygrał zgodnie z zasadami.

- Musimy ich pocieszyć, chodźmy za nimi - powiedziała Eveline. Dziewczyny zeszły już z trybun razem z resztą widowni, po czym ruszyły do zamku. Drużyna Gryfonów szła za Harrym do Skrzydła Szpitalnego.

Krukonki weszły za Gryfonami do środka, gdzie umieszczono Pottera na łóżku. W ogólnym zamieszaniu mało kto je od razu zauważył.

- Co wy tu robicie? - spytała Angelina, kiedy w końcu dostrzegła nieproszonych gości.

- Chciałyśmy powiedzieć, że naprawdę dobrze graliście i jestem pewna, że wygracie następne mecze - powiedziała Eveline.

- Tak się składa, że gramy z waszym domem, więc nie wiem czy dla was to tak dobrze. A teraz idźcie sobie, to nie czas na pogaduszki - odparł Oliver.

Sophie popatrzyła na drużynę Gryffindoru, stojących koło łóżka szpitalnego. W tej chwili wszyscy patrzyli na Krukonki. Miała wrażenie, jakby jeden z bliźniaków uśmiechnął się do niej. Jasne, bliźniacy prawie zawsze byli uśmiechnięci, ale teraz podobnie jak wszyscy martwili się o Harry'ego. Zastanawiała się, który z nich to może być. Zważywszy jednak na to, że kilka ostatnich tygodni pracowała z Fredem na zajęciach, miała wrażenie, że to może być on.

- Idźcie stąd, albo zawołam panią Pomfrey - powiedział Wood.

Fletcher popatrzyła na niego niechętnie.

- Chciałyśmy tylko zobaczyć co się stało. Idziemy już - rzekła, po czym dziewczyny wyszły ze Skrzydła.

- Wood najwyraźniej nie zrozumiał celu naszej wizyty - powiedziała Eveline, kiedy szły do Wieży Ravenclaw.

Sophie pomyślała, że może niepotrzebnie tam wchodziły. Co innego kibicować drużynie, a co innego chodzić za nimi dosłownie wszędzie.

Nic jednak nie powiedziała, nie chcąc urazić przyjaciółki. Ta natomiast przez całą drogę mówiła o tym, dlaczego powinny tam zostać oraz o przeraźliwieniu Olivera.

- Co za dyskryminacja. Dlaczego niby Krukonki nie mogą tam być - marudziła Eveline.

W końcu doszły do wejścia Pokoju Wspólnego.

- Jeśli umiesz mnie zatrzymać, jesteś dobrym przyjacielem. Znikam, gdy zna mnie zbyt dużo osób.Czym jestem? - spytała kołatka.

- Nie mam dzisiaj siły myśleć już. Czemu to nie może być normalne hasło, jak mają inne domy? - jęknęła Fletcher.

- Nie mam pojęcia, kto to wymyślał - stwierdziła Clara.

- Odpowiedź to tajemnica - rzekła Sophie, po czym przejście się otworzyło.

Krukonki weszły do Pokoju Wspólnego, pełnego ludzi. Następnie skierowały się do dormitorium.

W środku była już Sally, która szykowała się do wyjścia gdzieś.

- Pewnie się teraz cieszysz, że twoi ukochani Puchoni wygrali? - mruknęła Eveline.

- Skoro cię to tak interesuje, to cieszę się z wygranej, choć oczywiście szkoda, że kosztem czyjegoś zdrowia. Choć w sumie jakby w ciebie walnął tłuczek, to przynajmniej byłby spokój - odparła Diggle.

- Żeby ciebie zaraz coś nie walnęło - rzuciła Fletcher, jednak Sally już wychodziła z dormitorium.

Ich sprzeczki były niemalże codzienne i nie wiadomo było, czy kiedyś się skończą. Prawdopodobnie nigdy.

Z Wieży Ravenclaw zeszły dopiero na kolację. Usiadła na stole, mając jednocześnie widok na stół Gryffindoru. Dużo Gryfonów, w szczególności członkowie drużyny, było smutnych z powodu wypadku Pottera.

- Jak bliźniacy odejdą od stołu, to do nich podejdziemy - stwierdziła Eveline.

- Pewnie znowu będą się obok nich kręcić Angelina i Alicia. Czy one naprawdę nie mogą pójść gdzie indziej? - spytała Clara.

Rzeczywiście, gdy tylko po kolacji ruszyły w stronę bliźniaków, w tym samym czasie byli obok nich Lee, Angelina, Alicia i Katie.

- Czego znowu chcecie? - spytała Angelina, gdy się zbliżyły.

- Chciałyśmy jeszcze raz was pocieszyć i powiedzieć, że naprawdę dobrze było - powiedziała Eveline.

- Już to mówiłaś, powtarzasz się - zauważyła Johnson.

- Spokojnie Angelina. Dziewczyny, przyjmujemy wasze słowa, dziękujemy - odparł Fred.

Kiedy po kilku minutach szły w stronę Wieży, Eveline była zdenerwowana.

- Co ona sobie wyobraża? - mówiła na głos, mając na myśli Angelinę.

Po chwili zauważyły Taylora, który stanął im na drodze.

- Cześć Sophie! Piszę właśnie list do rodziców żeby go wysłać. Chcesz też coś w nim napisać? - spytał chłopak, ignorując pozostałe Krukonki.

- Jasne, gdzie go masz? - zapytała Sophie.

- Zostawiłem w Pokoju Wspólnym, możemy tam pójść we dwójkę - powiedział chłopak.

- Tu jest niebezpiecznie, nie powinna sama wracać - wtrąciła się Eveline.

- Spokojnie, o to nie ma co się martwić - rzekł chłopak.

Tak więc mimo niechęci przyjaciółki, Sophie poszła razem z Taylorem do Wieży Gryffindoru.

Najpierw natknęli się na Sir Cadogana, który bardzo chciał wyzwać kogoś na pojedynek. Jednak w końcu weszli do gwarnego Pokoju Wspólnego.

Był on pełen ludzi. Rodzeństwo skierowało się do jednego ze stolików, przy którym siedziały Alice, Tilly i Natalie.

- Cześć wam - przywitała się Krukonka.

- Cześć - przywitały się dziewczyny. Kiedy usiedli, Taylor pokazał jej swój list.

- Właściwie to zależało mi też na tym, żebyś się stamtąd wyrwała. Ale listy napiszemy - stwierdził chłopak.

Zabrali się więc za opisywanie ostatnich wydarzeń i rozmowie. W końcu Sophie powiedziała:

- Powinnam już iść, zaraz cisza nocna. Listy może wyślemy jutro, bo dzisiaj już chyba nie zdążymy.

- Możesz tu zostać nawet - powiedział brat.

- Dziękuję za propozycję, ale wrócę do siebie - odpowiedziała z uśmiechem.

- W takim razie odprowadzę cię - stwierdził chłopak.

- Sama mogę pójść - powiedziała dziewczyna.

- Wolę nie ryzykować. Lepiej pójdę z tobą - rzekł Taylor.

- Albo my możemy pomóc.

Rodzeństwo obejrzało się. Obok nich stali bliźniacy Weasley.

- Dlaczego mielibyście nam pomóc? - spytał Taylor.

- Bo mamy na to ochotę. Zresztą znamy się z Sophie z lekcji - powiedział Fred.

- Nie wiedziałem, że aż tak - rzekł młodszy Mason.

- Chodzimy razem do jednej klasy i jestem z Fredem w parze na eliksirach i zielarstwie - wyjaśniła Sophie.

- Chcemy po prostu pomóc  - stwierdził Fred.

- Czyli zgodzisz się pójść z kolegami, ale z bratem nie? - spytał Taylor.

- Tego nie powiedziałam. Sama pójdę, naprawdę - przekonywała Sophie.

- Nic jej nie będzie - powiedział George.

- Sophie, mówiłem że ci pomożemy. Więc chcemy być mili i cię odprowadzić do Wieży Ravenclawu - stwierdził Fred.

- Dobrze, niech będzie - zgodziła się dziewczyna.

To nie tak, że nie chciała ich towarzystwa, ale głupio jej było, że to robią.

Kiedy wyszli, spytała:

- Dlaczego właściwie mi pomagacie?

- Bo obiecałem, że ci pomogę i dotrzymuję obietnic - powiedział Fred.

- A ja razem z nim - dodał George.

- Tak właściwie, to nas rozróżniasz? - spytał Fred.

- Podobno mam się kierować tym, że Fred to ten milszy brat - powiedziała dziewczyna.

- Nieprawda, to ja jestem ten milszy - zaprotestował George, idący z lewej strony dziewczyny.

- Dobrze zapamiętałaś - stwierdził Fred, który był po jej prawej stronie.

Teraz, po tej wymianie zdań domyśliła się który jest który i przypatrzyła im się uważnie.

Choć obaj wydawali się identyczni, miała wrażenie, że jednak czymś się różnią. Na chwilę przystanęli, po czym zaczęła przyglądać się dokładniej.

Obaj mieli piegi na twarzy, jednak Fred miał ich kilka więcej na nosie. George natomiast miał minimalnie większe uszy, choć ciężko to było dostrzec.

- Już wiem, który jest który - powiedziała Sophie.

- W takim razie zamknij na chwilę oczy i otwórz, zobaczymy czy zgadniesz - odparł Fred.

Dziewczyna zamknęła więc oczy, a gdy je otworzyła, spojrzała na bliźniaków.

- Teraz stoicie odwrotnie. Ty jesteś Fred, a ty George - uznała dziewczyna.

- Jesteś pewna? - spytał George.

- Tak, jestem pewna - odparła dziewczyna.

Chłopcy byli zaskoczeni, że udało jej się tak szybko ich odróżnić.

- A teraz już serio powinnam się pośpieszyć, jeśli chcę zdążyć do Wieży Ravenclaw - stwierdziła Sophie.

- O to się nie martw, zdążysz bez problemu - zapewnił Fred.

- A jak nie, to uchronimy cię przed Filchem - dodał George.

- Jak? - zapytała, gdy szli do celu.

- Jest dużo miejsc, gdzie można się schować - rzekł Fred.

- I o których mało kto wie - powiedział George.

Na szczęście udało im się bezpiecznie dotrzeć do Wieży Ravenclaw. Chłopcy poszli dopiero, gdy zniknęła w Pokoju Wspólnym.

- Ona jest w łazience, połóż się to może cię nie zobaczy - powitała ją szeptem Sally, gdy weszła do dormitorium.

- Dziękuję, ale nie ma takiej potrzeby - odparła Sophie.

- Żeby nie było, że nie mówiłam - powiedziała Diggle, po czym zniknęła za kotarą.

- Gdzie byłaś tak długo? Martwiłam się - powiedziała Eveline, wychodząc z łazienki.

- Trochę się zasiedziałam, ale zdążyłam - odrzekła Mason.

Następnie poszła do łazienki, gdyż chciała już się umyć i iść spać. Gdy z niej wyszła, przyjaciółka już spała.

Sama położyła się w swoim łóżku i zasnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro