Rozdział sto trzynasty
Sophie w końcu dotarła do swojego dormitorium, a jej współlokatorki już spały.
Szybko się umyła i przebrała w piżamę. Jednak i tak wiedziała, że prędko nie zaśnie.
Rano, gdy wstała, Sally już nie było w dormitorium, natomiast łóżko Fletcher było zasłonięte.
Na szczęście brunetka, nawet jeśli tam była, to nie wyszła. Jednak Sophie musiała szybko się przebrać i ruszyć na dół.
Dziwnie jej było iść tak bez Sally. Czy przyjaciółka uwierzyła w ten list?
Gdy znalazła się w Pokoju Wspólnym, wszyscy nagle zaczęli na nią pokazywać i szeptać. Doświadczyła już tego rok temu, jednak wtedy była w tym razem z Sally i Naomi. Natomiast teraz prawdopodobnie chodziło o ten nieszczęsny list.
Czy jednak naprawdę ludzie nie mieli o czym gadać, tylko o tym, co stało się poprzedniego dnia w jej życiu?
- Poderwałaś już rudego Gryfonka i tego Puchonka od Jonesów, to kto następny? - odezwał się nagle jeden z siódmorocznych chłopaków siedzących na jednej z kanap pod ścianą, a jego koledzy mu zawtórowali rechotem.
- Zaproponowałbym już któregoś z nas, ale zaraz kończy się szkoła. Niech zajmie się młodszymi - prychnął drugi chłopak.
Sophie starała się nie zwracać na nich uwagi, jednak bolało ją to. W ciągu jednego dnia jej reputacja legła w gruzach i to przez co? Przez jakiś głupi list, którego nawet nie napisała?
Spojrzała w stronę tablicy ogłoszeń i zamarła.
Wisiało tam zdjęcie. Jednak nie byle jakie, albowiem przedstawiali ono ją i Michaela z dnia wczorajszego, gdy zbliżał się do niej. Co prawda samo zdjęcie wydawało się być z dużej odległości, ale mimo wszystko było to widoczne.
Było wykonane czarodziejskim aparatem, gdyż było widoczne, jak on się do niej zbliża. Jednak tego, że się uchyliła, już nie.
Wszyscy więc zapewne myśleli, że odwzajemniła pocałunek.
Było to bardzo dziwne, szczególnie, że była pewna, że nikogo nie ma tam oprócz nich i co najwyżej jakichś owadów.
Miała ochotę coś komuś zrobić oraz zniszczyć to zdjęcie. Podeszła więc do tablicy, zdjęła zdjęcie i zaczęła rwać je na kawałeczki.
Siódmoroczni zagwizdali.
- Możesz usuwać dowody, ale już za późno! W każdym Pokoju Wspólnym wisi takie zdjęcie i cała szkoła już o tym wie! - zawołał jeden z nich.
Sophie przerwała darcie zdjęcia, uświadamiając sobie coś.
Skoro zdjęcia znajdowały się w każdym Pokoju Wspólnym, to u Gryfonów na pewno też.
A więc bliźniacy na pewno już je widzieli.
Jeszcze nie zdążyli wyjaśnić pierwszej kłótni, a już zapowiadała się następna.
Było coraz gorzej.
Wyszła w końcu z Pokoju Wspólnego, a gdy zobaczyła, że nikt na nią nie czeka, znowu poczuła kłucie w sercu.
Wiedziała, że nie czekaliby na nią. Nie po tej kłótni.
Zresztą może już czekają na tą kolejną dziewczynę Freda, skoro się z kimś całował wczoraj?
Stop.
Starała się odsunąć na bok te myśli. W końcu sama padła ofiarą podstępu, więc może to nie było to, co myślała?
Mimo wszystko czuła się fatalnie.
Idąc korytarzami, wszędzie widziała wytykanie palcami i miała wrażenie, że każdy się z niej śmieje.
Może przesadzała. Może tylko tak się jej wydawało.
Jednak gdy kilka osób krzyknęło coś o "Podrywaczce", wskazując w jej stronę, nie miała wątpliwości.
A przecież ona nic nie zrobiła.
Tyle osób naookoło kogoś zdradza, albo robi afery. Dlaczego akurat o niej tak bardzo wszyscy dzisiaj rozmawiali?
Może ten temat niedługo rzeczywiście minie i zacznie się inny. Dla nich to chwilowa rozrywka, ale ją to bolało.
Po tylu miesięcach chodzenia tymi korytarzami z chłopakiem i przyjaciółmi naprawdę dziwnie było być samej.
I na dodatek w takich okolicznościach.
Koło Wielkiej Sali dostrzegła Sally i Naomi gadające o czymś i postanowiła do nich podejść.
- Powiedzcie, że chociaż wy mi wierzycie, że tego nie napisałam. I nie całowałam się z Jonesem - powiedziała Sophie wręcz błagalnie, licząc, że przyjaciółki ją zrozumieją.
- Znaczy... - zawahała się Sally, na co Sophie spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Nie wierzysz mi? - spytała zdziwiona i trochę zawiedziona. Szatynka przygryzła wargę, po czym odparła:
- To znaczy z tym listem to dziwna sprawa i jeszcze to zdjęcie.. Przecież tam widać wyraźnie, że się całujecie! - stwierdziła Diggle, a dla Sophie to było jak cios w policzek.
- Ja się odsunęłam! Ktoś zrobił to specjalnie, by mnie upokorzyć! - krzyknęła głośno blondynka. Czuła się zrozpaczona. Jak Sally w ogóle mogła tak pomyśleć?
- Powiedzmy, że muszę trochę to wszystko przemyśleć. To, że prawdopodobnie całowałaś się z moim byłym, a przynajmniej tak to wyglądało. I to wszystko jest dziwne - stwierdziła Sally, po czym odeszła od nich, jednak nie idąc w kierunku Wielkiej Sali. Sophie niedowierzała, że to naprawdę się stało.
- Dlaczego Sally tak się zachowuje? Ty mi wierzysz, czy nie? - Sophie zwróciła się do Naomi.
Puchonka westchnęła.
- Nie sądziłam, że dojdzie do sytuacji, w której będę musiała stać między wami. Jednak tak, wierzę ci. Nie zapominajmy, że w mojej rodzinie wiadomo już, jak to jest w coś wrobionym - powiedziała Naomi, nawiązując tym do swojego taty.
Oczywiście to może i były nieporównywalnie dwie różne sytuacje, ale i tak nie zmieniało to faktu, że obie niesprawiedliwe.
- Przynajmniej ty mi wierzysz - powiedziała Sophie, po czym przytuliła się do przyjaciółki.
- Co do Sally, to myślę, że jej przejdzie. Myślę, że jest rozdarta, ponieważ czuje coś do George'a, który jest jednak bliźniakiem Freda. Oczywiście sama jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy - wyjaśniła Naomi, a Sophie musiała przyznać, że była to ciekawa dedukcja.
Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal bolało.
- A George co na to wszystko? - zapytała Sophie, zastanawiając się, jakie on ma zdanie.
W końcu nawet bliźniacy nie zawsze musieli mieć jednakowe zdanie.
- No właśnie jeszcze nic. Sally przyjęła, że on się z tym zgadza, ale jeszcze z nim nie rozmawiałyśmy - stwierdziła Naomi, a Sophie złapała się za głowę.
Co tu się wyprawiało?
Dziewczyny weszły do Wielkiej Sali, gdzie o dziwo nie było bliźniaków, ani Lee, którzy zapewne w ogóle nie pojawili się w Wielkiej Sali. Natomiast zobaczyły Taylora z Alice, Tilly i Natalie, do których podeszły.
Sophie usiadła koło brata wyjaśniła mu całą sytuację. Na szczęście on i jego przyjaciółki to zrozumiały, chociaż trochę niezręcznie było jej mówić o tym przy Alice, która w końcu była siostrą Michaela.
Ta natomiast zaczęła się zastanawiać, kim może być ta tajemnicza Marti i czemu ona jako siostra, nie zauważyła nikogo takiego w pobliżu brata. Uznała także, że musi z nim pogadać i to porządnie.
Taylor natomiast deklarował, że może jako jej brat spróbuje wyjaśnić co nieco z Fredem, jednak ona nie chciała, by to zrobił. Wiedziała, że sama powinna z nim porozmawiać, lecz nie wiedziała, kiedy. W końcu na razie nie chciał z nią rozmawiać.
Bolesne było pójście na lekcje, gdzie w końcu spotkali bliźniaków, rozmawiających z Sally i Lee.
Sophie westchnęła, wiedząc, że musi zrobić, co trzeba.
- Chciałabym z wami porozmawiać - rzekła dziewczyna, podchodząc razem z Naomi do grupki.
- Nie mamy o czym rozmawiać - powiedział chłodno Fred, a ona poczuła, kłucie w sercu.
- Mamy i to dużo. Ja nie napisałam tego listu, ani nikogo nie całowałam. On próbował mnie całować, ale się odsunęłam - powiedziała Sophie, jednak to nie pomogło.
- Akurat. Wydawałaś się bardzo chętnie to robić, podobnie jak chętnie z nim tańczyłaś podczas Balu i wpadłaś w jego ramiona. A o upojnej nocy w jego rezydencji nawet nie chcę słyszeć - warknął Fred. Przyjaciele patrzyli na nich z wyczekiwaniem.
- Jakiej upojnej nocy? Tego to nawet w tym liście nie było! I nic takiego nie miało miejsca! - powiedziała głośno Sophie.
- Idź do tego swojego bogatego kochasia, może ci da cały zestaw biżuterii - burknął Fred.
- Co? On nie jest żadnym moim kochasiem! A ty wczoraj całowałeś się z jakąś inną dziewczyną wieczorem! - palnęła, zanim zdążyła pomyśleć.
Wywołało to szok na twarzach wszystkich zgromadzonych.
Pozostałe osoby z ich klasy również się temu przypatrywały. I wiadomo było, o czym będą rozmawiać potem.
- Z nikim się nie całowałem! Odwracasz kota ogonem! - stwierdził Fred zirytowany.
Dziewczyna była wściekła. Czy naprawdę wszystko było przeciwko niej? Dlaczego Fred nie chciał jej wierzyć?
- Nie odwracam kota ogonem! Widziałam cię wczoraj z kimś! - stwierdziła uparcie Sophie, myśląc, że może to on próbuje się wymigać.
- Ja nikogo nie całowałem! George też na pewno nie, bo by mi powiedział! - stwierdził Fred, na co wspomniany tylko otworzył usta, jakby zastanawiając się, co powiedzieć.
Wtedy jednak zostali zawołani na lekcje.
Przez cały dzień Sophie nie rozmawiała z nimi. Było jej przykro, że przyjaciele w większości odwrócili się od niej.
Wręcz nierealnym wydawało się możliwość skupienia w tym wszystkim na nauce.
Mimo wszystko wieczorem starała się czytać książkę do Transmutacji, z której przygotowywała się do egzaminów. Siedziała na swoim łóżku, przy odsłoniętych kotarach, natomiast niedaleko spała Sally - przy zasłoniętych.
Sophie miała nadzieję, że zdąży pójść spać, zanim wróci Fletcher, lub ta ją zignoruje, jednak przeliczyła się. Gdy brunetka wróciła do dormitorium, jej wzrok od razu skierowała się w stronę blondynki.
- Oh cześć Sophie, jak miło cię widzieć - powiedziała milutko Eveline, podchodząc do jej łóżka.
- A ciebie niemiło - odburknęła Sophie, odkładając książkę. Miała nadzieję, że Fletcher da już spokój, jednak tego nie zrobiła. Zamiast tego usiadła na brzegu jej łóżka, po czym powiedziała:
- Wiesz, słyszałam, co się stało i jest mi bardzo przykro z tego powodu. Nie wiem, jak ludzie mogą posądzać cię o takie coś - powiedziała Eveline, przykładając sobie dłoń do serca. Wyglądała na bardzo zaniepokojoną, jednak Sophie wiedziała, że to tylko gra pozorów.
- I kto to mówi, ktoś, kto rok temu próbował mnie wrobić i rozsiewał plotki na mój temat? - zapytała blondynka, nie owijając w bawełnę.
Eveline powoli skierowała swoje spojrzenie w bok, po czym smutno powiedziała:
- Wiem i szczerze za to przepraszam. I za wszystko, co stało się wcześniej. Byłam głupią dziewczynką, która chciała mieć władzę, ale już dojrzałam. Naprawdę, zmieniłam się.
Sophie miała ochotę wywrócić oczami. Jeśli coś się zmieniło, to sposób manipulacji. Bo musiała przyznać, że ta manipulacja była na o wiele wyższym poziomie niż wcześniej.
Mimo tego, że była to bardziej subtelna manipulacja, to ona ją dostrzegła, bo wiedziała na pewno to, że nie warto ufać Fletcher.
Dziwiła się, że kiedyś tego nie dostrzegała. Jednak nie zamierzała popełniać tego samego błędu.
Świetnie pamiętała także rozmowę z biblioteki i to, jak Fletcher wyraziła chęć zostania prawą ręką Richards. I to, że nazwały ją głupią blondyneczką.
Miało to miejsce calkiem niedawno. A ona zamierzała pokazać, że nie jest taka głupia, za jaką ją uznały.
- Nie zamierzam być służką twoją i twoich koleżanek ze Slytherinu. Już wolę nikogo nie mieć, niż przyjaźnić się znowu z tobą - powiedziała wprost blondynka.
- Oh, ależ ja to doskonale rozumiem! Absolutnie nie chciałabym czegoś takiego. Właściwie chodziło mi o pewnego rodzaju współpracę. Bo widzisz, miło byłoby mieć u swojego boku osobę z tego samego domu. Tak, żeby Chyna i Geraldine nie mówiły cały czas, że stanowią Ślizgońską większość - powiedziała Eveline zarazem wyglądając na oburzoną takimi oskarżeniami.
Sophie jednak pamiętała, że jeszcze niedawno Fletcher jakoś nie zależało na Ravenclawie.
- Ah, a co Clarą? Czemu przyszłaś z tym akurat do mnie? - spytała Sophie.
- Bo zobaczyłam, że twoi przyjaciele cię zostawili, więc zrobiło mi się cię szkoda i chciałam ci pomóc - rzekła Eveline.
W to również Sophie jej nie wierzyła. To bardzo ciekawy przypadek, że postanowiła pogadać z nią akurat, gdy się pokłóciła z przyjaciółmi.
- Cóż, to poszukaj sobie kogoś innego. W przyjaźni kłótnie się zdarzają. A poza tym ja mam też Lunę, Naomi, Taylora, Alice, Tilly i Natalie - wymieniła kilka osób, które jej pomogły. Z Luną co prawda dzisiaj nie gadała, ale i tak miała nadzieję, że może na nią liczyć. Były co prawda Sanne i Branca, ale nie wiedziała, czy one będą się mieszać w to wszystko. W końcu były to tylko znajome, które zaraz odjadą daleko stąd.
Mimo wszystko chociaż rozpaczała, to zdecydowanie nie zamierzała otwierać się przed Fletcher.
Już dawno minęły czasy, gdy ta była w stanie nią manipulować.
- Ależ przecież nie zakazuję ci się z nimi spotykać. Skądże. Ja przecież przyjaźnię się z Chyną i Geraldine, ale też i z Clarą, oraz chcę z tobą. Proszę, daj mi szansę - prosiła Eveline, a Sophie uznała, że to jest coraz bardziej podejrzane.
- Straciłaś już dawno swoją szansę. Teraz wolałabym, żebyśmy po prostu się wzajemnie ignorowały - powiedziała blondynka, po czym zeszła z łóżka, chcąc pójść do łazienki. Liczyła, że może zakończy tym temat.
- Ależ ja naprawdę chcę ci pomóc. Razem z Chyną i Geraldine możemy naprawić twoją reputację w szybki sposób. Wystarczy, że powiesz kilka słów, a będziesz mogła razem z nami być wysoko w hierarchii uczniowskiej. Nawet nie wiesz, co może zdziałać znajomość z kimś takim jak Chyna - powiedziała Eveline, na co Sophie skrzyżowała ręce na piersiach i popatrzyła na dawną przyjaciółkę, mając ochotę coś jej zrobić.
Może i nie zachowywała się zbyt miło, lecz to nie była osoba, przy której chciałaby się uzewnętrzniać.
- W jaki niby sposób miałybyście mi pomóc? - zapytała, zastanawiając się, o co może chodzić.
- Wystarczyłoby tylko naprawdę kilka słów. Na przykład gdybyś tak powiedziała o tym, że zostałaś zmuszona do tego związku przez bliźniaków. Wiem jak to brzmi, ale uwierz mi, że oni i tak są popularni. Im to aż tak nie zaszkodzi, a tobie pomoże - zasugerowała Fletcher, a Sophie aż zmroziło od tego, co usłyszała.
Czy naprawdę Fletcher sądziła, że ona da się w to wplątać?
- Nigdy tego nie zrobię. Nie zrobię czegoś takiego Fredowi, George'owi, Sally, ani nikomu innemu. To jest podłe i nie zamierzam kłamać i twierdzić, że to była prawda. Nigdy tego nie zrobię - rzekła Sophie, powtarzając zdanie kilkakrotnie. Była oburzona tym, że Fletcher nawet coś takiego jej proponuje. Gotowało się w niej od emocji z tego wszystkiego.
- Wiem jak to brzmi, ale naprawdę, wszystko będzie dobrze. I tak zaraz koniec szkoły, a przez wakacje wszyscy o tym zapomną. Jednak przyjaźń z nami zostanie - przekonywała ją Eveline.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Kiedy do ciebie dotrze, że nie zamierzam zrobić czegoś takiego? Nie jestem taka podła, jak ty. W przeciwieństwie do ciebie, ja mam godność i nie będę zniżać się do tak ich rzeczy - to Sophie mówiła coraz głośniej i głośniej. Nie powstrzymywała się, ale widać było, że Fletcher i tak próbowała dalej.
- Ale naprawdę Sophie, to nie będzie aż takie złe, jak ci się wydaje - rzekła Eveline, na co blondynka już nie wytrzymała.
- Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Nie będzie takie złe? To jest po prostu p-o-d-ł-e. I nie zmienię zdania - powiedziała Sophie, po czym zrobiła coś, czego w życiu nikt by się nie spodziewał po niej.
To zadziało się w ułamku sekundy.
Nagle nabrała ochoty, żeby uderzyć Eveline, żeby ta się zamknęła.
Nim zdążyła bardziej pomyśleć, jej zaciśnięta pięść powędrowała prosto w stronę policzka Fletcher, uderzając ją i zaskakując Krukonki.
Jak do tego doszło?
Nigdy wcześniej nikogo nie uderzyła. A teraz pod wpływem emocji zrobiła coś takiego.
Podczas gdy brunetka złapała się za policzek i popatrzyła na nią zdziwiona, Sophie odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia z dormitorium.
Szybko zbiegła na dół, do Pokoju Wspólnego, starając się nie zwracać uwagi na siedzących tam jeszcze ludzi. Wybiegła z Wieży, po czym usiadła na szczycie schodów.
Musiała ochłonąć.
Czy ona naprawdę to zrobiła?
Była w wielkim szoku. Zarazem jednak wiedziała, że brunetka zasłużyła na karę. Jak w ogóle śmiała coś takiego proponować? I sądzić, że Sophie zgodzi się na coś takiego?
Nagle usłyszała, że ktoś wchodzi po schodach, po czym zorientowała się, że nie wzięła różdżki z dormitorium.
Przestraszyła się, jednak na szczęście niepotrzebnie.
Wkrótce zobaczyła, że po schodach wchodziła Ruby Collins, przyjaciółka Katie Bell.
- Co się stało? - zapytała Ruby, widząc Sophie siedzącą na schodach. Miała ze sobą swoje ukulele, na którym zapewnie dopiero co grała.
- Nic takiego - odparła, chociaż nie była to prawda. Nie chciała jednak sprawiać nikomu kłopotu ani wplątywać w sprawy, które nie były ich.
- Hej, wiem, że się może nie znamy jakoś bardzo, ale wiem, że czasami trzeba się wygadać - stwierdziła Ruby, po czym usiadła obok niej na schodku. Ukulele położyła obok siebie.
- Po prostu ostatnio trochę się złego dzieje w moim życiu - odparła Sophie smutno.
- Cóż, nie będę ukrywać, że słyszałam co nieco. Jednak nie jestem od tego, by cię oceniać. Ani mówić, czy ci wierzę czy nie, chociaż i tak coś mi mówi, że nie wszystko jest takie proste - powiedziała Collins, a Sophie przyjęła to z ulgą.
- Szkoda, że najbliższe mi osoby tego nie rozumieją - westchnęła Mason.
- Najwyraźniej nie przeczytali jak ja wszystkich części Sherlocka Holmesa, ani innych książek detektywistycznych. Po takiej lekturze wszędzie widzi się wszystko, jakby było zagadką - powiedziała Ruby, na co Sophie uśmiechnęła się lekko.
- Też czytałaś? Nie sądziłam, że ktoś w Hogwarcie też zna te książki - odparła blondynka.
- Jestem mugolaczką, to dlatego trochę się orientuję w nich - wyjaśniła Ruby.
- O, a ja co prawda jestem czystej krwi, ale to nie ma dla mnie znaczenia. Moja mama pracuje w mugolskiej księgarni w moim mieście - rzekła Sophie, wdzięczna mimo wszystko za tą pogawędkę.
Chyba potrzebowała trochę z kimś porozmawiać, choćby o czymkolwiek.
Ruby uśmiechnęła się.
- W takim razie miło słyszeć! I naprawdę spokojnie, będzie jeszcze dobrze - powiedziała pocieszająco piątoroczna.
- Oby. Masz coś takiego czasami, że zrobisz coś pod wpływem chwili, a potem zastanawiasz się, czy powinieneś żałować? Właśnie poraz pierwszy kogoś uderzyłam. Ale jest to osoba, która wielokrotnie mi szkodziła, a teraz chciała, bym zraniła bliskie mi osoby. Może i się z nimi pokłóciłam, ale nie znaczy to, że zamierzam ich zdradzać - powiedziała Sophie. Wyrzuciła z siebie to, co leżało jej na sercu.
- Nie miałam tak, ale myślę, że dobrze zrobiłaś. Taka osoba powinna dostać to, na co zasłużyła. I oczywiście nie można nikogo zabijać, ale jakaś nauczka się przydaje - stwierdziła Ruby.
- Może rzeczywiście, ale i tak czuję się z tym dziwnie - odparła Sophie.
- Chcesz się przytulić na pocieszenie? - zaproponowała Collins, wiedząc, że to też czasami pomaga.
- Tak - odparła Sophie i po chwili przytuliły się.
Bo czasami trzeba komuś po prostu powiedzieć, co się czuje.
I najzwyczajniej w świecie się komuś wygadać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro